Dekomunizacja przestrzeni – w sądzie

Przypuśćmy, że radni Bielska-Białej chcieliby uhonorować posła PiS Stanisława Piotrowicza – prokuratora nieźle zasłużonego dla PRL i PZPR – poświęcając jego pamięci ulicę, skwer lub naprędce usypany kopiec. Głowę daję, że śląski wojewoda Jarosław Wieczorek nie powiedziałby złego słowa, mało tego – przyklasnąłby jedynie słusznej inicjatywie i sam osobiście przyjechał na tę przyjemną uroczystość. Jednak rajcy – głównie z PO i Komitetu Wyborczego prezydenta B-B Jacka Krywulta – uparli się durnie, żeby miejskiemu rondu nadać imię Ryszarda Dziopaka; choć uczciwie trzeba przyznać, że radni PiS byli uchwale przeciwni.

Dziopak, Dziopak… Kto zacz? – zapyta młodzież urodzona po 1981 roku, przyłapana znienacka bez tabletu. Spieszę objaśnić. Dla jednych to pierwszy i wieloletni dyrektor Fabryki Samochodów Małolitrażowych, współtwórca naszej dzisiejszej potęgi motoryzacyjnej – pilnujący tego pamiętnego czasu, żeby „maluchy” rozpełzły się po Polsce i trafiły pod strzechy. Swego czasu jeden z „ojców założycieli” województwa bielsko-bialskiego, za którym na Podbeskidziu tęskni się jak cholera – od lewa do prawa, sympatyków PiS nie wyłączając. Ale katowicki IPN, niczym szekspirowski Jago, podszepnął śląskiemu wojewodzie – wszak nie mogą funkcjonariusze brać kasy za bezdurno – że Dziopak był członkiem PZPR i to całkiem niezwyczajnym, bo członkiem komitetów wojewódzkich: w Katowicach, a później w Bielsku-Białej. Mało tego – z ramienia owej PZPR posłował w Sejmie PRL. Był dyrektorem nomenklaturowym pełną gębą, odwołanym na skutek protestów robotniczych w 1981 r.

Jasne więc jak słońce, że Dziopak nie był niewinny jak Desdemona i dlatego właśnie wojewoda śląski nie dał się wyprowadzić w pole jak tępy Maur. Całkiem słusznie uchylił uchwałę nadającą rondu imię Dziopaka, bo gwałci ona niecnie ustawę o zakazie propagowania komunizmu przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Miasto, niczym weneccy senatorowie, zaskarżyło decyzję wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach. Będzie się działo, a Szekspir machnie ręką na nieścisłości.

Oprócz tego, że Dziopak był w swoim czasie tym, kim był – wykazywał nadzwyczajny talent menadżerski. W swoich „Dziennikach” chwalił go sam Mieczysław F. Rakowski, co dzisiaj może być odbierane jak pocałunek śmierci. Zapamiętał jego wystąpienie sejmowe z końca 1976 r., w którym Dziopak tłumaczył:

Nie wyobrażam sobie postępu oraz skoku jakościowego w naszej społecznej sytuacji, gdyby nie zakup różnorodnych licencji. (…) Tylko jest jedno ale: jesteśmy nowocześni i porównywalni ze światem w momencie kupna licencji na pralkę, lodówkę, magnetofon, samochód – tylko że za pół roku przestajemy być partnerem. Dlaczego tak się dzieje? Bo ta nowoczesność trafia na olbrzymią barierę, jaką jest skostniały system zarządzania gospodarką. (…) To jest podstawowa bariera, która powoduje to zło, jakie przeżywamy na obecnym etapie rozwoju Polski. Bośmy nowoczesność wtłoczyli w system, który dawno już się przeżył (…).

Ja cię chrzanię, tak się mówiło w szczycie dekady sukcesu?!

I takich ludzi mamy honorować w naszej przestrzeni publicznej? Sami widzicie, że to się nie mieści w głowie. Dziopak poległ w 1981 r. – musiał polec, ponieważ był z ekipy Gierka. Rozliczano ją pod publiczkę i w kolejkach sklepowych, za srebrne klamki, złote sedesy i fryzjerów w Paryżu. NIK, z Mieczysławem Moczarem na czele, wystawiał „rachunki dla bezkarnych”. Gawiedź je kupowała, jak te o Dziopaku – że ma willę z basenem na dachu, w którym to hołubi krokodyle i prywatne samoloty.

Ludzie z pierwszej Solidarności pamiętają, że w zakładowej drukarni pozwolił drukować „Solidarność Podbeskidzia”, że polecenie o „odstrzeleniu” Dziopaka musiało przyjść od władz wyższych, bo gdyby w FSM doszło do referendum, to załoga za dyrektorem stałaby murem. Dzisiejsi radni z solidarnościowymi korzeniami – oprócz PiS rzecz jasna – pamiętają jego wpływ na rozwój miasta. FSM była prestiżową potęgą, której dyrekcję próbowano przenieść do Katowic lub Tychów – ale Dziopak obronił siedzibę dla Bielska-Białej. Późniejsze oskarżenia Dziopaka o malwersacje i marnotrawstwo nie były warte funta kłaków. Bielscy lekarze pamiętają, że w 1999 r., kiedy już był jedną nogą na tamtym świecie, zainicjował zbiórkę pieniędzy – z własnej kieszeni i portfeli zasobnych znajomych – na instalację w Beskidzkim Centrum Onkologii unikalnej aparatury do napromieniowania.

Niestety, to wszystko za mało, żeby w prawej i sprawiedliwej Polsce zasłużyć na małe rondko w mieście, które bardzo dużo mu zawdzięcza. To, że ci z pierwszej Solidarności mówią, że był, kim był, ale przede wszystkim był porządnym człowiekiem – to dzisiaj za mało, żeby zasłużyć na najmniejszy nawet zaszczyt. Dzisiaj… Miejmy nadzieję, że Wojewódzki Sąd Administracyjny będzie myślał i wyrokował już kategoriami jutra.

I tak, póki co, wojewoda śląski wygumkował Ryszarda Dziopaka z rondka oddalonego w linii prostej od swego gabinetu gdzieś o 50 km. A ma tylko 2 km w Katowicach do Ronda im. generała Jerzego Ziętka, którego fotel teraz zajmuje. Panie Wojewodo, życzę odwagi w zmierzeniu się ze śląską legendą, z Jorgiem, z takimi koneksjami peerelowskimi, że świętej pamięci Dziopak do pięt nie dorasta świętej pamięci Ziętka.

PS A tak z ciekawości: kogo z Wielkich Polaków można wygumkować jeszcze tylko za to, że otarli się o różne instytucje PRL?