Dżentelmeni o węglu nie rozmawiają

Przebiegłość polityka każe mu przybierać w każdym miejscu i czasie właściwą do sytuacji: mimikę, gesty, i wypowiadać mądrze dobrane słowa. Wszystkimi tymi narzędziami powinien manewrować w odzieniu, w którym prezentuje się na tyle korzystnie, aby potencjalny wyborca uwierzył, że jego wybraniec jest urodziwy, rzutki i młody na tyle, by mógł spełniać swoje obietnice przynajmniej do końca świata – a nawet… Czyli, reasumując, w arkana przebiegłości polityka wplątana jest sprytnie tzw. mowa ciała i, skrótowo rzecz ujmując, mowa trawa. Przebiegły polityk nie powie w Gdańsku: a po cholerę wam dostęp do morza? Za to w Chorzowie może rzucić (obiecać): przydałby się wam dostęp do morza…

Trzymając się tej prostej jak drut reguły, w katowickim Międzynarodowym Centrum Kongresowym Robert Biedroń ani słowem nie ponowił programowej refleksji o węglu i likwidacji kopalń do 2035 r. – choć jeszcze niedawno, na warszawskiej konwencji startowej, zapewniał o rychłej likwidacji górnictwa, co zresztą było jednym z gwoździ jego programu. W MCK zapewnił natomiast, że żaden górnik z powodu nawału Wiosny nie zostanie wyrzucony na śląski bruk.

Ideę likwidacji całego tego węglowego ambarasu przywołał, uprzedzając o ewentualnych możliwych przesunięciach wyznaczonej daty, jedynie podczas krótkiego, kameralnego niemal spotkania z dziennikarzami na tzw. świeżym powietrzu.

Jeśli chodzi o mnie, to proszę bardzo: niech to wszystko zamyka w cholerę nawet jutro – i kopalnie, i elektrownie na węgiel. Proszę bardzo. Pod jednym wszakże warunkiem – że i ci, co tu żyją z dziada pradziada, późniejsi przybysze, i ci, co przywędrowali przedwczoraj – czyli pnioki, krzoki i ptoki – będziemy mieli prąd w naszych śląskich gniazdkach. Bo właśnie gniazdko w tym programie jest najważniejsze! Zresztą bezpieczeństwo gniazdka powinno być czymś ponad wszystko – wszak wspomaga każdą władzę radosnym szczebiotaniem suwerena.

Nawet władze stanu wojennego w grudniu 1981 r. dostrzegały znaczenie gniazdka – stąd decyzja Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a osobiście jej członka, ministra górnictwa i energetyki, gen. Czesława Piotrowskiego, aby w pierwszej kolejności przystąpiono do odblokowywania strajkujących kopalń. Suweren już dawno nie szczebiotał, jego groźne buczenie rozlegało się niemal w każdym zakątku kraju. Do tego zima była ostra owego roku, a po jesiennych strajkach na składach elektrowni węgla starczało jedynie na kilka dni.

„Jak nie zapewnimy ludziom prądu i ciepła, to nasz misternie przygotowany stan wojenny w jednej chwili szlag trafi” – tłumaczył generał. I to samo można dzisiaj powiedzieć o każdym programie politycznym: gniazdko, durniu!

W stanie wojennym prąd zapewniono, choć po trupach „Wujka”. Zamiast ciepła zrobiło się gorąco i ta wysoka temperatura zdarzeń w środku zimy stała się początkiem końca władzy, która nie była na tyle przebiegła, żeby przewidzieć skutki tego klimatycznego szoku.

Jednak katowicka wiosenna podkonwencja w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, w którym zgromadziło się z tysiąc fanów Roberta Biedronia, pokazała, że pod względem przebiegłości lider nie jest jeszcze stracony na amen – uczy się nie tylko w sprawach gniazdka, ale w ogóle.

Na warszawskich salonach śląsko godka aspirowała do języka narodowego. W Katowicach jedynie do statusu języka etnicznego, czemu gorąco przyklaskuję. Wciąż jednak trzeba przekroczyć próg, za którym rdzenni Ślązacy poczuliby się mniejszością etniczną. Ruchowi Autonomii Śląska, Śląskiej Partii Regionalnej, Ślązokom Razem i Związku Ludności Narodowości Śląskiej – to niełatwe przedsięwzięcie nie udało się, choć od ponad 20 lat ciągną ten wózek pod polską górę. A góra coraz bardziej stroma. Gdyby Wiośnie się udało, byłbym cały w skowronkach.

Tęsknię za tym, aby program likwidacji górnictwa – pod warunkiem permanentnej obecności prądu w gniazdku, rzecz jasna – został napisany w śląskim języku etnicznym. A już zasnąć nie będę mógł bez przeczytania do poduszki konstytucji w tej uznanej oficjalnie godce. Więc tak trzymać. Bardzo mi się też spodobała propozycja przeniesienia na Śląsk Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego – wszak przecież studiuje tutaj ok. 100 tys. osób. Na siedzibę można byłoby przeznaczyć dawny gmach KW PZPR, okazały i reprezentacyjny, na który dzisiaj parol zagina Śląski Urząd Marszałkowski. Przed laty w Katowicach istniało Ministerstwo Górnictwa i Energetyki, więc jako takie doświadczenia z funkcjonowaniem centralnych władz już mamy. Nie mówiąc już o tym, że Jarosław Gowin miałby z Krakowa bliżej do pracy i do domu. Gdzieś godzinkę w tę i we w tę.

W Katowicach Wiosnę i jej lidera przyjmowano z nadzieją i entuzjazmem. Podobnie jak przed laty Ruch Palikota. Z tym że Palikotowi PiS nie biło braw, a Biedronia wita przez aklamację. Zachodzę w głowę: dlaczego, bo ideowo i obyczajowo są od siebie daleko jak niebo i ziemia?