Koniec z szatańskim Halloween. Niech zwycięża Niebo!

Życie jest formą istnienia białka
Ale w kominie coś czasem załka,
Coś czasem gwiźnie, coś czasem liźnie,
Coś się pokaże w białej bieliźnie…
Oj dana, dana
Nie ma szatana (Agnieszka Osiecka i Skaldowie)

Nareszcie! Jakże wszyscy na to czekaliśmy! Nareszcie w mieście zawierzonym Matce Boskiej i Miłosierdziu Bożemu nie będzie w ostatnim październikowym dniu zlotu czarownic, diabłów, wilkołaków, zombie i innych popaprańców. Jednym słowem, maskaradę przebierańców spod znaku Halloween trafił szlag.

W zamian Rafał Piech, prezydent Siemianowic Śląskich, ogłosił Heaven Wins – zwycięży niebo, a nasze miasto odda się we władanie aniołów czyniących dobre uczynki. Żadne upiory, wampiry, kościotrupy, a przede wszystkim chuda kostucha nie będzie miała prawa bytu. Tego dnia i na zawsze. Chyba że w podziemiu, ale od czego mamy policję i służby specjalne?!

Powiem uczciwie i z ręką na sercu: było coś wielce niestosownego, a nawet świętokradczego w tym, że wigilia Wszystkich Świętych przekształcała się w Polsce w ostatnich 30 latach w wigilię Wszystkich Trupów i Czarownic. A to wszystko za sprawą Złego. To Zły namawiał do halloweenowych harców w szkołach, przedszkolach, a ponoć niekiedy i w żłobkach! A co się działo w restauracjach, pubach i na domówkach, to na wołowej skórze nie spiszesz. Sodoma i Gomora. Sam nie chodziłem, nawet nie ruszałem się z domu, więc akurat „sodomia i gomoria” mnie nie raziły – do tego cwany Zły sprytnie nałożył mi klapki na oczy, a w uszy wepchał stopery, żebym czasem nie narobił niepotrzebnego szumu medialnego.

Dla ludzi bogobojnych, którzy z innego niż ja powodu nie wychylają w ten wieczór nosa zza drzwi i nie wychylają się w ogóle w każdych innych sprawach, gorsze było coś innego. Te tabuny, te szarańcze ohydnych przebierańców nie tylko paradują szerokim ulicznym duktem, chichocząc i pomrukując złowieszczo – oni jeszcze dzwonią po porządnych obywatelach, tzn. dzwonią i pukają do furtek i bram! I jeszcze szepcą, tak jakoś zawodząc dziwnie, a czasem bezczelnie wołają: cukierek albo psikus… Pieniążek albo psikus… Uczciwie muszę przyznać, że człowiek nieuświadomiony dawał się początkowo wciągać w tę szatańską zabawę. No i dawało się cukierek, ciasteczko, a czasem nawet jaki grosik…

To na pewno był groźny proceder. A poza tym ile można dawać? Gdzieś w wieczornej oddali, czasem tuż za rogiem, słyszało się diabelskie konsultacje. „Gdzie dają?”. „Tam pod 47, 52…”. I kolejna fala ciemnej strony mocy łomoce do drzwi. Czy my jesteśmy cukiernią? Bankiem? Sezamem?

Zaczęliśmy wywieszać na bramie kartki: na dzisiaj koniec! A raz żona, bardziej odporna na zakusy Złego, przyczepiła tabliczkę: „Przepraszamy, nie świętujemy Halloween!”. Niewiele to dało, tabliczka zniknęła. Teraz chodzi tylko o to, żeby na wszelki wypadek właściwy człowiek na właściwym miejscu wiedział, że my też byliśmy przeciw, choć może nie dość ostentacyjnie.

Nie było odważnych na taki gest, a może przyzwyczailiśmy się do myśli, że przy naszym prezydencie jesteśmy bezpieczni, że on pomyśli za nas i weźmie Złego za rogi, a poza tym dzięki jego pośrednictwu jesteśmy chronieni odgórnie. Rafał Piech na Facebooku napisał: „Wokół nas tyle chaosu, lęku przed tym co przyniesie kolejny dzień. Dlatego ruszamy z bardzo pozytywnym ogólnoświatowym wydarzeniem, które wychodzi z Siemianowic Śląskich. Heaven Wins (Niebo zwycięża). 31 października dniem Aniołów. Moc atrakcji. Zachęcamy do włączenia się w ten wyjątkowy projekt”.

Stąd właśnie mój okrzyk: nareszcie! Tym bardziej że nie jest to jakaś prowincjonalna inicjatywa, ale ma zasięg ogólnoświatowy. Wiedziałem, że mój prezydent i twórca partii Polska Jest Jedna mierzy wysoko. I wierzyłem, że rzuci rękawicę Złemu i wszelkiemu pośledniejszemu diabelstwu!

Gdybym miał tupet, zapytałbym: dlaczego tak późno? Bo przecież prezydent urzęduje od 2014 r., a rok później miasto zostało zawierzone Matce Boskiej. Być może myślała sobie na początku, że Siemianowice to taka zwyczajna mieścina… A może obawiała się, że to taki jednorazowy gest naszego gospodarza. Albo postanowiła poddać nas próbie? Dopiero niedawne zawierzenie naszego miasta Miłosierdziu Bożemu w krakowskich Łagiewnikach dało podwójną moc! Takiego kopa. Prezydentowi i nam wszystkim. Należy też zrozumieć, że taka krucjata, choć nie zbrojna – a może zbrojna inaczej – wymaga przemyśleń i starannych przygotowań. Zdecydowanych kroków.

Warto więc przypomnieć słowa, bo nigdy ich dość, które padły w 20. rocznicę zawierzenia Bogu całego świata przez Jana Pawła II: „Ja, Rafał Piech, prezydent miasta Siemianowice Śląskie oraz przewodniczący ruchu Polska Jest Jedna, zawierzam dziś zupełnie i całkowicie, świadomie i dobrowolnie Twemu nieskończonemu miłosierdziu miasto Siemianowice Śląskie, ruch Polska Jest Jedna, polskie rodziny, małżeństwa, wszystkich Polaków oraz całą Polskę. (…) Z całą pokorą, ufnością i uległością wobec Twojej Najmiłosierniejszej Woli oddaję Ci siebie, moją rodzinę, misję, moje ciało, duszę i ducha, całą moją istotę, życie w czasie i wieczności; przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; rozum, uczucia i pragnienia; wszelkie zmysły, władze i prawa; wolę i wolność moją; wszystko, czym jestem, co posiadam i co mnie stanowi”.

Akt zawierzenia prezydent zakończył słowami: „Oddając Twojej Najmiłosierniejszej Woli nasz Naród, proszę o wstawiennictwo Anioła Stróża Polski, św. siostrę Faustynę, św. Jana Pawła II, bł. Ks. Michała Sopoćko oraz wszystkich Świętych. Ojcze Przedwieczny, dla bolesnej męki i zmartwychwstania Twojego Syna miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Amen”.

Z entuzjazmem włączam się więc w prezydencką inicjatywę poskromienia Złego w moim mieście i czynię to z przesłaniem. Uwaga: choć człowiek chce żartować i bawić się, co jest naturalne, to Zły nigdy nie żartuje! Zły wszystko bierze na poważnie!

Kiedy więc sąsiad, lekko sceptyczny do inicjatywy prezydenta (bo i tacy niestety są), mówi, że od dobrej zabawy nikt jeszcze nie umarł, pozostaje tylko uśmiechnąć się tajemniczo i ironicznie i zapytać: czyżby?

Więc Apage, Satanas! Idź precz z mojego miasta. I ze wszystkich miast na świecie.

Wiadomo, komu to bezpieczeństwo zawdzięczamy – Patronce, która pełni funkcję menedżerki śląskiego grodu, a prezydent jest tylko wykonawcą Jej woli. Trzeba dodać, że coraz więcej znanych i poważanych ludzi sztuki i artystów dostrzega czarną moc tego jesiennego ponurego obrządku. Sama Edyta Górniak rok temu podzieliła się z fanami niechęcią do tej paskudnej celebracji, która przywędrowała do nas wprawdzie z USA, ale chyba z podpowiedzi i na plecach diabła. Przestrzegała i przestrzega. Kilka dni temu gwiazda przekonywała na Twitterze, że gości na Ziemi już 4 tys. lat, licząc czasem linearnym – więc wie, co mówi. Co racja, to racja. Nie wszystko, co amerykańskie, musi być dobre: czołgi, owszem, ale obyczaje już niekoniecznie. W swoim przekazie pani Edyta rozebrała na części „halloween” – wyszło u niej „hell i win”, czyli mniej więcej „piekło wygra”. Po prostu obnażyła istotę diabelskich harców w wigilię Wszystkich Świętych.

Ktoś może się oburzyć, że boską menedżerkę Siemianowic Śląskich i natchnioną piosenkarkę stawiam w jednym szeregu. Lecz przecież można przyjąć, że pierwsza reprezentuje niebo, a druga ziemski padół. Ja, rzecz jasna, wraz z mieszkańcami naszego miasta oddaję się pokornie pod protektorat naszej siemianowickiej Opiekunki i z tej pozycji zadziwiam się wyznaniem pani Edyty, że „nie każdy, kto wygląda jak człowiek, ma duszę. Ma tylko kombinezon biologiczny i te same potrzeby fizyczne, biologiczne, ale nie ma połączenia z pierwotną świadomością, ze źródłem – i zapomniał lub nigdy nie poczuł tej świętej energii wszelkiego stworzenia” – które zaserwowała na tegorocznym Zlocie Wolnych Ludzi Harmonia Kosmosu.

Rekapitulując wywód, prelegentka dodała, że pod tym kombinezonem żyją wśród nas bioroboty stwarzane przez Billa Gatesa, którego umyślni wszczepiają ludziom chipy kontrolujące nasze umysły, a także hybrydy stanowiące połączenie człowieka i zwierzęcia oraz reptilianie, czyli jaszczuroludzie. Że przygniata nas wielki Spisek, który stoi za pandemią koronawirusa. Zarówno artystka, jak i prezydent Piech należy do żarliwych antyszczepionkowców, stąd połączyłem fakty i domyśliłem się, że i ona zaświatowo przyczyniła się do usunięcia halloweenowców z mojego miasta. Wiadomo przecież, że szczepienia na covid to zmowa rządów i koncernów realizujących diabelskie plany nastawione na zysk i kontrolę ludzi. Teraz wszystko trzyma się kupy! Kiedy Górniak przestrzega: piekło wygrywa, Piecha odpowiada, że nie: niebo zwycięża.

Ale do rzeczy… Portalowi Ślązag szef naszego miasta opowiedział, w czym rzecz z nowym świętem, które zrodzi się 31 października, i objaśnił jego ideę: „Wigilia Wszystkich Świętych stała się w ostatnich latach w Polsce okazją do zabaw przejętych z tradycji krajów zachodnich i USA. W roku 2022 podjęliśmy się w Siemianowicach Śląskich rzeczy niepowtarzalnej, jaką jest zainicjowanie zupełnie nowej formy spędzania w tym dniu przez najmłodszych wolnego czasu. Heaven Wins – Dzień Aniołów to połączenie zabawy i akcji społecznej, która poprzez interakcję międzypokoleniową najmłodszych z ich rodzicami i dziadkami ma zachęcić wszystkich do częstszego czynienia najmniejszych nawet dobrych uczynków wobec najbliższych i znajomych”.

To teoria, a jak to będzie wyglądać w praktyce? Nie będzie już dzieci przebranych za upiory i diabelskiego zawołania: „cukierek albo psikus”, tylko anielskie pogodne przywitanie: „cukierek i dobry uczynek”. Na ulice wylęgną zastępy w bieli i z anielskimi skrzydłami. Anioły będą rozdawać cukierki, a osoby, które się poczęstują, wylosują kartki z zapisanymi dobrymi uczynkami, które zobowiązują się spełnić. Na pamiątkę spotkania wręczane zostaną serduszka odblaskowe z logotypem Heaven Wins, które mają przez cały następny rok przypominać, że „Niebo, czyli Dobro, zawsze wygrywa” – przekonuje mieszkańców Rafał Piech. A przy okazji swoim odblaskiem zapewniać dzieciom bezpieczeństwo na ulicy. Powiem nieskromnie, że Jurek Owsiak ze swoimi z prostymi wycinankami będzie daleko w tyle za naszymi serduszkami.

Na ulicznym czynieniu dobra się nie skończy. W wigilię Wszystkich Świętych zaplanowano pokazy „pięknych filmów”, zawody sportowe, w tym Bieg Aniołów, i różne zabawy dla dzieci, wesołe konkursy: dmuchańce, fotobudka, animacje, „aniołkowe malowanie buzi” czy też plecenie warkoczyków. Pod dostatkiem będzie słodyczy i popcornu. Jest propozycja, aby anielskie święto trwało cały tydzień.

Rozumie się samo przez się, że do święta włączają się samorządowe przedszkola i szkoły, które z marszu zapomniały, że jeszcze rok wcześniej grzeszyły szatańskimi zabawami. Na wszelki wypadek dyrektorzy placówek dostali od władz miasta zakaz halloweenowych balów. Gdyby któryś się z rozpędu zapomniał.

„Gazeta Wyborcza” w Katowicach napisała, że dyrektorzy prześcigają się w pomysłach, jak na swoich terenach rozwinąć myśl prezydenta. Na terenie szkół mają pojawiać się kody QR, które dzieci będą odczytywać za pomocą smartfonów, układając z ukrytych w nich słów cytaty dotyczące czynienia dobra – z nagrodami, rzecz jasna. Przewidziane są czytania książek zawierających „dobre słowa” i tworzenie „słońca dobroci”. Ubrani na biało uczniowie będą robić selfie w galeriach dobrych uczynków, przekazywać sobie „iskierkę dobroci” i pląsać w „tańcach dobroci”.

Przy okazji przeprowadzona zostanie zbiórka karmy dla schroniska dla zwierząt, ale o to muszą już wcześniej zadbać rodzice. Tak samo zresztą jak ze zbiórką środków higienicznych dla hospicjum. Niektóre szkolne koła wolontariatu pójdą posprzątać opuszczone groby, inne zawieszać będą przy ulicach tabliczki ostrzegawcze „Uwaga wiewiórki”. Z kolei dzieci w przedszkolach mają w tych dniach przychodzić na biało, a po zajęciach sprzątać swoje ogrody.

Marzyłoby się, żeby czynienie dobra przez dzieci trwało cały rok… Niestety, złe języki pytają – jak zwykle przy takich okazjach – czy dobroczynność zarezerwowana jest wyłącznie dla katolików, czy też dla niewierzących? Odpowiadam za władze miasta, że ateusze też mogą czynić dobro, choć czyn miałby mocniejszą wymowę, gdyby przebrali się za aniołki; ale przymusu nie ma. Choć twardo trzeba powiedzieć i ostrzec, że dobro czynione w przebraniu wiedźm, kościotrupów i innych wampirów to nie jest już to samo dobro, co w anielskim wykonaniu. Nie będzie brane pod uwagę. No zwyczajnie będzie nieważne!

Jakże wstydzić się w tych dniach będą choćby uczniowie Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w niedalekiej Dąbrowie Górniczej, którzy od lat pielęgnują słowiański obyczaj Dziadów! Otóż w rzeczonej szkole w wigilię Wszystkich Świętych starsi uczniowie spotykają się w ciemnej sali, w oknach zawieszają całuny, siadają w kręgu wokół katafalku i wśród płonących zniczy czytają, z podziałem na role, „Dziady”, jeden z najsłynniejszych dramatów Adama Mickiewicza i zarazem swoją lekturę.

Podjadają przy tym łakocie na przemian z gorczycą, która, według wieszcza, chroni przed nadmiarem wszelkiej słodyczy w życiu. Przy tym uczniom towarzyszy stosownie ubrany szkielet z pracowni biologicznej. Dorośli uzasadniają, że w ten sposób szkoła, której celem powinna być przede wszystkim edukacja, przekazuje dzieciom wiedzę na temat obrzędowości naszych przodków oraz polskiej literatury. No nie wiem, czy nie ma w tym drugiego dna?

Ale wolne żarty… Bo jak się mają te mroczne gusła ze szkieletem w tle do anielskich zabaw w Siemianowicach Śląskich? Nijak!

Wytykając prezydentowi Piechowi – zauważcie, że delikatnie – zbyt późne porwanie miasta do walki z Halloween, miałem na myśli szkody na ciele i duszy, jakie rok w rok wyrządza to diabelskie nasienie. Tu muszę powołać się, za Radiem Niepokalanów (21 października 2021) i stroną internetową Parafii św. Jana Chrzciciela w Legnicy na ubiegłoroczne spotkanie egzorcystów w Rzymie i słowa ks. Aldo Buonaiuto z Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów. Otóż ks. Aldo, sam bezwzględnie skuteczny w wypędzaniu złych duchów, zwrócił uwagę na fakt, że co roku ok. 31 października setki niewinnych dzieci – a chyba miał tylko na myśli Włochy – zostaje opętanych przez demony: „Halloween nie jest niewinną zabawą, lecz stanowi przedsionek do czegoś bardziej niebezpiecznego. Osoby biorące udział w Halloween muszą uczestniczyć w złych rytuałach, składać ofiary ze zwierząt, profanować cmentarze i kraść hostie. Halloween to najlepsza pora do rekrutacji członków przez różne sekty. To jest po prostu otwarcie się na działanie diabła”. Powołując się na Franciszka, powiedział, że papież chce, aby święto duchów i upiorów zastąpić bezpiecznym dla dzieci świętem Holyween.

Reasumując – Halloween to czas i tereny łowieckie Złego!

Nie można więc się zgodzić, żeby piękną narodową tradycję naszego Kościoła, Święto Wszystkich Świętych, przykrywało i przyćmiewało jakieś pogańskie „święto duchów”. Nie można też dopuścić do niepotrzebnej dyskusji w stylu, co było wcześniej: jajko czy kura? Po co po mącić ludziom w głowach?

Co ludziom przyjdzie z informacji, że 13 maja 610 r. papież Bonifacy IV poświęcił w Rzymie pogański Panteon i konsekrował go na przybytek Najświętszej Marii Panny od Męczenników? A że odbyło się to w dniu, w którym w starożytnym Rzymie obchodzono święto ku czci Lemurów, złych duchów – to już inna sprawa, choć nieprzypadkowa. Tamto pogańskie święto miało być przykryte chrześcijańskim świętem wszystkich zmarłych męczenników. Problem w tym, że ten dzień, w oczywisty sposób, dalej kojarzył się ze świętem duchów, z lemuraliami. Wszak to wtedy na żer wychodziły wszelkie potwory, szkielety, blade trupiszony… no całe pogańskie zło. Tak, tradycja to paskudna sprawa.

Okazało się, że dzień zmarłych męczenników wyznaczony na 13 maja jakoś się w Rzymie nie przyjął. Nawet jeżeli frekwencja dopisywała, to raczej składała się z biedaków. Święto świętem, a kościelna taca wciąż świeciła pustkami, bo wszystko działo się na przednówku. Raz że nie było pielgrzymów czym wykarmić, a dwa – że sami wyciągali ręce po grosze.

Po ponad wieku takich przykrych dla tacy doświadczeń papież Grzegorz III przeniósł w 731 r. święto na 1 listopada – można powiedzieć, po zbiorach! Z kolei w 835 r. Grzegorz IV, na rozkaz cesarza Ludwika Pobożnego, rozszerzył Święto Męczenników na Wszystkich Świętych i cały chrześcijański świat.

Trzeba tu powiedzieć, że wskazanie 1 listopada na nowe chrześcijańskie święto też nie wzięło się z sufitu. Tak się dobrze składało, że w tamtych czasach Celtowie – współcześnie do celtyckich korzeni przyznają się m.in. Bretończycy, Irlandczycy, Szkoci i Walijczycy – obchodzili z ostatniego dnia października na pierwszy dzień listopada wielkie święto Samhain (koniec lata) – All Hallows Eve. Związane było z zakończeniem żniw i jesiennych zbiorów owoców.

Na ołtarzach wygaszano stary ogień i rozpalano nowy, który miał się palić przez cały rok. Płonęły ogniska dziękczynne, do których wrzucano część zbiorów. Na ołtarzach celtyckich bogów dokładano ofiary ze zwierząt, a może nawet ludzi. Oddawano się rytualnym tańcom i pito na umór, nie bardzo wiadomo co… W każdym razie tej nocy zacierały się różnice między światem widzialnym a zaświatami. Otwierały się drzwi między światami. Pojawiali się tajemniczy przybysze, mary, wędrujące dusze, które chciały wstąpić w ciała żywych, by w ten sposób przetrwać kolejny rok. Sensem rytuału było odróżnienie dobrych dusz od złowrogich demonów. Stosowano fortele przebierania się w zniszczone łachmany, w byle co, bo wiadomo przecież, że upiory nie będą chciały osiedlać się w ciałach ludzi zaniedbanych.

Było to faktyczne święto umarłych, a Samhain – tu słowo stało się bogiem – był czczony jako Bóg Śmierci, Pan Zmarłych.

I tak to mniej więcej wszystko szło przez wieki, aż wreszcie nasz Kościół ucywilizował (nawrócił) pogańskich dzikusów i nakrył ich święto swoim. Choć nie do końca. Emigrujący w latach 40. XIX w. Irlandczycy przywieźli All Hallows Eve do USA, zmieszali z obrzędami innych narodów – no i tak zrodził się Halloween. Z tym że jeżeli potomkowie Celtów u siebie drążyli upiorne twarze w rzepach, tutaj przerzucono się na dynie. Za sprawą rzeczonego Złego 31 października 1920 r. odbył się w Anoka w Minnesocie pierwszy pochód – korowód ludzi przebranych za wszelkie strachy. Pomysł spodobał się tak bardzo – a wiadomo, za czyją podpowiedzią – że paradę zaczęto powtarzać co roku. A potem czciciele Halloween rozleźli się po całych Stanach i krajach anglosaskich. Na początku lat 90. poprzedniego wieku Zły przyprowadził ten korowód do katolickiej Polski. Już skomercjalizowany. Nie dość, że łowi dusze, to jeszcze ciągnie kasę.

Jestem przekonany, że moglibyśmy sobie z tą amerykańską „wrzutką” poradzić, ale Zły perfidnie ściągnął na pomoc ruch, który sam stworzył – New Age. Pod jego płaszczykiem zaczęły odradzać się pogańskie kulty i obrzędy. Na dodatek człowiek nie był świadom, jak wielkie niebezpieczeństwo czyha podczas tych bezbożnych rytuałów – a może jednak budziły one strach, który łatwiej było oswoić śmiechem i zabawami… Zły złapał też nas na haczyk tajemniczości, a tajemnica zawsze pociągała. Zabawą stało się przebieranie za kościotrupy i wampiry, zabawą i oswajaniem ze śmiercią, która przecież musiała przyjść. Te z pozoru niewinne igraszki były… przywołaniem dawnych obrzędów sprawowanych przez Druidów, celtyckich kapłanów.

I tak oczekiwanie na poczęstunek – „cukierek albo psikus” – wzięło się z pogańskich wierzeń, że w zamian za łakocie duchy będą błogosławić i chronić obdarowującego. I odwrotnie. Wydrążona dynia to zwyczaj rzeźbienia portretów demonów, aby odstraszały nieszczęścia – to też symbol dusz potępionych. Niegdyś podświetlone dynie lub czaszki zatykano na dachach domów, aby zaznaczyć, że te domostwa czczą złe moce i ich mieszkańcom należą się specjalne względy. Zapytam: czy u nas do niedawna było inaczej? No, może bez czaszek na balkonach i przed drzwiami…

Tak więc piękna pomarańczowa dynia z naszych przydomowych ogrodów tej dziwnej nocy, w wigilię Wszystkich Świętych, staje się diabelskim narzędziem wiadomo kogo. I wreszcie ktoś powiedział: Basta! Dość!

Jasne bowiem jest, że przyzwalanie na pogańskie zwyczaje i obrzędy prowadzić będzie do pomieszania pojęć i zmysłów. I do niezrozumienia, zwłaszcza przez młode pokolenie, głębi uroczystości Wszystkich Świętych. W tych dniach chodzi o to, aby w miastach, które nie idą jeszcze drogą Siemianowic Śląskich, młodzież nie wpadła w sidła zastawione przez Złego: „Pułapka dla osoby wierzącej tkwi w tym – tłumaczył dokładnie rok temu w programie „Dzień Dobry TVN” ks. prof. Robert Skrzypczak z Akademii Katolickiej w Warszawie – że Halloween sięga korzeniami do pogaństwa, gdzie nie ma osobowego Boga, tylko tajemne duchowe siły mające związek z magią, fatum i śmiercią jako ślepym przeznaczeniem. My, chrześcijanie, którzy mamy śmierć oświeconą przez zmartwychwstanie Chrystusa, odnosimy się do niej z szacunkiem. Dla nas jest ona wzniosłym misterium, przejściem do życia wiecznego szczęścia bądź wiecznej udręki”.

Otóż to! Człowiek nieuświadomiony, jak do niedawna ja, nie zdawał sobie sprawy, że Halloween to nie jakaś niewinna zabawa, jakaś hetka pętelka, ale próba zagospodarowania naszego naturalnego lęku przed śmiercią. Bagatelizowania problemu przez domalowywanie śmierci gęby błazna, zamieniania grozy w makabreskę… No istny kabaret reżyserowany i grany pod publikę przez Złego. On chce „zaśmiać” śmierć. Bolesne jest też to, że chce wyszydzić grozę piekła.

Ks. prof. Skrzypczak: „Człowiek przecież może na wieki pozbawić się życia wiecznego, możliwości oglądania kochającego Boga twarzą w twarz – i to właśnie zostaje zbanalizowane. Potępieńcy są traktowani jak nasze gadżety, zabawki, przypadkowi partnerzy do dobrej zabawy, z którymi można zatańczyć, zjeść, napić się i przebrać w ich stroje”.

Tak, sami widzicie, na co porywa się prezydent Siemianowic Śląskich, a my z nim. Nasz siemianowicki orszak rusza na Złego, który ze śmierci czyni igrzyska, nazywając je dla niepoznaki Halloweenem. Ruszamy na czarcie zastępy zniewalające nasze dusze. Na światowy „kościół szatana” – dlatego inicjatywa ma wymiar ogólnoświatowy. Tę walkę słusznie należy zacząć od szkół i przedszkoli, bo wielu starszych jest już nie do odratowania. No chyba że pójdą w moje ślady.

Nie będzie to łatwe, bo choć u nas mamy Złego pod butem, w zasadzie jest przeszłością, to w sąsiednich Katowicach, Chorzowie, Sosnowcu publika będzie się bezrozumnie i w najlepsze się bawić i skandować za Edytą Górniak: Hell Win… Taki, niestety, mamy kraj.

PS Z obowiązku pragnę poinformować, że do walki ze Złym włączyli się Wojownicy Maryi z Konina, którzy zapraszają 31 października na mszę do kościoła św. Bartłomieja, aby modlitwą i adoracją wynagrodzić „wszystkie zniewagi i bluźnierstwa dokonywane na całym świecie w czasie Halloween”.