Powęglowe kretowisko
Czy fedrujące kopalnie przyczyniły się do tragicznego wybuchu gazu w Katowicach? Nawet jeśli śledztwo wskaże pojedynczego człowieka – to i tak problem szkód górniczych pozostanie.
Wybuch gazu w katowickiej kamienicy zabił rodzinę Kmiecików. Kilkunastu pozostałych mieszkańców domu, z którego pozostał tylko parter, ocalało. Strażacy wstępnie ustalili, że duża ilość gazu stłoczona w niewielkiej zamkniętej przestrzeni musiała wywołać tragedię. Czy to błąd człowieka? Czy może fedrujące pod Katowicami kopalnie przyczyniły się do rozszczelnienia instalacji gazowych u zbiegu ulic Szopena i Sokolskiej? Nawet jeśli śledztwo wskaże pojedynczego człowieka – to i tak problem szkód górniczych pozostanie. Sprawcą pośrednim będą kopalnie czynne i te dawno pozamykane.
Pod Katowicami węgiel wydobywany jest od dwóch wieków. Podobnie pod innymi miastami Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Najtragiczniejsze skutki romansu z węglem widać w Bytomiu – mieście przed wiekami wykreowanym przez górnictwo. W latach świetności i zdrowego rozsądku pod miastem węgla nie wydobywano, ale po wojnie dobraliśmy się i do tego złoża, więc Bytom zaczął się walić. Wali się do dzisiaj, choć fedruje pod nim tylko jedna kopalnia. Obliczono, że od 1949 r. śródmieście „siadło” o 6–8 m, a inne dzielnice obniżyły się nawet o 20 m. Chociaż na powierzchni po kopalniach nie ma już dawno śladu, to pod ziemią ciągną się dziesiątki tysięcy kilometrów uśpionych chodników i wyrobisk. Niczym tajemne krecie korytarze dające od czasu do czasu o sobie znać powierzchniowymi wstrząsami.
Tego ranka gaz wybuchł ok. godz. 5. Mniej więcej godzinę wcześniej doszło do dwóch wstrząsów w kopalni Murcki-Staszic. Jeden o sile 2,9 stopni w skali Richtera. Epicentrum wstrząsu ulokowało się 4,3 km od zburzonej kamienicy. Lokatorzy sąsiednich domów przypominają sobie, że jakiś czas przed wybuchem ich mieszkaniami zatrzęsło tak, że się obudzili. Szklanki i talerze zadzwoniły w kredensach. Śląska normalka. Bywa, że w nieczynnej kopalni zawala się opuszczone wyrobisko i dochodzi do tąpnięcia. Bywało gorzej, kiedy na początku lat 90. ubiegłego wieku pod Katowicami fedrowało osiem kopalń, dzisiaj tylko cztery.
Trzeba z tym żyć? Niekoniecznie. Katowice, Bytom, Chorzów i inne pogórnicze miasta gwałtownie się wyludniają. Mieszkańcy uciekają w Beskidy i Jurę Krakowsko-Częstochowską. Niestety, moi koledzy z TVN i TVP życia poza Katowicami nie widzieli.
Ich najbliższym wyrazy głębokiego współczucia składa zespół POLITYKI.