Stowarzyszenie bez narodowości

Sąd Okręgowy w Opolu potwierdził legalny byt Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej – tym samym po kilkunastu latach starań po raz pierwszy działa oficjalnie organizacja z „narodowością śląską” w nazwie – choć oficjalnie narodowości śląskiej nadal nie ma, bo nie jest zapisana w ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych.

Ta decyzja wywoła wielki zamęt (polityczno – prawny) – ze wszystkich też stron podkładane będą różnej ideowej maści drwa pod śląski kocioł. Bo co się dzieje w państwie polskim? Od 1997 r. sądy w Katowicach dwukrotnie odmawiały rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej – i dwukrotnie sankcjonował te werdykty Sąd Najwyższy.

Generalnie chodziło o to, że nie może być organizacji reprezentującej w nazwie nie istniejącą przecież mniejszość narodową, narodowościową, czy nawet grupę etniczną. Nie ma Ślązaków, ponieważ nie ma ich na papierze, w ustawie, w której są m.in. Niemcy, Rosjanie, Karaimi, Kaszubi, Łemkowie, Ukraińcy i Żydzi. Nawet w Strasburgu nie uwzględniono racji ZLNŚ, uznając, że celem jest uzyskanie przywilejów wyborczych – takich, z jakich korzysta mniejszość niemiecka.

Za to narodowość śląską można było oficjalnie deklarować w spisach powszechnych: w 2002 r. – ponad 173 tys. obywateli, a w 2011 r. – ponad 817 tys., w tym 418 tys. wpisało ją na pierwszym miejscu. Ale, też oficjalnie!, nie można się na jej istnienie (wyniki) powoływać przy chęci założenia choćby stowarzyszenia.

Przełom w tej dziwnej logice (trudno było ją bez pół litra pojąć) nastąpił pod koniec grudnia 2011 r. – wtedy to Sąd Rejonowy w Opolu zarejestrował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej.  Może dlatego, że w swoim statucie SONŚ na dzień dobry biło się w pierś, iż nie ma żadnych ambicji politycznych i broń Boże nie będzie domagać się przywilejów wyborczych – chce tylko działać na rzecz renesansu śląskości, z kulturą i językiem (godką) na czele.

Prawie z marszu decyzję zaskarżyła Prokuratura Okręgowa w Opolu, czego finału byliśmy świadkami pod koniec ubiegłego tygodnia. Nie ma narodowości śląskiej, bo nie ma jej na ustawowym papierze –  powtarzane były argumenty z poprzednich katowickich i warszawskich procesów. A spisy powszechne – dociekał sąd – które mają rangę ustawową? Narodowość śląska znalazła się w nich tylko dla celów statystycznych! – brnęła pani prokurator, nazwisko pomińmy, występująca w imieniu państwa prawa i codziennej praworządności. Kolejne kuriozum: statystycznie narodowość śląska istnieje – trudno ją zamieść pod dywan i chwalić się tylko, że mamy 126 tys. mniejszość niemiecką –  ale praktycznie jakby jej nie było!

Brawo dla opolskiego sądu, który, nie zważając na wcześniejsze werdykty wyższych instancji, rozstrzygnął, że rejestracja SONŚ jest zgodna z prawem o stowarzyszeniach. Sąd nie dywagował o tym, czy istnieje naród śląski, a może narodowość, a może tylko grupa etniczna –  to są kwestie socjopolityczne – ale skoro ujawniła się olbrzymia grupa ludzi, która czuje się Ślązakami, to ma ona prawo do śląskości w nazwie swoich stowarzyszeń. Ma prawo i nie łamie żadnego innego prawa.

Cóż, pewnie ten opolski wynik czekać będzie jeszcze procedura kasacyjna. To wielka niewiadoma, czy Sąd Najwyższy po raz trzeci powie to samo, czy też uzna, że SONŚ nie złamało prawa na etapie sądowej   rejestracji. Wykaże się  też przy tym zdrowym rozsądkiem. Dostrzeże to, co widać za oknem.

A na głosy trwogi, że organizacje, z „narodowością śląską” w nazwie, mogą być niebezpieczne dla polskiej racji stanu – odpowiedź dzisiaj może być tylko jedna: trzeba pilnować nie nazewnictwa, ale tego, aby nie przekraczały one w swej działalności nakreślonych dla stowarzyszeń granic prawa.