Śląskie nowe huty

W Nowej Hucie, obchodzącej 60 – lecie, do dzisiaj słychać śląskie akcenty. A ile takich nowych hut, już z małych liter, powstało po wojnie na Śląsku? I co się z nimi dzieje?

Ze Śląska do Nowej Huty zaczęto ściągać fachowców dopiero wtedy, jak kombinat metalurgiczny wyłonił się z ziemi. Wcześniej (od połowy 1949 r.) potrzebne były ręce do łopat, cegieł i cementu. Do tego wystarczyła młodzież z wiosek z całej Polski. Najwięcej – spod strzech. Potem zaciąg śląski uruchamiał wielkie piece (w lipcu 1954 r.), stalownie, walcownie, koksownię – tysiące ludzi ze Śląska i Zagłębia związało się ze sztandarową inwestycją pierwszych lat PRL.

Tradycyjny Kraków do dzisiaj ma pretensje za lokalizację kombinatu 10 km od Rynku Głównego. Uważa też, że powstające od podstaw nowe socjalistyczne miasto miało zmarginalizować rangę Krakowa, który nie wykazywał entuzjazmu wobec planów budowy komunizmu w Polsce. Nie udało się! To wiemy. Nowa Huta pod Krakowem od początku miała wymiar polityczny, społeczny i gospodarczy. Można dyskutować, który z nich był najważniejszy? Przed wojną podobnymi kategoriami (choć z mniejszą dozą polityki) mierzono budowę Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego.

A tak na marginesie – Polska, tuż po wojnie, planowała budowę dużej huty stali pod Gliwicami, w sąsiedztwie kanału, na terenach  gdzie dzisiaj jest Opel. Kanał był ważny, bo szwedzka ruda miała płynąć do huty Odrą, wówczas znakomicie żeglowną. Tak by się stało, gdybyśmy się znaleźli w objęciach „planu Marshalla”. Wpadliśmy w objęcia Stalina – do dzisiaj pokutuje przekonanie, choć ja ma wątpliwości, że to on osobiście zdecydował o lokalizacji  kombinatu metalurgicznego pod Krakowem.

Ale wróćmy na własne podwórko. Czy za PRL powstało na Śląsku coś, co można byłoby porównać do projektu takiego, jak Nowa Huta? Może Nowe Tychy, chyba najbliższe (socrealizm) architektonicznie krakowskiej dzielnicy? Może blokowiska Żor i Jastrzębia budowane dla potrzeb nowych kopalń? Może Huta Katowice z osiedlami, jak nowe miasta, w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu?  Można jeszcze wymienić kilka  sztandarowych dla PRL inwestycji na Śląsku, które skutkowały budową w pobliżu wielkich osiedli, prawie miast.

– Ale żadne od początku do końca nie miało takich założeń ideologicznych, jak Nowa Huta – mówi prof. Jacek Wódz z Uniwersytetu Śląskiego. Na szczęście projekty budowy wielkiego przemysłu i miasta „przeciw komuś” zaczęły się i skończyły na Nowej Hucie i Krakowie.

W tamtych realiach koncepcję samodzielnego miasta szybko zmieniono na pomysł (w 1951 r.) włączenia Nowej Huty do Krakowa. Początkowo wyglądało to tak, jak wpuszczenia lisa do kurnika. Nowa Huta dominowała we władzach partyjnych i administracyjnych Krakowa i województwa, ale w miarę upływu lat zaczęła przechodzić na krakowską stronę mocy. Najpierw w Kombinacie Metalurgicznym im. Lenina była największa organizacja PZPR w kraju – potem w hucie pod tym samym patronem była największa organizacja Solidarności w Polsce. – W wielu śląskich socjalistycznych inwestycjach można doszukać pewnych podobieństw do politycznych i społecznych koncepcji Nowej Huty, ale nie da się przy żadnej postawić znaku równości – ocenia Wódz.

Choćby sprawa wiary. Nowa Huta pomyślana została jako „miasto bez Boga”, bez kościołów niepotrzebnych nowemu socjalistycznemu człowiekowi. – To był najgłupszy pomysł na jaki władza ludowa wpadła – mówi Wódz. – Najpierw przesiedlała ludność z najbiedniejszych wiosek, o tradycyjnym wyobrażeniu katolicyzmu, a potem zaczęła odmawiać im kościołów. Nowohuckie gumioki, wsioki i wieśnioki (jak ich nazywał stary Kraków) stoczyły w latach 60. i 70. wielki i wygrany bój z władzą o kościół zakończony budową słynnej „Arki Pana” (Kościół Matki Bożej Królowej Polski).

Na wielkich budowach socjalizmu na Ślasku takich problemów już nie było. Z okien bloków i hoteli robotniczych można było dostrzec wieże kościołów. No, może poza blokowiskami Jastrzębia, gdzie też początkowo lansowano filozofię nowego miasta bez kościołów. Ale kiedy w latach 70. kilkudziesięciu jastrzębskich górników przyjechało do Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach z prośbą o zgodę na budowę kościoła, i z groźba, że jeżeli jej nie będzie, to nazajutrz zjawią się w sile kilku tysięcy pod sąsiednim gmachem KW PZPR – to decyzja zapadła od ręki. Potem już nie było większych problemów z budową kościoła pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła. Tego – Na Górce.

Do  Nowej Huty przyjeżdżali ludzie, którzy uważali, że wanna jest dobrym miejscem na hodowlę świniaka – na Śląsku już tacy się nie pojawiali. Integracja nowych ze starymi na Śląsku i w Zagłębiu przebiegała zupełnie inaczej niż między Krakowem i Nową Hutą. Powiedziałbym: ze zrozumieniem wobec wyborów i życiowych losów innych ludzi, na które tubylcy nie mają wpływu. Przyjaźniej. A stary Kraków poszedł początkowo z nowymi na noże. I odwrotnie.

Nigdzie też na Śląsku nie było aż tak wielkiego uzależnienia funkcjonowania miasta, osiedla, czy nawet dzielnicy – od stojących w pobliżu kopalń, hut i elektrowni. Kiedy w 1989 r. przecięta została pępowina łącząca Nową Hutę z Kombinatem im. Lenina, to ta ponad 300 – tysięczna (wówczas) dzielnica Krakowa znalazła się na równi pochyłej i dalej się stacza. W realiach Śląska, tam gdzie padły kopalnie i inne wielkie firmy, też było biednie po stracie żywiciela, ale wydaje mi się, że śląskie nowe huty szybko znalazły pomysły na nowe życie.

Może dlatego, że skala eksperymentu z Nową Hutą była przeogromna. Dobrze, że nigdzie więcej się nie powtórzyła.

***

PS. Przepraszam za zwłokę, niebawem odniosę się do węgla i innych spraw. Serdeczności dla wszystkich.