Adam, skocz na pocztę po węgiel

Lata temu na pocztę wysyłano Adama Małysza, ale i ja niedawno dostałem rozkaz skoczenia na pocztę. Na Wyspie Sobieszewskiej. Nic wielkiego: trzy pocztówki ubogacone stosownymi znaczkami z najpiękniejszej dla nas dzielnicy Gdańska. Są bowiem jeszcze ludzie, którym esemesowe i mailowe pozdrowienia nie wystarczają.

Na poczcie nie bywam często, listonosza widzę jeszcze rzadziej, więc z miejsca zachwyciłem się niewielką sobieszewską placówką. Towarów od podłogi po sufit. Czego tam nie było! Gazety, książki, przepisy siostry Anastazji, napoje we wszystkich barwach tęczy, maszkiety, żelki, pamiątki, zabawki, sprzęt wypoczynkowy, baterie, sztućce, karty jednorazowe, doładowania… Na wołowej skórze nie spiszę całego dobra wypełniającego po brzegi miejsce, z którego niegdyś wysyłano tylko listy, paczki i telegramy.

W każdym razie na pewno na maleńkiej sobieszewskiej poczcie więcej tego dobra niż niegdyś we wszystkich sklepach geesu w dużym powiecie. A powierzchnia handlowa – tycia. Niejedna stacja benzynowa Orlenu mogłaby się powstydzić.

– A pocztówki dostanę? – zapytałem z głupia frant, pokazując ręką stos różnorakich towarów.

– Gdzieś jeszcze się znajdą! – miła pani w okienku puściła perskie oko. Czuła bluesa.

– A piwo? – dopytywałem. – W aktualnej dostawie towarów jeszcze nie było, ale kto wie, kto wie… Proszę pytać.

Pewnie za blisko kościoła, stąd na poczcie ten tymczasowy mankament – pomyślałem. Na Śląsk wracałem pod wrażeniem potencjału Poczty Polskiej i jej przepastnej oferty handlowej. Kiedyś, w siermiężnych czasach, poczta na wakacjach kojarzyła się tylko z listami, kartkami, przekazami pieniężnymi na poste restante i telegramami. A także – niech żałuje, kto nie wie, w czym rzecz – z rozmowami międzymiastowymi. Kto nie czuł tego dreszczu podniecenia w Łebie czy innej Krynicy Morskiej, i poczucia zwycięstwa, kiedy po kilku godzinach oczekiwania pani z okienka przełączała kable i wołała „Międzymiastowa Katowice – do pierwszej!”, „Wrocław – do trzeciej !”, po czym dodawała: „Tylko szybciutko, szybciutko, bo mam przeciążenie na linii!”… Oj, biegło się szybciutko… Potem jeszcze głos w słuchawce pytał: „Na czyj koszt?”. Jak to na czyj… Na koszt odbiorcy połączenia, rzecz jeszcze jaśniejsza. Tak samo na listach i odkrytkach pisało się w miejscu znaczka: opłata na miejscu – i dochodziły!

A dzisiaj masz: mało brakowało, a poczta – gdyby nie upierdliwa wolta Jarosława Gowina – zorganizowałaby wybory… Poczta Polska potrafi! A nawet więcej.

Już w domu dowiedziałem się, że właśnie Poczta Polska podpisała z katowicką Polską Grupą Górniczą roczną umowę na dostawy węgla. Poczta, wiadomo – gdyby nie InPost ze swoją siecią paczkomatów, gdyby nie firmy kurierskie, jak choćby DPD, to nikt by państwowej spółce nie podskoczył. A tak trzeba ciągnąć jak koń pod górę.

Z kolei PGG to największa firma węglowa w Europie, co warto przypominać, choć w wymiarze ekonomicznym – bankrut. Ale zanosi się na to, że państwo znowu kilka miliardów umorzy i w zamian kilka dosypie do górniczej kasy. Tu się przypomina stary dowcip o handlu PRL z ZSRR: my im budujemy statki, a oni w zamian biorą od nas węgiel.

Tak więc dwa państwowe giganty zostały pożenione w przedmiocie handlu węglem. Nie tak jak w „Misiu”, nie z furmanki, nie byle co, nie byle jak… Na papierze. Poczta będzie dostarczać przesyłki paletowe. A na nich „konfekcjonowane ekologicznie paliwa węglowe”. Czyli upakowane w worki ekogroszki. Mają być neutralne ekologicznie, choć zieloni w to nie wierzą. W końcu to nielubiane „zielone lobby” zwróciło się do resortu klimatu z prośbą, żeby nie rżnął głupa. Ekogroszek stał się groszkiem III, a ekomiał – paliwem drobnym. Eko może być odzyskane wtedy, kiedy normy spalania będą zgodne z wymogami europejskimi. Póki co o żadnej ekologii nie ma co gadać.

Poczta przeznaczyła pod węgiel 16 hal magazynowych w całym kraju, a trzy kolejne wielkopowierzchniowe obiekty są w przygotowaniu. Czy na handlu węglem Poczta Polska odbije sobie straty poniesione w wyborach, których nie było? To już zależy od różnych danych, w tym najważniejszej – który z ministrów stoi za pocztą i ma lepsze dojścia do ucha prezesa. Górnictwo bowiem za usługi generalnie płaci z wielkim poślizgiem. Albo wcale. Prywatni próbują się awanturować, ale państwowej poczcie nie będzie wypadało. Pożyjemy, zobaczymy, jak poczta na tym wyjdzie.

Wprawdzie grzejemy się gazem, ale nie mogę wykluczyć, że przyśni mi się awizo z zawiadomieniem, że odbiorcy nie zastano i dwie tony węgla czekają w placówce pocztowej przy ulicy…

I co z tym zrobić? W „Misiu” fura cierpliwie czekała pod domem albo sprzedawano „wyngiel” komu popadnie. A teraz?