Prezydentów cenna wiara w cud

Skrzyknęli się, zwarli szeregi i na jesieni zamierzają przejąć władzę w Sejmiku Śląskim. Mowa o bezpartyjnych prezydentach kilku miast Śląska, planujących utworzyć wspólną listę w najbliższych wyborach samorządowych.

Pod inicjatywą podpisało się do tej pory siedmiu prezydentów miast, liczących w sumie około 1 mln mieszkańców. W imię jakiej idei? W odezwie do wyborców i innych samorządowców pytają: „Czy po raz kolejny oddamy nasz region w ręce partyjnych funkcjonariuszy uzależnionych od swoich szefów z Warszawy czy Gdańska?”. I dalej: „Jako grupa doświadczonych, bezpartyjnych samorządowców uważamy, że naszym obowiązkiem jest zaproponowanie mieszkańcom alternatywy. Uważamy, że nadszedł czas ograniczenia dominacji skłóconych partii politycznych w Sejmiku naszego województwa. Partii, których nieudolność i brak kompetencji obserwujemy od lat”.

Sygnatariusze apelu (prezydenci: Gliwic, Bytomia, Jaworzna, Knurowa, Rudy Śląskiej, Rybnika i Zabrza) w większości wygrywają u siebie wybory prawie w cuglach. Lider grupy, Zygmunt Frankiewicz, rządzi Gliwicami od 20 lat i wszystko wskazuje na to, że jeszcze porządzi.

Doświadczenie samorządowe to atut niebagatelny – ale czy wystarczy do dobrego wyniku w 4,6 milionowym województwie? Inicjatywa polityczna nabrałaby rumieńców, gdyby wsparli ją dwaj wielcy bezpartyjni – prezydenci Katowic i Bielska-Białej. Być może dostałaby wiatru w żagle, gdyby była zapowiedzią przyszłej partii regionalnej, której pomysł od lat kiełkuje, ale nie może się wykluć?

Przypomnijmy sobie, że podobna bezpartyjna inicjatywa w skali ogólnopolskiej (ostatnie wybory do Senatu), której patronował Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, zakończyła się klapą. Dlaczego więc w skali regionalnej miałoby być inaczej? Wielcy partyjni gracze zacementowani na politycznej scenie zrobią wszystko, aby zmarginalizować ten projekt i obrócić w niwecz. Nie jest łatwo porzucić ciepłe synekurki i wrócić do upierdliwej rzeczywistości.

Tak się do tej pory dzieje z powołaniem do życia silnego organizmu Metropolia Silesia. Tolerowana jest wydmuszka – Górnośląski Związek Metropolitalny – z której miasta uciekają (ostatnio Świętochłowice, którego prezydent jest… przewodniczącym GZM) albo ostentacyjnie ją ignorują. Bezpartyjni samorządowcy uważają, że wyczerpała się formuła partyjnego rządzenia tak skomplikowanym regionem – dla Śląska potrzebne są unikalne rozwiązania, a nie rządy, tworzone, jak dotychczas, w wyniku partyjnych kompromisów, które ponoszą odpowiedzialność za porażki województwa w ostatnich latach.

Nieładne pytanie samo ciśnie się na usta: dlaczego samorządowcom, biorącym sobie na głowę odpowiedzialność za Śląsk, miałoby się powieść? W czym mieliby być lepsi np. w sprawach Kolei Śląskich czy Stadionu Śląskiego? Czy uniknęliby podobnej kompromitacji? Odpowiadają i tym samym apelują: „Przede wszystkim dlatego, że jesteśmy bliżej ludzi. Spotykamy się z nimi codziennie. Sprawy, jakimi się zajmujemy nie mają poglądów politycznych. (…) Mamy wieloletnie doświadczenia w pracy u podstaw. Codziennie zmieniamy nasze miasta, a ich obywatele obdarzają nas zaufaniem, o którym warszawscy politycy mogliby tylko pomarzyć. Nie w głowie nam błyskawiczne kariery, czy trampoliny do parlamentu”. Sondaże – można dodać do tego – nie spędzają im snu z oczu; no, czasami nie śpią przez przedterminowe wybory!

Piękne słowa i skądś znane. Co dalej? Jeszcze w tych wyborach nie zwyciężą, choć mogą osiągnąć niezły wynik i wejść do którejś partyjnej koalicji. A więc w stare koleiny. W tym układzie „prezydencka formacja ideowa” może pokusić się o lepsze rządy, ale recepty na skok Śląska do przodu – wypisać łatwo nie będzie.
Nie da się tego zrobić w scentralizowanym kraju. A żeby go rozcentralizować, to trzeba być w Warszawie, w parlamencie – no i koło się zamyka.

Z inicjatywy bezpartyjnych prezydentów prochu jak na razie nie będzie, ale pracując nad nim, mogą postraszyć wielkich graczy: PO, SLD i PiS. A to już będzie dużo. Życzę powodzenia – jeśli oczywiście bezpartyjność nie jest wziętym chwytem reklamowym – kiedy hasła na partyjnych sztandarach są wziętą antyreklamą i okazują się zwyczajnym chłamem.