Dalszy ciąg kłopotów z flagami

Jakby prokuratura miała mało problemów ze zniszczeniem żółto-niebieskiej albo niebiesko-żółtej flagi podczas Dnia Niepodległości, to do tego flagowego ogródka wrzucono kolejny kamyk: cieszynianie odtworzyli flagę Księstwa Cieszyńskiego i chcą tchnąć w nią życie: to złoty orzeł piastowski, z koroną – a jakże – na niebieskim polu.

Taka flaga zdobi godnie Muzeum Śląska Cieszyńskiego – i jakoś nikomu do tej pory nie wadziła. No, ale jeśli miałaby legalnie powiewać w całym historycznym księstwie, to już całkiem inna sprawa. Czujni patrioci ostrzą słuch i snują głębsze refleksje – czy aby nie jest to gest antypolski i próba wzniecania nastrojów separatystycznych? Nie, moi drodzy, to nie ściema – właśnie takie zarzuty publicznie odpierają członkowie Fundacji Volens (czyli chcąc), autorzy pomysłu. A na dodatek – że idą ręka w rękę z Ruchem Autonomii Śląska. Jeśli ktoś mieszka na Śląsku, to wie, że cieszynianie mają z autonomistami tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem; a polscy patrioci z nich od wieków tacy, że nawet na Żoliborzu podobnych ciężko znaleźć. Do tego geografia podpowiada, że aby odseparować się od Polski, to byli obywatele Księstwa Cieszyńskiego musieliby doseparować się do Czech, co jest zwyczajnie niemożliwe. Wszyscy wiedzą, dlaczego!

Fundacja Volens zajmuje się na obszarze historycznego Śląska Cieszyńskiego promocją zabytków, obiektów historycznych, małych cudów natury i utalentowanych ludzi. Stąd pomysłowi z flagą, dla której pierwowzorem stała się chorągiew księcia Adama Wacława z pierwszych lat XVII wieku – należałoby przyjrzeć się życzliwie, odrzucić kompleksy i przyklasnąć. Słychać nawet gromkie brawa, ale autorzy zamysłu muszą się gęsto tłumaczyć, że nie są wielbłądem, na którym siedzą na oklep i truchtają w dal śląscy autonomiści.

Truchtają w świętym oburzeniu, że w Dniu Niepodległości spalono ich żółto-niebieską autonomiczną fanę, a nie, jak było w zamyśle chwackich narodowców, niebiesko-żółtą flagę Ukrainy, która heraldycznie ciut się różni się proporcjami kolorów. W każdym razie na pewno nie była to flaga województwa śląskiego, której błękit przedziela po środku żółty czy złoty pas. Z kolei z flagą autonomistów i ukraińską jest tak, że można ją przypisywać jednym lub drugim – w zależności od pozycji, w jakiej się ją ogląda. Jak dumnie powiewa błękitem do góry – ukraińska, a jak chorąży się potknie – autonomiczna. Albo odwrotnie. Podobnie jak z biało-czerwoną, która często, szczególnie jak wisi w pionie, oddaje cześć Indonezji lub księstwu Monako.

Za zamieszaniem w sprawie spalonej flagi w dużej mierze stoi policja, która podała na Twitterze, że braci Ukraińców nikt nie obraził, bo z dymem poszły tylko barwy śląskich autonomistów. Na początku policji można było wierzyć, wszak dwaj główni policjanci Szymczyk&Szymczyk pochodzą ze Śląska i flagę RAŚ pamiętają. Wydawało się, że wyjście z kłopotliwej sytuacji jest proste jak drut… Niestety, kiedy wspólne ukraińsko-autonomiczne barwy nie tylko deptano i palono, to słychać było okrzyki: „j…ć UPA i Bandarę”, a tych symboli nie można już do RAŚ przyczepić. Na dodatek autonomiści są święcie przekonani, że policja dostała odgórne polecenie, żeby antyukraińskim wybrykom ukręcić łeb ich kosztem.

Mogło też tak być, że narodowi chuligani palili flagę ukraińską w intencji, a autonomiczną – w rzeczywistości. Albo odwrotnie. Ale ten orzech to już musi rozgryźć prokuratura. Wiadomo, że jest to tylko jeden z orzechów – trzeba uważać na zęby, a i zima za pasem… Toteż cieszyńską flagę, pod którą Księstwo Cieszyńskie ma wyjść z Polski, póki co odłożyła ad acta.