Rybnickie manewry partyjne

Czas na Śląsk! Zmiany w Polsce należy zacząć od Śląska! Już myślałem, że usłyszę ciąg dalszy z uzasadnieniem: bo tu zawsze biło gorące serce Polski! Ale prezes Jarosław Kaczyński nie posunął się aż tak daleko i tylko poniosła mnie chora ułańska fantazja.

Powyższe – jakże znane i bliskie naszemu sercu – hasła uwieńczyły inaugurację kampanii politycznej przed kolejnymi wyborami uzupełniającymi w Rybniku i pobliskiej okolicy.

PiS/Facebook

PiS/Facebook

Wprawdzie rozległy się nie na Śląsku, jeno z warszawskiego stolca – lecz tym cięższy jest ich ciężar gatunkowy, rzecz jasna. W tle majaczyły wspomnienia niegdysiejszego święta lipcowego i dlatego pewnie tak się rozmarzyłem.

Wybory wyznaczone na 7 września wzięły się stąd, że w ubiegłym roku odmeldował się na wieczystą wartę Antoni Motyczka, senator PO. Przedterminowe wybory wygrał Bolesław Piecha, poseł PiS. Senatorem długo nie pobył, bo partia rzuciła go na odcinek eurowyborów, które ponownie wygrał, no i stąd dzisiejszy wakat.

Prezes, przedstawiając posłankę Izabelę Kloc, jako kandydatkę PiS na senatora (ciągnie ludzi, oj ciągnie, z izby niższej, z politycznej sutereny – rzec by można – do wyższej, na salony), ogarnął całościowo swoim przebiegłym okiem tzw. zastaną rzeczywistość i wyłuskał to, czego przeciętny widz w pierwszym rzucie nie łapie – pełzające patologie zżerające podstępnie naszą codzienność.

Śląską diagnozę zaczął miłym akcentem, niczym zatroskany psychiatra zwracający się do bardzo chorego, ale ważnego pacjenta. Jakby otrzymał polecenie „z góry”, że pacjenta owego w żadnym razie ze swych rąk wypuścić nie wolno. Nie wolno także stosować przestarzałej terapii szokowej w stylu tzw. zakamuflowanej opcji niemieckiej, wiadomo bowiem, że po niej pacjent dostaje piany i potrzebny będzie kaftan.

Trzeba raczej łagodnie sączyć do umysłów słodkie bery, że Śląsk to ta część kraju, która została zapomniana, że nie prowadzi się tu prac rewitalizacyjnych, a wszystko, co jest ogromnym dorobkiem tej ziemi, jest nieużywane, leży odłogiem (w sensie dosłownym) i marnieje. Ma oczywiście na myśli górnictwo.

Słusznie dalej prawił, że Śląsk powinien być kołem zamachowym polskiej gospodarki. Tej tradycyjnej, związanej z węglem, i tej nowej, innowacyjnej. Właściwie aż się prosi, żeby na koniec sesji terapeutycznej zajarać z pacjentem jointa. I podsumować diagnostycznie, że w gruncie rzeczy na Śląsku nic się nie robi. Ta metoda terapeutyczna nawet mi się podoba, bo nie lubię terapii szokowych – ale diagnoza nie wydaje mi się trafiona i pozwolę sobie jednak z prezesem się nie zgodzić.

Jeżdżę po tej patologicznej ziemi (patologie mają to do siebie, że się plenią, ale gołym okiem i na pierwszy rzut ich nie widać) – po niezłych drogach – kątem oka dostrzegam olbrzymie fabryki samochodowe i inne, reprezentujące w miarę nowoczesne przemysły. Domy i biurowce pną się do góry (niech się mury pną do góry! – śpiewa moje niesforne pamiętliwe serce). Gdzie spojrzeć, szwendają się bezczelnie setki tysięcy studentów nieobarczonych kompleksami, że ich rodzime uczelnie są jakieś gorsze. Powietrza nie widać – to cholera czyste, dookoła zielonorosłe (za Joyce’em) lasy – wszak śląskie jest drugim, po lubuskim, najbardziej zalesionym województwem w kraju… Więc gdzie jest pies pogrzebany?

Już wiem! Prezes przed jakimiś wyborami orzekł, że Śląsk powinien być jak druga Bawaria. Faktycznie, trudno w takich miastach, jak Zabrze, Ruda Śląska, Chorzów, Siemianowice Śląskie itd., szukać Bawarii. Choć te po sąsiedzku – Katowice, Gliwice, Tychy, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza – zaczynają już być bawariopodobne. Śląsk jest krainą dwóch prędkości – i tej refleksji mi u prezesa zabrakło. Również nazwania śląskich patologii odważnie i po imieniu: czym się one różnią od tych warszawskich, białostockich czy gdańskich?

Ale w porządku, bój o dobro Śląska ruszył! I nie zgadzam się z przebrzydłymi krytykantami, że prezes rzucił na Śląsk jak zwykle puste słowa. O, co to, to nie! Treścią wypełniła je kandydatka, która zaapelowała, żeby obecnej władzy powiedzieć: stop! Czy to są puste słowa? Zauważyła, że Śląsk się wyludnia, że młodzi i wykształceni uciekają, gdzie pieprz rośnie. Że niebawem będzie tu Dziki Zachód, gdzie po gorączce złota pustoszały miasta i miasteczka. Akurat to zawołanie spodobałby się Józefowi Kłykowi, który w sąsiedztwie Rybnika kręci swoje westerny – ale żarty na bok. PiS poważnie zajęło się reperacją Śląska.

Co na to konkurencja? Ano też Rybnika nie odpuszcza i na ten front rzuca najlepsze, co ma, choć jeszcze bez szczegółów. PO chce, żeby senatorem tej biednej ziemi został poseł Marek Krząkała. On na razie nie pochyla się nad dobrem Śląska tak czule jak kandydatka PiS. Wali wprost, że podjął taką decyzję, ponieważ mandat z Rybnika jest zbyt cenny, by być kartą przetargową dla PiS.

Z kolei kandydat SLD na senatora – poseł Piotr Chmielowski (dawniej Ruch Palikota) – chce być senatorem, aby obudzić lewicę w tej części Górnego Śląska, która jest niczym śpiący w Tatrach rycerze.

Poszła plotka, że wystartuje Janusz Korwin-Mikke (wybrany stąd do europarlamentu), któremu Bruksela już się znudziła i chętnie jako senator przyłożyłby komuś na Wiejskiej, ale to chyba tylko plotka. Choć i Kongres Nowej Prawicy Rybnika nie odpuszcza i namaszcza na senatora nijakiego Macieja Urbańczyka. Za niespodziankę należy uznać brak kandydata Ruchu Autonomii Śląska – Rybnik to wszak miejsce narodzin RAŚ. Może to jakaś pułapka… Złośliwi mówią, że autonomiści ostatnio przegrywali tu wszystko, co było do przegrania, więc teraz odpuszczają, żeby nie zapeszać w niedalekich listopadowych wyborach samorządowych.

W każdym razie – będzie się działo! Zanim będzie – mam pomysł. Może przed tymi wyborami jeszcze się politycznie nie przebije, ale ziarno trzeba siać. Chodzi mi mianowicie o pęd posłów z izby niższej do wyższej. Czy nie byłoby słuszne, żeby startujący na senatora (zwykłe posłowanie to – jak widać – marna fucha) automatycznie zrzekali się mandatu poselskiego? Czy nie byłoby to uczciwe wobec byłych wyborców i tych najbliższych?

No, takie pomysły lęgną się w sezonie ogórkowym. A już poważnie: wszystkim startującym posłom życzę mandatu senatora. Niech moc będzie z Wami! A może byście tak objęli wspólny mandat? Trzy w jednym, ponad podziałami?! Idę na jointa z moim psychoterapeutą. Czuję, że za chwilę przeobrazi się w młodego wiejskiego lekarza z Bułhakowa. Oj, będzie co zapisywać…