In vitro, HiT, Dugina i Franciszek. Coś tu nie gra

Matka, jak Pan Bóg, może kochać wszystkie swoje dzieci, każde z osobna i każde najwięcej… (Zofia Kossak-Szczucka)

W Częstochowie święto: minęła 10. rocznica wprowadzenia pionierskiego w kraju programu wsparcia in vitro.

Romek z Częstochowy i Marysia z Sosnowca to kolejne w tych dniach dzieci urodzone dzięki finansowanym przez samorządy miejskie programom leczenia niepłodności metodą in vitro. W Częstochowie to już 70. maluch, w Sosnowcu – 30. Niemowlaki nie mogą jeszcze zabrać głosu, więc w ich imieniu pozdrawiam, choć przyznaję, że niechętnie i mało serdecznie – prof. Wojciecha Roszkowskiego i Przemysława Czarnka, ministra, o zgrozo, edukacji i nauki. Kiedy maluchy podrosną, zapewne nie uwierzą, że byli tacy, co zadawali idiotyczne pytanie: czy ktoś mógłby je pokochać… I że byli to ludzie pierwszego sortu, intelektualna elita narodu. Maluchy póki co mają to gdzieś, a rodzice nie mają czasu na pierdoły, bo cali są miłością i szczęściem.

Dobry, zielonooki Pan, do którego modli się Bułat Okudżawa, Bóg, który się  uśmiecha w umbertowskim „Imieniu róży”; bułhakowski Jeszua Ha-Nocri, który wybacza i zsyła spokojny sen zmęczonemu Piłatowi; góralski Pan Bócek, który łaskawym okiem patrzy na swoje zabłąkane owieczki i zawsze znajdzie tę, która się zgubiła… Właśnie on, taki Pan, powiedział na ucho tym, którzy tak długo czekali na swoje dzieci, że wszystko jest OK. Że kocha te dzieci tak samo jak wszystkie inne. I że to jest po prostu oczywista oczywistość. Wiem, że większość tzw. prawdziwych katolików uzna, że puszczam wodze bałwochwalczej fantazji i odeślą do Starego Testamentu, ale ja zostanę przy swoim.

Teraz fakty. Bo faktem jest, że w Częstochowie, ponad 200-tysięcznym mieście pod Jasną Górą – choć nie w jej cieniu! – na początku sierpnia urodziło się 70. dziecko w ramach miejskiego programu dofinansowywania leczenia niepłodności metodą in vitro. Za chwilę pewnie urodzi się następne, a może już tak się stało. W prawie 10. rocznicę inauguracji wsparcia dla częstochowian bezskutecznie wcześniej starających się o potomstwo. I to jest najlepsze świętowanie. Urodziły się już 34 dziewczynki i 36 chłopców, w tym osiem par bliźniaków! Tego roku miasto przeznaczyło na ten cel 200 tys. zł. Mogłoby dać więcej, ale sito kwalifikacji medycznych i społecznych dopuszcza w ostatnich latach do programu ok. 40 par. W znakomitej większości małżeństw, ale zdarzają się też związki partnerskie. Otrzymują po 5 tys. zł jednorazowego dofinansowania na zabiegi leczenia swojego zdrowotnego defektu.

Mówimy oczywiście o programie miejskim, bo nieoficjalnie wiadomo, że w klinikach krajowych i zagranicznych dużo więcej par uczestniczy, na własną rękę, w zabiegach zapłodnienia pozaustrojowego. Szczelniejsza dyskrecja dotycząca takiego właśnie poczęcia ich pociech bierze się z obaw o stygmatyzację. Zarówno rodziców, jak i dzieci. Z obaw o wyszydzanie, wytykanie palcami, podawanie w wątpliwość bezmiaru miłości. Z obaw o bezpardonową ocenę, jaką bezmyślnie serwują ci z elity pierwszego sortu. Jak to czynią prof. Roszkowski pod rękę z ministrem Czarnkiem.

Jak na miasto pod Jasną Górą przystało zdarzają się też prawdziwe cuda. Grażyna Stramska-Świerczyńska, naczelniczka Wydziału Zdrowia UM w Częstochowie, mówiła niedawno w Radiu Jura: „Zdarza się też tak, że u par składających u nas wniosek już jest taka radość psychiczna, taka nadzieja, że puszcza jakaś blokada i pojawiają się naturalne ciąże. Z czego bardzo się cieszymy”.

W przededniu inauguracji roku szkolnego tylko dwie częstochowskie szkoły zadeklarowały chęć korzystania z podręcznika HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego. Dwie na całe miasto. Jeden z dwóch dyrektorów zastrzegł jednak, że nie konsultował jeszcze swojej decyzji z nauczycielami historii przebywającymi na urlopach, a wskazał na HiT, bo innego podręcznika obecnie nie ma. Na szczęście wakacje nie trwają wiecznie, historycy wrócą i pewnie powiedzą, co myślą.

Śladami Częstochowy poszła 700-tysięczna Łódź. Od połowy 2016 r. do połowy 2022 dzięki wspieranemu przez miasto programowi in vitro urodziło się już 377 dzieci, z tego 18 par bliźniąt. Doceniając wagę i skuteczność projektu, miasto przeznacza w tym roku na zabiegi pozaustrojowe milion złotych.

W województwie śląskim 204-tysięczny Sosnowiec był kolejnym miastem, które zdecydowało się na finansowanie programu in vitro. Decyzja zapadła pięć lat temu, niemal od razu po tym, jak rząd PiS zlikwidował rządowy program wsparcia leczenia niepłodności tą metodą. Do dzisiaj urodziło się dzięki temu 30 małych sosnowiczan – wspomniana powyżej Marysia przyszła na świat właśnie 23 sierpnia. Przypomniał o tym z radością prezydent Arkadiusz Chęciński podczas cyklicznego „śniadania prasowego” poświęconego tym razem, o ironio, historii i teraźniejszości. Prezydent wyznał dyplomatycznie, że szanuje wolność i demokrację, więc nie może nauczycielom z Sosnowca powiedzieć: „Nie uczcie z tej książki! Wiem jednak, że oni są mądrzejsi od nas. Będą wiedzieć, z jakiej książki korzystać”.

Porzuciwszy dyplomację, prezydent Chęciński dodał, że przeczytał  podręcznik od deski do deski. I że gdyby wydźwięk HiT nie był tak tragiczny, to książka powinna trafić na półkę z adnotacją „komedia” lub „groteska”:

„Czytam fragment o pierwszych wolnych wyborach i widzę zdjęcia prezydenta Andrzeja Dudy i Jarosława Kaczyńskiego. Nie bardzo kojarzę te postacie z tymi wyborami. Nie bardzo pamiętam, aby prezydent Duda wtedy kandydował i wygrywał. Nie na tym polega kształtowanie rzeczywistości. Młodzieży nie wolno oszukiwać”.

Prezydent Sosnowca przywołał również fragment dotyczący rozwiązłości, którą zrównano z chodzeniem w spódniczkach mini: „Uczeń, który to usłyszy, ma potem zarzucić swojej mamie, że wcześniej dobrze się bawiła, a co gorsza, jeszcze założyła spódniczkę mini?” – komentował.

Od siebie dodam, że uczeń powinien wytknąć matce, że znalazł się na tym padole tylko przez jej rozwiązłość. A może liczyła, że uniknie ciąży, ale jakoś nie wyszło? Tak to się ten Boży świat kręci…

Najwięcej emocji na śniadaniu u prezydenta wzbudził, oczywiście, hitowy już fragment HiT dotyczący in vitro. Fragment należy wciąż  przypominać, bo MEiN Przemysława Czarnka chce go wygumkować, a tymczasem ślad bezmyślnych i bezlitosnych rozważań autora powinien żyć i podlegać ocenie przez wieki: „Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć: hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju produkcję? (…) Miłość rodzicielska była i pozostanie podstawą tożsamości każdego człowieka, a jej brak jest przyczyną wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej”. Rzecze prof. Roszkowski, bo któż inny.

Arkadiusz Chęciński: „To jest najgorsze. Spoglądam na to w szerszy sposób. Nie chodzi bowiem tylko o in vitro. Pan Roszkowski uważa, że każde dziecko spłodzone z miłości, ale nie w związku małżeńskim, to też nie jest osoba, którą można kochać”.

Myślę, że coś tu nie gra. Obawiam się, że myślenie, wiedza i nauka są w odwrocie. Papież Franciszek ubolewa nad śmiercią biednej, niewinnej Duginy, europoseł PiS prof. Krasnodębski twierdzi, że nasza suwerenność jest zagrożona z Zachodu, a nie ze Wschodu, sędzia Trybunału Konstytucyjnego zastanawia się, „który to Hitler?” na obrazku przedstawiającym führera i Tuska, autor HiT ze swadą plecie trzy po trzy… Coś tu nie gra. Czyżby tumany oparu tzw. telewizji publicznej przylepiały się coraz mocniej i szerzej?

„Gazeta Wyborcza” (Sosnowiec) też gościła na śniadaniu u prezydenta. Dostrzegła panią Anetę będącą w ósmym miesiącu ciąży dzięki in vitro. Pani Aneta czeka na Stasia. Już kocha go tak, że bardziej się nie da. Stasia, najukochańszego z ukochanych. Była wzburzona: „Dziękuję Bogu, że jest taki program jak in vitro. Że mogliśmy spełnić swoje marzenie. Długo się staraliśmy, ale nie wychodziło. Program nie jest tani, gdyby nie pomoc…”. Słowa uwięzły  w gardle.

Potem odniosła się do kawałka z książki HiT dotyczącego hodowli dzieci: „Ten fragment to jest świństwo. Świnia to napisała i zaakceptowała…”.

Rozumiem jej gniew. Ci, którzy mówią, że autor przecież nie użył określenia in vitro, zwyczajnie rżną głupa.

Pani Aneto, spokojnie, to nie jest warte takich emocji. Teraz zdrowie Stasia jest najważniejsze.