Ciul to ciul!

Właśnie pochylałem się nad czasownikiem „ukraść”, z powodów sobie nieznanych, ale z podziwem dla przodków, którzy ubrali słowo w tyle synonimów, że nie musieli przez wieki – jak my dzisiaj – spowiadać się z siódmego przykazania. Mogli robić swoje i nie żyć w grzechu. Byłem pełen zauroczenia, co „Polak potrafi”, żeby tylko nie kraść, a jedynie: buchnąć, capnąć, podprowadzić, gwizdnąć, zakosić… Jedne żródłosłowa są jasne, inne nie. Takie „podiwanić” to już powstało prawie za mojego życia (po 1945 r.), więc kumam, w czym rzecz. Ale podpi*dzić czy podje*ać, czy też… no zostawmy to wśród setek innych bezkradzieżowych synonimów, których korzeni nie potrafię odnaleźć.

No i kiedy tak rozkoszowałem się nad pojemnością jednego czasownika i przodków pomysłowością, dopadł mnie telefon – zadzwonił sąsiad, prosty górnik – w sprawie rzeczownika „ciul”, za przeproszeniem. Słuchaj, jeżeli na naszego wicemarszałka, no tego Wojciecha Kałużę, który na Śląsku przeszedł na stronę dobrej zmiany, mówią publicznie per ciulu, to go obrażają, czy nie?

Cholera jasna – pomyślałem – że też takimi pierdołami ludzie w ważnych chwilach głowę zawracają. Ciul to ciul! – rzekłem na odczepne, bo sąsiada lubię. – Sam powiedziałeś rano, po ostatniej imprezie, że ciulowato wyglądam. No tak – znalazł się mądrala – tylko między nami prawdziwymi Ślązakami (tu mnie połechtał), jak sam wiesz, mieć ciulowaty fizis czy charakter to co innego, niż być ciulem.

Co prawda, to prawda. Musiałem więc odłożyć piękne pędzlowania, podebrania i inne skubnięcia, żeby zająć się aktualnymi sprawami politycznymi: czy ciul to naprawdę ciul? Kiedy powiedziałem o tym żonie, bo nie wiedziałem, jak to ciulowate dziennikarskie śledztwo zacząć, to popatrzyła z wyższością, przyniosła piwo i syknęła: chu*owe masz dzisiaj zajęcie, a przecież zbliża się szczyt klimatyczny, smog krąży nad nami, węgla brakuje… O ciul to wszystko roztrzaść – żachnąłem się – ważniejsze przecież jest to, czy publicznie obrażają, choćby ładna posłanka Monika Rosa, naszego śląskiego wicemarszałka, czy nie?

Sam wiem, że sprawa ciulowato śmierdzi, ale taki mam fach i brnąć muszę. Ciulem przecież nie jestem! Mam też koła ratunkowe. Dzwonię do koleżanki z Cieszyna, która po prapradziadkach pielęgnuje portret Franza Józefa II, i wyłuszczam w czym rzecz: Ty mi o tym zdradzieckim kutasie nie mów. Ale ja w sprawie ciula. – Toż przecież ci mówię… Byliśmy na głośnomówiącym, więc usłyszałem coś po francusku, choć nie do końca. Z kim się zadajesz? – Rumun, trochę rozumie po naszemu i jak usłyszał, że rozmawiamy o ciulu, to się ucieszył, bo u nich ciul to owca bez uszu albo drzewo ociosane z gałęzi, taki choj… Mówisz ch*j? – zapytałem, ale kumpela rzuciła słuchawką, choć jeszcze zdążyła wykrzyczeć, że mi się wszystko z ostatnimi wyborami kojarzy.

Ciul z wami – rzekłem cicho i dzwonię do kumpeli z Łodzi, która swego czasu, wracając nocą do domu, była napastowana przez trzech ciuli, a z opresji wybroniła się prostymi słowami: A pocałujcie mnie w dupę, ciule! I z ciuli zrobiły się żałosne ciuliki.

Drążę dalej, a ona odpowiada, że ciul w Łodzi czy w Warszawie to nie to samo co ciul na Śląsku. Ciul jest ciulem! – oponuję. – No nie, kochany, u nas to również palant, bydlak, szumowina, półgłówek, cep, bałwan, tępak, bęcwał, tłuk, gnida, bydlak… Stop! Przerwałem wyliczankę. – Zapamiętaj więc, że ciul to nie jest prosty ch*j, penis czy inny kutas! No dobrze, przyjąłem do wiadomości, ale z zawodowej czujności dopytałem: Czy ty aby mnie nie ciulasz? – Janku, może to ciulowato brzmi, ale nie bierz mnie za ciulkę. Nie musiała tego mówić… Ona ciulką?

Drugie koło rzucone, a ja ciągle nie wiem, czy ciul – choćby w sensie pięknego męskiego przyrodzenia? – to duma i zaleta, czy też obraza. Nie lubię takich chwil, bo zawsze ciulowato się w nich czuję, kiedy nie potrafię odpowiedzieć na proste pytanie: czy ciul to ciul? A sąsiad kazał niebawem zgłosić się z odpowiedzią do jego garażu! Po jakiego ciula dałem się wciulać w taką głupią dyskusję? Ciulasz się do nich? – zapytała małżonka. – A bo co? – Bo przysłuchując się twoim durnym gadkom, prawie ciulnęłam się w rachunkach domowych… – Czy to znaczy, że ktoś nas ociulał i teraz zwróci? – zapytałem z nadzieją. – Co z ciebie za ciul?! Masz do domu dołożyć, musisz więc zrezygnować ze swoich ciulowatych wydatków.

Stałem chwilę przed domem, jak ten ciul, który nie wie, co powiedzieć, a kłamstwo przez usta mu nie przechodzi. Wątpliwą satysfakcją była myśl, że w tych dniach wicemarszałek śląski – który z Nowoczesnej przeszedł do PiS – ma jeszcze gorzej. Takie ciulstwo się na niego przecież rzuciło, że mi go zwyczajnie żal. W tym wszystkim marną pociechą jest staropolskie przysłowie, że kto ciulem wojuje, ten od ciula ginie!