Wojciech Korfanty – pomnik z kapelusza

Mamy wstydliwy problem z Wojciechem Korfantym. Tak, z tym, właśnie z tym, który doprowadził do połączenia z Polską najbogatszego kawałka Górnego Śląska – i za to oraz za inne patriotyczne dokonania stawiany jest w szeregu ojców założycieli II Rzeczpospolitej. Że też akurat ta niesmaczna sprawa musiała pojawić się w 100-lecie Wielkiego Ojczyźnianego Jubileuszu – najpewniej po to, żeby go zakłócić.

Jak nie wiadomo, o co idzie, to najpewniej idzie o kasę. W rzeczy samej sprawa rozbija się o fundusze na pomnik Korfantego w stolicy. Tymczasem pozostali wielcy ojcowie założyciele, z Józefem Piłsudskim, Romanem Dmowskim, Ignacym Paderewskim i Wincentym Witosem na czele, a także spora grupka ojców założycieli ciut pomniejszych – od dawna stoją w Warszawie na cokołach i to za pieniądze państwowe. To, że wdzięczne upamiętnienia się im należą, jest sprawą bez dwóch zdań bezsporną.

Polska Bohaterom. Taka skrótowa lecz pojemna w treści idea przyświecała budowie im pomników. Z Wojciechem Korfantym od lat było coś nie halo.
Może politycznych spadkobierców Marszałka dotąd gryzie sumienie, że ten Ślązak – prześladowany, więziony, zmuszony do emigracji – nie bez przyczyny odszedł za wcześnie, że wszystkie te przejścia i niejasna wokół niego polityczna aura, podsycana przez nieżyczliwe opcje dyplomatyczne, mogły przyczynić się do przedwczesnej śmierci. A może knuł coś przeciwko Najjaśniejszej jako były poseł Reichstagu i Landtagu (ta opcja się w nim gdzieś tliła), że żałował poderwania Ślązaków ku Nieznanej…

Trudno powiedzieć. W każdym razie dotąd miejsca dla Korfantego w stolicy nie było. Coś się przełamało w 2013 roku, kiedy prezydent Bronisław Komorowski wręczył akty powołania członkom Komitetu Honorowego Budowy Pomnika Wojciecha Korfantego w Warszawie. Komitet uznał, że gromadzenie pieniędzy na upamiętnienie ma się odbywać w ramach zbiórki publicznej. Decyzja niemądra, do odkręcenia. W następnym roku Rada Warszawy zaakceptowała ładną lokalizację pomnika – u zbiegu Al. Ujazdowskich i ul. Agrykola. Zadeklarowała też hojnie 400 tys. złotych stołecznego wsparcia finansowego. Całkowity koszt pomnika ma się zamknąć w kwocie około 1,5 mln złotych.

A że, jak już wspomniałem, wszystko w sprawie Korfantego idzie jak z płatka, więc już w zaledwie 5 lat po ukonstytuowaniu się honorowego gremium śląskie samorządy zaczęły zbiórkę pieniędzy. Bo jeśli chodzi o zaangażowanie państwa w uhonorowanie swojego założyciela, to póki co szału nie ma.

Jedne gminy dają, inne nie. Na razie pod kościołami nikt z kapeluszem nie stoi, ale nie można wykluczyć, że i w tych miejscach trzeba będzie kwestować… Prześladuje mnie refleksja, którą niniejszym werbalizuję: czy aby na pewno nikt tu nie upadł na głowę? Bo na kogo jest ta żenująca zrzutka? Czyż nie na jedną z najważniejszych postaci w najnowszej historii naszego dumnego kraju?!

Korfantemu należy się w stolicy pomnik wdzięczności z pieniędzy państwowych, a nie ze skarbonek Ślązaków. Ma być darem Polski, a nie darem przywiezionym ze Śląska. Koniec, kropka.

Przy okazji wraca sprawa innego pomnikowego daru – Pomnika Powstańców Śląskich w Katowicach, odsłoniętego ponad pół wieku temu jako daru stolicy, co potwierdza inskrypcja: Warszawa Powstańcom Śląskim. Pomnik, wówczas największy w kraju, 61 ton żywej wagi, kosztował krocie i niekoniecznie pochodziły one ze stołecznego budżetu. A przynajmniej nie w całości.

Takie rozwiązanie wymyślił Jerzy Ziętek, żeby „podbechtać” tych z Warszawy. Że pomnik jest wyrazem ich wdzięczności za ogromny wkład Śląska w odbudowę stolicy. Coś w zamian. Takie zabiegi torowały Ziętkowi drogę do pozyskiwania pieniędzy na inne cele, choćby na budowany w sąsiedztwie Spodek, powstający poza planem centralnym, a ten już kosztował ho, ho albo i więcej.

I dobrze. Niech w pamięci wiekopomnej pozostanie, że stolica, która wówczas naprawdę powstawała z kolan i z pomocą rodaków otrząsała się z bolesnych ruin, odwdzięczyła się Śląskowi Trzema Skrzydłami, przepięknym monumentem, do dziś jednym z ładniejszych w Polsce.

Na pomnik Wojciecha Korfantego należy patrzeć jednak w innym wymiarze: to sprawa Państwa Polskiego, szczególnie w 100-lecie odzyskania niepodległości. Warszawa i Śląsk mogą jedynie wesprzeć ten ojczyźniany obowiązek. Bo jeśli „ocean lotnej pamięci” miałby podmyć, skruszyć obrazy, na których czas zamieszcza naszych herosów i ich czyny – cóż nam pozostanie?