Idźcie przez Brukselę, na Śląsku Moskal stoi

Nasze spółki węglowe chcą do końca tego roku złożyć w Brukseli wniosek o postępowanie antydumpingowe wobec rosyjskiego węgla, który w Polsce i całej UE rzekomo ma być sprzedawany po zaniżonych cenach.

W PRL krążył taki króciutki dowcip o zasadach handlu z ZSRR: my budujemy dla nich statki, a oni w zamian biorą od nas węgiel. Kiedy rynek socjalistyczny zastąpiony został przez ten prawdziwy, to nie ma już się z czego śmiać, bo nie chcą nic brać. I jeszcze wpychają swoje towary.

Górnicy będą domagać się zbudowania unijnej tamy celnej na rosyjski węgiel. Zgodnie chcą tego zarządy spółek i związki zawodowe, bo w ich przekonaniu wschodni surowiec dobija chore polskie górnictwo. A jeżeli go nie wyleczymy, to nie rozwinie skrzydeł. Popatrzmy najpierw jak ten nasz węglowy pacjent wygląda.

W ubiegłym roku w Polsce wydobyto 72 mln ton węgla, o ponad 5 mln ton mniej niż rok wcześniej. Sprzedaż wyniosła ok. 68 mln ton (prawie 9,5 mln ton mniej), a eksport wzrósł 0,5 mln ton i wyniósł prawie 9 mln ton. W ten rok górnictwo weszło z 5 mln ton węgla leżącego na kopalnianych składach, a energetyka miała 7 mln ton zapasów. To wszystko przełoży się na sprzedaż tegoroczną – już się mówi, że sama Kompania Węglowa nie będzie miała co zrobić z 10 mln ton węgla. Kiedy jest jak jest, to należy zapytać, co na takim rynku – duszącym się od nadmiaru węgla – robi jeszcze rosyjski (choć nie tylko) surowiec?

W tamtym roku na polski rynek trafiło ok. 10 mln ton węgla z importu, z tego trzy czwarte z Rosji (reszta z USA, Kolumbii i Czech). W 2010 r. możemy spodziewać się napływu 12 mln ton węgla – u nas to produkcja trzech sporych kopalń. Powód jest jeden i stary jak świat: rosyjski węgiel jest tańszy. Wydobycie jednej tony w ich kopalniach odkrywkowych kosztuje 30 – 60 zł. Średni koszt wydobycia w naszych kopalniach głębinowych, to rząd 270 zł (z tego 60 proc. to płace). Czy w tych warunkach realna konkurencja z rosyjskim węglem jest możliwa? Nawet jeżeli rosyjskim górnikom będą rosły płace, to nasi – jeśli nawet jakimś cudem nie będą żądać podwyżek – schodzą każdego roku o prawie 8 m niżej w wydobyciu, co podraża koszty.
Jak więc dopaść Rosjan na dumpingu, jak udowodnić, że ich węgiel jest subsydiowany przez państwo?

Ciężar dowodowy spoczywa tylko na naszych producentach. Trudno sobie wyobrazić entuzjastyczne poparcie naszej skargi przez inne państwa UE, importerów węgla, którym zależy na tańszym towarze rosyjskim. A sami nic tu nie zdziałamy. Był pomysł, aby orężem przeciwko rosyjskiemu węglowi stały się zapisy pakietu klimatycznego. Wytykano, że jest zasiarczony, a więc powinien zostać wyeliminowany. Nic z tego nie wyszło, bo do Polski trafia dokładnie taki węgiel, jaki został zamówiony. Świetnej jakości, ale i zasiarczony dla firm energetycznych, które zainwestowały w instalacje odsiarczania. Tak samo kupuje się węgiel u rodzimych producentów. Klient wybiera gatunek.

Gdzie więc szukać słabych stron rosyjskiego węgla? Nasi wiedzą, że rosyjskie górnictwo – w większości sprywatyzowane – nie jest dotowane bezpośrednio przez państwo. Będą więc wytykać subsydiowanie pośrednie. Choćby przez ustalanie niskich kosztów energii. Problem w tym, że ich kopalnie znajdują się w koncernach energetycznych, albo są z nimi kapitałowo powiązane, więc ceny wewnętrzne mogą być dowolnie kształtowane. Argumentem będzie transport, bo żeby węgiel dojechał do Polski i UE musi przebyć koleją lub drogą morską kilka tysięcy kilometrów. To kosztuje. Okazuje się jednak, że nie tyle, aby tamą dla rosyjskiego węgla stała się nasza renta geograficzna.

Moskwa wpisała bowiem węglową ekspansję w swoją strategię gospodarczą – celem jest zdominowanie rynków europejskich, w tym polskiego, najbardziej uzależnionego od węgla – i konsekwentne wspomaga swoich eksporterów. Choćby stawkami transportowymi kalkulowanymi według najkrótszej drogi między producentem a odbiorcą, a nie w oparciu o rzeczywistą trasę. Można więc powiedzieć, że jedzie on do nas po linii prostej. Producenci mają swoje floty wagonów – węglarek, udziały w portach przeładunkowych i frachtowce. Rosjanie stosują szereg innych udogodnień dla swoich eksporterów, nie tylko węglowych. Trudno będzie w takich kalkulacjach, choć nie jest to wykluczone, znaleźć świadome zabiegi dumpingowe.

Ale gdyby nawet naszym węglowym śledczym to się udało, to musielibyśmy znaleźć poparcie innych unijnych producentów węgla. Bo udowodnienie bezprawnych praktyk, to jedna sprawa, a druga – to wykazanie strat poniesionych przez wszystkich unijnych producentów. A jakie straty wykażą choćby Niemcy, które zwijają swoje głębinowe górnictwo i dotują je w tym roku sumą 2 mld euro? Szlabany celne nie mogą być opuszczone tylko w Polsce, bo będzie to nielegalne działanie i Rosja łatwo nam się odwinie. Nie wyobrażam sobie, aby dla obrony polskiego górnictwa, w stanie jakim jest, najwięksi unijni importerzy – Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Hiszpania – zgodzili się na ryzykowną grę celną z Rosją. Zupełnie im się to nie opłaca.

Dlaczego więc nasi producenci węgla grożą Rosji Brukselą, kiedy wiadomo, że w kolejnej wojnie polsko – ruskiej nie będziemy mieć sojuszników? To chyba kolejny przykład, kiedy cała para idzie w gwizdek, a nie, na przykład, w wysiłek restrukturyzacyjny mający doprowadzić węgiel na giełdę. Nie można też na globalnym rynku zdusić konkurencji tylko dlatego, że ma niższe ceny. Stąd Moskal stać będzie na Śląsku, pod kopalniami, ze swoją ofertą węgla do wyboru, do koloru. Wyprzeć może go stąd, i z kraju, tylko tańszy polski węgiel.
***

Obozy polskie, czy obozy w Polsce? – marzeniem byłoby wypranie tej i innych dyskusji z per: bydlaków, łajdaków, kanalii, a nawet z łagodnych ciuli, ale to chyba długo pozostanie marzeniem ściętej głowy. Iwo słusznie zauważył, że Ślązacy nie rozumieją sposobu myślenia Polaków i odwrotnie, tylko po cholerę jeszcze się obrażać?! Ale, Iwo, nie zgadzam się z tobą, że ta biegunowa sprzeczka skrajnych obozów nie doprowadzi do zbliżenia, do konsensusu. Wartością jest sama dyskusja. Trochę się o sobie uczymy. Coś się w pamięci odkłada. Nie przypuszczam, żeby ktoś bez refleksji i obojętnie przeszedł wobec historii powstańca przywołanej przez Waldemara?

Nie odetniemy się od powojennych obozów polskich i w Polsce, Kartka z podróży, bez względu na to, jakie nazwy będziemy do nich dodawać. Ale nie jest rozgrzeszeniem, iż uczciwy, porządny człowiek nie brał w tym udziału, bez wzglądu na wartości wyznaniowe i polityczne sympatie. Brał. Tylko, jak pisze Galicyjak, nie stać go jeszcze dzisiaj na posypanie głowy popiołem. Tak więc przynajmniej moralna odpowiedzialność, Śleper, Polski za funkcjonowanie powojennych obozów jest nieunikniona. Myślę, że ważne będzie dla naszych śląskich spraw to, co Putin za niedługo powie w Katyniu? Przeprosi, i posypie rosyjską głowę popiołem, czy będzie to tylko sowiecka i stalinowska plama w naszej historii?

Bo były te obozy u nas, choć Tygiel zauważa, że były mniejszym złem wobec filozofii obozów hitlerowskich. Ale dla ofiar mniejsze, czy większe zło, nawet to z posmakiem barbarzyństwa – nie ma znaczenia. I jeszcze jedno: nie zgadzam się z porównywaniem tego, co działo się po wojnie na Śląsku – z czystkami etnicznymi. Apeluję też o powściągliwość w ocenach ilości ofiar. Było tutaj kulawe państwo polskie, do tego zaprzężone w sowiecki kierat; i byli ludzie z wojenną traumą i chęcią odwetu. Państwu i ludziom kazano zrealizować alianckie decyzje wysiedleń z tych ziem i pracy za wszelką cenę na rzecz frontu. Czy wówczas, tuż po wojnie, w narzuconych ludziom i ziemi warunkach gry, można było uniknąć zła?
Megascrotum – serdeczności za wpis; z oddali lepiej widać, że nasz światek nie jest czarno – biały. Tak trzymaj.