Są w ojczyźnie rachunki krzywd i tematy trudne

Pięknie powiedział Mateusz Morawiecki, poseł mojej ziemi i przy okazji premier, w 39. rocznicę tragicznych zdarzeń w kopalni „Wujek”: Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli… Mąż stanu rzekł to w kontekście pamięci, „jaką ranę zadała nam junta Jaruzelskiego w grudniu 1981 r.”. Ale kontekst krzywd w tym przypadku jest o wiele szerszy.

Bałem się, że premier słowa te ujmie w niepowtarzalną formę zapożyczoną od pana prezydenta podczas szczytu NATO sprzed trzech lat – ale strach mój był płonny. Hahaszek nie było. Wszak „Wujek” to tematy trudne i premier to wie.

Broniewski Władysław po tym brukselskim prezydenckim spiczu też pewnie miał pietra, ale teraz z ulgą odetchnął na swojej chmurce. Wszak to i szlachcic herbu Lewart, i dzielny legionista „Orlik”, i porucznik oddany wojnie z bolszewikami. To Kawaler Srebrnego Krzyża Wojskowego Virtuti Militari i czuły patriota czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Takich odznaczeń nie dostawali pospolici wierszokleci szukający bezpiecznego schronienia w okopowych ziemiankach. Tak więc jasne jak słońce, że Broniewski był personą niepospolitą. Już w randze kapitana uczestniczył w szwadronie ojczyźnianych parad Józefa Piłsudskiego.

Niestety, od dziecka przejawiał komusze ciągoty, chyba nie dość jednak prawomyślnie, bo kiedy po 1939 r. znalazł się Związku Radzieckim, wylądował w kazamatach NKWD. Z pomocą sprzymierzeńców i Bożej opatrzności, która jego socjalistyczne sympatie traktowała z przymrużeniem oka, trafił do Andersa, walczył w II Korpusie… Znowu niestety w 1945 r. wrócił do uciemiężonej i odmienionej ojczyzny. Tu został kawalerem Orderu Sztandaru Pracy I Klasy, oddał serce i ręce Frontowi Jedności Narodu i do tego wszystkiego nie odmówił uczestnictwa w komitecie Ogólnopolskich Obchodów Urodzin Józefa Stalina. Masakra.

Umarł w wieku jeszcze niestarym 58 lat temu. Gdyby żył, miałby dzisiaj 103 lata, ale długo i tak by nie pociągnął, bo PiS i IPN wystawiłyby go do wiatru – zabrały lwią cześć emerytury za parszywy życiorys właśnie. Wpuściłyby go na dodatek w topiel depresji i niebytu, wymazując z przestrzeni publicznej, z ulic, placów i podręczników literatury pięknej – a wszystko z racji komunistycznego piętna.

Na szczęście swój „Bagnet na broń” poeta popełnił w kwietniu 1939 r., co pozwala na swobodne i bezpieczne cytowanie go przez premiera. A także prezydenta, choć temat to trudny.

Nawet prezes Kaczyński cytował fragment poematu Broniewskiego, krzycząc: „To za mało! Za mało! Za mało!”. I nie chodziło wszak o forsę, lecz o dobry stan państwa PiS, który mógłby być jednak jeszcze lepszy. „To dużo za mało, żebyśmy mogli Polskę do końca zmienić i żebyśmy mogli zrealizować ten program, który jest naszym celem, takim prawdziwym celem na nieco dłuższą metę”.

Było to dwa lata temu z okładem i drżę, że dziś Broniewski może nie wystarczyć. Że prezes sięgnie do Majakowskiego, ciut zmieniając  ideologiczną stronę jego twórczości. I parę innych drobnych rzeczy. Na przykład do wersu: „Dosyć już żyliśmy w glorii praw, które dał nam Adam i Ewa…”, dorzuci małe słówko: NIE. Ileż to roboty, a sprawa ma się całkiem inaczej: „Dosyć już żyliśmy w glorii praw, których NIE dał nam Adam i Ewa”. W glorii praw, które nie pochodzą od naszych rajskich pierwszych rodziców, lecz od jakiejś durnej, obowiązującej wszechobecnie poprawności, którą bezpardonowo nam się narzuca. Tzw. praworządność, mniejszość taka czy siaka – przeważnie jednak w kolorze tęczy. A te rozpasane kobiety? Zamiast do garów i pieluch – na ulice! Dosyć tego. Basta.

Można tropem zbuntowanego poety pójść dalej, co nieco wersy poprawiając. Na przykład zamiast: „Niech się brytyjski lew pręży, niech ostrą koroną olśniewa, komuny nikt nie zwycięży…” itd. – mała zmiana: „Niech się lew europejski pręży, wszystkimi gwiazdkami olśniewa, Polski nic nie zwycięży…” itd. Nikomu to nie szkodzi, a brzmi lepiej. Albo jest: „Niech flaga na niebo zawiewa, kto tam znów rusza prawą? Lewa! Lewa! Lewa!”. A mogłoby to iść tak: „Niech polska flaga w niebo zawiewa, pod niebem zielona murawa. Kto tam znów rusza z lewa? Prawa! Prawa! Prawa!”. Zielona murawa wpisuje się w temat jak najbardziej, bo przyroda en mass jest na topie. Majakowskiemu nic do tego, myślę, że ma to w nosie, tym bardziej że wcale go nie ma, zanurzył się w nicość… Bo jak mówił mój ulubiony profesor czarnej magii: każdy będzie miał to, w co wierzy.

Zabawa w podstawianie potrzebnych w danej chwili wyrazów do wersów powszechnie znanych jest szalenie wciągająca i serdecznie ją polecam. W końcu poezja w czasie zarazy, a szczególnie własna, może być jasnym promykiem słońca. Róbta z nią, co chceta.

Sam mógłbym jeszcze tak długo, bo bardzo mi się te przeróbki spodobały, ale roboty huk – wszak dużymi krokami idą święta. Czas wrócić do naszych baranków…

Pamiętam jeszcze, że kiedy sto lat temu pani od polskiego pytała mnie, co autor miał na myśli, wołając: „Bagnet na broń! I rachunki krzywd!”, odpowiadałem, podskakując, że miał na myśli Hitlera i podobnych mu Adenauerów, a rachunki mają zapłacić władze II RP za zabijanych chłopów i robotników. Ale czas zmienia ogląd spraw trudnych i moja córka ze stanu wojennego na podobne pytania odpowiadała już, że autor miał na myśli Stalina i podobnych mu Breżniewów.

Druga latorośl, urodzona już w kraju prawie wolnym, odpowiadając na to samo pytanie pani od polskiego, ma dużo szersze pole do popisu. I mówi, że autor mógł mieć na myśli wszystko. Że ksiądz na religii celuje bagnetem w niewierzących i zboczonych, pan od historii chce regulować rachunki krzywd z Merkel i Putinem, choć z tym drugim jakby mniej. A pani od przyrody też szykuje bagnet na broń, a broń na wszystkich, którzy zatruwają klimat, a więc górników, palaczy, mięsożerców, samolotowych podróżników i tych, co nie segregują śmieci.

Tym oto sposobem poezja Broniewskiego stała się ponadczasowa, była aktualna niegdyś, jest teraz, a będzie jeszcze długo. Nawet zawsze. Można ją podciągnąć pod wojnę przeszłą i nie daj Boże przyszłą. Pod aktualne zagrożenia wiszące nad naszą ojczyzną, a nawet całym światem. Pod LGBT i Unię Europejską, nieszczęsnego Trumpa, pod Żydów, antypolską mafię rzucającą pedofilskie potwarze na księży, biskupów i arcybiskupów, na matki nie – Polki…

Atakują nas ze wszystkich stron. Bagnet na broń!

Prawdopodobnie to wszystko miał na myśli premier, cytując pod „Wujkiem” wyklętego wieszcza: „Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli…”.

I ja się z tym zgadzam. Krzywdy tragedii „Wujka” nie zostały zadośćuczynione rodzinom zabitych i rannych. Ich najbliższym. Obca dłoń nie ma tu nic do przekreślania. To nasza sprawa.

Jest tylko jeden problem w słusznym przywoływaniu krzywd. W kwietniu 1939 r. Broniewski miał na myśli zamach majowy Piłsudskiego z 1926 r. z blisko 400 ofiarami; kiedy żołnierz z orzełkiem strzelał do żołnierza z orzełkiem. Miał na myśli strajki chłopskie w latach 30. w Małopolsce i gdzie indziej, kiedy pododdziały granatowej policji z rzeszowskiej szkoły podoficerskiej – kolor przypominam nie bez przyczyny – pruły z karabinów maszynowych do chłopów pod Jarosławiem i gdzie indziej. Liczba ofiar kul policjantów granatowych z lat 30. nie jest dokładnie znana, ale można liczyć w setki. I wciąż niewiadoma jeszcze liczba ofiar strajków górniczych na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim w II RP. Wybitną rolę granatowej policji w Generalnym Gubernatorstwie tu pominę, z braku miejsca, rzecz jasna, i z tzw. dziennikarskiej ostrożności.

Wciąż są w naszej ojczyźnie rachunki krzywd.

Swoją prywatną, osobistą wiedzę o rozstrzelanej grudniowej kopalni  chowam głęboko w sercu. Jest w niej trochę bieli, trochę czerni i dużo szarości. Chylę nisko czoła przed Dziewięcioma z „Wujka”. Szczęść im Boże, gdziekolwiek są.