Prawdziwe „Światło ze Śląska”

Profesorowi Marianowi Zembali, światowej sławy kardiochirurgowi i transplantologowi, nie było dane odebrać nagrody Lux ex Silesia z rąk abp. Wiktora Skworca. Warto przypominać, że nagroda została przez katowickiego metropolitę profesorowi przyznana. Lecz nie ma co rozdzierać szat. Do wszystkiego powoli się przyzwyczajamy. Obojętniejemy. Machamy ręką. Niemal wołamy za kibicami: nic się nie stało, naprawdę, nic się nie stało… A stało się coś?

Prawdziwe „Światło ze Śląska” płynie… ale nie, nie, wcale nie z biskupiej kurii. Niedawno w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, któremu prof. Zembala szefuje po Zbigniewie Relidze, świętowano Europejski Dzień Donacji Narządów. To parę dni przed Światowym Dniem Donacji i Transplantacji, który będzie obchodzony 26 października. W tych dniach chylimy czoła przed dawcami narządów. Przy tej okazji poinformowano, że w trzech pierwszych kwartałach 2021 r. wykonano w Polsce 164 przeszczepy serca i 58 przeszczepów płuc. A w całym ubiegłym roku ludzie ludziom podarowali 145 serc i 51 płuc. Ci, którzy tracili życie, darowali je innym, żeby mogli żyć.

W zabrzańskim ośrodku, w którym dzieją się takie cuda, w tym roku przeprowadzono 66 transplantacji serca oraz serca i nerki, a w całym ubiegłym roku wykonano tu 83 takie operacje. Natomiast 38 tegorocznych przeszczepów pojedynczego płuca, obu płuc lub serca i płuc – to o 10 więcej niż w całym roku minionym.

Dane statystyczne mówią, że w ubiegłym roku wykonano w kraju 1180 przeszczepów narządów – najwięcej nerek. Natomiast w trzech kwartałach roku bieżącego – prawie 1000!

A wszystko zaczęło się tutaj, w Zabrzu. Z listopadową pluchą, 35 lat temu. Od tamtej chwili w Śląskim Centrum Chorób serca przeprowadzono prawie 1700 przeszczepów. W pierwszych latach po dwie-trzy transplantacje rocznie. A teraz… Fala rozlała się na cały kraj. Do czołowych ośrodków transplantacyjnych, które szlachetnie konkurują z Zabrzem, zalicza się dzisiaj te w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu i Szczecinie. Ich kadra ma często zabrzańskie korzenie – są „od Religi”, jak się w tym środowisku mówi.

W pierwszych operacjach przeszczepów serca Relidze asystował dr Andrzej Bochenek i dr Marian Zembala. Kiedyś zapytałem profesora, na jakich zasadach dobierał współpracowników do pionierskich zabiegów. Powiedział, że jako szef ówczesnej Kliniki Kardiochirurgii Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii w Zabrzu zespół miał spory i dobierać było z kogo. Ale tylko trzech lekarzy po europejskich i amerykańskich stażach i praktykach widziało bijące serce – Bochenek, Zembala i Stanisław Woś, wówczas doktor, dziś słynny profesor kardiochirurg.

Mimo że od pierwszej transplantacji serca przez prof. Christiana Bernarda z Kapsztadu (3 grudnia 1967 r.) minęło prawie 20 lat, to kiedy w Zabrzu stawiano pierwsze kroki, serce długo jeszcze pozostawało „siedliskiem duszy”. Było święte. Kościół nie pałał entuzjazmem wobec ingerencji w organy zarezerwowane przecież tylko dla Boga. Ale i Kościół cywilizuje się wraz z rozwojem cywilizacji i nauki – nie ma po prostu wyboru. Jeśli kiedyś przełknął pigułkę transplantacji – nie tylko międzyludzkich, ale i odzwierzęcych – to pogodzi się także z in vitro, w który to zabieg uwikłano prof. Zembalę. Kościół nie będzie miał wyboru. To, dzięki Bogu, tylko kwestia czasu.

Tak więc to tamtego listopadowego dnia w 1985 r. popłynęło prawdziwe „Światło ze Śląska”. I świeci nadal, coraz silniej i silniej… Na spotkaniu z okazji Europejskiego Dnia Donacji Narządów, nazywanym też Dniem Miłosiernego Samarytanina, prof. Zembala, jeden z ojców współczesnej transplantologii, powiedział: „Transplantologia jest dźwignią nowoczesnej medycyny. Trzeba z dumą powiedzieć, że polska transplantologia osiągnęła europejski poziom. To znaczy, że polscy pacjenci, którzy mają nieodwracalnie uszkodzone płuca, wątrobę, serce, trzustkę, nerkę, rogówkę… nie muszą umierać, ale są ratowani we własnym kraju” (za portalem Nauka w Polsce).

I dorzucił: „Czynienie dobra jest najważniejszą powinnością człowieka. Czynienie dobra wobec wszystkich, którzy są wokół nas, to nie jest moralizatorstwo. Życie, darowane w zgodzie z medycyną, jest wartością najważniejszą”. Profesor podkreślił, że zabrzański ośrodek i jego katedra to prawdziwe „Światło ze Śląska” – „Lux ex Silesia”. I nie jest to brak skromności. To najprawdziwsza prawda.

Pora wrócić do naszych baranów… Kilkanaście dni temu, 10 października, na liczniku przeciwników in vitro, fanów i członków Forum Pro-Prawo do Życia było ok. 3,5 tys. podpisów sprzeciwiających się wyborowi katowickiego metropolity. Teraz jest już prawie 4 tys. prawdziwych katolickich patriotów. To przed nimi ugiął się jak na razie abp. Wiktor Skworc. Nic to…

Od sześciu lat, od momentu, kiedy prof. Zembala, minister zdrowia, podpisał rozporządzenia do ustawy o zapłodnieniu pozaustrojowym, przyszło na świat z metody in vitro prawie 22 tys. dzieci. Nie mają na buziach żadnej szczególnej bruzdy i nauka pozostawiła ks. Franciszka Langchamps de Berier w samotności i ośmieszeniu. To zwyczajne dzieci kochających rodziców, którzy wiedzą, jak bardzo drogocenny dar został im dany. Te liczby to skromne szacunki zsumowania zabiegów tylko w kraju i w ciągu ostatnich sześciu lat. Można spokojnie dodać dziesiątki tysięcy „dzieci bożych” urodzonych od 1987 r. – to wtedy, w Klinice Ginekologii dzisiejszego Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, dokonano pierwszego w Polsce zapłodnienia in vitro. Ponadto wobec wygaszania tej metody przez rząd PiS tysiące małżeństw decyduje się na kurację w ośrodkach zagranicznych. Tysiące ukrywa faktyczny moment i sposób poczęcia w obawie przed stygmatyzacją – i dzieci, i rodziców.

Tymczasem, jak powiedział prof. Zembala w dniu dawców organów, życie darowane w zgodzie z medycyną, z wciąż rozwijającą się nauką, jest wartością najważniejszą. A takim jest też życie uzyskane drogą in vitro. Warto jeszcze raz przypomnieć, co minister zdrowia, człowiek głębokiej wiary, powiedział po uchwaleniu ustawy o in vitro:

„Dawanie życia z punktu widzenia każdej religii, a także dla agnostyków, jest sensem naszego życia. Nie jestem teologiem, ale nie mam wątpliwości, że Bóg tworzący rozwiązania i podpowiadający je ludziom także myśli o tych, którym w naturalny sposób nie można pomóc. Jestem wierzącym, praktykującym katolikiem. Trzeba pomagać, nie przekraczając granic etycznych, a my ich nie przekraczamy”.

Ja, marny człowiek małej wiary, wierzę profesorowi i jemu podobnym, że powołanie do życia drogą in vitro jest rozwiązaniem podpowiedzianym ludziom przez Boga.

Cóż, tak się stało, że „Światło ze Śląska” nie płynie z metropolitarnej kurii, która wraz z jej gospodarzem wydaje się zamknięta na cztery spusty. Płynie z wielu innych miejsc – w tym z ośrodków transplantologii, której cudów doświadczamy. Szkoda, że kurialne Lux ex Silesia okazuje się ogarkiem, który jednym puuff… może zdmuchnąć garstka nawiedzonych.