Gdzie jest właściciel polskiego węgla?

W znanym żydowskim dowcipie pada pytanie: – No to ile ty zarabiasz na tej nowej posadzie? Odpowiedź: – Ty mnie nie pytaj ile zarabiam, tylko co z tego mam?!

Ten wic przypomniał mi znajomy (emerytowany dyrektor kopalni) po przeczytaniu „Czyszczenia węgla” (Polityka 43). Powiedział, że kilku jego czynnych zawodowo kolegów zazgrzytało zębami i traktują publikację jako kolejną napaść „warszawskiego górnika”, bo taką łatę mam przypiętą, na śląskie kopalnie. Ba, na cały Śląsk!

Rzecz była w tym, jeżeli ktoś nie czytał, że – zdaniem prokuratury i w największym skrócie – domagano się wziątek, i je brano, za samą możliwość pracy i dostaw na rzecz kopalni i za terminowe wypłacanie należnych pieniędzy. Wybór był prosty: dajesz w łapę, to od razu idziesz do kasy po pieniądze, nie dajesz – czekasz kilka miesięcy na przelew. Sam handel węglem nie miał z tym nic wspólnego. Tego typu korupcyjne zarzuty usłyszało 19 osób z węglowego świecznika; będzie ich więcej.

Znajomy przekazał filozofię górniczych elit: – Zarządzają spółkami zatrudniającymi po kilkadziesiąt tysięcy ludzi, odpowiadają za energetyczne bezpieczeństwo kraju, a zarabiają – zgodnie z ustawą kominową – marne grosze w porównaniu z menedżerami wielkich prywatnych spółek.

Ustawa kominowa, obowiązująca państwowe firmy, faktycznie pozwala ich szefom zarobić po kilkanaście tysięcy złotych. Mało? Niekoniecznie – tłumaczy – dyrektor. – Ze wszystkimi nagrodami i dodatkami miesięczne zarobki kolegów sięgają 40 tys. zł i więcej.

Zapytałem prokuratora Leszka Goławskiego, z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, czy ustawa kominowa nie rodzi korupcyjnych pokus?

A co to ma do rzeczy? – odpowiedział. – Przecież ci panowie godząc się na objęcie takich posad w spółkach węglowych – przyjmują również warunki płacowe.

Filozofia, jak z dowcipu: co o ja z tego mam? – to już sprawa dla śledczych, a później dla sądu. Jest bowiem inny ważniejszy, moim zdaniem, problem związany z górnictwem: chodzi o chory system organizacji i zarządzania państwowym majątkiem.

Wicepremier Waldemar Pawlak, który sprawuje funkcje właścicielskie nad górnictwem, powiedział – dymisjonując prezesów węglowych spółek za korupcję – że wiedział o łapówkarskim śledztwie, ale decyzji kadrowych nie podejmował, aby go nie zepsuć.

Zgoda i chwała właścicielowi za to, że rozliczył swoich urzędników za łapówki. Tylko dlaczego właściciel nie rozlicza podwładnych za coraz gorszy stan górnictwa? Za lawinowo wzrastające koszty i kurczące się wydobycie?

Wygląda na to, że w tym roku polskie kopalnie dadzą 67 mln ton węgla. Tyle, ile wydobyto w 1939 r. Do Polski przyjedzie i przypłynie ok. 12 mln ton węgla, w tym 11 mln ton dla elektrowni.

Nasza energetyka spala 44 mln ton węgla kamiennego, z którego mamy ok. 60 proc. energii. Sens utrzymania polskiego górnictwa głębinowego właściciel cały czas tłumaczył (i tłumaczy) bezpieczeństwem energetycznym kraju. Teraz okazuje się, że to bezpieczeństwo już w jednej czwartej wisi na węglu z importu, przeważnie z Rosji.

A będzie go więcej, bo niemiecka spółka Deutsche Bahn Schencker przejęła nabrzeża węglowe w Świnoujściu i zmieniła portową infrastrukturę z załadowczej na wyładowczą. Podobnego zabiegu dokonali Holendrzy w Porcie Północnym.

Elektrownie węglowe, te które już stoją, będą nam służyć jeszcze przez 30 – 40 lat, ale niekoniecznie będą pracować na węglu polskim. Co w tej sytuacji robi właściciel węgla?

Śląskie elektrownie kupują już węgiel w podlubelskiej Bogdance, leżącej ok. 400 km od nich, choć za płotem mają kopalnie. A do niedawna leżało na hałdach Kompanii Węglowej 5 mln ton węgla. Ale ten lubelski okazuje się być tańszy, nawet z transportem. Idzie zima, to się zmieni, hałdy się zmniejszą – pozostaje pytanie: jak właściciel rozlicza swoich urzędników z takiego zarządzania firmą?

Z innej beczki: zarząd Kompanii Węglowej zapowiedział likwidację kopalni Halemba, która w ciągu paru ostatnich lat przyniosła ok. 1.5 mld zł strat. Związki zawodowe tupnęły nogą – zarząd skulił ogon i zmienił zdanie. To prawo zarządu.

Tylko dziwny to właściciel, który godzi się na takie marnotrawienie swojego majątku.

Zacząłem – przypominając „Czyszczenie węgla” – od korupcji, jednego z symptomów ciężkiej choroby toczącej polski węgiel.

A zakończę oceną: stan górnictwa świadczy o tym, że tak naprawdę jest ono bezpańskie.

****

Widziane z Mazur – dziękuję za mazurskie refleksje, szczególnie Waldemarowi i Christianowi. Jestem przekonany, że zarówno Mazury, jak i Śląsk (po wpisach widać, że jest tylko o rzut beretem) – ten aż po Nysę Łużycką – błyskawicznie nadrobią, bo już to robią, zmarnowany cywilizacyjnie czas.

Zmarnowany przez pierwsze pokolenie, które historia rzuciła na Północ i Zachód. Zmarnowany, bo często nie wierzyli, że tu dłużej zostaną, bo nie chcieli, albo nie umieli posługiwać się tym, co zastali i przejęli. Czy to ich wina?

Dzisiaj rządzi się na tych ziemiach drugie i trzecie pokolenie. Jest stąd, a nie zza Buga. Ma swoich bliskich na nowych i starych cmentarzach. To przełomowy moment dla bycia STĄD! A o groby raczej dbamy tak, jak o swoje obejście.

Widziałem dziesiątki zdewastowanych cmentarzy poprzednich gospodarzy tych ziem. I pisałem o tym. Wstyd mi było oglądać to, co zobaczyłem na cmentarzu ewangelickim w mojej Kudowie – Zdroju. Ale też widziałem, choćby w Kutach na Mazurach, chęć opieki nad grobami przy których po 1945 r. nie pojawił się nikt bliski. To piękna refleksja następnych pokoleń, że kiedy przychodzi się na swój grób, to należy przy okazji oddać szacunek tym, których pochowano wcześniej.

Serdeczności.