Autonomia autonomiczna, bez biało-czerwonej

Przez Katowice przeszedł, a bardziej przedreptał, 11. Marsz Autonomii, organizowany jak zawsze przez Ruch Autonomii Śląska. Autonomiści od lat idą drogą donikąd, ale niech sobie idą – póki jeszcze wolno. Nikomu to nie przeszkadza. Choć niektórym mieszkańcom patrzącym na pochód zza zazdrostek źle się kojarzy. Przywołuje złe wspomnienia. Zbierają się więc w kupę, żeby oglądać „Kabaret”.

W ten oto sposób maszerujący przypomnieli znaczący fakt historyczny sprzed 97 lat – nadanie przez Rzeczpospolitą autonomii województwu śląskiemu. Maszerujący domagają się jej przywrócenia.

W tym roku szli razem ze Związkiem Górnośląskim, z którym mają w zamyśle powołać Śląską Partię Regionalną. W drodze ostro promowano ową ideę, która ma być lekiem na całe to zło, które trawiło, trawi i trawić będzie nasz polski Śląsk. Bez autonomii i regionalnej partii jesteśmy w czarnej dziurze, sczeźniemy tu z kretesem! Tak myślą. Tak mówią. Na te modłę skandują. W marszu szły delegacje autonomicznych sympatyków z Opolszczyzny i reprezentacje Ślązaków z Niemiec pod czerwono-żółtymi i biało-żółtymi fanami. Z czarnymi orłami. Choć najszumniej falowały na wietrze, rzecz jasna, barwy żółto-niebieskie, kolory autonomii.

I szło pod tymi flagami i transparentami może z tysiąc osób – dorosłych i dzieci. Obecne województwa śląskie i opolskie (czyli Górny Śląsk) to ok. 5,7 mln mieszkańców. To istotna informacja, którą powinna sobie wpisać do sekretnego sztambucha władza w Warszawie, dla której autonomiści realnie zagrażają polskiej racji stanu. Dla nas, tutejszych, ten tysiąc owładniętych mirażem szabel to jedynie polityczny folklor, którego liczebność i siła rażenia od lat topnieje.

Topnieje też zasięg tutejszej akceptacji tego autonomicznego rytuału, do czego przyczyniają się sami sprawcy cyklicznego zdarzenia. W lasku tych falujących flag trudno było dostrzec choć jedną biało-czerwoną. A przecież warto byłoby nią pomachać serdecznie Katowicom, współczesnemu polskiemu Śląskowi i Polsce. Powiem nawet, że wymagałby tego partyjny autonomiczny interes. Bo od kogo zwarte szeregi miałyby domagać się autonomii dla Śląska – od Rosji, Czech, Niemiec, Konga? Od Brukseli, która ma na głowie nietuzinkowego, łagodnie rzecz ujmując, Trumpa, namolnych imigrantów, bezczelną May i nasz barwny pisowski rząd? Od Polski przecież, to jasne jak słońce! Zwykła logika i historyczne zaszłości podpowiadają, że nie wolno gardzić symbolami państwa, od którego chce się ciut zdystansować. Wszak nad instytucjami przedwojennego autonomicznego województwa śląskiego powiewała polska biało-czerwona.

Że RAŚ z Gorzelikiem na czele nie czyni szczególnej tajemnicy z tego, że ma te barwy w wielkim poważaniu, czyli gdzieś – to powszechnie wiadomo. Stąd idea owego marszu, wyzuta do cna z przewidywalności, politycznej taktyki i partyjnej logiki – zdała mi się ideą księżycową, a i sam marsz – bezcelową wędrówką po owym romantycznym ciele niebieskim, którego niegdyś pewnym bliźniakom nie udało się podprowadzić. Ale przecież kilku maszerujących autonomistów pracuje na co dzień w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim, a nad nim ciągle powiewa biało-czerwona. A uczestniczący w marszu Związek Górnośląski nie czuł przecież dotychczas obrzydzenia do polskiej symboliki – więc myślałem naiwnie, że przynajmniej ze wstążeczką w naszych kolorach puści Polsce perskie oko. Cóż…

W rezultacie jedynymi biało-czerwonymi symbolami na trasie marszu były drogowe znaki zakazu wjazdu i ruchu. A pomimo tego autonomiści przeszli. W końcu zgromadzenie cykliczne pełną gębą. No i była jeszcze antyautonomiczna kontrmanifestacja przed celem pochodu – placem Sejmu Śląskiego. Zorganizowana przez Adama Słomkę i jego fanów z tlącej się jeszcze wciąż Konfederacji Polski Niepodległej. Może trochę ponad dwadzieścia osób. Tu biało-czerwona była obecna. Pięknie niesiona na ojczystym wietrze. Pokrzyczeli, pogrozili – no i rozeszło się po kościach.

Po marszu zbierano podpisy poparcia dla rejestracji Śląskiej Partii Regionalnej. Do wniosku składanego w Sądzie Okręgowym w Warszawie potrzeba tysiąc deklaracji wsparcia, a jak wiem, w godzinach zakończenia imprezy zebrano ok. 600. Myślę, że dzisiaj partia ma już pełny pakiet, a nawet grubo ponad wymaganą liczbę sympatyków.

Cóż, ostatni marsz pokazał, że ruch autonomistów więdnie. I tak będzie, dopóki nie przeproszą się z biało-czerwoną. Na polskim Śląsku. Czy jednak, z drugiej strony, naprawdę komuś z „wysokich szczebli” na tych przeprosinach zależy? Mnie nie!