Godzina „Ś” nadciąga

Godzina ważna dla Śląska, żadnych jednak skojarzeń z godziną „W” – bardzo proszę. Godzina „Ś” wygląda tak sobie – jeśli nie wypali, co przecież może się zdarzyć, lub nie wybrzmi dostatecznie dumnie, to wtedy ho, ho – symbolicznych liter w alfabecie pozostaje w bród – choćby „P”, „R” i „Z”.

Godzina „Ś” to początek proklamowanej inicjatywy „13 stycznia”, która ma doprowadzić Ślązaków do ustawowego zagwarantowania im statutu mniejszości etnicznej. Stoi za nią Ruch Autonomii Śląska, Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej (skasowane w grudniu 2013 r. przez Sąd Najwyższy), Rada Górnośląska, skupiająca kilka śląskich i górnośląskich stowarzyszeń, oraz trzech parlamentarzystów: niezależny senator Kazimierz Kutz, posłowie Marek Plura (PO) i Piotr Chmielowski (SLD). Pomysłodawcą inicjatywy i jej liderem jest Jerzy Gorzelik – przewodniczący RAŚ.

O co chodzi „13 stycznia”? Ma być odpowiedzią na decyzję Sądu Najwyższego, który miał czelność stwierdzić, że Ślązacy nie są odrębnym narodem – stąd decyzja o rejestracji SONS była błędem. W tej inicjatywie nie chodzi już o „narodowość”, tylko o „śląską mniejszość etniczną”, która powinna być dopisana do ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych. Ślązacy trochę więc spasowali, choć śląskim radykałom to się nie podoba.

Nie ma ścisłych definicji, kto jest „narodowy”, kto „etniczny”. Przyjęło się za tych ostatnich przyjmować grupy ludności, które nie mają odniesienia do państw funkcjonujących na obecnej scenie międzynarodowej. Ślązacy – a w ostatnim spisie powszechnym czysto śląską deklarację złożyło 436 tys., do tego 400 tys. zadeklarowało się w różnych narodowościowych konfiguracjach (m.in. Polacy – Ślązacy i Ślązacy – Polacy) – byliby w etnicznej kategorii razem z Karaimami (kilkaset osób), Łemkami (10 tys.), Romami (17 tys.) i Tatarami (23 tys.). O podobny status mogliby powalczyć Kaszubi (ponad 23 tys.), ale jakoś się nie palą – na razie poprzestali na uznaniu języka. Ślązacy, jako mniejszość etniczna, mieliby sporo praw do finansowego wsparcia instytucji kulturalnych i artystycznych oraz szeregu inicjatyw służących zachowaniu tożsamości kulturalnej, w tym pielęgnowania godki.

Żeby wejść do ustawy inicjatorzy chcą zebrać 100 tys. podpisów – i wnieść obywatelski projekt. To powinna być bułka z masłem, ale do legalizacji Ślązaków droga jeszcze daleka (w Sejmie przepadły przecież projekty z milionem podpisów – ta oferta może podzielić ich los). Chyba że Jerzy Gorzelik pozbędzie się swojej znanej wszem wobec przypadłości zdiagnozowanej krótko i jasno: alergia na Polskę i polskość jako taką. Przypadłość ta, nieskrywana – wręcz obnoszona z lubością na sztandarze – wywołuje u posłów różnych maści reakcje wymiotne na RAŚ, samego Gorzelika i wszelkie śląskości. Jeśli mógłbym służyć życzliwą radą z racji wieku – zachęciłbym go do znalezienia jakiejś osobnej drogi do polskiej Kanossy i ciut Polakom odpuścił. Bo inaczej, Panie Jurku, trudno będzie naprawić „śląski zegarek”. I znowu będzie po ptokach!

W tym projekcie łatwo dostrzec elementy ważne i ważniejsze. Te drugie to jesienne wybory samorządowe – bo właśnie zbiórka podpisów ma odbyć się za kilka miesięcy. I właśnie ta inicjatywa ma wieźć RAŚ do wyborczego sukcesu. Kampania wyborcza autonomistów już się zaczęła. Ich mobilizacja też. Co do sukcesu – to na dwoje babka wróżyła, jak zawsze. Współudział RAŚ w rządach wojewódzkich, wdrażana polityka historyczna i kulturalna (będąca w gestii autonomistów) – wykopał rowy podziałów między sami Ślązakami, jakich przed poprzednimi wyborami i spisem powszechnym nie było! Dobry wynik RAŚ (bez dyplomatycznej Kanossy) może tylko zwiększyć poziom alergii w Warszawie.

Zaczęła się kolejna gra o Ślązaków. Kazimierz Kutz widzi już, jak ta oddolna inicjatywa zradza śląski ruch obywatelski – wyjątkowy w skali kraju. Jak znam kraj, to słyszę już pytanie: a dokąd ten ruch miałby Śląsk zaprowadzić? Poseł Plura widzi wpisanie Ślązaków do ustawy, jako obronę śląskiej tożsamości przed… promowanym makroregionem Katowice – Kraków (Krakowice), w którym Śląsk dla Małopolski miałyby być przystawką, a w nowej rzeczywistości Ślązakom jeszcze trudniej byłoby znaleźć dla siebie miejsce. Pewnie niektórym, bo są też i entuzjaści Krakowa. Ta więc rodzą się nadzieje – i nowe demony.

W każdym razie godzina „Ś” została zapowiedziana. Wypada spokojnie, bez obaw i hurra – optymizmu, poczekać, aż wybije.