Kulczyk na węglu

Czy reformatorzy górnictwa z poprzednich lat popełnili błąd likwidując węglowe kopalnie? Trudno nie zadać tego pytania w sytuacji, kiedy wzrasta import, zamiera eksport i jest sporo chętnych – z Janem Kulczykiem włącznie – do budowy nowych kopalń.

Stan górnictwa jest taki: w 2011 r. wyprodukowaliśmy blisko 76 mln ton węgla, a import przekroczył 15 mln ton – głównie z Rosji. Dzięki wysokim cenom kopalnie zarabiały średnio ponad 50 zł na każdej tonie.

Wielkość importu, to wydobycie 4 – 5 średniej wielkości kopalń. Mamy więc węglową dziurę, którą opłaca się zasypać. Za łopatę złapał Kulczyk, który chce wybudować na Śląsku dwie kopalnie. Miałyby one dostarczać węgiel do planowanej Elektrowni Północ o mocy 2000 MW. Do wytworzenia takiej ilości energii potrzeba 4 – 5 mln ton węgla kamiennego. Szacuje się, że budowa kopalni to dzisiaj rząd 300 mln euro. Te Kulczykowe mają być bez tradycyjnych szybów – pod ziemię będą prowadzić z powierzchni tzw. upadowe, którymi też transportowany będzie węgiel. To znakomicie obniża koszty inwestycji i wydobycia.

Podobne rozwiązanie już realizuje czeska spółka NWR – Karbonia, która buduje „Nowe Dębieńsko” na gruzach zlikwidowanej w 2000 r. kopalni „Dębiańsko” w Czerwionce – Leszczynach. Tu będą dwie upadowe po 4,5 km każda. Niebawem wydobycie zacznie kopalnia „Silesia” w Czechowicach – Dziedzicach. Kupili ją Czesi. Czesi zainteresowani są także zlikwidowaną w 2001 r. kopalnią „Morcinek” w Kaczycach, tuż przy granicy. Szyb tej najmłodszej polskiej kopalni w spektakularny sposób wysadzono.

Kilka prywatnych firm chce odbudować zamknięte kopalnie w Chorzowie i Jaworznie. Dobrym dla nich przykładem jest pierwsza prywatna kopalnia „Siltech” w Zabrzu (założona w 2002 r. na gruzach zlikwidowanej kopalni „Jadwiga”, d. „Pstrowski”) – ta najmniejsza węglowa firma, fedrująca zaledwie 200 tys. ton węgla, zarobiła w ubiegłym roku na czysto ok. 5 mln zł. Do budowy swojej kopalni przymierza się nasz były wielki eksporter węgla – Węglokoks.

Na pewno ceny węgla uruchamiają wyobraźnię i plany, jakie to kokosowe interesy można robić w górnictwie?! A jak spadną, to co? Bo spaść muszą, ponieważ świat inwestuje olbrzymie pieniądze w kopalnie (szczególnie odkrywkowe) i za kilka lat w europejskich portach pojawi tani węgiel, może nawet tańszy od rosyjskiego. Czy w takim razie Kulczyk, jak przed laty państwo, zamknie swoje kopalnie?

Nie, ponieważ będą ściśle powiązane z jego energetyką – będą fedrować nie na rynek, tylko dla jego elektrowni zbudowanych pod ten konkretny węgiel. W tym rachunku liczyć się będzie końcowy produkt – prąd. Podobnie sprawa wygląda w Południowym Koncernie Węglowym, powiązanym kapitałowo z Grupą Turon, którego dwie kopalnie wydobywają węgiel tylko dla potrzeb energetycznego giganta. Stąd też swoją elektrownię chce też mieć Kompania Węglowa, największa firma górnicza w Europie.

Wszystko wskazuje na to, że nasze górnictwo stoi na progu wielkich inwestycji. Może nie na miarę tych, z epoki PRL, ale sporych, jak na XXI wiek. Jak na czasy, kiedy w innych krajach UE górnictwo jest zwijane. Inwestycji prywatnych! – to ważne, bo państwo już nie weźmie kopalń i górników na swój garnuszek.

Ale czy państwo z wystarczającą rozwagą podejmowało wcześniej decyzje o zamykaniu swoich kopalń? Niektórych na pewno nie dałoby się uratować mimo fantastycznej węglowej koniunktury – po prostu wyczerpały się w nich złoża. Przy kilku – m.in. „Dębieńsko” i „Morcinek” – można postawić znaki zapytania? Decyzje zapadały w latach 90., kiedy zamierało europejskie górnictwo, a ceny węgla były marne. Nie dysponowaliśmy wówczas choćby technologiami strugowymi pozwalającymi opłacalnie wydobywać węgiel z niskich pokładów.

Jeszcze kilka lat temu wiadomości o budowie nowych kopalń na Śląsku odbierane byłyby z niedowierzaniem. Po jaką cholerę? Dzisiaj z nadzieją. W samej Kompanii Węglowej, która zatrudnia ok. 60 tys. osób, leży 26 tys. podań o pracę. I jeszcze jedno: z węgla kamiennego produkujemy ok. 60 proc. energii. Bardzo długo to się nie zmieni.