Warszawo, oddaj, co nasze!

Nie, Broń Boże, nie chcemy oderwania Śląska od Polski! Chcemy tylko tego, co nasze. Wszyscy mają teraz roszczenia. Domagamy się mianowicie zwrotu – od Skarbu Państwa, czyli od premier (premierki, jak kto woli) Beaty Szydło, a więc w prostej linii od Warszawy – historycznego gmachu Sejmu Śląskiego i Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Przed wojną największego budynku administracji publicznej II Rzeczpospolitej. Dzisiaj pewnie też. W imieniu wyżej wymienionych gmachem zarządza aktualnie Jarosław Wieczorek, wojewoda nadany przez PiS, który na dodatek część pomieszczeń wynajmuje samorządowcom i jeszcze pobiera od nich czynsz.

W apelu – uchwale, którą podjęli radni Śląskiego Sejmiku Wojewódzkiego – za zwrotem byli koalicjanci rządzący województwem: PO-PSL-RAŚ-SLD. Wojewódzka opozycja, będąca zarazem w kraju władzą, czyli PiS, zdystansowała się, łagodnie mówiąc, od tego pomysłu. Uznała, że go nie ma. Ja podpisuję się pod nim obiema rękami i proszę uznać ten fakt za akt szalonej odwagi, ponieważ jednym z inicjatorów takiego rozwiązania jest radny Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska, na dodatek zwolennik oderwania Katalonii od Hiszpanii, a mniemam, że także włoskiej Lombardii i Euganeńskiej Wenecji od Rzymu. Mam świadomość wszakże, że ta uchwała ma drugie dno.

Zostawmy jednak na boku nasze rodzime polityczne fantasmagorie. Liczy się własność – co nasze, to nasze. Ten gigantyczny gmach oddany został do użytku w 1929 r. Zbudowany w całości ze środków autonomicznego województwa śląskiego, a w prostym przekazie – ze Skarbu Śląskiego, drugiego najważniejszego po Sejmie Śląskim atrybutu autonomii. Do skarbu trafiała spora część podatków płaconych przez mieszkańców, instytucja autonomii i wielki przemysł. Według rachunków gmach kosztował 12,5 mln tamtych złotych, co było wówczas sumą przeogromną. Właśnie sala posiedzeń śląskiego parlamentu stała się wzorem do naśladowania dla budowanego Sejmu RP.

Tenże Skarb Śląski zbudował za ok. 2 mln zł Zameczek Prezydencki w Wiśle, a Sejm Śląski podarował go aktualnemu wówczas prezydentowi, Ignacemu Mościckiemu. Po wojnie bywali w nim i bywają, z niewielkimi przerwami, wszyscy nasi najważniejsi: od Bolesława Bieruta po Andrzeja Dudę. Zameczek w Wiśle zostawmy jednak w spokoju, bo – jak mówi staropolskie przysłowie – darowanej nieruchomości nie zagląda się w papiery.

Co innego z gmachem Sejmu Śląskiego. W czasie wojennej burzy siedziba władz hitlerowskich – po wojnie, przejęty przez Skarb Państwa, który na mocy dekretu Krajowej Rady Narodowej z 6 maja 1945 r. stał się beneficjentem całego mienia przedwojennego województwa śląskiego, w tym budynku Sejmu Śląskiego. Właśnie 95 lat temu odbyły się pierwsze wybory do autonomicznego parlamentu – rocznica ich obchodów stała się więc pretekstem do upomnienia się – jakby nie było – o swoje.

Ale pojawiły się też sprzyjające okoliczności polityczne. Otóż wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, wnosząc ostatnio autorski projekt ustawy reprywatyzacyjnej, powiedział, że oznacza ona koniec dekretu Bieruta – i to nie tylko w Warszawie, ale w całym kraju. A za dekretem KRN dotyczącym śląskiej własności stał właśnie Bolesław Bierut.

Samorząd wojewódzki, od chwili ukonstytuowania się w 1999 roku, śle petycje o zwrot budynku – do tej pory pisma trafiały na Berdyczów, czyli do administracji rządowej. Wydawało się, że coś drgnęło w 2011 r., kiedy to wojewoda przekazał marszałkowi w użyczenie historyczną salę Sejmu Śląskiego. Od tego czasu samorządowcy nie płacą czynszu za czas sesji sejmiku wojewódzkiego. No, ale wówczas wojewoda i marszałek byli z tej samej partii – PO. Teraz problemy mogą być ciut większe. W apelu do pani premier (albo premierki, jak kto woli) samorządowcy przypomnieli, że ten gmach wzniesiony został wysiłkiem śląskich podatników i pozostaje symbolem śląskiej samorządności: „Niech ten gest władz Rzeczpospolitej Polskiej będzie wyrazem szacunku dla regionalnych tradycji i dla naszej samorządowej wspólnoty”.

Powiem uczciwie – choć walczyć trzeba, ile sił – będzie ciężko. Przekreślając jeden dekret Bieruta, trzeba by przywrócić przedwojenną śląską autonomię – bo też w tamtych majowych dniach 1945 r. jego dekretem została oficjalnie zniesiona. I to jest właśnie drugie dno tego apelu, do którego jest mi daleko jak stąd do Księżyca.