Nieproszone wspomnienie o zapomnianej Marii Skalickiej, ewangelickiej ikonie

Znajomi przysłali mi zdjęcie grobu Marii Skalickiej (1921–2002) na ewangelickim cmentarzu przy Francuskiej w Katowicach. Okropnie niszczeje. Woła. Słowa te kieruję do władz Miasta Ustronia i Muzeum „Zbiorów Marii Skalickiej”. Także do wszystkich, których Pani Maria zaliczała do grona przyjaciół. Także do siebie.

Panią Marię poznałem mniej więcej trzy dekady temu. Dokładnie wtedy, kiedy spotkałem Panią Krystynę Kupiecką, tłumaczkę przysięgłą języka francuskiego, i Pana Felicjana Kmiotka, tłumacza przysięgłego języka niemieckiego. Byli ciut starsi od reszty tego lingwistycznego towarzystwa, o czym mogłyby świadczyć srebrne włosy – ale tylko one.

Siedzieliśmy potem często przy zielonym drewnianym stole, w barwnym towarzystwie innych tłumaczy, bo właśnie tam się chętnie schodzili – do katowickiego biura tłumaczeń właśnie. Każdy ze swoją przedwojenną, wojenną i powojenną legendą. Z życiem, które cudem ocalało. Lecz nie o nich jest to przywołanie pamięci – o nich kiedy indziej.

Dzisiaj wspomnienie otula Panią Marię.

Kiedy czytam w Wikipedii, Ekslibrisie Polskim czy na Forum Ewangelickim, kim była Maria Skalicka – mógłbym się czuć dumnym i obnosić się z tą dumą tu i tam. Moje zaszczycenie tą znajomością skrzętnie jednak zachowuję dla siebie. Opowiem natomiast o aurze, jaka Panią Marię otaczała. Bo kiedy wchodziła – czuło się natychmiast, że jest to Pani wyjątkowa. Może to badawcze spojrzenie spod przymrużonych oczu, może niedzisiejsza już elegancja, może energia, która sprawiała, że uścisk jej ręki na powitanie był krzepki i konkretny. Może to połączenie cech śląskich i góralskich zarazem, ponieważ Pani Maria urodziła się na Śląsku Cieszyńskim, w Ustroniu.

Wydawało się, że ten górzysty pejzaż tkwił na stałe w jej sercu, rozsiadł się bezpiecznie, wiedząc, że zajmuje pierwsze miejsce, choć już od wielu lat mieszkała w małym, ciemnym katowickim mieszkanku, którego okna wychodziły na otoczone budynkami podwórze przypominające głęboką betonową studnię.

To mieszkanko zapełnione było w każdym calu skarbami, które Pani Maria skrzętnie i zachłannie gromadziła, znajdując im miejsce pomiędzy  meblami pamiętającymi stare dziwne czasy, które dawno minęły. Skarby zalegały wszędzie, zapach starego papieru zlewał się z zapachem starego parkietu, zawoskowanego specjalną pastą, przeznaczoną właśnie do starego parkietu. Zapach ten był przyjemny i przywoływał w myślach smak domu z dzieciństwa, ciut staroświeckiego i bardzo bezpiecznego.

Kiedy przychodziło się do Pani Marii „w gości” – przesuwała z czułością swoje pudełka przewiązane sznureczkami, opisane karteczkami w inne pokojowe przestrzenie, sadzając na uzyskanym w ten sposób miejscu zaproszonych przybyszów. Pudełka ze skarbami kryły w sobie tysiące kartek z ekslibrysami podarowanymi przez zaprzyjaźnionych artystów, pisarzy, poetów, muzyków, ludzi związanych z szeroko pojętym światem kultury. Z tym światem świat Pani Marii był nierozerwalnie związany, choć przecież skończyła ścisłe studia ekonomiczne we Wrocławiu i mogłaby poprzestać na  określeniu siebie jako osoby o umyśle ściśle ścisłym.  

Pokazywała nam te cuda, opowiadając o każdym eksponacie to wszystko, o czym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Na ścianach jej rodzinnego ustrońskiego domu wisiały obrazy i grafiki Tadeusza Michała Siary, Pawła Stellera, Ludwika Konarzewskiego, Jana Wałacha….. W zakamarkach starych, przepastnych szaf mieszkały regionalne stroje, przeróżne ich fragmenty, a w szufladach można było znaleźć przedmioty, które służyły innym mieszkańcom w oddalonej, zapomnianej codzienności. Pani Maria była znanym bibliofilem, zbierała cenne starodruki i książki, kolekcjonowała królewskie medale i stare widokówki, na których czas się zatrzymał. Opiekowała się swymi zdobyczami z taką pieczołowitością i czułością, jakby były jej dziećmi. Prawdziwe dzieci także kochała, rozumiała i umiała z nimi rozmawiać, choć własnych nie miała. Sama umiała cieszyć się jak dziecko, pomimo swoich srebrnych włosów i kilku kurzych łapek wkoło oczu.

Wszystkie te kolekcjonerskie trofea związane były z ziemią beskidzką, z jej prywatną małą ojczyzną, którą nosiła w sercu. Ale przecież sztukę kochała szerzej – jak nikt czuła muzykę Chopina, oddawała cząstkę swego czasu Śląskiej Ekspozyturze Towarzystwa Chopinowskiego, przybliżając te dźwięki koneserom i parweniuszom poprzez organizację muzycznych koncertów w kościelnych zaciszach.

W Archiwum Historii Kobiet Pani Maria znalazła swoje miejsce obok Anny Strońskiej, Wisławy Szymborskiej, Barbary Piaseckiej-Johnson, Krystyny Sienkiewicz, Gabrieli Zapolskiej… Obok światłych kobiet z rodzin Potockich, Sanguszków, Radziwiłłów, Dzieduszyckich, Czartoryskich, Ossolińskich…Wszystkie one miały takie cechy niewieście, które w głowie ministra  Czarnka wywołałyby niezły zamęt, a nawet strach.

I tak mógłbym mówić i mówić, uzupełniając wiedzę Wikipedii swoimi osobistymi spostrzeżeniami, które dane mi było poczynić i zachować podczas tej trwającej dekadę znajomości i podczas spotkań, nie tak częstych, jakbym tego chciał. Pewnie dlatego, że Pani Maria była osobą nadzwyczajnie zajętą. Taką była przez całe swoje życie. A kiedy wiedziała, że jej czas się kończy – podarowała te wszystkie swoje skarby, wraz rodzinnym domem i ogrodem – miastu, które kochała najbardziej ze wszystkich miast na świecie – Ustroniowi. Zostawiła tam wszystkie swoje uczucia, tęsknoty, marzenia. I została tutaj, gdzie mieszkała na co dzień, w Katowicach.

I tutaj wyjaśniam, dlaczego to wspomnienie nazwałem nieproszonym. Grupa katowiczan, którym Pani Maria była bliska, przysłała mi zdjęcie jej grobu na cmentarzu przy ul. Francuskiej. Nie wygląda najlepiej. Pochyla się  w jedną stronę, opada, marnieje… Napisz, zróbmy coś – zawołali.

Ktoś zapomniał o tym miejscu?

Przesyłam tę wiadomość Ustroniowi, który cieszy się „Zbiorami Marii Skalickiej” w Jej pięknym domu. Domu, który stał się Muzeum. I przylegającym do niego ogrodem, który pamięta Panią Marię jeszcze z czasów, kiedy była dzieckiem.           

       Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie?

         Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? 

         A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną.

         Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią

         w ziemi nasze ciała.

         Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie

         po nich nawet puste miejsce.

         Na ziemi nie ma pustych miejsc.

                        Halina Poświatowska, Opowieść dla przyjaciela

Gorzkie. I może nawet nieprawdziwe.

Zdjęcie zamieszczone w Forum Ewangelickie 2017, słowo Władysława Magiera, „Polacy Ewangelicy”.   

Zdjęcie zamieszczone w Forum Ewangelickie 2017, słowo Władysława Magiera, „Polacy Ewangelicy” .

  

PS. Wspomnienia, choć powzięte z gorzkich powodów, to pierwszy podróżniczy przystanek na trasie Śląskiego Szlaku Kobiet – szczególnie tych niewciśniętych w ramy trzech liter: KKK. Takie Panie, jak Maria Skalicka, nie mieszczą się w Panteonie Górnośląskim abp Wiktora Skworca.