Na Zaolziu bez większych zmian
Knedli pojedli! – ironizował przed laty Jan Sztaudynger z braci Czechów. Ta fraszka, najkrótsza z możliwych, do dzisiaj jest obecna wśród Polaków na Zaolziu w lekceważących ocenach sąsiadów. Z kolei Czesi po paru piwach przypominają: Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi!
Po czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego – dla nas to Zaolzie – żyje ok. 38 tys. Polaków; w całych Czechach blisko 60 tys. Granicy państwowej już nie ma, ale pozostała w słowach – tych i mocniejszych – które przez dziesięciolecia kształtowały mentalność ludzi pogranicza. Złośliwości, drobne i poważniejsze, są na porządku dziennym. We wrześniu ub. r., w dniu święta narodowego Czech, ktoś na zamkowej Wieży Piastowskiej w naszym Cieszynie wywiesił czeską flagę. Taki żarcik, nawet do przyjęcia.
Ale nie można już tego powiedzieć o powtarzających się wypadkach niszczenia tablic z polskimi nazwami m.in. miejscowości i ulic, tam, gdzie liczba Polaków przekracza 10 proc. ludności. W samym Czeskim Cieszynie do takich incydentów nie dochodzi, ale poza nim już tak, powiedziałbym nawet, że zbyt często. Sprawców do tej pory nie złapano. Na Facebooku, portalu społecznościowym, działała strona zatytułowana „Nie cierpimy Polaków” z przekreśloną biało – czerwoną flagą. Czy można ją skwitować słowami, że tylko knedli pojedli?!
Nasi kierowcy skarżą się, że czeska policja poluje na polskie rejestracje. Z kolei Czesi, wybierając się do Cieszyna na zakupy, zostawiają auta po swojej stronie (potem podjeżdżają taksówkami), bo twierdzą, że nasi policjanci i miejscy strażnicy postawili znak równości między ich rejestracją i mandatem. Idźmy dalej: mój kolega – polski dziennikarz mieszkający na Zaolziu – wrzuca kamyk do naszego ogródka. Mówi, że Polacy, ale ci z polskiej strony granicy, którzy lubią biesiadować w Czechach, bo tanio, zapominają po kilku głębszych, że to dalej Republika Czeska i głośno przyłączają (jak w 1938 r.) Zaolzie do Polski. – Przed Schengen tego nie było, ale teraz wraz ze słomą w butach wychodzi polska buta – ocenia kolega. – Polacy z kraju wymachują szabelkami, a przecież Polakom na Zaolziu taka mentalność jest obca. To nie nasza szlachecka historia. Czechów to drażni.
Niby drobiazgi, ale przecież ich suma składa się na ciągłą wzajemną niechęć i podejrzliwość. Historia, która powinna być daleko w tyle, nadal kroczy przed mieszkańcami pogranicza. Miesięcy trzeba było, aby Czeski Cieszyn zdecydował się na wspólne obchody 1200 – lecia założenia Cieszyna. Z drugiej, czyli naszej strony, w wielu wypowiedziach czuć niesmak wobec zapowiadanych obchodów 90 – lecia Cieszyna Czeskiego, w trakcie których odsłonięty zostanie pomnik Tomasa Masaryka, pierwszego prezydenta, nazywanego ojcem niepodległej Czechosłowacji. Pierwszy monument Masaryka stanął przed wojną, ale został zburzony przez polskich żołnierzy w 1938 r. My z kolei uważamy, że to jego polityka doprowadziła do podziału samego miasta i całego Śląska Cieszyńskiego. – Śląskowi Cieszyńskiemu potrzebny jest, jak rybie woda, wspólny podręcznik historii tej ziemi, bo inaczej historia nadal będzie podgrzewać atmosferę na pograniczu – uważa Irena Adamczyk, Polka mieszkająca po czeskiej stronie, a pracująca w Muzeum Ziemi Cieszyńskiej.
Chodzi o to, żeby nowe słowa i wspólne oceny wymazały ze świadomości ludzi pogranicza stare – te, które zupełnie niepotrzebnie dzielą.
Jakby w cieniu tych polsko – czeskich historycznych zapasów odbył się na początku grudnia 2009 r. zjazd delegatów Polskiego Związku Kulturalno – Oświatowego, największej (liczącej 13 tys. członków) polskiej organizacji w Czechach. Wybrano nowe władze. Ważny zjazd – zasługujący na osobną refleksję – bo polskość na Zaolziu się kurczy. I to nie w wyniku polityki „czechizacji”, takie zabiegi kiedyś były, ale dawno się skończyły – tylko przyspieszonej asymilacji. Nie ma granicy, nie trzeba manifestacyjnie demonstrować polskości, więc polskość zaczyna w tej przestrzeni wolności niebezpiecznie się rozmywać. Poseł Maciej Płażyński, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” (pierwszy prezes, który pojawił się na spotkaniu PZK-O), mówił, że choć Zaolzie leży u granic Polski, to jest „najmniej w Polsce obecne”. Polska zerka na Wileńszczyznę, a wiedza o Polakach na Zaolziu, na Śląsku Cieszyńskim, ich trwaniu i dzisiejszych potrzebach, jest w kraju więcej niż mizerna.
***
Zeo, w „Wersji gen. Kluka”, czujnie zauważył (i ubrał w etyczne szaty) moją obecność, jako świadka, w Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Tak było. Tylko że świadek, jak swoje zrobi, to jest wolnym w poglądach i działaniach człowiekiem. Pisanie o sprawie powinno ubezwłasnowolniać świadka przed zeznaniami, ale też nie do końca. Przed laty przewodnicząca składu sędziowskiego w sprawie „Wujka” (prywatnie znajoma) też czujnie wyłapała mnie na sądowej sali, grzecznie wyprosiła, bo jeszcze nie stanąłem w tym procesie jako świadek. Ale nie miało to nic wspólnego z tym, czy mogę lub nie pisać o „Wujku”. Po zeznaniach byłem już tylko częścią zwykłej publiczności.
A co Szczecina, to Zeo pewnie pamięta, jakiej jakości byłem świadkiem. Kiedy przewodniczący zapytał mnie, czy wiem, dlaczego zostałem wezwany, to zgodnie z prawdą powiedziałem, że nie!, choć mogę się domyślać, że w sprawie mafii paliwowej i obiegu tajnych dokumentów w KWP w Katowicach. Nie wiedziałem – jak połowa świadków w tym procesie – na jaką okoliczność mam zeznawać. Okazało się, że jestem świadkiem oskarżenia, prokurator tak chciał, ale po paru pytaniach zmieniłem się w świadka obrony. Na krótko. Moja wiedza dotyczyła tajnego dokumentu operacyjnego, o treści którego nie mogłem nic powiedzieć Wysokiemu Sądowi, bez odpowiednich decyzji MSWiA, nie mówiąc już o prokuratorach, adwokatach i oskarżonych. I tak po 15 – 20 minutach sąd mi podziękował i mogłem wracać ze Szczecina do Katowic. Do dziś nie wiem, po co tam byłem?
Komentarze
To teraz na Zaolziu Polaków jest tylu, sto lat temu byli większością.
Masaryk jest idealizowany w Polsce np. przez A. Michnika. Był to demokrata i jednocześnie czeski nacjonalista.
Polscy kierowcy gdziekolwiek nie wyjadą, skarżą się, że policja na nich poluje. W Austrii „polują”, w Niemczech „polują”, na Slowacji „polują” i tak w kółko. W Polsce o chamstwie na drogach się mówi, poza Polską się je zwalcza i stąd problemy.
Kiedy czytałem w poprzednim wydaniu Polityki artykuł na ten temat, zrobiło mi się przykro, że ludzie nie mają pamięci do o wiele dłuższej wspólnej historii, historii w której państwo narodowe nie zostało jeszcze wymyślone. Osobiście do Czechów mam wiele sympatii, za ich sposób bycia i postrzegania świata, oni potrafią wszystko wyśmiać, nie wyłączając siebie. Gdybym miał wybrać książki na bezludną wyspę, to wybrałbym utwory Hrabala.
Wracając do myśli o państwach narodowych, trudno nie zauważyć piętna, jakie wywarły na sposób myślenia ludzi. No bo płynie sobie rzeczka, my tu, a oni za rzeczką do wczoraj jeszcze tacy jak my, ale ktoś powiedział, że nie, że za rzeczką jedzą knedliczki, których my nie , a jak ktoś nie, to jest od razu lepszy. A dlaczego lepszy? Bo lepszy i już!
Pozwole sobie na kilka niekonzystentnych uwag.
Slazacy wcieleni do Rzeszy nie czuli sie Niemcami i chcieli powrotu do Polski. Jednak i tutaj nie czuja sie chyba dobrze – bo skad inaczej biora sie te ciagoty do autonomii? Podobnie ma sie sprawa z Polakami na Zaolziu. Polacy z Zaolzia na codzien nie uzywaja jezyka polskiego, ale gwary, ktora jest gdzies w polowie drogi miedzy gwara gornoslazka a goralska. Kulturowo blizej im wiec do Polakow niz do Czechow. Ale byc blizej kogos, nie znaczy jeszcze byc kims. Mentalnoscia Zaolziacy dosc wyraznie odrozniaja sie od Czechow ale chyba jeszcze bardziej od Polakow. Dla Zaolziaka przecietny Czech to Szwejk a przecietny Polak to Kiepski, w najlepszym wypadku Pazdzioch (i ze szkoda dla rzeczy z tego punktu widzenia oceniaja tez sierpien 1981).
Paradoksalnie najgorzej na uczucia patriotyczne Zaolziakow czujacych sie Polakami wplynely czasy nowego ladu spolecznego a szczegolnie wizerunek Polski, jaki buduja jej oficjalni przedstawiciele. Ale tez bezduszny, graniczacy z glupota polski klerykalizm, kdyz pod wzgledem pogladow na kwestie wiary Zaolziakowi blizszy jest czeski laicyzm.
Asymilacja narodowosciowa za sprawa mieszanych malzenstw i wzrostu wyksztalcenia – jest oczywista (odwrotnie – niski poziom wyksztalcenia grupy utrzymuje jej zwartosc i odpornosc wobec zewnetrznych wplywow).
A co do obrazliwych hasel na internecie ( i na plotach) – toz to margines, panie redaktorze. Przejawy ksenofobii nedostosowanych jednostek, z ktorymi nowy lad spoleczny ani rusz nie moze sobie poradzic. Podobne zjawiska mozna zreszta spotkac i w Polsce – ze wspomne chocby zbeszczeszczone cmentarze zydowskie.
Nie podgrzewajmy wiec na nowo „szowinistycznej polewki”, bo komu to potrzebne? Wszystko juz przeciez bylo i liczni z nas pamietaja, ze nie mialo to zadnego sensu. Co tu duzo gadac – Posce nie jest potrzebna garstka Polakow na Zaolziu. I jak sie zdaje, z uplywem czasu – vice versa – niestety.
Kazimierz Kutz znów nakłamał w „GW”, o niedopuszczaniu Ślązaków do edukacji, współrządzenia itp.
@Jerzy, Ślązaków na siłę przyłączono do III Rzeszy po 39 roku, a setki lat przedtem żyli pod panowaniem monarchów Austro-Węgier i Prus, ale bliższa była im identyfikacja z księciem w którego włościach mieszkali. To, że w sąsiadujących wioskach mówiono w trzech językach, uczęszczano do różnych kościołów, nie miało dla Ślązaków większego znaczenia, do czasu rozbudzanie narodowościowych fobii, przez rządy tworzących się państw narodowych.
Nie chcę się wypowiadać za mieszkańców Cieszyna i Zaolzia, szkoda tylko, że nikt z tego regionu nie chce zabrać tu głosu, niemożliwe żeby nikt tam nie czytał Polityki.
Jerzy nie ma pojęcia o czym pisze. Miałem rodzinę na Zaolziu i byli to praktykujący katolicy. Polacy z Zaolzia byli i są Polakami, a nie kimś innym. Nie było sierpnia 1981, był Sierpień 80, który jest tak oceniany zapewne w kręgu komunistów. Autonomii chce margines Ślązaków, a nie Ślązacy. W Polsce dochodziło i może nadal dochodzi do beszczeszczenia cmentarzy. Głównie katolickich, bo tych jest najwięcej, także żydowskich i innych.
Sleper, jam Ci jest. I czytam.
tr-
sierpien 80, przepraszam za pomylke. W latach 1980-81 bylem w aktywnej sluzbie w Armii Czechoslowackiej i zima 1980 bylo wiadomo, ze „o ile okaze sie to potrzebne”, wespol z Armia Czerwona wesprzemy zbrojnie towarzyszy polskich, borykajacych sie z kontrrewolucja. Smiesza mnie dzisiejsze jalowe dywagacje, czy Jaruzelski mowi prawde o grozbie interwencji sowieckiej, czy tez lze jak pies. Otoz nie lze.
Na Zaolziu sa katolicy, a jakze, sa tez ewangelicy, czescy bracia, adwentysci siodmego dnia… Wiekszosc to jednak wolnomysliciele by nie uzyc otrzepanego „agnostycy”. Trudno mi oceniac, czy to dobre, czy zle, dla mnie osobiscie jest to sympatyczne. Byli i sa komunisci, przyznaje, ze znalem paru, sam komunista nie bedac. Prosze pamietac, ze nie kazdy, kto nie jest praktykujacym katolikiem musi byc komunista, podobnie jak ten, ktory nie do konca akceptuje oficialne oceny wydarzen sierpniowych.
Nie mialem zamiaru nikomu wmawiac, ze Polacy na Zaolziu nie sa Polakami. By znowu nie podpasc tr uprzedzam, ze urodziwszy sie i przez cale zycie zyjac poza granicami Polski podczas spisow ludnosci deklaruje narodowosc polska. Znam wielu Slazakow, Gorali, Mazurow i Kaszubow i w moim przekonaniu, to co ich laczy, to posiadanie polskiego paszportu. Mam na mysli ogromne roznice kulturowe i roznice mentalnosci. Moim zdaniem naprz. mentalnosc Slazakow blizsza jest mentalnosci Morawian niz Polakow. Ale to moje prywatne zdanie, ktore nie chce nikomu narzucac.
Brawo Jerzy,ale Ci poprzednicy i tak tego nie kapuja-sa nationalistami , a
tacy naogol sa ograniczeni intelektualnie.
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
ważne rzeczy Pan pisze ale….. przez cały czas istnienia I Rzeczypospolitej granicą Koron jednej i drugiej (tj. św. Wacława i Polskiej) był środek obecnego Bielska Białej – tak postanowili jeszcze w XIV w. polscy i czescy królowie i potem tego przestrzegano niezaleznie od nacji mieszkańców. Także w XIX była to granica między Galicją a krajami Korony św. Wacława. Więc to Polska „urwała” kawałek historycznych ziem czeskich (nawet bez Zaolzia) bo Cieszyn był zawsze w centrum Księstwa cieszyńskiego a teraz stał się granicznym miastem. W XIX różnie rozumiano „samostanowienie” i Czesi rozumieli je jako „samostanowienie w historycznych granicach Korony czeskiej” a cały XIX w. poświęcili na odzyskiwanie czeskich prawa historycznych w ramach Naszej Monarchii. Natomiast Niemcy oraz jak się miało okazać Polacy rozumieli to bardziej dosadnie – jako samostanowienie niemal na poziomie poszczególnej gminy czy wsi – gdzie kazda osada wręcz opowie się za określoną państwową przynależnością w zależności od większościowej indetyfikacji mieszkańców. A ponieważ Niemcy, stanowiący drugą liczebnie nację tworzonej w 1918 r. Czechosłowacji, już żądali utworzenia własnego państwa sprawa mogła być precedensem. Zeby było złośliwiej Polacy szermowali argumentem „samostanowienia” jako pretekstu przyłaczenia do państwa polskiego tylko tam gdzie im to było wygodne – tj. na ziemiach zachodnich gdzie stanowili „optyczną” większość mieszkańców. Na terytoriach wschodnich np. wschodniej Galicji na ten tamat już cisza (wiadomo: tu zdecydowanie dominują Ukraincy rozmaitych opcji tożsamościowych a na pewno nie Polacy) tutaj już szermuje się „prawami historycznymi”. A jak to w praktyce wyglądało?: warto pamiętać o plebiscytach na śląsku i Warmii – mazurach. Jak zwał tak zwał jeden idrugi przerżnięto z kretesem – jak widać teoretycznie polska ludność wolała jednak kogo innego jako suwerena. Audiatur et altera pars – słuchaj takze drugiej strony. ona też ma argumenty. A u nas przedstawia się tylko jedną: tę „słuszną”. pozdrawiam