Katowicki Spodek wiruje już 45 lat
Ziemska historia nieziemskiego pojazdu.
Katowicka „Gazeta Wyborcza” ogłosiła plebiscyt na najważniejsze wydarzenia w 45-letniej historii Spodka. Czyli na te, podczas których Spodek odrywał się od naszego twardego, śląskiego podłoża i nabuzowany entuzjazmem publiczności, mknął w przestrzeń międzyplanetarną, ku niebu.
Spodek – dla prawdopodobnie nieistniejących niedoinformowanych – był przez długi czas największą w kraju halą sportowo-widowiskową, budowaną w latach 1965-71.
Wyniki konkursu poznamy 22 października, w dniu oficjalnych urodzin, choć na swoją legendę ten kosmiczny pojazd zaczął pracować od 9 maja 1971 r., kiedy na oficjalnym otwarciu Edwardowi Gierkowi i wszystkim najważniejszym personom w kraju i województwie, a także dowództwu Układu Warszawskiego, zaśpiewali: zjawiskowa Anna German, Ewa Decówna i zespół Śląsk. Wcześniej na widowni posadzono ponad 4 tys. żołnierzy. Tupali, śpiewali, podskakiwali, krzyczeli i Bóg wie, co jeszcze wyprawiali… Hala się nie zawaliła i doczekała się kolejnych urodzin.
9 maja – dla prawdopodobnie licznych niedoinformowanych – Dzień Zwycięstwa nad faszyzmem, obchodzony hucznie, przede wszystkim w ZSRR, bratnimi państwami i połączonymi proletariuszami wszystkich krajów. A dzisiaj – proszę, z niektórymi nie wypada bratać się nawet w okrągłe rocznice, nad czym ubolewam, ponieważ ten stan emocjonalny jest obecnie w stałym politycznym repertuarze. Październik to dobry miesiąc, pod warunkiem, że kojarzy się z mimozami, listami pachnącymi w sieni i cukiernią, a nie z Rewolucją Październikową. Rewolucja Październikowa – dla prawdopodobnie niezliczonych niedoinformowanych (sic!) – rewolta czczona przez lata w październiku, która rozgrzała do czerwoności naszą część świata w… listopadzie 1917 r.
Gierek wielokrotnie jeszcze przyciągał tłumy i zapełniał Spodek do ostatniego miejsca. Podobnie jak Lech Wałęsa w październiku 1980 r. Co ciekawe, te wydarzenia nie zostały uwzględnione w konkursie. Może wylały się poza ramy programu, kto to wie… Było, minęło. Ale co szkodziło, żeby dopuścić do rywalizacji spotkanie w Spodku ze Stanisławem Nardellim albo samym Anatolijem Kaszpirowskim? Z nimi to dopiero Spodek wirował! Wszyscy naraz byliśmy nagle zdrowsi i piękniejsi…
Tymczasem zdecydowanie prowadzi – i tak już pewnie pozostanie – Intel Exstreme Masters, czyli odbywające się tutaj od 2013 r. mistrzostwa świata w grach komputerowych. IEM ma 81 proc. poparcia. Wiadomo, teraz cały świat to jedna wielka gra komputerowa. Chodzi o to, żeby jak najdłużej utrzymać się na powierzchni. Stawki są różne.
Na drugim miejscu są Mistrzostwa Świata w Siatkówce Mężczyzn z 2011 r. – 11 proc. (w tym mój głos), a na trzecim, z 5 proc. – pierwszy w Polsce koncert zespołu Metallica w 1987 r.
Mistrzostwa Świata w Hokeju na Lodzie z 1976 r., kiedy Spodek faktycznie odleciał po naszym zwycięstwie nad ZSRR, doceniło 2 proc. głosujących. Zwycięstwo nad ZSRR – dla prawdopodobnie ogromnej liczby niedoinformowanych młokosów – czyn hardcorowy, powiedziałbym nawet zaje…y – gdyby prof. Miodek nie przestrzegł, że z tym określeniem jeszcze nie wypada udawać się na salony. Ubolewam.
Dzisiaj wielkich hal sportowo-widowiskowych mamy w kraju sporo. Niebawem otwarta zostanie 25 km od Katowic Hala Gliwice, na 15 tys. miejsc – jednakowoż Spodek, przez swoją kosmiczną architekturę, pozostanie odlotowy. Jest naszą paryską Wieżą Eiffela, londyńskim Big Benem i cudownym barcelońskim dziwadłem Gaudiego.
Gdybym się nie bał konsekwencji wynikającej z ustawy o dekomunizacji przestrzeni publicznej, tobym zgłosił wniosek, żeby Spodek też nosił imię gen. Jerzego Ziętka, byłego wojewody. Trzeba było bowiem być genialnym gospodarzem województwa i wielkim fantastą, żeby wyciągnąć z centralnej kasy i kas pomniejszych, ówczesnych 800 mln zł na jego budowę – zamiast zakładanych w kosztorysie 200 mln. Do tego udawać, że to nic takiego wielkiego ten Spodek, bo jakże mogło być inaczej, jeżeli tak potężna inwestycja nie została uwzględniona w planie centralnym. Wtedy jak czegoś nie było w planie, to nie było w ogóle. Spodek był nieomal na miarę szklanych domów Żeromskiego.
To Spodek miał na myśli premier Józef Cyrankiwicz, składając swego czasu życzenia urodzinowe Ziętkowi, swojemu przyjacielowi od biesiad i kielicha, tymi słowami: Życzę ci, Jorg, 150 lat życia i dużo zdrowia, abyś miał czas odsiedzieć swoje inwestycyjne przekręty.
Inwestycyjne przekręty, co ja gadam – czasy były takie, że można byłoby to podciągnąć pod niegospodarność, przestępstwo pospolite.
W tamtych czasach, przynajmniej od lat 60. poprzedniego wieku, mówiło się o tzw. śląskiej autonomii budowlanej. Termin związany był m.in. z przekazywaniem przez różne centralne resorty – przedsiębiorstw budowlanych i przemysłu materiałów budowlanych – w gestię Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach.
Swoje wielkie firmy budowlane miały górnictwo i energetyka, a siedziba ich ministerstwa mieściła się w Katowicach. W zakresie funkcjonalności podglądano podobne hale w Europie, i to niekoniecznie socjalistycznej. Ziętkowi najbardziej podobała się miejska hala sportowo-widowiskowo-kinowa w Wiedniu. Co ciekawe, Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, dzisiaj Park Śląski, także kopiował rozwiązania wiedeńskiego parku Prater.
Jeśli chodzi o specjalistyczne maszyny budowlane – także nie było większego problemu. Ot, jeden przykład, który można mnożyć i mnożyć: kiedy Wielkopolsce zabrakło węgla w srogą zimę – w centralnym rozdzielniku nie było już ani tony – jeden telefon do Ziętka uruchamiał kilka składów z produkcją ponadplanową. W zamian do Katowic trafiały nowoczesne maszyny z Targów Poznańskich, w tym przypadku do budownictwa drogowego.
Pieniądze, jak zawsze, były w tych przedsięwzięciach najważniejsze. Warszawa systematycznie skreślała z centralnych inwestycji budowę opery w Katowicach – jako mało przydatny zbytek – czy przesuwała w nieskończoność budowę Biblioteki Śląskiej. W takim scenariuszu Spodek, jako dzieło sztuki i przybytek kultury, nie miał szans. Trzeba było zamysł ubrać w siermiężną szatę proletariacką. Generał Ziętek puścił oko. Wszak Spodek to nie opera dla nielicznych dziwaków, nie biblioteka dla kujonów i książkowych moli, tylko Obiekt Dla Mas, który narodził się z oddolnej inicjatywy społecznej – stąd też w województwie zakwalifikowano go jako inwestycję organizacji społecznych.
Najczęściej kryły się za tym fundusze zakładowe wielkich przedsiębiorstw górniczych, hutniczych i energetycznych. To wszystko było mało, ale przecież obowiązywała zasada, że jak coś powstaje w czynie społecznym, Dla Mas – może liczyć na przychylność państwa i dotacje jego skarbu. No i pieniądze płynęły pod różnymi tytułami. Krążyła opowiastka, że do jakiegoś projektu Warszawa miała dołożyć (czy też zrefundować) 20 mln zł. Kiedy dokument przedłożono Ziętkowi do podpisania, to się żachnął: do premiera nie wypada pisać o jakieś 20 mln zł. No i poczynił odpowiednie poprawki, według swoich potrzeb…
Do olbrzymich dotacji na rzecz Spodka udało się przekonać Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystki – mówi się o połowie wstępnie skalkulowanych kosztów… Świetnym źródłem finansowania okazał się obowiązkowy w całym kraju Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Gdzieś padła informacja, że w historii funduszu aż 1/3 środków pochodziła z województwa katowickiego. W niewielu województwach jednak wiedziano, że regulamin (czy też statut funduszu) dopuszczał zatrzymanie dla własnych potrzeb części zebranych. Dzisiaj by się powiedziało: konfiskowanych dla Warszawy pieniędzy. Ziętek prowadził profesjonalną politykę marketingową i gdzie mógł, zachęcał do szczodrego sypania groszem na zrujnowaną Warszawę.
Kiedy pierwotny kosztorys Spodka został przekroczony, zaczęto podnosić, że wszystko, co się buduje na Śląsku, nad pracującymi dla kraju kopalniami, musi być przynajmniej o 30 proc. droższe niż w innych regionach kraju, bo ziemia trzęsie się tu jak galareta. Kiedy zaś i ten naturalny argument stracił rację bytu, to Spodek uznano za obiekt prototypowy – bo faktycznie takim był – co usprawiedliwia ponadplanowe wydatki.
Kombinowano więc jak koń pod górę, ale na pustą kasę nie było mocnych. W 1970 r. planowano nawet wstrzymać budowę, bo zabrakło pieniędzy na importowane wykończeniowe materiały i urządzenia. Ziętek argumentował spokojnie i przebiegle: A co powie społeczeństwo na zatrzymanie już tak zaawansowanej inwestycji, powstającej w czynie społecznym? Powie, że socjalistyczny trud wyrzucany jest w błoto… Świadek przysięga, że słyszał to na własne uszy.
Pieniądze się znalazły. Pieniądze się znalazły pewnie także dlatego, że już nie szeptano, ale głośno mówiono, iż niebawem Władysława Gomułkę, który ponoć na informacje o postępującej budowie w Katowicach gigantycznej hali zgrzytał zębami i rwał włosy z głowy, zastąpi Edward Gierek.
Koszty budowy Spodka przerosły wyobrażenia Ziętka i innych. Budowany po partyzancku, jak zresztą wszystko inne w tamtych czasach. Ale tutaj fuszerki nie odstawiono. Przetrwał. Niedawno pięknie odrestaurowany. Aż drży z niecierpliwości, żeby ulecieć jak wielki, szary, kosmiczny ptak. Wpisany fantastycznie w Katowicką Strefę Kultury. Piękna historia – na dodatek prawdziwa. Jak zasłużymy i damy się ponieść, zabierze nas ze sobą w przestworza.
Komentarze
Szkoda że wymieniając nazwiska tych wszystkich dostojników, pominął pan nazwiska architektów, projektantów Spodka. Bo byli z Warszawy?
Szkoda, że w takim sympatycznym tekście, który w każdym zdaniu podkreśla wyjątkowość Spodka, ani razu nie wymieniono jego twórców. Oczywiście ważne jest kto za niego płacił, nadzorowal, kto w nim tańczył i śpiewał. Ważne jest jednak i to, że ktoś go wymyślił, a byli to znakomici polscy architekci: Maciej Gientawt, Maciej Krasiński i Jerzy Hryniewiecki.