Nie przenoście nam Katowic do Opola! (I odwrotnie!)

Działacze Ruchu Autonomii Śląska z upodobaniem wodzą palcami po starych mapach i przewracają kartki w pożółkłych kalendarzach. I dochodzą do wniosku, że pilnie należy utworzyć – z dzisiejszych województw śląskiego i opolskiego – województwo górnośląskie.

Aby historii stało się zadość, to stolica Górnego Śląska powinna być w Opolu, gdzie urzędowałby wojewoda, a w Katowicach, swoistej podstolicy, zostałby marszałek.

Nie mam nic przeciwko temu, aby kreśląc w przyszłości ustrój wewnętrzny Polski powstało 5 – 6 wielkich regionów zamiast dzisiejszych 16 województw. Tylko w imię jakich historycznych racji Opole miałoby padać w ramiona Katowic; i odwrotnie? I do jakiego stopnia (w XXI wieku) historia, ta bliższa i dalsza, ma decydować o kształcie województw czy też regionów?

Argumentem RAŚ ma być to, że w październiku 1919 roku, a więc 90. lat temu, rząd Prus powołał, po przegranej wojnie, Prowincję Górnośląska (Provinz Oberschlesien) ze stolicą w Opolu. Do tego momentu ta rejencja (jedna z trzech) należała do Prowincji Śląskiej ze stolicą we Wrocławiu. Stworzenie prowincji z dotychczasowej rejencji opolskiej niewątpliwie podnosiło rangę tego kawałka Niemiec. Zapowiadano też dla nowej administracyjnej firmy daleko idącą samorządność. Skąd taki gest Berlina? Ano należy pamiętać, że miał on miejsce po pierwszym zrywie powstańczym. Trwały też przygotowania do plebiscytu, który miał rozstrzygnąć o losach Górnego Śląska. Wiadomo już było, że jego spora część ciąży ku odbudowującej swoją państwowość Polsce.

Jaka część? W przeprowadzonym w 1910 r. spisie ludności, blisko 582 tys. osób (ponad 57 proc. pruskich poddanych, a w prawobrzeżnej – patrząc na Odrę – części rejencji nawet ok. 80 proc.) podało tutaj język polski, jako ojczysty; 51 tys. zadeklarowało, że za ojczysty uważają zarówno polski, jak i niemiecki. To mogło, choć nie musiało, mieć wpływ na wynik plebiscytu; język niekoniecznie był przecież równoznaczny z narodowością. Ale na pewno był to dla Niemiec dzwonek ostrzegawczy. Były też inne względy: z jednej strony przegrane i upokorzone państwo – z drugiej nowa państwowość. Czym więc można było zniechęcić znaczną część górnośląskiej społeczność do marszu w stronę Polski?

Choćby ideą samorządności; bezprecedensowym pruskim zabiegiem stworzenia prowincji z jedną rejencją. Polska przebiła – w tej politycznej licytacji i rywalizacji – ten chytry manewr propozycją autonomii. Powołanie Prowincji Górnośląskiej było wymierzone, co by nie mówić, w ówczesną polską rację stanu. Jest ona racją i obecną. Świętowanie przez RAŚ w Opolu 90. rocznicy powstania tej kieszonkowej, a bardziej kadłubowej prowincji (jej wschodnia część: od Lublińca i Tarnowskich Gór, przez Chorzów i Katowice, po Bielsko, Cieszyn i Rybnik – znalazła w Polsce), i kreślenie na mapie, przy tej okazji, nowych wizji górnośląskich – trochę mnie zdziwiło. Nie jest to bowiem wydarzenie z polskiej historii. To niemiecka bajka. Stąd zaskakujące wpisywanie jej przez autonomistów na swoje sztandary, kiedy cała idea powstania i działalności RAŚ odwołuje się – przynajmniej tak było do tej pory – do uchwalonej 15 lipca 1920 r. przez Sejm Rzeczpospolitej ustawy konstytucyjnej zawierającej „status organiczny Województwa Śląskiego”. Tej, dającej autonomię w ramach II RP.

Gwoli historii: Prowincja Górnośląska, obcięta przez powstania, plebiscyt i wolę wielkich mocarstw, dożyła 1938 r. – wtedy jako rejencja wróciła do macierzystej Prowincji Śląskiej. Odżyła w 1941 r., w ustroju III Rzeszy, pod tą sama nazwą, ale już ze stolicą w Katowicach. Po II wojnie światowej administracyjne losy byłej Prowincji Górnośląskiej różnie się w Polsce mieszały – w rezultacie dzisiaj znajduje się ona w dwóch województwach: śląskim i opolskim. (Dajmy teraz spokój górnośląskim ziemiom w Czechach, żeby nie wywoływać konfliktu wśród bratnich krajów Unii Europejskiej).

RAŚ chwytliwie przekonuje, że obecny kształt Górnego Śląska jest efektem nazistowskiego i komunistycznego podziału tej części Śląska. Należy więc przekreślić spuściznę totalitaryzmów. Proponowane są śmiałe zabiegi na mapach: z przyszłego Górnego Śląska (z dwiema stolicami) wykreślony zostałby Sosnowiec i okolice, a Częstochowa – jako obca polska narośl – w ogóle w przyszłym górnośląskim nie ma czego szukać. Akurat rozwód z Katowicami spodobał by się, o czym doskonale wiedzą autonomiści, wielu mieszkańcom pod Jasną Górą. Problemem jest Bielsko – Biała. Jak to miasto podzielić dzisiaj na górnośląskie Bielsko i małopolską Białą?

A ja się pytam: w imię jakich tradycji historycznych miałby zostać rozcięty aglomeracyjny organizm obecnego województwa śląskiego, w którym Sosnowiec i Katowice (i okolice wokół nich), to dzisiaj jak palce jednej ręki? No dobrze, niech będzie że sny się ziszczą i Górny Śląsk znajdzie się w swoich historycznych granicach. Tych niemieckich, bo one są najwyraźniej nakreślane i przywoływane. Ale co zrobić z historią, która od prawie wieku – z kilkuletnią hitlerowską przerwą – dzieje się już w innym państwie?

Co zrobić na historycznym Górnym Śląsku, jeżeli zabiegi na starych mapach byłyby udane, z większością polską na tych ziemiach? Między innymi w Katowicach, Zabrzu, Bytomiu, Gliwicach i Opolu. Autonomiści przekonują, że historyczny kształt regionu dałby podwaliny pod budowę spójnej tożsamości regionalnej. Tylko, czy żywioł polski zgodzi się, żeby fundamenty pod ten gmach wylewane był z takich surowców, jak autonomia, naród śląski i język śląski? Chcecie na historii położyć kalkę i odbić ją w nowej rzeczywistości. Tego nie da się zrobić.

Nie mam nic przeciwko powstaniu w Polsce paru wielkich i silnych regionów. Racje historyczne w ich tworzeniu powinny być ważne, ale nie najważniejsze. Więc nie odtwarzajcie z marszu (i w swoich marszach) Provinz Oberschlesien ze stolicą w Opolu, bo samo Opole tego nie chce. I nie dziwcie się, że Obóz Narodowo – Radykalny ma właśnie na Opolszczyźnie swoje najsilniejsze struktury w Polsce. Skądś się to bierze. A ich hasło: Śląsk Opolski zawsze Polski! – będzie w kraju zdobywać zwolenników. Więcej niż: Autonomia rzecz wspaniała, bo Śląsk syty, Polska cała!

PS. Mój przyjaciel, od podstawówki w Kudowie – Zdroju, dzisiaj ważny rektor ważnej uczelni we Wrocławiu, który od czasu do czasu zagląda na bloga, zauważył przy drinku, że powinniśmy dziękować Bogu i historii, jako ja, i jako Polska, że na jego Śląsku (Dolnym) jest trochę inaczej niż na moim Śląsku (Górnym). Oni budują we Wrocławiu i okolicach swoją dolnośląską tożsamość, zakorzenioną w całości w Polsce, ale przesadzoną po 1945 r. na glebę poniemiecką. Ten kawałek Polski kwitnie. – Na mojej uczelni, i w każdym innym zakątku Dolnego Śląska, wpisujemy się w historię sprzed 1945 r. Za późno, wiemy, ale to dzisiaj również nasze dziedzictwo. I nie ma ono nic wspólnego, bo nie może mieć, z jakąś autonomią, narodem i językiem – mówi przyjaciel. Pytam, jak odbierane są takie głosy z mojego Śląska: – Są obok nas, czasami drażnią i irytują, bo w Polsce uważa się, że płyną również z mojego Śląska.

Może poszliśmy o jeden drink za daleko, ale naszła mnie taka refleksja: Co by się działo na historycznym Górnym Śląsku, gdyby między nim, a Odrą i Nysą, nie było dzisiejszego Dolnego Śląska?

***

Znowu zbyt długa historia o historii. Nie starcza więc czasu i miejsca na powrót do II Rzeczpospolitej bez Śląska. Wrócę i wrócimy. Waldemar podpowiada dyskusję o „Śląsku we współczesnej Polsce”. Będzie. Tylko bez zacietrzewienia. W poprzednim dyskursie w kilku miejscach pojawiła się magiczna data: 1 maja 2004 r., która ma odmienić losy Górnego Śląska. W tym dniu (przypominam), mówiąc najprościej i nie obrażając niczyich uczuć religijnych – doznaliśmy WUNIOWSTĄPIENIA. To cudowne zdarzenie. Dla niektórych wuniowstąpienie jest pierwszym krokiem w długim marszu ku… właśnie ku czemu? Państw narodowych, póki co, nie da się wykreślić z europejskiej mapy. Europa regionów to dzisiaj utopia. A długie marsze często prowadziły donikąd.