Poseł Marek Wesoły – siódmy już wiceminister PiS od górnictwa

W kopalniach wielka uciecha, prawie święto. Jest wreszcie nowy, a siódmy z kolei od objęcia rządów przez PiS wiceminister odpowiedzialny za górnictwo. Już samo nazwisko jest przyjazne i wieszczy, że nie będzie źle i smutno. Będzie dobrze. To Marek Wesoły, poseł z Rudy Śląskiej, katecheta teolog z wykształcenia, może więc ma jeszcze jakieś dojścia tam, na górze.

To nic, że przegrany kandydat partii Jarosława Kaczyńskiego w ubiegłorocznych rudzkich wyborach uzupełniających. Wiadomo było, że należy mu się jakaś nagroda pocieszenia. Więc ma. Został właśnie wiceministrem w resorcie aktywów państwowych, pełnomocnikiem rządu ds. transformacji górnictwa i spółek energetycznych.

Na górnictwie się zna, bo mieszka na Śląsku. Poza tym ma znajomych pracujących w kopalniach. Wbrew pozorom nie jest to zła rekomendacja – w porównaniu z niektórymi poprzednikami, rzecz jasna. Najważniejsze, że kocha tę ziemię i chce jej służyć. A że teolog katecheta? Drodzy, przecież już Lenin mawiał, że państwo należy tak skonstruować, aby nawet bez cara mogła nim rządzić sprzątaczka. Przy pomocy partii, rzecz jasna.

Że Wesoły zostanie rzucony na węgiel, pewne już było w grudniu. Nie tylko z sugestii wicepremiera i ministra aktywów Jacka Sasina, a z władczych już deklaracji szeregowego jeszcze posła na portalu WNP.pl: „Dziś potrzebne są inwestycje, które szybko przyniosą efekty w postaci zwiększenia wydobycia węgla. W moim przekonaniu nie ma innej drogi. I to czy wojna na Ukrainie się skończy, czy nie, sytuacji nie zmieni. Dzisiaj rozwiązaniem są polskie kopalnie: nasz węgiel jest tańszy niż ten, który importujemy. A importujemy dlatego, że nie było innego wyjścia”.

Już tych kilka zdań znaczy, że wie, co w trawie piszczy i zna się na rzeczy.

Szkoda, że nie dostał wcześniej teki, bo mógłby już narobić dużo dobrego dla naszego węgla. Mógłby nasze górnictwo szybciej zacząć naprawiać. Niestety, nie było zgody co do jego kandydatury z premierem Mateuszem Morawieckim, posłem z tego 31. okręgu co Wesoły. To chyba jakiś rodzaj zawiści… Niby kolega z listy, a Wesołego w wyborach na prezydenta Rudy Śląskiej nie poparł – mówiło się w czasie ubiegłorocznej kampanii.

Wreszcie Sasin zwyciężył. Był też problem ze znalezieniem posady dla wiceministra Piotra Pyzika, polityka po Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie, naprawiającego górnictwo od grudnia 2021 r., czyli rok. Czyli długo jak na węglowe standardy. Niestety, nie pozwolono Pyzikowi dokończyć dzieła, ale ma co robić: został wiceministrem aktywów państwowych ds. dialogu społecznego. Teraz na pewno wszyscy zaczną się ze sobą dogadywać – przynajmniej na poziomie związków zawodowych, bo przecież nikt nie będzie się babrał dialogiem z tzw. społeczeństwem.

W roku zdobycia władzy przez PiS węglowe spółki wydobyły 72, 2 mln ton węgla, a w 2016 już o prawie 2 mln ton mniej. Wiceministrem od górnictwa był wtedy urzędnik państwowy, ekonomista Wojciech Kowalczyk – z resortu energii, jeszcze z rozdania PO-PSL. Trzymano go do marca tegoż roku, choć był jak wrzód na zdrowym pisowskim pośladku. Uosabiał całe zło, które rządy Tuska i Kopacz ściągnęły na kopalnie i górników. Czyli to wszystko, co pozwoliło PiS wygrać wtedy na Śląsku pod hasłami odbudowy całego kraju, który był w ruinie, odbudowy potęgi górnictwa, które też było w ruinie – i dźwignięcia hajerów z kolan, na których tkwili pośród tych wszystkich zgliszczy. Na przedwyborczym spotkaniu w Rudzie Śląskiej Jarosław Kaczyński grzmiał i zapewniał: „Wszystko, co oni zamknęli, to my otworzymy!”.

Górnicza brać, ufna i prostolinijna, wzięła kiełbasę i poszła zagłosować.

Od marca 2016 r. za górnictwo zabrał się Grzegorz Tobiszowski, socjolog po KUL, partyjny śląski baron i poseł tej ziemi. Czyli też górniczy ekspert. Nie wiadomo, który z tych atutów wziął górę, w każdym razie zbyt mocno poczuł się panem na nieswoich włościach, zapominając, że pierwsze miejsce w szeregu należy się premierowi Morawieckiemu, także posłowi tej ziemi. Tak więc w czerwcu 2019 r. Tobiszowski rzucony został na europarlament. W tymże roku kopalnie wydobyły 61,5 mln ton węgla. Kopalnie zamykano – jestem święcie przekonany, że Kaczyński nie wiedział, że mu się tu, na Śląsku, z gęby robi się cholewę?! A górniczej Solidarności nie wypadało protestować, bo to tak jakby pluła pod wiatr…

Naprawa górnictwa przyspieszyła. Przynajmniej w wymiarze kadrowym… Po Tobiszowskim zajął się nią polityk, absolwent Politechniki Śląskiej Adam Gawęda – jako wiceminister resortu aktywów państwowych. W marcu 2020 r. został odwołany. Po nim w ten górniczy bermudzki dołek wrzucono Jonasza Drabka, absolwenta AGH, dyrektora departamentu górnictwa MAP. Siedział w nim niecałe pięć miesięcy, po których musiał się posunąć, bo właśnie spadał Artur Soboń, absolwent… wydziału humanistycznego KUL. Nie dano mu nic naprawić ani też zepsuć – odszedł w kwietniu 2021 r.

Po nim nastała era wiceministra Piotra Pyzika. W 2022, w roku końca jego węglowej misji, Polska wydobyła 52,8 mln ton węgla – za to kupiliśmy za oceanami ponad 20 mln ton za 26 mld zł. Zdaniem węglowego eksperta dr. Jerzego Markowskiego nasze potrzeby importowe nie sięgały 15 mln ton: „Węgiel jest jakości, która jest nieużyteczna dzisiaj w Polsce. W znakomitej większości zalega w portach, ale ktoś musi go sprzedać. Ponieważ kupiono go drogo, więc próbują go drogo sprzedać” – powiedział portalowi Slazag.pl.

Osobom z zewnątrz mogłoby się wydawać, że cóż to za wielka filozofia zmienić jednego ministra od górnictwa na innego, gorszego na lepszego, bo przecież na tym zmiany dobrej zmiany muszą polegać. Że to bułka z masłem? Nic bardziej mylnego.

Każdy minister zaczyna urzędowanie od zamówienia czarnego munduru galowego, jaki przysługuje podziemnym braciom. Musi więc wyglądać jak swój, no bo jakże się pokaże na karczmach piwnych. Potem mundur, czako na głowę i inne akcesoria przez lata pozostają w szafach namacalnym dowodem, że się rządziło górnictwem. A może kiedyś znowu rzucą na węgiel…

Poza mundurem najważniejsze są atrybuty kadrowe. Otóż każdy wiceminister od węgla dostaje kompetencje właścicielskie wobec państwowych spółek. Stąd każdy nowy Gawęda, Soboń, Pyzik czy teraz Wesoły wywołuje już na początku nerwową atmosferę w zarządach i każe trzymać „ruki po szwom” – póki się nowego nie oswoi z węglem, nie urobi… No chyba, że ktoś ma tupet i sam wyrobił sobie bezpośrednie dojście do Sasina, Morawieckiego czy któregoś z partyjnych bossów. Ale i tak warto dać nowemu wiceministrowi trochę porządzić. Zaproponować kilka, kilkanaście dobrych posad w węglowych spółkach, żeby w swoim imieniu dał swoim…

Na tym polega istota władzy wiceministra od górnictwa.

Poza tym mówić, mówić, jeszcze raz mówić, co też w ciągu pięciu miesięcy do wyborów należy zrobić z górnictwem. „Dziś potrzebne są inwestycje, które szybko przyniosą efekty…” – uważa wiceminister Wesoły.

Na marginesie tych historycznych dla górnictwa zmian warto zauważyć inne wydarzenie. Też brzemienne w skutki i nośne tak bardzo, że pofrunęło aż do Las Vegas, które, co tu dużo gadać, blisko nie jest. Otóż w okolicach Dnia Kobiet dla pań związanych z górnictwem, których – z pominięciem żon i kochanek – jest niemało, zwyczajowo organizuje się babskie combry, czyli imprezy czysto damskie. To żeński odpowiednik barbórkowych karczm piwnych dla chłopów, czyli czysto męskich.

Taki więc comber swoim członkiniom i w ogóle bliskim węglu kobietom zafundowała Solidarność kopalni Sośnica w jednym ze znanych gliwickich pubów. Ściany obwieszono stosownymi banerami związkowymi, żeby wiadomo było, kto i za co się bawi. No i żeby była służbowa podkładka na rozlicznie imprezy.

Jednak ktoś ważny doszedł do wniosku, że nasze górniczki zasługują na coś więcej. Na coś, czego na co dzień nie mają, a być może nie mają i od święta. Ktoś, kto wiedział, że kto lubi pracować, lubi się zabawić. I tak oto na czysto damskiej imprezie pojawił się kawaler, na początku prawie ubrany, na końcu prawie goły. Nie ma pewności, czy zaproszony striptizer był zawodowym profesjonalistą, czy może górnikiem z przodka, który fedruje po godzinach.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby w sieci, na związkowym profilu, nie pojawił się filmik z pięknym mężczyzną w otoczeniu rozanielonych i wniebowziętych pań. Panie, w rytmie lecącej z głośników melodii, wspierają pana w zrzucaniu ze swego ponętnego ciała munduru strażaka, policjanta, ratownika medycznego… Do majteczek, ale takich, które pozwalają jeszcze coś za nie wcisnąć… No i ten dotyk, ten dotyk, ten aksamit skóry, ach…

No i poszło to w świat. No i się zaczęło…

Zazdrośni górnicy ujrzeli swoje panie w nowym, zupełnie nowym świetle. I zakrzyknęli, że munduru górniczego przy tym nie było! Po cholerę, panie obeznane są z nim na co dzień! A na dodatek złamano tradycję, bo na ich karczmach i babskich combrach obowiązuje zasada, że „co się wydarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas” – a nie rozlewało się po Gliwicach. Oburzyły się też panie, bo nikt im nie powiedział, że zagrają w związkowej produkcji – w filmiku na Facebooku. Wszystko było na wierzchu, a miało być wewnątrz – i to nie jest fair, bo nie były odpowiednio wymalowane. Może nie byłoby nawet wielkiego halo, bo urok niemal gołego faceta wynagrodził braki make-upu, gdyby na związkowym profilu, nad filmikiem ze striptizem, nie pojawił się alarmujący felieton Bogusława Hutka, szefa całej górniczej Solidarności.

A w nim – że rządowa polityka prowadzi do tego, iż kopalnie znikną, na czym zarobią importerzy węgla. Całą zabawę trafił szlag. Ponoć striptiz miał więcej odsłon niż słowa przestrogi Hutka, który wali prosto z mostu i na zabawie się nie zna. Nie lubi kobiet czy co?

Będzie się jeszcze działo w Solidarności Sośnicy, będzie… Panie nie popuszczą, a panowie też… Stąd nie należy zazdrościć wiceministrowi Markowi Wesołemu, że w takiej to atmosferze musi zająć się naprawą górnictwa.

A może, z racji wyuczonego fachu, wypadałoby poprosić egzorcystów? Niech odczynią, przynajmniej w Sośnicy.