Seks pod ziemią – czyli nowe zagrożenia w kopalniach

Praca w górnictwie nigdy nie była łatwa, a teraz staje się coraz niebezpieczniejsza. Do odwiecznych zagrożeń i żywiołów – gaz, ogień, tąpnięcia, woda – doszło kolejne. Seks pod ziemią.

Zjawisko to może zaszkodzić rytmowi fedrowania, no i wydobyciu. Zabraknie ton. Tu zima nadciąga, a rosyjski węgiel może nie zdążyć pod nasze strzechy.

Otóż w rybnickiej kopalni „Chwałowice” chłopów poniosło, w czego efekcie doszło do pobicia penisem górnika przez górnika. Kamrata przez kamrata. Jedni mówią, że lał (to znaczy bił) tylko po twarzy, inni – że po całej głowie. Wieść pójdzie w świat, bo kopalnia należy do Polskiej Grupy Górniczej – a ta jest największą firmą węglową w Europie.

Delikwent bity niebezpiecznym sprzętem – to doświadczony kombajnista, elita górniczego fachu. Napastnik to doświadczony ślusarz, który, jak domniemywam, żeby tak bić, musiał mieć pod ręką odpowiednie narzędzia wspomagające. W końcu nie każdy facet może, o tak sobie, chlasnąć kogoś po gębie, nie używając rąk…

Ciekawemu wydarzeniu rozgrywającemu się kilkaset metrów pod ziemią miało przyglądać się jeszcze sześciu kamratów. Dwóch z nich miało trzymać ofiarę, żeby za bardzo nie wierciła głową, bo wówczas ciosy padałyby w próżnię…

Po zajściu kombajnista, ofiara seksualnej napaści, zgłosił się do kopalnianej komórki BHP (Bezpieczeństwo i Higiena Pracy) ze skargą. To też jest odpowiedź na głupie pytania, po co BHP potrzebne jest w zakładach pracy.

Zawiadomiono pracodawcę, czyli PGG, a ta uruchomiła swoją komisję antymobingową, która wstępnie ustaliła, że nie doszło do naruszenia nietykalności cielesnej – naruszona została natomiast godność pracownika. Według mnie incydent nie generował także zagrożenia dla życia i zdrowia innych pracujących górników. Nie wiadomo też, czy doszło do tzw. innej czynności seksualnej. Ponoć świadkowie idą w zaparte.

Tomasz Głogowski, rzecznik prasowy PGG, poinformował, że spółka zareagowała w tej sprawie bardzo zdecydowanie i szybko. Z miejsca zawiadomiono prokuraturę. Uczestnicy zajścia – bijący i bity – poszli na zwolnienia lekarskie. Ten pierwszy dostał wypowiedzenie z pracy, które wejdzie w życie, gdy napastnik ze sprzętem wrócą do zdrowia.

Niestety, czuję, że na tym się to nie skończy. Chodzi o to, żeby tęczowa fala zarazy, tępiona przez rząd Jarosława Kaczyńskiego – z ulic, szkół, uniwersytetów itp. – nie wlała się do kopalń. Nie zagroziła tym samym energetycznemu bezpieczeństwu naszego kraju – to raz, a dwa – nie zafascynowała jakimiś kolorowymi ideami górników, elektoratu PiS najbardziej oddanego z oddanych.

Sprawa jest na tyle ważna, że katowicka „GW” poprosiła o komentarz na ten temat prof. Marka Szczepańskiego, wybitnego socjologa zajmującego się m.in. górnictwem i wielkimi imponderabiliami z nim związanymi. „Taka napaść to incydent” – uspokaja profesor. Twierdzi też, że zdarzenie prawdopodobnie nie jest związane z tzw. falą przemocową – czymś na wzór fali wojskowej – wobec młodych, nowych pracowników. Bity kutasem i bijący byli doświadczonymi pracownikami. Takie fale w ogóle nie powinny się tutaj, w rybnickim, zdarzać, bo ludzie z dziada pradziada pracują na tej ziemi, wszyscy się znają – byłby to wielki wstyd. Hańba!

Górnicy spod bramy kopalni i ci z internetowych portali mówią „GW”: „To był atak homoseksualny, ale nikt z naszych chłopów do tego się nie przyzna. Nigdy”. Albo: „To musiał być żart, ktoś chciał synka jakoś upokorzyć, dowalić mu za to, co robi w robocie… Że niby się do niego dobierał? Nigdy w życiu, jak nasze chłopy myślą o seksie, to gadają o nas, o babach, ale już po szychcie, bo na dole nie ma czasu na takie myślenie”.

Co prawda, to prawda…

Dziś w kopalniach węgla kamiennego pracuje ok. 85 tys. górników. Jeżeli wierzyć socjologicznym badaniom, to w męskiej części całej polskiej populacji jest od 3 do 7 proc. osób, które można podciągnąć pod miano LGBT. W tym polityków, również z partii rządzącej, wojskowych, naukowców, księży, marynarzy, no i górników. Jeżeli statystykę uśrednimy, to górnicy stanowią 5 proc. – co w naturze czyni ok. 4,2 tys. chłopa. A to już jedna duża kopalnia.

Górnicy pod ziemią w różny sposób karzą swoich kamratów, jeśli uważają, że coś jest nie tak… Że ktoś jest upierdliwy, za mocno śrubuje normy, donosi wyższej władzy, no i nie rozumie zwykłego kamrata, który po imprezie na górze chce się zwyczajnie na dole przespać w jakimś zakamarku gruby. Za to są kary marne.

Chodzi bowiem o rzeczy, rzec można, ludzkie. Największą karą wśród kamratów była do tej pory odmowa wymycia pleców… Już objaśniam: po szychcie w ogromnej łaźni pod natryskami stoi i truchta kilkuset nagich chłopów, jeden za drugim, opierając się o siebie rękami – i wzajemnie myją sobie plecy. Powstało na ten temat setki grubaśnych żartów, których słuchać hadko! Żeby czasem mydło nie uciekło z rąk i nie trzeba było się schylać… I takie tam. Solidarność dołowa wobec kopalnianych zagrożeń ma w łaźni swój dalszy ważny ciąg: wyszorować plecy kamratowi, którego się nawet nie zna. I czekać, że ten za tobą zrobi to samo… Co w takich chwilach drzemie, lęgnie się, przemyka przez zmysły, gdy nagie, zmęczone ciało stoi przy ciele – nie mnie orzekać.

Wiem za to, że odmowa wymycia pleców kamratowi to największa zniewaga, za którą grozi kara najgorsza. Stosowana także nagminnie w latach 1980–81 w kopalniach wobec działaczy związkowych będących w kontrze wobec związkowej konkurencji. Kara odrzucenia.

Incydent z agresywnym penisem, chcąc nie chcąc, odgrzebuje temat seksu w kopalniach. Niekoniecznie męsko-męskiego. Otóż od końca 1946 do 1957 r. pod ziemią pracowały także kobiety. Jedne z entuzjazmem i nieprzymuszonej chęci szły, jak lansowała propaganda, „na traktory i do kopalń”. Inne zjeżdżały pod ziemię, bo ich ojców i mężów wywieziono do ZSRR, a do garnka trzeba było coś włożyć. W niektórych tamtych latach pod ziemią pracowało 20–30 tys. kobiet. Pod ziemią – bo też tysiące kobiet pracowało na powierzchni w różnych zakładach kopalnianych, choćby przy sortowaniu węgla.

Praca kobiet pod ziemią, dopóki nie została zakazana, obrastała z latami różnymi ploteczkami i podtekstami, za których przypomnienie mógłbym dzisiaj oberwać, wiec się nie odważę.

Muszę też przeprosić, że tamten haniebny czas łączę z dzisiejszymi podziemnymi zabawami. Wszak wyobraźnia nie zna granic, ale żeby penisem po głowie? Jak?

Tą poważną sprawą zajmuje się prokuratura, może nawet prokurator generalny rzuci na nią okiem ciekawie i wtrąci swoje trzy grosze. Mogę tylko snuć domysły, że to ogólna sytuacja w górnictwie węglowym i larum obrońców klimatu budzą w podziemnych kamratach takie frustracje, że kilofy zamieniają na inne rzeczy. Socjologicznie to objaw niekorzystny, jakże jednak intrygujący!

PS Serdecznie przepraszam, że w przededniu wielkiego górniczego święta zajmuję się takimi pierdołami. Tak wyszło. Czuję, że Wasza Święta Barbara jest nimi odrobinę zgorszona, ale wiem też, że ma wielkie serce i wszystko się miedzy Wami ułoży.

Dla was, kamraci: tyle zjazdów, co wyjazdów. Szczęść Boże Wam i Rodzinom!