W obronie posła Pięty

Powiem uczciwie i aż do bólu szczerze: nie kocham się politycznie w pośle Stanisławie Pięcie z Bielska-Białej i PiS. Powiem więcej: jako facet też mnie nie pociąga – w znaczeniu, jakie podejrzliwym od razu przychodzi na myśl. Jednak istnieje coś takiego jak męska solidarność – i właśnie w jej imieniu podejmuję się obrony pana Stanisława przed Izabelą Pek, byłą flamą.

Za nią bowiem spadła na niego taka fala hejtu, chamstwa i elektronicznego gnoju, że trzeba się w obronie biedaka skrzyknąć do kupy. Tym samym staniemy w obronie siebie samych: prawdziwych facetów, prawdziwych Polaków, prawdziwych patriotów, na czele których Pięta jeszcze niedawno dumnie kroczył ulicami Bielska-Białej i innych liczących się miast Najjaśniejszej. Być może to któryś z nas, wyżej wspomnianych, mógłby dumnie kroczyć tymi ulicami i stać się nagle i niespodziewanie obiektem babskiej napaści, którą obrazuję w formie już od niedawna dopuszczalnej i mocno złagodzonej: ja ci nie popuszczę, ty ciulu!

Dwóch facetów na trzech od razu na wszelki wypadek skryje się w najbliższej bramie, nawet nie patrząc na agresorkę. Jej facjata po latach i tak nic nie powie, awantur, szczególnie ulicznych, nie lubisz, więc dla świętego spokoju – fru w najbliższy zaułek.

Opowieści doświadczonych w tym względzie kumpli uczyły, że nie ma na świecie nic gorszego i groźniejszego niż zdradzona kochanka. Zdradzona żona na widok ślubnego w pokutnym worze w końcu przytuli, ukoi, i choć pogrozi palcem, to wybaczy. Kochanka – w życiu! Będzie rozpamiętywać do tzw., szeroko pojętego końca. Właśnie na Wirtualnej Polsce, przytaczam za Twitterem, rzeczona Pek opublikowała prywatną mailową korespondencję z wyżej wspomnianym Piętą.

I żeby tylko o prywatę chodziło, do której za chwilę wrócę – ale ona zwyczajnie tarza bielskiego posła Najjaśniejszej w pospolitym błocie: „Nigdy w swoim życiu, niekrótkim, nie poznałam tak zakłamanego, tak pozbawionego skrupułów, zimnego skur… Ani myślę odpuścić. Dołożę wszelkich starań, chu…, żebyś nigdy w życiu do życia publicznego nie powrócił. Za to, co mi wyrządziłeś! Popamiętasz mnie, chu…, do końca swojego życia, tak jak ja zapamiętałam dzięki tobie zeszłoroczne Święta Bożego Narodzenia, w których życzyłeś mi, bydlaku przeklęty, spokojnych świąt”.

Po głębszym zbadaniu treści przekazu wpadłem w podziw dla makiawelowskiego zagrania Pięty w Święta Bożego Narodzenia – i w zadumę nad jego wyrafinowanym gustem. Przyszedł mi też na myśl osikowy kołek, który, jak niesie wieść, rozwiązuje podobne kłopoty w sposób może niezbyt miły, ale skuteczny. Wobec takich kobiet, rzecz jasna.

Poznali się, jak pamiętacie, po siódmej miesięcznicy smoleńskiej. Nawet nie wiem, czy wypada tak to określać. On – bezkompromisowy dekomunizator przestrzeni publicznej, oddany sprawie od stóp do głów, ona – dziewczę po przejściach, bez nadziei na życie, o którym po nocach śniła. Od razu rzecz przedstawił jasno – z żoną jest tylko dla dziecka. Pisywać do siebie zaczęli gdzieś w maju 2017 r. Właśnie wyznania z tych majowych, rozświergotanych dat paskudna Iza wrzuciła do sieci.

Na miejscu Pięty (o, matko!) postąpiłbym jak prezes NBP Adam Glapiński i zażądał, gdzie trzeba, zakazu pisania negatywnie o nim, Stanisławie Pięcie, w kontekście afery Pięta-Pek. Póki pan poseł tego nie zrobi – a ostatnio gdzieś się zaszył i siedzi cicho – ja, medialny czynnik społeczny, muszę stanąć w jego obronie. Nie może przecież tak być, że byle flama skacze po arcykatolickim do imentu pośle PiS jak pies po burej suce.

Wszystko zaczęło się tak intrygująco – Szekspir by lepiej nie wymyślił. Po wyżej przytoczonej miesięcznicy, która szczęśliwie ich połączyła, Iza otrzymała na pozór całkiem zwyczajny mail: „Jeżeli Pani może, to proszę napisać, czym Pani się zajmuje i czy Pani jest członkiem PiS”. Niemal formularz. A wiosna była piękna tego roku…

Napisałaby krótko i zwięźle, że należy do PO czy PSL – i byłby spokój. Ale nie, ona włączyła polot!

„Witam Pana Posła. Zdaje się, że się zmierzyliśmy wczoraj wzrokiem. Owszem, jestem członkiem PiS okręgu pomorskiego – Gdynia, bodajże od 12 lat. Zawodowo, to skomplikowane. Z dyplomu to mgr politologii, w trakcie filologia włoska. Od niemal dziecka, jako wolny strzelec, dziennikarz. Tak czysto ekonomicznie, to zarabiałam, utrzymując własną działalność gospodarczą. Serwis elektromechaniczny, branża taksówkowa. Wiem o niej wszystko. Tak z punktu widzenia prawnego. Niemniej nie jest to mój konik. Moim naturalnym środowiskiem jest moda i polityka. Ale że mam szczególny talent i zdolności alokacji, to potrafię być w różnych miejscach jednocześnie”.

No tak. Będąc w różnych miejscach jednocześnie, zmierzyli się wzrokiem. Pewna niegdysiejsza posłanka partii, której już nie ma, nazwałaby ten fakt krótko i pieściwie – mieli kurwiki w oczach.

Coś musiało być na tzw. rzeczy, bo wrogie Pięcie media piszą, że proponował Pek stanowisko prezesa Orlenu, choć było wiadomo, że chrapkę ma na to wójt Pcimia. Ja doszukałem się tylko takiej myśli: „Nie chcę rozmawiać o paliwach o 3.30 w nocy”.

Dalej korespondencja sunie podobnie niewinnie:
– Spokojnie, nie mam złych zamiarów.
– Nie?
– Będę trzymał się w odpowiedniej odległości.
– Ile?
– Będziesz niezagrożona.

Pojawia się też wątek belwederski. Wziął się być może, kiedy pani Izabela zreflektowała się, że nie poradzi sobie z kierowaniem Orlenem. Chyba. Poseł jednak nęcił: „Dziewczyn, które nie boją się być prawicowe, mają talent i jeszcze wyglądają jak Ty, jest bardzo niewiele. To na mnie działa. I widzę w Tobie potencjał. Zdjęcia masz rewelacyjne”.

I zaraz dalej kuł to gorące żelazo: „Gdyby Andrzej mógł decydować [uwaga, niektórzy w Andrzeju rozpoznają samego prezydenta, choć ja absolutnie nie!], to już byś pracowała w jego kancelarii. Musimy być sprytni i nie pozwolić innym na utrącenie Twojej osoby”.

Czy w tej korespondencji – a ponoć ma być jej więcej – jest coś złego, niesmacznego, coś, co dyskwalifikuje Piętę? No nie! A tak właśnie z panem Stanisławem postąpiono. Ponoć sam prezes kazał zawiesić go jako członka partii i klubu. I za co? Za wiosenny poryw serca? Cóż, pies ogrodnika…

Pani Izabela grozi, że regularnie będzie upublicznić materiały na byłego kochanka. Wstydu nie ma… Gdzie prokuratura, gdzie policja, gdzie prawo i sprawiedliwość… A tak oburzano się ostatnio na szorstki przydomek nadany emocjonalnie posłowi Kałuży. Tymczasem Pek zasuwa z grubej rury: „ch…!”.

Pani Izo, ciut za ostro. I to po takich uniesieniach! Wszak kiedy pani się żali, że czuje się „kobietą zapasową”, on szczerze ripostuje: „Nie masz powodów do obaw”. Widać należy pani do tych kobiet, które mimo miłosnych wzlotów zawsze jakiś powód znajdą.

– Mnie osładzają rozłąkę tylko Twoje słowa, zdjęcia i wyobraźnia – pisze pani Izabela.
– Jestem zaszczycony, że mogę doświadczyć Twojej dobroci, piękna i zaufania – odpowiada pan Staszek. Pan Staszek powinien jednak wiedzieć, że to damskie imię czasami nie sprawdza się w życiu, co potwierdzają doświadczenia jego imiennika Stanisława Wokulskiego, jego politycznego znajomego Kazimierza Marcinkiewicza – i w końcu jego samego, Stanisława Pięty.

I pomyśleć tylko, że jakieś wewnątrzpartyjne rozgrywki w PiS sprawiły, że ta wiosenna miłość pękła jak bańka mydlana. A mogło być z tego 500+. Pani Izabela zapowiada, że ciąg dalszy nastąpi. Wstydu, kobieto, nie masz, żeby tak szargać prawą osobą!