Górniczy związkowcy w obronie ołówka

Kasandra załamuje ręce. Górnictwo tonie w długach – ponad 770 mln zł strat (netto) za pierwsze półrocze – a związkowcy bronią przywilejów jak niepodległości. W tym tzw. ołówkowego, czyli corocznego wsparcia na każde dziecko w wieku szkolnym.

To około 250 zł rocznie na pociechę. Mało to dzisiaj czy dużo? Sam nie wiem, moje córki dawno dorosły. Ale dzieci pracowników kopalń do najuboższych przecież nie należą. Średnia płaca w węglowych spółkach to przynajmniej 6,5 tys. zł (brutto) miesięcznie.

Flickr / davidd

Flickr / davidd

Roczny koszt ołówkowego w poszczególnych spółkach to około 3-5 mln zł. W zestawieniu z miesięcznymi płacami, na które Kompania Węglowa przeznacza blisko 300 mln zł, to najzwyklejszy w świecie pryszcz. A jednak właśnie ołówkowe stało się symbolicznym ukoronowaniem wszechobecnej w górnictwie patologii uposażeń. Bo rzeczywiście: faktyczne wynagrodzenie za efektywną pracę stanowi około 40 proc. górniczej pensji. Reszta to historyczne kwiatki (dodatki), nieraz zupełnie egzotyczne. Bo jak inaczej nazwać ekwiwalenty pieniężne za ręczniki, mydło, posiłki regeneracyjne czy dopłaty za przejazdy wakacyjne? Takich dodatków do pensji jest ponad dwadzieścia.

Wśród nich osławiona „14” – niegdysiejsza nagroda z zysku, wypłacana dzisiaj bez względu na wyniki finansowe. Węglowa buchalteria skrzeczy, ale nieśmiertelna „14” wypłacona być musi i cześć pieśni. Bo w zamierzchłej przeszłości została zapisana w układzie zbiorowym. Właściciel, czyli państwo w przypadku znakomitej większości naszych kopalń musi sobie z tym jakoś radzić.

Prywatny już nie. Czeski inwestor w kopalni „Silesia”, skazanej w Kompanii Węglowej na likwidację, zawarł ze związkami zawodowymi (to ich działacze wyszukali inwestora) umowę. Zgodnie z nią nagroda z zysku będzie, jeśli będzie ów zysk. I to tzw. czysty zysk. Bo choć z bieżącej działalności jest, to przecież trzeba spłacić blisko miliard złotych kredytów zaciągniętych na inwestycje. Górnicy „Silesii”, którzy byli bliscy utraty miejsc pracy, a sama kopalnia cudem uciekła spod gilotyny – patrz: POLITYKA z 4 grudnia 2013, „Kopią, aż miło” – uznali, że warto podzielić się problemami z właścicielem, bo wszyscy jadą na tym samym wózku. Jeżeli „Silesii” noga się powinie, to i pies ze swoją kulawą nogą jej nie pomoże. A tym bardziej państwo.

Państwowi górnicy nie chcą podzielić się ze swoim właścicielem nawet ołówkami. A za nagrodę z zysku, którego nie ma – gotowi pójść na barykady. Żyją w innym świecie. Doskonale rozumieją panujące w nim reguły gry, szczególnie przed wyborami. Cwanie i bezpardonowo rozgrywają swoją partię dziwnej gry. Bo z całą pewnością nie jest to partia szachów. Raczej lokalne jumanji. Władza chce mieć spokój. Społeczny spokój na Śląsku. Zabranie ołówkowego rozsierdzi górnicze rodziny. Ruszenie „14” – wkurzy wszystkich pracujących i ich rodziny. Pozbawienie górniczych emerytów (a jest ich kilkaset tysięcy) części węglowego deputatu – doleje oliwy do ognia.

Sytuacja na planszy wygląda tak: właściciel (państwo) stoi pod ścianą i zrobi wszystko, żeby nie doszło do politycznej rozróby. Stąd górnicze związki wychodzą z propozycją fuzji Kompanii Węglowej, Katowickiego Holdingu i Węglokoksu. Na planie gry zniknęłoby kilka pionków. Pojawiłby się za to nowy gracz: jeden potężny państwowy koncern „Polski Węgiel”, skłonny podzielić się stratami z państwem. Byłoby więc tak, jak za dawnych lat bywało. Byłoby dobrze.