Zjednoczeni dla Śląska

„Zjednoczeni dla Śląska” – pod taką nazwą Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała komitet, powołany do życia wespół przez Niemiecką Wspólnotę „Pojednanie i Przyszłość” i Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców Województwa Śląskiego.

Ojcowie założyciele: Dietmar Brehmer z PiP – zarazem szef prężnie działającego Górnośląskiego Towarzystwa Charytatywnego, oraz Martin Lippa z TSKN – zaprosili pod swoje skrzydła wszystkie organizacje, które śląskość mają w nazwie, w duszy i w intencjach działania. Łącznie z Ruchem Autonomii Śląska. Niemcy kuszą autonomistów – pisałem w tym miejscu nie tak dawno. No i słowo stało się ciałem. Skusili. Śląska prasa spekuluje, że pierwsze miejsca na listach – w woj. śląskim jest sześć okręgów wyborczych – przypadnie Ślązakom, drugie – Niemcom.

Dla autonomistów i dla kręgów do nich zbliżonych Brehmer był wcześniej, z racji upartego deklarowania swojej lojalności wobec państwa polskiego, „dyżurnym Niemcem” – pogardliwie rzecz ujmując. Z racji upartego kwestionowania sensu autonomii Śląska wobec Polski nadano mu status „pożytecznego idioty”.

No, ale jak tylko wokół zaczął się roztaczać smakowity zapach mandatów (mówi się, że nawet sześciu, jak nie więcej), sytuacja weszła w inny wymiar. „Zjednoczeni dla Śląska”, jako polityczna firma niemiecka, nie muszą przekraczać Rubikonu w postaci pięcioprocentowego progu. Wystarczy zebrać 25 tys. głosów na jedną zjednoczoną głowę – i mandat jak w banku. Jak tu się nie skusić? Dla dobra Śląska?

I tak nam się narodził kolejny niemiecki komitet wyborczy, a raczej śląsko-niemiecki (albo odwrotnie, jak kto woli). Od lat w wyborach startuje Komitet Wyborczy Mniejszości Niemieckiej związany z TSKN Województwa Opolskiego. Nazwa czytelna – wiadomo, o kogo i o co chodzi.

Warto jednak przypomnieć, że niemieckość na Opolszczyźnie do atrakcyjnych już nie należy. W wyborach w 1991 r. miała 7 posłów i 1 senatora (to była siła!), w 1993 r. 4 mandaty poselskie i 1 senatorski, a później już po dwa mandaty. Od 2007 r. do dziś 1 mandat, ale się nie zdziwię – choć opolskim Niemcom dobrze życzę – jeżeli w październiku nie dostaną żadnego. Raz, że Niemcy głosują według przekonań politycznych, a dwa – niemieckość ma się na Opolszczyźnie dobrze, nic jej nie grozi, nie ma więc konieczności stałego przypieczętowywania jej namacalnymi wyborczymi deklaracjami i udowadniania oczywistej oczywistości. Po cholerę.

Zarejestrowanie „Zjednoczonych dla Śląska” wywoła, jak amen w pacierzu, dyskurs o sensie utrzymywania przywilejów wyborczych dla mniejszości narodowych. Poza Polską obowiązują jeszcze w Albanii, Chorwacji, Rumunii i w Słowenii. W RFN takie prawo ma mniejszość duńska, ale tylko na szczeblu parlamentu krajowego Szlezwik-Holsztyna. Bo czy uprzywilejowania narodowe nie wchodzą w paradę zasadzie równości obywateli wobec prawa? Nie osłabiają demokratycznej reguły, że każdy z nas dysponuje jednym takim samym głosem? A tu głosy mniejszości mają większą siłę rażenia; przynajmniej w teorii, bo opolska praktyka temu przeczy.

A co do „Zjednoczonych dla Śląska”… Dla PO i PiS, mówiących w tej sprawie jednym głosem, to wraży komitet, szkodliwy dla Śląska. Ale ja Dietmarowi Brehmerowi, którego lubię i cenię za próby walki z ubóstwem i bezdomnością, życzę powodzenia. Już sama rejestracja komitetu jest na pewno jego osobistym politycznym sukcesem. Będzie większy, jeśli na wyborczych listach do polskiego parlamentu nie znajdą się ci, którzy na co dzień mają Polskę głęboko w tyle.

Mówią na mieście, że do Sejmu nie będzie startował Jerzy Gorzelik, lider RAŚ. Jedni szepczą, że jest przez autonomicznych działaczy marginalizowany właśnie za manifestowanie antypolskości, a inni – że wzorem Jarosława Kaczyńskiego trzyma się w cieniu, aby nie drażnić. Na jedno wychodzi. Jak to na mieście.

„Zjednoczeni dla Śląska” przysięgają solennie, że nie są ukrytą opcją niemiecką. Deklarują, że w Sejmie będą działać na rzecz naszej małej ojczyzny. Łza się w oku kręci… Heimat rzecz święta. Pożyjemy, zobaczymy…