Do moich miłych Gości

Dzięki za zainteresowanie tematem – czuję się jak w oku cyklonu i tak ma być!

Warszawiak sypnął iskrą i  poszłoooooo… To jasne, że w Polsce mieszkają Polacy.
Między innymi. Polak Polakowi nierówny. To znaczy – równy w masie. Ale poza nią – niekoniecznie.
I o to właśnie chodzi przecież.

Myślę, że wizja Ślązaków, jaką przytacza Beszad już nie istnieje. Mit Ślazaka ograniczonego, ordynarnego i zachłannego – odszedł w niepamięć. Dzisiaj nikt tak nie powie, a co więcej – nie pomyśli.
Zapomniany starzyk, co to od bajtla począwszy, poprzez ciskacza i ładowacza fedrował w kopalni w piątek, świątek i w niedzielę – też nie ma do czego wracać. Nie ma już ławeczki, fajeczki i gołąbeczka. Przynajmniej tamtego. Kos wyleciał ze swego kadłubka i znikł w przestworzach. Może razem z papugą, która opuściła  kataryniarza sprzedającego złote pierścionki – nie całkiem prawdziwe. Tak oto pamięć miesza się z niepamięcią – czy to Śląsk, czy to „warszawska  szara Wisła” – drogi warszawiaku. Swoją drogą – ciekaw jestem czyś ty nim z dziada – pradziada, kiedy to Wars połączył się magnetyzmem uczuć z lubą Sawą, czy raczej (tak jak ja tutaj) – od niedawna?

Dziękuję Waldemarowi za wizję Ślaska „Na Nawietrznej” z wiatrem w żaglach. Uważam, że to pomyślne wiatry i kierunek jak trzeba, czyli „Otwarcie Śląska w stronę Europejskiej Cywilizacji”.

Bo Śląsk moi drodzy, jakby nie patrzeć – leży w Polsce. A Polska, jakby nie patrzeć, leży w Europie.  Duża litera w wyrazie Powstania  – trąciła w czułą strunę mojego serca.  Powstanie W.,  Powstania Ś.  –  wciąż drga. To dobrze.  Jeśli się trochę znamy z łamów „Polityki” – nasze rozmowy będą łatwiejsze, choć przyznaję, że ich szczególna blogowa forma jest dopiero przeze mnie przyswajana. Sorry!

Obserwator słusznie zauważa, że naród, właściciel jednej, naczelnej Ojczyzny, jest równoczesnym posiadaczem swoich małych ojczyzn, w których czuje się odpowiedzialny za kwiatki,  klatki schodowe i sąsiadów.  Od tego przecież zaczyna się patriotyzm w efekcie którego na sztandarze powiewa napis: „Polska”. Lub inny. Jak kto w środku czuje. Swoją drogą sam zauważam, jak zmienia się świadomość Ślązaków i tych, którzy tej tożsamości nie czują. Nas wszystkich po trochu.

Pamiętam wczasy FWP – dwutygodniowe pobyty nad morzem z odcinanymi karteczkami /ś-śniadanie, o-obiad, k-kolacja./ Panie w fartuszkach oddzierały przy każdym posiłku odpowiednią karteczke, stawiając na stole wazę z zupą mleczną lub wielkiego kotleta. Na wieczorkach zapoznawczych można było dedykować wybraną melodię wybranej osobie /mąż – żona, żona – mąż, inne konfiguracje należały do rzadkości/.
Na plaży nowopoznani wczasowicze ze Śląska właśnie ustawiali wielkie parawany, tworzące swoiste enklawy – tam pilnowano wspólnie dzieci,  wspólnie słuchano „Lata z radiem”, wspólnie grano w skata.
Dzisiaj pełne śląskich rodzin – już w mniejszym wymiarze osobowym są greckie wyspy, chorwackie plaże, piaski pod Sfinksem.

Pragnienie posiadania nowej meblościanki odeszło w kąt. Rodzice Pawła, przyjaciela mojej starszej córki Alicji – wszystkie zarobione pieniądze przeznaczają na poznawanie świata. Przynajmniej dwa razy w roku są w innym jego zakątku. Takie czasy – chapeau bas!

Czytając wpis Gostoma przypomniałem sobie moje własne przeżycia tuż po przyjeżdzie spod Lidy – do Kudowy – Zdroju.  Moja mama uszyła mi wtedy do szkoły dziewczyński fartuszek – bo tam, skąd przybyliśmy  – tak się nosiło. Pamiętam pończochy na pasku gumowym i krótkie spodenki. Moi nowi koledzy mieli niezłą zabawę, szkoda gadać! Ale jakoś wytrwałem. Tam, skąd przyjechaliśmy czułem się bezpiecznie. Biednie, ale bezpiecznie. Tam, gdzie próbowaliśmy się zagnieździć od nowa – było obco. Czy miałem wtedy poczucie, że jestem w Polsce? Chyba nie bardzo. Choć przecież moja mama do Polski postanowiła wrócić, zostawiając za sobą rodzinne strony i dom. Nie nazywała siebie patriotką, chciała być po prostu u siebie. Drogi Gostomie, dzięki za poważną reflekcję. Będę do niej wracał.

Drodzy Goście, i to by było na tyle – na dzisiaj, no i na pierwszy raz. Dla wszystkich serdeczności wielkie.