Dobre rady, czyli jak pomóc rządowi przetrwać sezon grzewczy

Dobra rada jest jak seks, jak dają, trzeba brać” (zasłyszane w kolejce do kasy supermarketu)

Chrust, słoma, glina, pierzyna, gazeta, obligacje… I torf, głupcze! Nie pytaj, co twój rząd może zrobić dla ciebie przed sezonem grzewczym, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego rządu, aby w zimie uniknął wściekłości obywateli?!

Wobec dostatecznej ilości chrustu zebranego na zimę postanowiliśmy z sąsiadami dalej podążać za lotem myśli rzuconej przez premiera Mateusza Morawieckiego i ocieplić domy przed sezonem grzewczym. Bo z chrustem nie było większego problemu. Wszak 32 proc. woj. śląskiego to lasy. Wcześniejsze szkodliwe oddziaływanie na nie przemysłu spowodowało, że są zachrustowione. Toteż nigdy nie wracamy z lasu z pustymi rękami.

Postępując według zaleceń premiera, z jednej strony bierzemy udział w szlachetnym dziele oczyszczania przyrody, z drugiej dajemy Lasom Państwowym zarobić. Niewiele, niemal nic wobec leśnych dochodów, ale też leśnicy wykazują zrozumienie dla trudnej sytuacji narodu i nie zdzierają skóry ze zbieraczy chrustu i runa leśnego. Mech też się w domu przyda.

Jeden metr sześcienny chrustowej drobnicy można już kupić za 120 zł, a średnie i grube gałęzie dochodzą do 200 zł za metr. Wziąłem cztery metry grubszego, żeby dogrzewać się kominkiem, ale zbierający po sąsiedzku rolnik, palący do tej pory węglem, narzekał, że mu na zimę nawet 30 m sześc. nie wystarczy, bo w piecu chrust idzie jak woda. „Ludziom nie dogodzisz. Pewnie chce mieć łaźnię rzymską w domu czy co…” – ironizowałem w duchu, ładując kolejną wiązkę chrustu na tylne siedzenie.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że w sprawie chrustu pomogły nam PKP Linie Kolejowe. Otóż niedaleko terenów spacerowych z czworonogami przebiega linia towarowa. To tuż za rogiem, bliziutko. Najczęściej jeżdżą tamtędy pociągi z węglem. Raz w tę, raz we w tę. Jeszcze kilka lat temu był to na Śląsku jeden z wielu odcinków dotkniętych plagą kradzieży węgla. Maszyniści, którzy dostrzegali gdzieś w oddali na torach barykady z tapczanów, krzeseł i z byle czego – naturalnie zwalniali i zatrzymywali składy. Nierzadko na torach pojawiały się dmuchane lalki z seksszopów. Strach się nie zatrzymać.

Nie wiadomo, kto otwierał burty węglarek, w każdym razie dziesiątki ton węgla wysypywały się – wielokrotnie w sezonie grzewczym – na tory jeszcze w trakcie jazdy pociągu. Potem tygodniami ten kolejowy urobek ciułany był do wiader i worków. Proceder urwał się wraz z 500 plus i innymi dodatkami, a węgiel rosyjski docierający na Śląsk był cenowo przyjazny. Swoje też zrobiły remont torów i przyspieszenie biegu pociągów na tej linii. Rosnące przy torach drzewa i krzaki stanowiły dla naszego osiedla naturalny ekran akustyczny, bo tego sztucznego nie mogliśmy się od śląskich kolejarzy doprosić.

Stąd zdziwienie sąsiada widzącego pracowników kolei wycinających nasze naturalne zabezpieczenie przed hałasem. Owszem, to teren kolei, drzewa i krzaki też jej, więc PKP były w swoim prawie. Chodzi o to – tłumaczono wścibskiemu sąsiadowi – że w tym sezonie grzewczym ze względu na ceny węgla i jego niedobór spodziewane są wzmożone kradzieże. Należy więc dmuchać, za przeproszeniem, na zimne. Dlatego od torów odsuwane są krzaki, a na słupach trakcyjnych instalowane wścibskie kamery, dzięki którym szybciej interweniować będzie Straż Ochrony Kolei.

Ale jak maszynista – dopytywał sąsiad – zobaczy przed sobą coś, co przypomina gołą babę, to musi zwolnić?

Musi, obowiązkowo, takie przepisy

Możemy wprawdzie narzekać na hałas, ale dzięki przygotowaniom kolei do sezonu grzewczego mamy pod nosem kupę chrustu. Darmowego. Coś za coś.

No ale miało być o sugestii szefa rządu, która została rzucona w trakcie jego gospodarskiej wizyty we wsi Boronów k. Lublińca. Rzucona została do rodaków – nie stać was na opał, to ocieplajcie swoje domy… Najlepiej jeszcze przed sezonem grzewczym.

Z niewiadomych dla mnie powodów ta prosta refleksja płynąca z życiowego doświadczenia premiera, z głębi jego serca i z troski o suwerena spotkała się z falą podśmiechujek. Wstyd mi za moich rodaków. Zobaczymy, czy prześmiewcom będzie do śmiechu, jak im tyłki przymarzną do krzeseł!

Niestety, tego zamysłu szefa rządu nie da się łatwo dogonić, a już na pewno złapać. Zrealizować. A sam byłem zainteresowany. Wprawdzie mam na ścianach styropian „10”, ale okazuje się, że niewiele to daje. W poprzednim okresie grzewczym rachunki za gaz były już tak wysokie, że prosiłem PGNiG o rozłożenie na raty. Raz się zgodzili na trzy. Drugie pismo odrzucili, bo są dostawcami gazu, a nie bankiem kredytowym. Chciałem więc obłożyć dom „20”, ale w tym roku nie ma już możliwości, a portfel zamówień firm ocieplających zapełniony jest aż do końca 2023 r. Tak powiedziano mi w trzech firmach, którym chciałem zlecić ocieplenie. Do tego postraszono mnie ostatnią podwyżką cen materiałów budowlanych, w tym tych ocieplających ponad 30 proc. Na początku poprzedniego roku metr kw. elewacji ze styropianu kosztował 200 zł, w tym już 300 zł – i to jeszcze przed dobrą radą premiera. Będzie jeszcze drożej, więc z fachowym ociepleniem trzeba będzie kilka lat poczekać. No i liczyć na wyrozumiałość pracowników PGNiG i raty. Może im, w cieple, serce odtaje.

Z drugiej strony premier nie może rzucać słów na wiatr, więc jego zamysłom trzeba wyjść naprzeciw. Ocieplenie i docieplenie trzeba wziąć w swoje ręce i nie czekać, aż rząd wszystko za nas załatwi. Kierunek wszakże został wskazany. Na szczęście rodzina dalszego sąsiada przywędrowała swego czasu na Śląsk aż z Podlasia za pracą i chlebem, a będący w dobrym zdrowiu jej senior pamięta jeszcze – choć był wówczas dziecięciem – jak się ocieplało chałupy przed wojną i w jej czasie. Zwyczajnie je ogacano.

Jako że domy u nas niepodpiwniczone, to radzi, żeby ściany przy fundamentach obłożyć blokami lub snopkami ze słomy. Tak gdzieś do parapetów. Niebawem żniwa, więc słomy będzie pod dostatkiem i za grosze – rolnicy sami będą się prosić, żeby od nich zabrać, a charakterny szef Agrounii będzie wysypywać snopki pod Sejmem. W tym samym celu można wykorzystać suszoną glinę albo torf.

Torf, właśnie! – stuknąłem się dłonią w czoło. Że nikt w tych trudnych czasach, nawet w kancelarii premiera, nie pomyślał o torfie jako alternatywie dla węgla i chrustu! A przecież mamy w kraju ponad 50 tys. rozpoznanych torfowisk, na których zalega 17 mld m sześc. torfu. Najczęściej w dolinach północnych rzek. Z tego blisko 40 proc. nadających się do eksploatacji prawie z marszu! Nic, tylko iść do starosty powiatowego po zgodę.

Torf, durniu! Stąd ja przystałem na torf do docieplenia dolnych partii domu, a sąsiad ma się dowiedzieć u rodziny nad Biebrzą, jakby to praktycznie wyglądało i ile by kosztowało przywiezienie bloków torfu na Śląsk. Zdecydowałem się również dlatego, że torf to młodszy brat węgla, więc kiedyś może się przydać przyszłym pokoleniom.

Zresztą i teraz, wychodząc naprzeciw rządowym problemom z opałem, można pokusić się o palenie w piecach torfem. Wyczytałem, że metr sześcienny polskiego produktu można kupić już od 35 zł, a ten z Łotwy mógłby chodzić za jakieś 95 zł. Tona brykietów torfowych to rząd 500–1500 zł. Jakby dobrze przekalkulować, to tona torfu, nawet już w postaci brykietów, może wyjść taniej niż tona chrustu. Jeśli chrust ułoży się, rzecz jasna, na wadze.

Szkoda więc, że nikt wcześniej w rządzie Mateusza Morawieckiego o torfie nie pomyślał, tak samo jak to, że premier nie miał głowy, żeby rzucić myśl, aby rodacy przed sezonem grzewczym ocieplali domy również od wewnątrz. Ale rząd dobrej rady słucha też rady suwerena. Zwykłych, kochających swój kraj obywateli. Patriotów. A tu pole do popisu, do wdrażania własnych pomysłów, jest ogromne.

Jeżeli ktoś z dzieciństwa albo z wojska pamięta gazety wkładane pod ubrania i mundury, ten wie, jak świetnie chronią przed przenikaniem wiatru i zimnem. Można więc nimi wygazetować ściany wewnętrzne, a nawet okna, pamiętając, by zostawić jedno do obserwowania pór roku. To wtedy, kiedy kogoś nie stać na folię odbijającą ciepło. Gazety w oknach dodatkowo pozwalają zaoszczędzić na firankach i zasłonach. Rozwiązanie z gazetami sprawdzone zostało przez żołnierzy i rodziny Armii Radzieckiej stacjonującej niegdyś w Polsce, a oni przecież wiedzieli, jak się chronić przed prawdziwymi mrozami. Poza tym zawsze można wybrać do salonu papierowe media sprzyjające światopoglądowi (i doczytywać), a te pogardzane – do wychodka.

Może być problem z tymi domami, w których programowo nie czyta się gazet, tylko grzebie w internecie. W tym przypadku zaleca się ocieplanie ścian, ale nie nachalnie, bez przymusu, obligacjami skarbowymi. W olbrzymich ilościach trafiły pod strzechy. Niedawnym wzorem premiera Polacy rzucili się na obligacje, że aż miło jest patrzeć, jak przywódca państwa ciągnie za sobą tłumy. Tylko w czerwcu, kiedy premier zrobił ten właściwy krok, ulokowaliśmy w papierach rządowych 14 mld zł wobec 17 mld w pięciu wcześniejszych miesiącach tego roku. To znaczy, że o szefie rządu można powiedzieć: właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Papiery wartościowe wcale nie muszą gnieść się pod siennikami czy w skarpetach. Spokojnie papierujmy nimi ściany, byle delikatnie, bez mocnego kleju, raczej ekologicznie, śliną. Dla większej skuteczności wewnętrznego ocieplenia dodatkowo można wieszać na takich ścianach makatki z wesołymi napisami, np. „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi”. I niech nikt mi nie mówi o seksizmie, kiedy wkoło ziąb, a facet z torfem się spóźnia. Zyska się jeszcze więcej ciepła, jeżeli powiesi się na wypapierowanych ścianach perskie dywany.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że już tylko wewnętrzne ocieplenie spowoduje odczuwalne zmniejszenie zużycia gazu, węgla i chrustu. Dla nas zyski w portfelach – dla rządu spokojny sezon grzewczy.

I tak można w nieskończoność szukać sposobów na ocieplenie domów przed nadciągającym sezonem grzewczym. Rządowi w nadchodzącym trudnym czasie można wszak pomagać wielorako. Sąsiad, ten od torfu, mówi, żeby powyciągać pierzyny i piernaty. A jeśli ktoś nie zachował starych, to przyzwoite nowe 120×200 zaczynają się już od 120 zł. Onegdaj, kiedy w nocy woda w izbie zamarzała, to pierzyny robiły swoje. Grzały nawet dzieci śpiące w nogach, jak to bywało, nie tylko w Taplarach. Nie należy też zapominać, sięgając po odwieczne doświadczenia, żeby na zimę rodzina skupiła się w jednej izbie i na jednym łóżku, właśnie pod pierzynami. Nie tylko oszczędności na energii (a 70 proc. mamy z węgla) i ogrzewaniu gwarantowane, to jeszcze sprawa niskiej dzietności, nad czym ubolewa władza, do szybkiego rozwiązania, a już latem 500 plus za oknem.

Nikt nie ma wątpliwości, że przed Polakami trudny sezon grzewczy. Najważniejsze, że w tym czasie nie jesteśmy sami, ktoś czuwa, poradzi i na pewno za rękę przez wichry i mrozy przeprowadzi. Podpowie, żeby mniej i rzadziej jeść, nie unosić się honorem i wrócić do szczawiu i mirabelek, choć to projekt partyjnego przeciwnika. Rozbić namiot w pobliskim zagajniku, zamiast lecieć na Hawaje. Pamiętać zawsze, że są tacy, co mają gorzej i ocieplają chałupy ugniatanymi kulkami z guano. Niestety, rząd 38-milionowego państwa, choć ze skóry wyłazi, wszystkiemu nie zaradzi. Najwyższy czas zapytać: a co ja mogę zrobić dla mojego premiera, dla mojego rządu w najbliższym sezonie grzewczym?