Na węgiel rzucono Piotra Pyzika

Choć z uwagi na wszechobecny covid-19 nie odbędą się w tym roku tradycyjne uroczystości barbórkowe, to węglowi kamraci nie zostaną bez nagrody. Nie będzie wprawdzie karczm piwnych, corocznej celebracji w pełnej górniczej gali, nie będzie parad ani swawoli  – w zamian podziemne chwaty dostały przed Barbórką nowego wiceministra aktywów państwowych odpowiedzialnego za górnictwo.

Na odcinek węglowy, jak to się popularnie mówiło i mówi, minister Jacek Sasin rzucił tym razem Piotra Pyzika, licencjata… Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki. No niech mi ktoś powie, czy to nie jest dobry interes?

Wcześniej Pyzik był posłem PiS z okręgu gliwickiego, więc można domniemywać, że zna się na górnictwie, bo w okolicach kopalnie wciąż fedrują. Wśród wielu jego dokonań parlamentarnych za najistotniejszą uważa się prezentację przeciwnikom politycznym – w trakcie nocnego posiedzenia Sejmu pięć lat temu – środkowego palca. Tak, tak – to właśnie ten Pyzik.

Być może od jego spektakularnego gestu poszłooo dalej! Jeden palec Pyzika jakby się po Sejmie rozcapierzył. Pamiętamy przecież takiż sam palec posłanki Joanny Lichockiej, również w ławie sejmowej. Wciąż czynny, niemal dotknięty ADHD, palec wskazujący europosła Dominika Tarczyńskiego, zniewolone palce ministra Janusza Kowalskiego załamujące się nad szaleństwem opozycji, palec posła Brauna wskazujący, kto będzie wisiał…

Ale gwoli historycznej prawdy: nie tylko nasza obecna demokracja ma problemy z palcami. Socjalistyczna nie była lepsza. Swego czasu, po przejściu Gierka do Warszawy, partyjna i wszelka inna władza na Śląsku spadła na barki ambitnego Zdzisława Grudnia. Początkowo w hierarchii partyjnej był on tylko zastępcą członka Biura Politycznego (najwyższe partyjne gremium), z czym przez kilka lat nie mógł się pogodzić. Do tego nieodpowiedzialne osoby, po wódce rzecz jasna, zaczęły tytułować Grudnia per „Towarzysz Paluszek”. Wzięło się to ze starego świńskiego dowcipu: Kto to jest paluszek? No, zastępca członka… Są domniemania graniczące z pewnością, że wic puścił w śląski naród mój przyjaciel, fotoreporter Władek Morawski-Otek, legenda katowickiego życia towarzyskiego. Sprawa była poważna. „Towarzysz Paluszek” doszedł do uszu samego Grudnia. Ten zaszalał. W odnalezienie autora hańbiącego i ośmieszającego majestat porównania zaangażowano funkcjonariuszy aparatu propagandy i Służby Bezpieczeństwa. Tropiono latami, sprawa przycichła dopiero po nominacji Grudnia, „Cysorza”, jak go później nazwano, na pełnego członka. No, ale skończmy z przywoływaniem tutaj paluszków ze słusznie minionego ustroju. Mamy swoje.

Niestety, w 2019 r. Pyzik nie dostał się do parlamentu, więc partia rzuciła go na odcinek energetyki – został wicedyrektorem Polskiej Grupy Energetycznej Dystrybucja w Skarżysku-Kamiennej. Widocznie się sprawdził – PGE pali, jak wiadomo, pod swoimi kotłami węglem, więc wycofano go z ziemi kieleckiej i rzucono na całe górnictwo. Będzie również się zajmował transformacją spółek energetycznych. Minister Sasin, wszyscy wiedzą, ma dobrą rękę do interesów.

Przed wiceministrem Pyzikiem branżą zawiadywał Artur Soboń, wiceminister aktywów, historyk po KUL. Kompetentny. Na węgiel został rzucony dwa lata temu, zostawił branżę z 1,8 mld zł strat netto, ale to rzecz w górnictwie nieistotna. Wynik finansowy nigdy nie był dla funkcjonowania kopalń warunkiem sine qua non. Toteż żegnający się z węglem Soboń rzucony został tym razem w stopniu sekretarza stanu na Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Wcześniej, przed resortem aktywów, pracował na odpowiedzialnych odcinkach w resortach inwestycji, a później polityki regionalnej.

Trudno jeszcze powiedzieć, jak wiceminister Pyzik poradzi sobie na odcinku węglowym, a wróżyć z fusów nie wypada. Należy jednak zauważyć, że nie wszyscy w górnictwie przyjęli jego nominację z entuzjazmem. Dla Onetu wypowiedział się Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności, a trzeba pamiętać, że PiS i Solidarność to jedna drużyna: „To zdumiewające, że człowiek, który nigdy nie zajmował się górnictwem, zostaje ministrem od węgla w tak trudnym momencie, w momencie negocjacji z Unią Europejską”. Mocno, odważnie i ostro powiedziane. A co do negocjacji, to chodzi o zgodę na wsparcie węglowych spółek z państwowej kasy.

Niektórzy inni też próbują się zdumiewać, dlaczego na etapie transformacji energetycznej w Polsce premier powierza tak odpowiedzialną funkcję pełnomocnika rządu do spraw spółek energetycznych i górnictwa węglowego człowiekowi bez jakiegokolwiek doświadczenia zawodowego w tym zakresie – zdumiewał się na portalu wnp.pl Jerzy Markowski, ekspert górniczy, swego czasu też odpowiedzialny za tę branżę.

Oto jest wielka tajemnica władzy… Być może sęk w tym, żeby wiceminister liznął trochę górnictwa przed rzuceniem go na odcinek spraw zagranicznych albo rolnictwa. Na przykład. Rozwój, głupcze, ot co.

Lata temu naród żyjący w PRL śmiał się do rozpuku z tamtych decyzji kadrowych. Partia raz rzucała zaufane kadry na rolnictwo, potem na odcinek kultury albo na sport, albo… A kadry, jak mawiali Lenin i Stalin, decydują o wszystkim!

W ostateczności, kiedy kadrom coś nie wyszło, kadry szły w „ambasadory”, a więc rzucane były na odcinek spraw zagranicznych. To wówczas z „Polityki” rzucono hasło: dobry fachowiec, ale bezpartyjny. Swego rodzaju kwintesencją rzucania na odcinki była komedia Stanisława Barei „Poszukiwany, poszukiwana”, z wieloma wspaniałymi postaciami i z niezapomnianym Jerzym Dobrowolskim w roli wiecznego dyrektora. Jak to mówiła pani Dobrowolska: bo mój mąż, proszę pani, jest z zawodu dyrektorem…

Powie ktoś, że czepiam się wiceministrów, że partyjna kołdra kadrowa PiS nie jest króciuteńka, wręcz odwrotnie, zakrywa cały kraj z okładem. Jest kogo spod niej wyciągać. Czy faktycznie?

Sięgnijmy do wyższej półki: Jarosław Gowin. Raz rzucają go na odcinek ministra sprawiedliwości, potem wycofują na odcinek nauki i szkolnictwa wyższego, żeby następnie wzmocnić odcinek rozwoju, pracy i technologii…Pani Gowinowa może śmiało powiedzieć sąsiadce: a mój mąż, proszę pani, jest z zawodu ministrem! No, może chwilowo urlopowanym.

Wróćmy jednak do naszego wiceministra Pyzika. Może rzucenie go na węgiel nie jest takie głupie? W tym organizmie nic już bardziej zepsuć się nie da. Czy można więc czegoś się dokopać w tej nominacji?

PS Korzystając z okazji, muszę powiedzieć, że z niesmakiem przyjąłem umieszczenie podobizny prezydenta Lecha Kaczyńskiego na banknocie kolekcjonerskim o nominale 20-złotowym. Dla mnie to za niska wartość, dlatego nie stanąłem w kolejce po prezydenta. Pan Prezydent był, jak to już zostało kiedyś powiedziane, najwybitniejszym władcą Polski od Mieszka I. Godne byłoby więc, aby ozdabiał banknoty jego miary: 10 tys., 100 tys. zł albo nawet o nominale zwykłego miliona. Z tą 20-złotówką prezes NBP kolejny raz strzelił sobie w stopę.