Barbórkowe rozmaitości

Barbórkę świętuje dzisiaj w całym kraju kilkaset tysięcy górników różnych branż, w tym około 120 tys. węgla kamiennego. Św. Barbara pojawiła się na Śląsku w XIV w., wraz z niemieckimi gwarkami i do dzisiaj właśnie tutaj jej kult jest najbardziej żywy.

W oddawaniu jej czci nie przeszkadza nawet to, że w 1969 r. Kościół katolicki, wątpiąc w jej historyczny byt, usunął patronkę górników z wykazu świętych powszechnych.

Przez wieki wielokrotnie chciano ją wygumkować z górniczej przestrzeni. Choćby w 1787 r., kiedy Prusy zbudowały urzędową kopalnię rud cynku pod Tarnowskimi Górami. Próbowano wówczas, czcząc rocznicę tego wydarzenia, która przypadała w sierpniu – wprowadzić powszechne świętowanie właśnie w tym miesiącu. Ale górnicy (gwarkowie), wierni swej odwiecznej tradycji, wykpili to „owsiane święto” i niefortunny pomysł spalił na panewce. Jej kult zwalczano w czasach Kulturkampfu i w III Rzeszy. Po wojnie święta triumfalnie wróciła do kopalń, choć na krótko.

Przy sprzyjających warunkach – Barbórka była świętem obchodzonym hucznie, na czele z władzami; w trudnych i historycznie skomplikowanych czasach – ukradkiem i w zaciszu ważnych dla górników miejsc. W kościołach.

Jeszcze 4. grudnia 1947 roku dygnitarze komunistyczni wzięli udział w mszy przy ołtarzu św. Barbary, w podziemiach kopalni Niwka-Modrzejów w Sosnowcu – pisze Monika Bortlik – Dźwierzyńska, historyk, w swojej pracy poświęconej tradycjom górniczym. Uczestniczył w niej prezydent Bolesław Bierut, minister przemysłu Hilary Minc, marszałek Michał Rola – Żymierski. Radio transmitowało mszę na całą Polskę. Ale to był już koniec pewnej epoki. Św. Barbara musiała opuścić cechownie kopalń i ich podziemia. A jej wyznawców zganiano na górniczą Barbórkę, która za Gomułki, a szczególnie za Gierka – stała się prawie świętem PRL. Zjeżdżali na nie najwyżsi partyjni i państwowi dygnitarze. Dopiero w latach 1980 – 81 św. Barbara zaczęła pojawiać się w kopalniach, a oficjalnie wróciła na swoje miejsce przy górnikach w 1989 r.

Co tu dużo gadać – podziemni kamraci zawsze byli oddani przede wszystkim władzom niebieskim, bo wiedzieli, że fedrowanie to groźne zajęcie.

Pierwszy prawdopodobnie opis uroczystości w języku polskim relacjonuje (Opis Królestwa Polskiego, J. M. Wiślicki, 1850): „W dniu tym ustaje praca we wszystkich zakładach górniczych (…) Robotnicy różnego stroju i rodzaju w paradnych mundurach zbierają się oddziałami przed biuro okręgowe, a następnie, mając na czele wyższych urzędników, z rozwianymi chorągwiami i muzyką, udają się w porządku do kościoła w Będzinie. Tam zanoszą modły do swej patronki, św. Barbary, aby za jej przyczyną mogli się uchronić od nagłej śmierci, która im przy tak niebezpiecznych pracach prawie co chwila zagraża”.

Górnicy kochają patronkę z całego serca, ale też czują do niej respekt: każdego roku, często przed swoim świętem, lubi zabierać wielu do siebie, do swojego biesiadnego stołu. Kto wie, może tych, co są dla niej najważniejsi? W tym roku zaprosiła 26. górników (w tym 21 z kopalń węgla kamiennego) na wieczną szychtę, choć siedmiu z nich zginęło (pod koniec marca) w wypadku drogowym, na Żywiecczyźnie, wracając do domów – a nie w kopalni. Śmierć poniósł także kierowca. Święta Baśka ich nie upilnowała, choć powrotu górników do domu powinna strzec na równi ze św. Krzysztofem. Zresztą w ostatnich dniach i św. Krzysztof był na polskich drogach bezradny – wyglądało na to, że bezpieczniej jest pod ziemią.

Dzisiaj świat pędzący na złamanie karku, wiele prostych niegdyś prawd przewraca na opak: odsuwa w niepamięć etos górniczych familoków, okruchy starych tradycji – i niekoniecznie „synowi podziemnych, czarnych światów każdy chętnie poda swą dłoń” (to z górniczego hymnu).

Tym bardziej należy życzyć im: Szczęść Boże! – i tylu wyjazdów, co zjazdów. Taki też jest ukłon dla Górniczego Stanu ze strony „Polityki”. I mojej.