Wdowi grosz

Po każdej tragedii w górnictwie wraca sprawa dożywotnich rent dla wdów po górnikach. Ostatnia katastrofa w kopalni Wujek – Śląsk mocno podgrzała ten spór. Współczucie szybko się kończy, a zaczyna zaglądanie do portfeli. Dlaczego tylko wdowy po górnikach mają dostawać takie świadczenia, a nie wszystkie, których mężowie także zginęli w czasie pracy?

Do 1999 r. wszystkim wdowom po górnikach przysługiwała dożywotnia renta. Przepis ten, dla niektórych przywilej, wywodzono ze śląskiej tradycji górniczej i modelu rodziny. Mąż harował w kopalni, żona w domu przy dzieciach i garach. Śmierć męża i ojca nie mogła pozbawić rodziny środków do życia. Przez powojenne lata skutecznie pilnowała tego potężna branża górnicza.

Dziesięć lat temu zmieniono system emerytalny. Prawo do renty zachowały tylko wdowy, które nie pracowały w chwili śmierci męża, miały skończone 50 lat lub wychowywały nieletnie dziecko. Takie prawo mają też te wdowy, które ukończyły 50 lat w czasie 5 lat od śmierci męża, albo od uzyskania pełnoletności przez dzieci. Nie należą się renty kobietom, które nie skończyły 45 lat i mają już dorosłe dzieci. Prawo jest dzisiaj bezduszne – podnosi się na Śląsku – wobec blisko 50 z ok. 1000 wdów po górnikach. Śląscy posłowie domagają się, aby w nowym projekcie ustawy o emeryturach i rentach (w grudniu będzie czytany w Sejmie) znalazł się zapis o prawie wdów po górnikach do rent bez względu na wiek. Padają propozycje, aby w górnictwie obowiązywały podobne rozwiązania, co w służbach mundurowych.

Podnoszony jest argument, że wdowy po górnikach nie radzą sobie na rynku pracy, że połowa z nich nie ma zawodu, no i jest ich tak niewiele, że państwo nie zbankrutuje (renty pochłonęłyby ok. 1,1 mln zł rocznie) biorąc je na swój garnuszek. Państwo faktycznie nie zbankrutuje, ale przeciwko temu pomysłowi są pracodawcy zrzeszeni w KPP Lewiatan. Dla nich uprzywilejowanie jednej grupy zawodowej i stosunkowo młodych kobiet, byłoby niesprawiedliwe i niemoralne wobec kobiet i rodzin, które przeżyły podobną tragedię mężów w innych zawodach. Pytają: jak długo podatnicy mają płacić za historyczną i regionalną tradycję? Proponują, aby górnicy płacili osobne składki ubezpieczeniowe na niepracujące żony, które – w razie tragedii – gwarantowałyby im dożywotnie renty. Tak więc czym dalej od śmierci w kopalni Wujek – Śląsk i żałoby narodowej, tym mniej sentymentów dla górniczych losów. Tego można było się spodziewać. W moim przekonaniu ciężko będzie znaleźć w Sejmie zrozumienie i poparcie dla przywrócenia poprzednich zapisów o rentach dla wszystkich górniczych wdów. Propozycja pracodawców, choć niepopularna, ma sens, bo pokazuje drogę, która pozwala pogodzić tradycyjny model rodziny (choć na Śląsku już wyraźnie widać, że młode pokolenie szybko się od niego dystansuje) z poczuciem sprawiedliwości społecznej. Tutaj szybko ją zmodyfikowano: pomysł nawet niezły, ale pod warunkiem, że składki będzie płacić kopalnia, a nie górnik ze swojej pensji. Jeżeli składki będzie chciała płacić sprywatyzowana kopalnia, to tak! – jeśli będzie musiała robić to państwowa firma, to cała dyskusja o rentach wróci do punktu wyjścia.

Innym pomysłem na rozwiązanie problemu rent górniczych wdów jest propozycja powołania specjalnego funduszu – zarządzanego przez Fundację Rodzin Górniczych – zasilanego przez węglowe spółki i składki samych górników. Renty nie obciążałyby więc budżetu państwa, ale np. fundusz socjalny zakładu. Pomysł ciekawy, co dyskusyjny, bo tak można gromadzić pieniądze na zasiłki, a nie na dożywotnie systemowe zabezpieczenie rentowe. Ale dobrze, że w samym górnictwie szuka się dróg wyjścia dla kobiet, które z trudem poruszają się po rynku pracy.

Zmienione dziesięć lat temu przepisy o rantach i emeryturach są bez wątpienia bezduszne wobec kilkudziesięciu wdów po górnikach – tych, które wcześnie urodziły dzieci i owdowiały stosunkowo młodo. Co dalej? Ale takie same pytania zadają kobiety, które stracił mężów na drogach, budowach… w pracy. Czy jest szansa, aby dla losów jednych i drugich znaleźć sprawiedliwe rozwiązanie?