Autonomia według Przewdzinga

Ostatnie upalne dni połączone z sezonem ogórkowym stworzyły potencjał nieprzewidywalny – mieszankę wybuchową, która eksplodowała pomysłem Dietera Przewdzinga, burmistrza Zdzieszowic na Opolszczyźnie. A imię jego: autonomia Śląska.Nie jakiegoś autonomicznego skrawka Górnego Śląska, któremu taki  status nadała II Rzeczpospolita, ale Śląska w prawie historycznych granicach: gdzieś od Nysy Łużyckiej po rogatki Sosnowca. A może z Sosnowcem i Dąbrową Górniczą? – sprawa do uzgodnienia. Autonomiczny Śląsk z Wrocławiem, Opolem i Katowicami. Robi wrażenie. Dieter, kolego, czy wszystko dobrze przemyślałeś? Czy wiesz, dokąd zmierzasz? Przecież proponujesz autonomię przede wszystkim  Polakom.

Policz: w trzech województwach – dolnośląskim, opolskim i śląskim – mieszka ponad 8,5 mln ludzi. Około 50 tys. czystych Niemców i blisko 400 tys. tak samo czystych (choć nie  uznawanych) Ślązaków – podaję identyfikacje, w których było tylko jedno wskazanie, bez innych konfiguracji narodowościowych. To wynika z ostatniego spisu.

Burmistrz Przewdzing to nie byle kto – rządzi Zdzieszowicami od 38 lat. Najpierw jako naczelnik, a po 1990 r. – burmistrz. Pisaliśmy o nim z okazji 25 – lecia sprawowania władzy (Polityka 2001 – 05 – 05, Jak się ojca nie bać?) – co już wtedy było politycznym rekordem kraju. „Przetrwał Gierka, Kanię, Jaruzelskiego, Wałęsę i pewnie będzie burmistrzem jak już Kwaśniewski przestanie być prezydentem”. No i wykrakałem.

Związany od lat z Mniejszością Niemiecką (choć nie jest członkiem Towarzystwa Społeczno – Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim) – twierdzi, że nikomu nie musi nic udowadniać! Z dumą podkreśla, że w latach PRL nie zmieniał nazwiska i nie wypierał się niemieckich korzeni, choć w tamtych czasach Krolle zmieniali się na Króle – a potem z powrotem.

Urodził się w 1944 w Rozwadzy (w latach 1936 – 1945 Annengrund), wsi pod Zdzieszowicami, której nazwa zobowiązuje. – Jak się urodziłem w rodzinie niemieckiej, w tym miejscu i czasie, to kim mam się czuć? – pytał. Śląskim Niemcem. To ważne, bo do tej pory Mniejszość Niemiecka dystansowała się od pomysłów Ruchu Autonomii Śląska, marzącego o reaktywacji stanu  niemal według przedwojennych wzorców. A tu masz, taki pasztet. Niemiec za autonomią! O co toczy się ta gra? Wiadomo, o kasę !

Od 2006 r. dochody gminy Zdzieszowice, niegdyś zaliczanej do najbogatszych w kraju, spadły o blisko 20 mln zł. Największa w kraju Koksownia „Zdzieszowice”, dobroczynna żywicielka gminy – tu płaciła podatki. Ale po sprzedaniu Mittalowi – dziś to ArcelorMittal Poland – lwia część pieniędzy trafia do Dąbrowy Górniczej, gdzie koncern ma swoją siedzibę. A zyski idą do Londynu, gdzie mieszka Lakshmi Mittal z rodziną, właściciele stalowego giganta – i tam płacą podatki od dochodów osobistych. Inne firmy przeniosły swoje siedziby ze Zdzieszowic do stolicy – i tam, zgodnie z prawem, rozliczają się z fiskusem. Przewdzing uważa to za draństwo i kwestionuje prawo, które dopuszcza przenoszenie  firmowych siedzib w dowolne miejsca, gdzie tylko chcą.

Publicznie twierdzi, że Warszawa rozkrada śląski majątek – bo wypompowuje pieniądze z samorządów i na tym się bogaci. A takie Zdzieszowice biednieją i nie mogą wysupłać na żadne inwestycje z prawie już pustego mieszka. Chce lepszego Śląska, który powinien rządzić się sam jako autonomiczna jednostka.

No i zawrzało. W świat poszło, że burmistrz chce odłączenia Śląska od Polski. PiS na Opolszczyźnie wezwało burmistrza do dymisji i zagroziło prokuratorem. Ma zbadać, czy to czasem nie nawoływanie do waśni narodowościowych i czy ustrój RP nie jest zagrożony. Na koniec sierpnia politycy PiS zapowiedzieli manifestację w Zdzieszowicach pod hasłem i transparentem: ”Tu jest Polska”. Na wypadek, gdyby ktoś jednak miał wątpliwości.

Oświadczenie w sprawie propozycji Przewdzinga wydała także opolska PO: „Szerzenie tez, że autonomia jest remedium na wszystkie bolączki samorządów, jest szkodliwe i opiera się na utopijnej wizji państwa bez różnic w rozwoju regionów i lokalnych struktur samorządowych. Koszty społeczne w przypadku lokowania dochodowej produkcji o wysokiej uciążliwości dla środowiska, są nieraz bardzo wysokie, a korzyści dla lokalnych społeczności niewielkie. Tak jest w przypadku Zdzieszowic. Jednakże oderwanie Śląska od Polski nie da oczekiwanych przez burmistrza rezultatów” – rzecze partia rządząca.

Problem w tym, że Przewdzing nie chce nic od Polski odrywać – sam uważa, że: Tu jest Polska! Chce tylko autonomii dla Śląska, na początek mogłyby do niej dołączyć także Małopolska i Wielkopolska – ale ma być to autonomia w granicach Polski. Chodzi o pewien dystans od stolicy i jej urzędników, którzy stanowią prawo pozwalające  łupić samorządy. Autonomia regionalna i finansowa, a nie narodowościowa.

Przywołując przykład Bawarii chętnie wzorowałby się na niemieckich landach (już widzę jak go publicznie wieszają za chęć rozbicia unitarnego charakteru Polski), w których jedna trzecia zysków z firm zostaje w gminie, w której one funkcjonują i produkują. Taka sama część idzie na rzecz landu, a resztę dostaje Berlin. U nas, według samorządowca, dwie trzecie bierze Warszawa, a resztę dzieli się między gminę, powiat i województwo.

Podatki zawsze budziły emocje. Nie bez przyczyny Benjamin Franklin stwierdził dawno temu, że pewne są tylko one i śmierć, a pewien dowcipniś uściślił, że podatki są gorsze, bo śmierć nie przychodzi co rok.

Kraków walczy o podatki od oddziałów firm funkcjonujących pod Wawelem, których siedziby sprytnie egzystują w innych miastach i państwach. Takie walki najczęściej przechodzą bez echa – chyba, że ktoś, jak Przewdzing, do podatków i dochodów dołoży autonomię – no, wtedy larum jak kraj długi i szeroki: Polska w niebezpieczeństwie!

Burmistrz Przewdzing rzucił myśl i puścił autonomiczne oko – pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie upały i gorączka w głowach. Rzeczywista i polityczna.