Byt skazany na niebyt

Wykluwa się Śląska Partia Regionalna. Z prawowitego łoża, bez dwóch zdań – matki Autonomii (Ruch Autonomii Śląska) i ojca Górnoślązaka (Związek Górnośląski). Założycielskie porozumienie podpisali Henryk Mercik, wiceprzewodniczący RAŚ i wicemarszałek Sejmiku Śląskiego, oraz Grzegorz Franki, prezes ZG. Wielkim nieobecnym przy wzniosłym akcie poczęcia okazał się Jerzy Gorzelik, lider RAŚ, który – jak poinformował portal Silesion.pl Kamila Durczoka – dyskutował u szefa, właśnie w tym czasie, „o narodzie, Polsce dla Polaków, o Śląsku dla Ślązaków i osobnym dla nich państwie, a także o współczesnych nacjonalizmach”. Czujecie bluesa?

Bo cóż to oznacza dla Gorzelika?

Albo, po pierwsze primo, jest już wyautowany, bo jego świta, nawet z najbliższego otoczenia, ma po dziurki w nosie noszonej przez lidera tacy, na której i polska małpa grzebie w niemieckim zegarku i upaprana przez gołębie polska flaga, i jeszcze kilka innych eksponatów. Albo, po drugie primo, kombinuje, jakby tym kawałkiem śląskiej politycznej sceny rządzić niczym prezes Kaczyński Polską – z któregoś tam rzędu, w czapce niewidce, ale skutecznie. Czas pokaże…

Te dwa stowarzyszenia – konkurujące w zasadzie do tej pory o serca i dusze rdzennych Ślązaków – od czasu do czasu ze sobą współpracowały w ramach Rady Górnośląskiej, grupującej śląskie organizacje różnej maści. Tak było choćby w ostatnich wyborach parlamentarnych, kiedy razem wystartowały pod niemieckim szyldem „Zjednoczeni dla Śląska”. Ten myk miał pozwolić na ominięcie progu wyborczego. No i pozwolił, jednak „Zjednoczeni”, w których pierwsze skrzypce grał RAŚ, przegrali z kretesem, z wynikiem mniej niż marginalnym. A przecież na swoich sztandarach nieśli dane z ostatniego spisu powszechnego: ponad 800 tys. osób deklarujących w różnych konfiguracjach narodowość śląską. Plus deklaracje niemieckie, rzecz jasna. A wyszło z tego – stosując zwięzłość Lady Punk – mniej niż zero, także w okręgach katowickim, gliwickim i rybnickim, w których, jak zapowiadano, parlamentarny sukces był gwarantowany.

A Śląska Partia Regionalna rodzi się, w moim przekonaniu, właśnie na gruzach „Zjednoczonych”. Na ruinach można, rzecz jasna, stawiać nowe ciekawe konstrukcje polityczne, ale stan fundamentów ma znaczenie – podobnie jak ekipa budowlana. Kiedy obwieszczano Polsce i światu zawiązanie partii, słowo „autonomia” – sztandarowy projekt RAŚ szykowany na rok 2020 – nie padło. Mówiono jedynie o „większej samorządności”. Potem już wspominano o przywróceniu autonomii nadanej Śląskowi w 1920 r., ale w formule nowoczesnego, zdrowego i silnego samorządu. Głośno też podkreślano, że obie firmy odżegnują się od separatyzmu. Zastanawiam się, czy obecnie rządzący to kupią?

W najbliższą sobotę, 15 lipca, Górnoślązacy razem z Autonomistami wezmą udział w kolejnym, już 11. Marszu Autonomii. Będą promować ideę Śląskiej Partii Regionalnej i zbierać podpisy poparcia konieczne do zarejestrowania partii – a potrzeba ich tysiąc, więc powinna to być przysłowiowa bułka z masłem. Kongres założycielski i wybór władz planowane są na koniec września.

Pierwszym i głównym celem ŚPR będą przyszłoroczne wybory do regionalnego sejmiku, a kolejnym – zmarginalizowanie partii ogólnopolskich. Naszym ojcom założycielom śni się partia podobna do CSU (Unia Chrześciańsko-Społeczna) w Bawarii, która niepodzielnie rządzi tym landem i ma rzeczywisty wpływ na politykę całych Niemiec. Póki co sytuacja wygląda tak: po ostatnich wyborach RAŚ ma w Sejmiku Śląskim na 45 radnych: swoich czterech, na których zapracowało trochę ponad 97 tys. głosów w okręgach katowickim, rybnickim, chorzowskim i gliwickim. Bezdyskusyjnie zwyciężały w nich partie ogólnopolskie. A przecież województwo śląskie to jeszcze okręgi w Częstochowie, Sosnowcu i Bielsku-Białej, a tam RAŚ to zupełnie obce ciało. Podobnie zresztą zostanie przyjęta Śląska Partia Regionalna.

Z fusów też wróżę, że w najbliższych wyborach do Sejmiku Śląskiego trudno będzie ŚPR powtórzyć wynik RAŚ i szybko stanie się z partii regionalnej partią marginalną. Za głosami na partie ogólnopolskie stoi bowiem nie tylko większość polska w górnośląskiej części województwa, ale stoją też ci, którzy w ostatnim spisie wpisali śląskość w narodowościowej deklaracji. Bo oni także mają poglądy polityczne zbliżone do PiS, PO, SLD czy PSL – i tak też głosują. Dla nich hasło „silny samorząd” ma taką samą wartość jak lansowana dotychczas „autonomia”. Byt skazany na niebyt, zanim jeszcze się wykluł – niczym, wypisz wymaluj, Autonomia′2020. Zresztą pomysłodawcy ci sami, tylko że wiceprzewodniczący RAŚ, Mercik, uważany jest za mniej radykalnego od przewodniczącego Gorzelika.

Choć gdyby się dobrze pogłowić, można ujrzeć jedną, jedyną szansę dla Śląskiej Partii Regionalnej. Założyciele musieliby zadeklarować, że powstaje ona od nazwy województwa, a nie śląskości samej w sobie, to raz, a dwa – równocześnie powstałyby regionalne partie: Małopolska, Mazowiecka, Dolnośląska, Wielkopolska itd. I to być może miałoby sens przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi – Polska Partia Regionów przeciwko dotychczasowym graczom. Taki projekt, przypominam, zrodził się niegdyś w głowach śląskich autonomistów – i pewnie dlatego umarł śmiercią naturalną. Może gdyby tchnąć w niego nowe życie, kto wie…