Prezydent z łaski śląskiej

Województwo śląskie będzie nie przysłowiowym języczkiem, ale wręcz jęzorem u wagi w batalii o fotel pod belwederskim żyrandolem. Kto wygra na Śląsku – zostanie prawdopodobnie prezydentem naszego kraju.

W pierwszej turze Bronisław Komorowski wygrał z Andrzejem Dudą 35,25 do 31,40, a trzeci w kolejce Paweł Kukiz dostał 23,60 proc. głosów. Do oddania było 3,6 mln głosów – do urn poszła prawie połowa uprawnionych.

Jeżeli sympatycy Komorowskiego i Dudy nie zmienią zdania, to do wzięcia jest potężny elektorat Kukiza – ponad 400 tys. głosów. No i oczywiście prawie dwa miliony leniwców lub zniechęconych, którzy w pierwszej turze zostali w domach. Trudno więc się dziwić, że śląska panna była w ostatnich dniach obcałowywana i obłapiana przez zwadzonych konkurentów, którzy klupiąc do jej drzwi, przynoszą na wyprzódki co lepsze rarytasy. Ale to szwarna dziołcha i głupia nie jest, choć pomaszkiecić lubi.

Obaj panowie pochylili zatroskane czoła nad ofiarami powojennych prześladowań śląskiego ludu – zawartych w nazwie Tragedia Górnośląska. W radzionkowskim Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków Duda uronił nawet łzę wzruszenia i przez chwilę głos uwiązł w jego zszarganym gardle. Z kolei prezydent Komorowski po raz pierwszy w swej kadencji – choć prawie co tydzień śmiga do Pałacyku Prezydenckiego w Wiśle – pokłonił się ofiarom obozu pracy w Świętochłowicach-Zgodzie, w którym po wojnie zginęło blisko dwa tysiące osób, w większości Ślązaków, ale też sporo żołnierzy AK. Wiem, że z racji nawału prezydenckich obowiązków goni w piętkę, ale lepiej by było dla wszystkich, gdyby tę ubecką katownię odwiedził dużo wcześniej.

Duda obiecał w Dąbrowie Górniczej, czyli w ponoć lewicowym Zagłębiu, że przywróci blask potędze górnictwa niczym Gierek, choć nazwisko byłego pierwszego sekretarza (wychwalanego przed laty przez Jarosława Kaczyńskiego za postawę patriotyczną) nie padło. W momencie kiedy Duda zapalał zielone światło dla górnictwa – wygaszana jest ostatnia kopalnia w Zagłębiu Dąbrowskim. Kazimierz–Juliusz w Sosnowcu. I na tym koniec.

Wszystkim, którzy chcieliby się przejąć górniczymi deklaracjami Dudy, podpowiadam: nie wierzcie, bo to bzdury. Coś o tym wiem. Nie da się utrzymać górnictwa na Śląsku w obecnej postaci, a co dopiero marzyć o odbudowie niegdysiejszej potęgi. No chyba że przyszły prezydent weźmie za mordę cały gospodarczy rynek z jego niepatriotycznymi tendencjami.

Co do języka śląskiego, to Komorowski deklaruje niezmiennie to samo co pięć lat temu. Trzeba wspierać języki i gwary regionalne! – więc na tym polu nic się nie zmieniło. W tej sprawie Duda łypie protekcjonalnie okiem, ale skazany jest na milczenie. Musiałby odgrzebać i odszczekać opcję niemiecką swojego pogrążonego w cieniu duce, a na to – wobec niego, a tym bardziej wyborców – nie może sobie pozwolić. Dziadka w Wehrmachcie nikt w tych wyborach Ślązakom nie wypomina, choć jak donosi prasa – Kurski na wszelki wypadek został wyproszony ze stołecznego salonu.

Duda na Śląsku zyskał poparcie związków zawodowych: Solidarności i OPZZ. Przyznacie – ciekawy mezalians. Historyczny i polityczny, a przede wszystkim koniunkturalny. Problem w tym, że Śląsk już nie stoi robotnikami, a więc i związkowcami, choć wciąż potrafią jeszcze głośno tupać i grozić.

Ponad 60 proc. PKB województwa dają usługi. Przemysł – 30 proc. Jeżeli jednak cały przemysł ujmiemy w 100 procentach, to tylko 12 proc. dochodu przypada na górnictwo. Przyszli prezydenci powinni pamiętać, że w niegdyś górniczych miastach – Żorach i Jaworznie – mieszkańcy nie chcą słyszeć o odbudowie kopalń.

W każdym razie przed drugą turą w śląskim stawie wciąż jeszcze można złowić niezłe sztuki. Jeno przynęta musi być gryfna. No i trzeba uważać, bo miejsca na zielonym mosteczku niewiele. Ugina się.

Trzeba uważać, żeby nie zrobić fałszywego kroku, bo można się omsknąć. Ku uciesze bacznej gawiedzi. Na wyborczy Amen.