Autonomiści przeszli i idą dalej

Blisko tysiąc działaczy i sympatyków Ruchu Autonomii Śląska przeszło w Katowicach w ostatnią niedzielę z pl. Wolności pod Śląski Urząd Wojewódzki. W tym roku – w 90. rocznicę uchwalenia statutu organicznego dla Śląska – do tradycyjnych haseł, bo to już czwarty marsz: „Autonomia jest wspaniała, Śląsk syty, Polska cała”, czy „Nie Polak, Nie Niemiec – Ślązak” – doszły plakaty informujące o „Autonomii 2020” .

Pod takim właśnie tytułem RAŚ przedstawił przed manifestacją projekt nowego statutu organicznego. Cel został więc wskazany, marsz z nim związany zapowiada się długi i trudny, bo autonomiści od lat chodzą krętymi drogami. Z jednej strony jak świętą księgę traktują ustawę konstytucyjną dla Śląska uchwaloną przez polski Sejm 15 lipca 1920 r. (odsyłam do aktualnej „Polityki” i Gry o Śląsk) a z drugiej – bliskie są im słowa brytyjskiego premiera Davida Lloyda Georga, który tuż po zakończeniu wojny – kiedy zaczęły się targi o Górny Śląsk – powiedział, że przyłączyć Śląsk do Polski, to jak małpie dać zegarek. Co małpa z nim zrobiła? Oczywiście, zepsuła! – lubią przypominać działacze RAŚ.

Stąd też wiadomo, co z „Autonomią 2020” zrobi dominująca na Górnym Śląsku polska większość i ci rdzenni Ślązacy, którzy uważają, że po raz drugi nie da się wejść do tej samej rzeki. RAŚ to doskonale wie! Dlatego w założeniach swoistej konstytucji znalazł się projekt „Polska Regionów”, który zakłada reaktywację działającej w latach 90. Ligi Regionów, a więc chodzi o zaszczepienie autonomicznej idei w całym kraju. Autonomia dla wszystkich! RAŚ zapowiedział już na rok 2015 Marsz Regionów w Warszawie, a na 2019 r. referendum w sprawie zmiany Konstytucji.

Wszyscy mieliby się wzorować na górnośląskim wzorcu, który zakłada powołanie dwuizbowego parlamentu i regionalnego rządu z premierem na czele. Własny skarb byłby, jak dawniej, najważniejszym atrybutem autonomii. Ale dojdą takie nowe instytucje własne, jak np. sąd administracyjny czy rzecznik praw obywatelskich. Wszystkie z górnośląskim, a nie śląskim, przymiotnikiem w tytule.

To oznacza, że mieszkający za Brynicą i Przemszą – bo na tych rzekach na wschodzie mają opierać się autonomiczne granice Górnego Śląska – muszą szukać swojego miejsca w autonomicznej Małopolsce, albo nawet w Świętokrzyskim. Ciężko będzie, jak cholera, wyrzucić Sosnowiec i całe Zagłębie z granic dzisiejszego Śląska. Z tysięcy większych i mniejszych powodów. Ale jeszcze trudniej będzie oprzeć granice na ziemiach koło Brzegu na Opolszczyźnie (jeszcze suwerenne województwo) w całości zamieszkałych przez ludność napływową, często przesiąkniętą polskim nacjonalizmem w najgorszy wydaniu. Słychać go na Górze Św. Anny.

Ale granice Górnego Śląska nie są jeszcze przesądzone, bo ich ostateczny przebieg – według projektu nowego statutu organicznego – ma być wynikiem negocjacji z mieszkańcami Zagłębia i Opolszczyzny. Rozumiem, że muszą się określić na jakich warunkach chcieliby zostać obywatelami Górnego Śląska? Zresztą mieszkających dzisiaj na górnośląskiej części Śląska Polaków i Ślązaków, też trzeba będzie zapytać o to samo?

Polska bez wątpienia potrzebuje decentralizacji, ale czy takie regiony jak, np. Dolny Śląsk, na zachodzie i Podlasie na wschodzie postawią na autonomiczną kartę? RAŚ – owi w ostatnim czasie sporo się udało: światło dzienne ujrzała mowa śląska, do niektórych szkół trafią ślabikorze, elementarze. Zapanowała moda na śląskość, choć w dużej mierze kabaretowo – cepeliadowa. Dostrzegam, że w kraju region przestał być kojarzony z umorusanymi górnikami i dymiącymi kominami. Na blisko 5 – milionowym Śląsku – od Częstochowy po Bielsko, i od Dąbrowy Górniczej i Sosnowca po Gliwice – w każdym miejscu odkrywane są pokłady pozytywnej energii, widać chęć działania nad zmianą oblicza regionu zrośniętego w jeden organizm.

Wiele dobrego udaje się zrobić na dzisiejszym Śląsku. Chodzi tylko o to, żeby w tym marszu za horyzont, do którego szykuje się RAŚ, nie przekroczyć cienkiej politycznej linii i granic rozsądku.