Rybnicki Ryjek uratowany, ale życie nadal przerasta kabaret

Dla aktora skecz kabaretowy jest o wiele
większym wyzwaniem. W teatrze są dekoracje,
partnerzy, toczy się akcja. A w kabarecie aktor ma
do dyspozycji wyłącznie tekst i swoje własne
umiejętności. I z miejsca pojawia się większa trauma
bo widzowie skupiają swoją uwagę wyłącznie na  
na nim (Wiesław Michnikowski)

Elektrownia Rybnik należąca do państwowej spółki PGE próbowała utrącić tegoroczną, 27. już Rybnicką Jesień Kabaretową – popularnego Ryjka – która niezmiennie zaczyna się w jej Klubie Energetyki. Klub wymówił kabareciarzom swoich podwoi bez podania przyczyn, choć na 99 proc. są jasne jak słońce. Na ubiegłorocznej edycji śmiechu i refleksji było za dużo, za dużo podśmiechujek z Jarosława Kaczyńskiego i symboli religijnych. A to nie uchodzi.

Wojciech Młynarski, po wydrukowaniu dla babci osobnego pisemka, zaśpiewałby: „Niech zażywa główka siwa spokojnych pieleszy / Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”. I byłby spokój. Ale to diktum zdenerwowało kabareciarzy od Bałtyku po Tatry i publikę, która od lat wali na Ryjka drzwiami i oknami – i ciągle jej mało. Można powiedzieć, że państwowa energetyka wkurzyła przed wyborami suwerena. Stąd Klub Energetyki po kilku dniach odwołał swoją decyzję – bez żadnych wyjaśnień, rzecz jasna. Mówi się pokątnie, że w zamian trwają przygotowania do wsadzenia przez rząd do znaczniejszych kabaretów własnych kabareciarzy lub wykupienia przez Orlen.

Kabaret… Ale i dobra okazja, żeby przyjrzeć się Ryjkowi, kondycji naszych kabaretów – i śmiechowi w ogóle.

Żart precyzyjnie wymierzony w upatrzony cel to broń nie do przecenienia. Rodzi śmiech, który obnaża, uskrzydla, rozbraja, a nawet zabija. Dlatego władza tak bardzo boi się żartu, który wybebesza prawdziwe emocje publiczności. Publiczności, która jest suwerenem.

Ten strach na tyle nieobliczalny, że zamiast analizy własnych błędów – budzi reakcje odwetowe. Zamyka usta, żeby żart nie mógł się wydostać na wolność. Władza boi się śmieszności bardziej niż ulicznych protestów. Władza, która boi się śmieszności, jest śmieszna. I czasem straszna.

W czasach słusznie minionych żart był wentylem wpuszczającym do szarej rzeczywistości haust świeżego powietrza. Budził śmiech, który na krótki moment oczyszczał nasze trzewia i umysły z zalegającego tam poczucia niemocy i smutku. Kochaliśmy mistrzów kabaretu, którzy żonglowali żartem tak finezyjnie, że siedzący na sali cenzorzy nie nadążali z wiązaniem wątków.

Pamiętamy pana Zenona, który zszedł ze sceny i został listonoszem, żeby okiełznać swoje demony. I panią Pelagię, która na scenie „robiła w bombkach”, a w realu rozpaczliwie brała na klatę życiowe ciosy. I pana Edwarda z panem Wiesławem, co to drogą telefoniczną robili interes życia, którego przedmiotem był i tartak, i las, i pies, i… deska z sękiem. I pana Janeczka, który podkreślał wężykiem… I pana Janka, który na scenie stawał się wielce nieskomplikowanym Tureckim… I jeszcze innego pana Janka, który chciał, żeby Polska była Polską, a potem zbzikował i przeszedł na ciemną stronę mocy. I pana Piotrusia, który w czasie, kiedy niełatwo przychodził sen, razem z panem Jaremą i panem Jerzym mówili naszej ojczyźnie: dobranoc.

To wszystko działo się ponad pół wieku temu, a przekaz był tak celny, że wbił się w naszą pamięć jak wojenny niewydobyty z ciała nabój, który obrósł tkankami i został z nami na zawsze. Wszak w tle, a raczej na głównym planie, toczył się stan wojenny.

Spragnieni śmiechu zadziwialiśmy i zarażaliśmy tym pragnieniem nasze dzieci, które nie znały innego świata niż ten, który był. Już w szkołach wyrastały, jak grzyby po deszczu, teatrzyki z satyrycznym repertuarem, niezdarnymi czasem skeczami, scenkami rodzajowymi, z żartami i żarcikami, które wzbudzały salwy śmiechu. Młodzi zrozumieli, że mają w rękach broń, która poraża. I poszli. W Polskę.

Rybnicki OSESEK z lat 60., kilkadziesiąt innych późniejszych i wreszcie kabaret YNDYWIDUALNY Aleksandra Chwastka – to dla tego miasta szeroko otwarte drzwi do ogólnokrajowej przestrzeni satyrycznej. „To m.in. właśnie te sukcesy sprawiły, iż A. Chwastek udał się do kierownika Klubu Energetyka Elektrowni Rybnik – Stanisława Wójtowicza – z zapytaniem o to, czy Rybnik jest w stanie zorganizować własny przegląd kabaretowy? I tak w 1996 r. powstał jeden z najlepszych, zdaniem m.in. tzw. ludzi z branży, festiwali kabaretowych w kraju – RYJEK, czyli Rybnicka Jesień Kabaretowa. Tadeusz Kolorz wymyślił logo, Robert Korólczyk podjął się organizacji od strony technicznej, Elektrownia Rybnik stała się Złotym Sponsorem. Ta oryginalna impreza rośnie z roku na rok, a kabarety bardzo szybko zaczęły prosić organizatorów o to, aby wystąpić na deskach Klubu” („Historia Festiwalu – Rybnik kabaretem stoi)”.

Jesienią, kiedy z drzew spadały liście, a z nieba krople dżdżu, do Rybnika zjeżdżała na festiwal polska kabaretowa śmietanka: Kabaret Młodych Panów, Ani Mru-Mru, Neo-Nówka, Kabaret Moralnego Niepokoju, Grupa MoCarta, Smile, Paranienormalni, Łowcy B, Kabaret Skeczów Męczących i wiele innych dobrze znanych fanom satyry.

Oczywiście to nie stało się od razu i potrzeba było czasu, żeby publiczność coraz liczniej wypełniała fotele Klubu Energetyka, a potem także Teatru Ziemi Rybnickiej, bo miejsca zaczęło brakować. „Początki RYJKA były bardzo skromne, a na sam festiwal przychodziła niewielka liczba widzów. Rybnicka Jesień Kabaretowa jest jednak dowodem na to, że upór i determinacja są miarą sukcesu. Od kilkunastu lat RYJEK cieszy się wciąż rosnącym zainteresowaniem, co roku bilety na finałowe dni festiwalu rozchodzą się w internetowej sprzedaży w przeciągu sekund, a obie sale – Klub Energetyka i Teatr Ziemi Rybnickiej – pękają w szwach. W 2014 roku partia ponad tysiąca biletów rozeszła się w 7 sekund! A portal sprzedażowy odnotowuje ponad 150 tysięcy wejść w momencie uruchomienia sprzedaży…” (tamże).

Rybnicka festiwalowa scena kabaretowa jest miejscem próby dla wielu stand-uperów, którzy tam właśnie zaczynali, zdobywali artystyczne szlify i potem rozśmieszali do łez… suwerena. Złote Koryto przyznane przez kabaretowe jury, publiczność oraz Tajnego Jurora – to jeden z najsmakowitszych kęsów w prywatnym portfolio satyryka. Satyryk, który sam sobie jest sterem, żeglarzem i okrętem, czyli artysta solowy, walczy w Ryjku o nagrodę w kabaretowej dyscyplinie ukrytej pod nazwą One Ryj Show, a ewentualny muzyk – o Melodyjny laur im. Artura.

Piszę „ewentualny”, ponieważ atutem może być zauważalny talent muzyczny lub wręcz przeciwnie – jego brak. W ostatecznym rachunku liczy się reakcja i odczucie publiczności, czyli moc olśnienia.

Olśnienia… suwerena, jakby na to nie spojrzeć. „14 kwietnia 2000 roku powstało Zrzeszenie Kabaretów Rybnickiego Okręgu Węglowego – ZKROW. Powstał hymn, logo, statut, własny niezależny samorząd. Rozpoczęła się również owocna współpraca z Klubem Muzycznym Żelazna, gdzie odbywało się najwięcej imprez organizowanych przez zrzeszenie. Głównymi celami ZKROW było m.in. podnoszenie poziomu artystycznego kabaretów zrzeszonych, integracja między kabaretami, organizowanie imprez kulturalnych, spotkania z Gwiazdą sceny kabaretowej, polowania, łowienie amurów, ogniska, grille i rożna, wyjazdy na różnego rodzaju festiwale”.

Jak widać na pierwszy rzut oka, formuła istnienia ZKROW była bardzo przyjemna i kreatywna – niestety nie przetrwała. Aktorzy sceny kabaretowej jednak pozostali, ich warsztat zawodowy był coraz lepszy, a przecież każdy rok przynosił nowe talenty. Przy pomocy pani dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury Barbary Zielińskiej, która zdawała sobie sprawę z wagi tematu, doszło do kabaretowego zdarzenia pod nazwą LARMO. Był czerwiec 2003 r. i premiera LARMA po dwóch miesiącach zaowocowała stałym, comiesięcznym cyklem artystycznym. Kabaretowy Rybnik ruszył parą tak bardzo, że w ciągu jednego wieczoru satyrycy stawali na scenie dwa razy – imprezy musiały być podwójne, bo spragniony śmiechu… suweren, walił drzwiami i oknami.

„W międzyczasie LARMO rozrosło się do rozmiarów zupełnie nieprzewidzianych przez organizatorów. Zawsze nadkomplety publiczności, zawsze uśmiechnięte twarze po zakończonych imprezach… Niewielkiej Sali Młodzieżowego Domu Kultury nie dało się rozbudować. Jedynym wyjściem było przeniesienie LARMA do większej sali, i tak, od września 2005 roku, w każdy pierwszy piątek miesiąca impreza odbywa się w Klubie Energetyka. Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że dla niektórych ta impreza jest już kultowa” („Historia…”).

Z biegiem czasu okazuje się, że nawet najpiękniejsza idea potrzebuje wsparcia, czyli pieniędzy. Ryjek uzyskuje dofinansowanie ze strony Fundacji Elektrowni Rybnik, Elektrowni Rybnik SA, Młodzieżowego Domu Kultury, Zespołu Szkół Ekonomiczno-Usługowych, Klubu „Żelazna”. Także medialne wsparcie pozwala rybnickiemu festiwalowi na coraz szersze rozwinięcie skrzydeł i wzbijanie się na coraz wyższy poziom.

I kiedy już wszystko wszędzie mniej więcej gra, przynajmniej na pierwszy rzut oka – ktoś otwiera „puszkę z Pandorą”. Wydawało się, że to robota pandemii, która dotknęła wszystkich w mniejszym lub większym stopniu. Po tak dotkliwym doświadczeniu śmiech, towar dolegliwie deficytowy, stał się potrzebny jak nigdy przedtem. Tymczasem niespodziewanie Fundacja Elektrowni Rybnik wysyła organizatorom Ryjka ponure oświadczenie o wstrzymaniu, po 27 latach, wynajmu klubu na jesienny festiwal kabaretowy.

„Elektrownia Rybnik należąca do państwowej spółki PGE GiEK po 27 latach wyrzuca Rybnicką Jesień Kabaretową RYJEK z Klubu Energetyka, miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Widocznie władza miała dość żartów kabareciarzy” (Wyborcza.pl, 28 czerwca 2023).

Może skecze o prezesie Kaczyńskim, któremu nikt nie ma odwagi powiedzieć o przegranych wyborach, czy te o Trójcy Świętej – były przekroczeniem granic, choć każdy innej? Razem z Grzegorzem Porowskim, który stanowi nieodzowny element Ryjka, zastanawiam się nad tym.

„Cenię w kabarecie to, że potrafi dać radość, bo zasmucić kogoś bardzo łatwo. Nie wiem, czy pójście w stronę bulwersujących tematów i niezastanawianie się nad uczuciami widza nie zabija tego, co zawsze było najpiękniejsze w tej sztuce, czyli lekkości i finezji. Ale może, jeśli kabarety pójdą w tę stronę, to młode, studenckie zespoły zaczną sięgać do liryki, tradycji literackich?” (Grzegorz Porowski, Wyborcza.pl, „Za dużo seksu, polityki i religii”).

Sam, kiedy przypadkowo, za sprawą pilota, trafiam na faceta przebranego za kobietę czy księdza wygłaszającego niewybredne pierdoły – natychmiast zmieniam kanał, zalewając się łzami żalu za niespieszną, tkliwą satyrą Andrzeja Poniedzielskiego. I niekoniecznie jest to sprawa czasu, który jest we mnie. Także tego, który jest poza mną, dookoła. Pospiesznego, chaotycznego, często bezmyślnie skrótowego i pobieżnego. Czytam esemesy, z których nie wynika, czy nadawca jest w sadzie, czy w sądzie. Czytam ponaglenia do działań, których spóźnienie – jeśli ponaglenie zlekceważę – doprowadzi mnie do ruiny. Tydzień przed wigilią słyszę, że do wigilii już tylko tydzień. Mogę nie zdążyć.

Może to jest amunicja do celnych kabaretowych strzałów? Może liczy się celność, a trajektoria lotu już mniej? Porowski wspomina moment na kabaretowej scenie: „Skecz trwał sekundy, a ja modliłem się, czy złapałem to w kamerze. Mieliśmy oddech, tak jak w starym dobrym kabarecie, był śmieszny skecz i ckliwa, liryczna, pełna zadumy piosenka. A dzisiaj? Wszystko jest grubo ciosane”.

Niektóre kabarety są bardzo odważne, bo mają tak marne programy, że to odwaga z tym wystąpić. Ale i tak bardzo się cieszę z tego, co się w tej chwili dzieje (Maria Czubaszek).

Kabaret połyka wypowiedzi polityków, eventy, lapsusy – potem przeżuwa je i wypluwa na sceniczne deski z odpowiednim satyrycznym komentarzem. Jeśli uda mu się rozśmieszyć kogoś do łez – jest jego. Jednak często grubo ciosany żart wzbudza grubo ciosany śmiech. Relacja z widzem staje się niewybredna, ciut przyciężkawa – zamiast puszczenia finezyjnego perskiego oka obie strony robią zeza.

Jeśli przyjmiemy, że widz jest suwerenem, a to przecież oczywista oczywistość, to ta wzajemna relacja staje się grą… jakby szemraną. A to jest mankament tej umownej wzajemności. Zarówno na scenie, jak i w realu. „RYJEK bardzo często kształtował kabaretowe trendy. Przede wszystkim przez to, że kabarety pisały premierowe numery na ten festiwal, potem wkładały je do swoich programów, które później oglądaliśmy na scenach całej Polski, ale to publiczność ryjkowa miała ten przywilej, że oglądała te skecze jako pierwsza. Może RYJEK znów wyznacza nowe trendy?… Obecnie mamy mocny marsz stand-upu, który zdobywa serca przede wszystkim młodych widzów. Może stara kabaretowa gwardia chce pokazać – my też potrafimy? I odważnie sięga po trzy typowe dla stand-upu tematy: seks, religię i politykę. I nie było przymrużenia oka, tylko mocno i dosadnie” – zastanawia się Porowski.

I powtarza to, co nam wszystkim rzuca się w oczy i uszy – kabareciarze odreagowują rzeczywistość i spuszczają z siebie powietrze.

Śmiem twierdzić, że to spuszczone powietrze rozchodzi się po sali i już wcale nie jest pierwszej świeżości, a przecież wiadomo, że świeżość, szczególnie w kabarecie, powinna być tylko pierwsza. Tymczasem damski kabaret „A Jak!” szuka żony dla „kawalera z Żoliborza”. Bo wtedy prezes nie będzie się „szlajał po Polsce, pierdzielił farmazonów i siał nienawiści”. A Kabaretus Fraszka pokazuje „Chrystusa schodzącego z krzyża i tłukącego szatana sierpem i młotem”. Szatan zamiast rogów miał menorę i oddawał ciosy swastyką.

„Chyba już wtedy tabu zostało przełamane… – konstatuje Porowski. – Takie czasy, pomyślałem z żalem i smutną akceptacją”.

Niedawno „Puszka z Pandorą” wyrzuciła ze swoich trzewi hiobową wieść o tym, że tegoroczny Ryjek nie odbędzie się, bo nie ma sali. I zewsząd rozległo się wycie. Zawyli kabareciarze, zawyli fani kabareciarzy, czyli suweren. Zawyła z zachwytu władza (zacierając pulchne paluszki). NIE! – zawył świat, który sam jest kabaretem.

Pandora wlazła z powrotem do puszki i zatrzasnęła się na amen.

Z tej racji Fundacja Elektrowni Rybnik, wstrząśnięta reakcją łańcuchową, do której doprowadziła swoją pochopną decyzją, zmieniła zdanie i na powrót otworzyła podwoje dla Ryjka. Czapki z głów dla tych, którzy w odpowiednim czasie zmieniają zdanie. Wszak tylko krowa…

To maksyma do namysłu dla tych, którzy tkwią przy swoim, nie wierząc, że wciąż są robieni w balona. Udają, że nie wiedzą, że są w kabarecie. Codziennie, każdego wieczora o stałej porze.

.. .Bo życie kabaretem jest, i tak je trzeba brać…
(Sally Bowles, „Cabaret”)