Dziesięć śląskich mgnień Tuska

Ministerstwo przemysłu z siedzibą na Śląsku, parasol ochronny nad górnictwem aż do zbudowania elektrowni jądrowych; śląska godka z urzędowym statusem języka regionalnego – jak choćby kaszubski. Panie, które po urodzeniu dziecka będą chciały wrócić do pracy, dostaną 1500 zł “babcinego” dla swoich mam lub niań, rząd wesprze in vitro, aborcja do 12. tygodnia ciąży świadomym wyborem kobiety…

To niektóre z zapowiedzi Donalda Tuska rzucone podczas objazdu po województwie śląskim. Ziszczą się, rzecz jasna, po dojściu Koalicji Obywatelskiej, wraz z koalicjantami, do władzy. 

Odnosząc się do doświadczeń własnej rodziny i historii, Donald Tusk zapewniał Ślązaków o szacunku i rozumieniu ich skomplikowanych i tragicznych losów. Zwrócenie uwagi na podobieństwo tych losów, dotyczące zwłaszcza ojców i dziadków z Wehrmachtu, stało się setną odpowiedzią na zarzuty historycznych nieuków, którzy zarzucają niektórym naszym przodkom brak patriotyzmu i zdradę ojczyzny. 

Sprawa ciągnie się od 2005 r., kiedy to przed drugą turą wyborów prezydenckich Jacek Kurski, członek sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego, podłożył Tuskowi świnię w postaci dziadka z Wehrmachtu, który do służby zgłosił się rzekomo na ochotnika. “Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu”. Lech Kaczyński odniósł się potem publicznie do słów nadgorliwego sługusa i przeprosił: “Dzisiaj to ja muszę przeprosić Donalda Tuska za element czarnej kampanii”.    

Kurski jest człowiekiem wykształconym, toteż dobrze wiedział, że łże jak sam Kurski, był jednak słusznie przekonany, że ciemny lud to kupi. I kupił.  

Dzisiaj, 18 lat później, podczas rządowej tury po kraju, wraca się do tamtej wypowiedzi prezesa TVP:  

“Z jakiej paki taki pan, skąd się wziął premierem Polski, skoro był synem czy też wnuczkiem SS-manna. Jak to się stało, nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie” – dziwił się jeden z obywateli obecnych na pisowskim kampanijnym evencie.  

“/…/ Czy można znaleźć jakieś prawo, aby wziąć ich za mordę?”. Europoseł Tarczyński z przyrodzonym sobie wdziękiem nieomal przytulił pytającego. Podłożona przez Kurskiego wiele lat temu świnia nie całkiem zdechła, a smród tego powolnego rozkładu wypełnia niektóre hale spotkań naszych rodaków.  

Jacek Kurski w zaciszu bankowego gabinetu za oceanem zaciera z uciechy wicedyrektorskie rączki.  

Na Śląsku Opolskim, pod pomnikiem na Górze św. Anny – symbolu trzech powstań śląskich – Donald Tusk pozwolił sobie na osobiste wyznanie: Jestem na Górze św. Anny, złożyłem kwiaty w hołdzie powstańcom. Oddali krew i życie za polskość tej ziemi i za swoją polskość. A później przychodziła jakaś władza i jakże często z podłości albo zwykłej głupoty odmawiała im polskości. Tak było na Śląsku, tak było na Pomorzu, tak było na przykład z moim dziadkiem Józefem Tuskiem. 

W 1939 r. aresztowało go gestapo, znalazł się w Stutthofie, później w kolejnym obozie koncentracyjnym Neuengamme, by pod koniec wojny zostać siłą wcielony do Wehrmachtu. Jak tylko się dało, to uciekł na stronę aliancką i później wrócił do Polski, wrócił do swojego Gdańska. Tu wcześniej wychował swoje dzieci na Polaków w mieście zdominowanym przez Niemców. Dziadek mógł zostać na Zachodzie, mógł zarabiać wielkie pieniądze, był wszak wybitnym lutnikiem, ale wybrał Polskę. Będę go zawsze pamiętał i nikt prawdy o moim dziadku nigdy mi nie odbierze. 

To osobiste wspomnienie wymaga komentarza. Otóż pod koniec wojny w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie służyło ok. 250 tys. żołnierzy. Z czego – jak podaje prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego – 89 300 (35,8 %) to byli dezerterzy z Wehrmachtu. Najwięcej z Górnego Śląska, Wielkopolski i Pomorza. Prawie 83 tys. żołnierzy i oficerów (33,7%) to ewakuowani z ZSRR w 1941 r. pod dowództwem gen. Władysława Andersa.  

Jeńców wojennych w PSZ było 21 750 (8,7 %). Robotników przymusowych i uciekinierów z okupowanego kraju było w wojsku 14 210 (5,7%). 

Czy te liczby, dotyczące również dziadków w Wehrmachcie, wymagają komentarza? 

W ocenie historyków w Wehrmachcie służyło 375 tys. przedwojennych mieszkańców II Rzeczpospolitej, w tym 220 tys. jej polskich obywateli. 

Wróćmy do teraźniejszości… Kto wygrywa na Śląsku, zwycięża w całym kraju! – zawołanie wyświechtane, stare, ale jare. Jednakowo powołuje się na nie dzisiaj PiS, jak i Koalicja Obywatelska, bo tak dotychczas było, co jeszcze nie oznacza, że tak będzie. Gra toczy się o sympatie 3,7 mln śląskich wyborców. 

Przez dziesięć dni Tusk pokonał w województwie śląskim prawie 2,2 tys. km, od Sosnowca po Gliwice, od Częstochowy po Żywiec, zahaczając też o małe miejscowości. Po dwa, trzy wielogodzinne spotkania dziennie, w formule otwartej dla wszystkich, w tym dla ciągnących za nim pisowskich adwersarzy. Posłanka PiS Ewa Malik zachęcała gorliwie partyjnych aktywistów do lotnych odwiedzin podczas spotkań z liderem PO. W jej biurze można było pobrać stosowne banery “wyrażające sprzeciw wobec szkalowania rządu Prawa i Sprawiedliwości”, a także serię podchwytliwych “pytań do Tuska”. Dał radę. Przewidywałem, że tak będzie, bo wiedziałem, że musiał się przygotować do ostrego starcia, ale byłem ciekaw, w jakim stylu.   

Byłem na dwóch Tuskach: w Bytomiu i Katowicach. W mediach śledziłem całą jego śląską rajzę pod hasłem “Tu jest przyszłość”… Nie zaskoczyło mnie merytoryczne przygotowanie, raczej czucie Śląska od A do Z, w każdym aspekcie. Wiem, jakie to ważne i jakie niełatwe dla kogoś, kto jest spoza kawałka tej ziemi. Nie wystarczy historyczna wiedza. Potrzebne jest czucie tej zamkniętej, nieskorej do sentymentów śląskiej duszy. To czucie było.  

Była też świetna forma fizyczna, której szczerze zazdroszczę. I klaty, na którą trzeba było brać zaprogramowane złośliwości.  

“Za pana rządów PO likwidowała polskie górnictwo! – poniosło się już na początku spotkania po bytomskiej  Hali na Skarpie.  

Natychmiastową odpowiedzią były gołe fakty, z którymi nie dało się dyskutować. “W ciągu ośmiu lat rządów PO–PSL zlikwidowano 5 kopalni. Za rządów PiS zamknięto do tej pory – lub jest w trakcie likwidacji – 14 kopalń”. 

Dodam od siebie, że w 2015 r. wydobyliśmy 72 mln ton węgla – w 2022 r. 52 mln ton – w tym 9 mln ton dała podlubelska Bogdanka. Po agresji Rosji na Ukrainę, kiedy wypadało zrezygnować z faworyzowanego do tej pory przez rząd PiS rosyjskiego węgla – kupiliśmy na świecie 20 mln ton – w połowie byle czego. 

To nie mogło się podobać i pogłębiło agresję naparzaczy. Okrzyki “zamknij się!” – rozlegały się raz po razie z jednego kąta wielkiej sali. Po raz kolejny okazało się, że w grupie zawsze raźniej.  

Tusk: – Jeżeli pan będzie krzyczał, to utrudni tysiącowi ludzi spotkanie. Na mnie może pan krzyczeć, ale proszę uszanować tych, którzy przyszli porozmawiać. 

Ale “zamknij się”! i “kłamca” brzmiało i brzmiało. I przestało być miło.  

Ja tu jestem dlatego, żeby nikt nikomu w Polsce nie mówił „zamknij się”. Ani pan, ani ci, którzy zorganizowali dzisiaj kilkadziesiąt osób, które miały przeszkadzać, ani Kaczyński, ani Ziobro ze swoją prokuraturą nie zamknie mnie ani w sensie dosłownym, ani nie zamknie mi ust – zapewniał Tusk. 

Po wypełnieniu zadania strona przeciwników zaczęła się przerzedzać. Nikt nie krzyczał już “zamknij się”, ale spokojnie nie było, bo emocje nagle wyszły poza Śląsk:  

“Wojna na Ukrainie to nie jest nasza wojna! Oszukujecie ludzi! To sprawa banksterów i producentów broni! Nie pozwolę, żeby moi synowie ginęli na wojnie” – wykrzykiwała kobieta, której nie mogli uspokoić nawet towarzyszący jej przybysze. Odpowiedź nie pozostawiała żadnej wątpliwości i była ostrą ripostą także dla tych, którzy, jak red. Grzegorz Jankowski w “Punkcie widzenia” sugerują, że w przypadku dojścia Tuska do władzy – pomoc Ukrainie będzie coraz bardziej słabła, a być może ustanie.  

Tusk: – To jest niemoralne, co pani mówi, bo to jest nasza wojna, w której giną ukraińskie dzieci, ukraińscy żołnierze. Nikt nie zmusza pani dzieci, żeby szły na front. To, co powinna pani powiedzieć, co każda matka powinna powiedzieć, to: dziękuję Ukrainie, że nasze dzieci nie muszą ginąć za naszą wolność i za nasze bezpieczeństwo

Za tę deklarację Tusk na szczęście zebrał gromkie brawa.  

Były też zapowiedzi, które mnie nie urzekły. Jak choćby uszczęśliwienie Śląska przyszłym ministerstwem przemysłu, co zostało obiecane w Bytomiu i potwierdzane podczas następnych spotkań.  

Jako stały już mieszkaniec Śląska z wyboru chciałbym, po małej przeróbce, zaśpiewać z Grzegorzem Turnauem i Andrzejem Sikorowskim: “Nie przenoście nam stolicy – nawet w tej małej części – do Katowic…“. Przez lata PRL w Katowicach miało siedzibę ministerstwo górnictwa i energetyki. To nawet miało sens, kiedy wydobycie węgla sięgało 200 mln ton – i miało być jeszcze większe i większe, a znakomita ilość energii pochodziła z elektrowni węglowych. Problem w tym, że resort ten miał drugą siedzibę w Warszawie, żeby być bliżej ośrodków decyzyjnych. Mieliśmy więc do czynienia z mnożeniem ministerialnych bytów – z zapowiadanym ministerstwem przemysłu mogłoby być podobnie. 

Szef KO mówił o renesansie śląskiego przemysłu, ale już w nowoczesnym wydaniu. O przekazaniu samorządom zdewastowanych pokopalnianych terenów i przelaniu ze środków Krajowego Planu Odbudowy, kiedy już do nas dotrą, 10 mld zł na remont pustostanów.  

Podpowiedziano mu, że wyremontowanie komunalnych pustostanów w Bytomiu załatwiłoby aktualne problemy mieszkaniowe w tym mieście. 

Jeżeli przyszły rząd uprze się, żeby nowe ministerstwo przemysłu znalazło się na Śląsku, to Bytom byłby tutaj strzałem w punkt. Byłaby to też swoista rekompensata dla najbardziej zdegradowanego miasta w Polsce – także w Europie – za sprawą rabunkowego wydobycia węgla. Przed wojną Bytom był dla Niemiec “oknem wystawowym” na Wschód. Miało być finalizowane trójmiasto: Gliwice i Zabrze z Bytomiem w roli głównej. Wybudowano tutaj wiele okazałych gmachów godnych siedziby resortu, który miałby zastąpić ministerstwo aktywów państwowych Jacka Sasina. Ale dla dzisiejszego Śląska to kwiatek do kożucha. Ministerstwo mogłoby zostać w stolicy, byleby sprawnie dla wszystkich funkcjonowało.  

No, ale jak Tusk się uprze, to my, mieszkańcy Śląska, tamy stawiać nie będziemy… 

W Radzionkowie pod Bytomiem, gdzie od lat świetnie prezentuje się Muzeum Chleba – warto przypomnieć, że przed wojną burmistrzem był tu Jerzy Ziętek, znienawidzony przez PiS powojenny wojewoda katowicki, którego dzisiaj próbuje się wymazać z przestrzeni historycznej i publicznej – Tusk zadeklarował, że w ciągu 100 dni od objęcia władzy śląska godka uzyska status języka regionalnego. W spisie ludności w 2012 r. posługiwanie się na co dzień śląską godką zadeklarowało 530 tys. osób z województwa opolskiego i śląskiego. Deklaracje śląskości, narodowości i godki, ze spisu 2022 r. nie zostały do tej pory ujawnione. Większości polskiej na Śląsku uznanie języka regionalnego ani ziębi, ani grzeje. Chcą, niech mają. Należy im się, tak jak ustawowe potwierdzenie swego czasu języka kaszubskiego. Kaszuba Tusk powinien wiedzieć, czy to doprowadziło do agresywnego zalewu kaszubskością, czy też przyjaźnie współistnieje z lokalną społecznością. 

W Jaworznie, na chwilę przed spotkaniami, Tusk stanął w miejscu, z którego w 2016 r. premier Morawiecki obiecywał Polsce milion samochodów elektrycznych do 2025 r. Czasu niewiele, a wokół szczere pola i wykarczowany las. W tym wszystkim tylko lasu żal. 

Wszędzie ważnym punktem dyskursu była dyrektywa UE, określająca dopuszczalną emisję metanu z kopalń węgla.  

Obecnie nasze kopalnie wysyłają w niebo średnio 8–14 ton metanu na każde tysiąc ton wydobytego węgla. Zgodnie z unijnymi zarządzeniami od 2027 r. wolno będzie emitować nie więcej niż 5 ton, a od 2031 r. – 3 tony. Kary za przekroczenie norm mają być tak drastyczne, że do likwidacji poszłyby prawie wszystkie nasze kopalnie. Tusk wyjaśniał:  

Kwestia dyrektywy metanowej to zaniedbania ekipy Morawieckiego. Miał szansę zawalczyć o przyszłość polskich kopalń, ale w tej sprawie nic nie zrobił… Oczywiście będzie to “wina Tuska”, no bo kogo… Ale spokojnie. Razem z prof. Jerzym Buzkiem, eurodeputowanym, który w tej sprawie w Brukseli ma dużo do powiedzenia – robimy wszystko, aby uzyskać dla Polski specjalne uprawnienia opóźniające wprowadzenie dyrektywy metanowej. 

Ciekawie, bardzo ciekawie było w Częstochowie, która przyprawia PiS o ból w trzewiach i zgrzyt zębów. Było prorodzinnie i prokobieco. Miasto pod Jasna Górą, rządzone od lat przez lewicę, szczyci się pierwszym w Polsce finansowaniem zabiegów in vitro ze środków samorządowych. Dzieci rodzi się tu coraz więcej, a częstochowski przykład zaraża coraz częściej inne duże miasta. Więc gdzie, jak nie pod skrzydłami Jasnogórskiej Matki, dla której wszystkie dzieci są Jej dziećmi – mogła paść deklaracja o przyszłym rządowym wsparciu dla metody in vitro?  

Pod Jasną Górą padła także zapowiedź pomocy młodym matkom w postaci “babciowego”. Kiedy będą gotowe i chętne, żeby po urodzeniu dziecka wrócić do pracy, uzyskają wsparcie finansowe w wysokości 1500 zł miesięcznie. Będzie na żłobek, nianię lub dla babci (czy dziadka!), którzy zechcą poświęcić swój czas wnuczętom.  No i zaczęło się… Że wyborczy populizm, że rozdawnictwo, że kiełbasa wyborcza… Wprawdzie prof. Balcerowicz rwie włosy z głowy, ale inni eksperci mówią o tym pomyśle z uznaniem.  

“U nas aktywność zawodowa jest niska. Szczególnie wśród młodych kobiet, choć ona się zwiększa. Jeśli to miałoby zwiększyć ich aktywność, szczególnie tych, przed którymi jest kariera zawodowa, to byłaby niezła propozycja i sens tej propozycji jest zacny” – prof. Marek Belka w programie “Gość Radia Zet”. 

Alicja Defratyka: “W związku z tym projektem mam pozytywne emocje. Traktuję to jako inwestycję w rozwój kobiet. Bazując na opinii ekonomistów, sprawdziłam wyliczenia – ile to może kosztować. Przy założeniu, że połowa z tych kobiet wróciłaby do pracy, to jest koszt ok. 9 mld zł rocznie. To jest mniej niż 13. emerytura. Sprawdziłam to dokładnie: 500 plus, 13. i 14. emerytura, tarcza antyinflacyjna, polski ład, dodatek węglowy, dodatek do innych źródeł energii, wyprawka + … 

“To wszystko stanowi koszt 140 mld zł. Część tych wydatków nie będzie występować w przyszłości w takiej skali. Nie każdy wydatek trzeba więc traktować jak rozdawnictwo. Namawiamy kobiety do powrotu do pracy. Mówimy, że praca się opłaca. Te kobiety wrócą przecież na rynek pracy, będą zarabiały, odkładały składki, które wracają do budżetu, płacić podatki, będą miały wyższe emerytury… widzę tutaj same plusy” – mówiła Alicja Defratyka, ekspertka ekonomii, autorka nowatorskiego projektu Ciekaweliczby.pl, była studentka prof. Balcerowicza! (Debata dnia w Polsat News)   

Tusk jeździł przez dziesięć dni po Śląsku jak po swoich Kaszubach. Był w domu. W domach, w których nie wstydzą się dziadków z Wehrmachtu, bo wiedzą, co jest grane. Wśród ludzi, dla których ważne są idee, jednak ważniejsze fakty – także te, że sufity walą im się na głowy, bo wieloletnie rabunkowe wydobycie węgla spod Bytomia i innych miast przesuwa idee na plan dalszy. 

Tusk naobiecywał. Czy Śląsk da mu szansę i powie: sprawdzam?! 

W czasie, kiedy szef KO walczył o przychylność i głosy na Śląsku, polityczni adwersarze postanowili pójść jego śladami, odwiedzić miasta, w których był, i “odkłamać kłamstwa”. Używają słów prostych: manipulant, oszust, chroniczny kłamca. Czuje po niemiecku, myśli po niemiecku, mówi po niemiecku. Wilk w niemieckiej skórze, nic nie potrafi, dwie lewe niemieckie ręce. Tusk z Putinem. Tusk w komitywie z esbekami, w tle drastyczne obrazki stanu wojennego. Tusk nie jest Polakiem, Tusk sprzedał się Niemcom. Tusk jest zdrajcą. Tusk jest niemieckim kolaborantem. Tusk jest Niemcem.

Jednym słowem: Fur Deutschland.

Czy to nie jest sprawa dla sądu? To już sprawa Tuska. Ślązacy przybili mu piątkę.