Wersja gen. Kluka c.d. (z gen. Markiem Papałą w tle)

W całym kraju rozsypują się sprawy przeciwko (jak szumnie je nazwano) mafiom paliwowym. Czy ten sam los spotka tę sztandarową, najważniejszą z ważnych, w której jednym z oskarżonych – w Sądzie Okręgowym w Szczecinie – jest generał Mieczysław Kluk, były szef Śląskiej Wojewódzkiej Komendy Policji?

W ubiegłym roku napisaliśmy w „Polityce” (Wersja generała – 2009-06-20), że wszystko wskazuje na to, iż odroczony przez szczeciński sąd proces „przeciwko gen. Mieczysławowi Klukowi i innym”, który od początku miał dziwny przebieg, rozpocznie się od nowa. Klamka zapadła 4 stycznia br. – sąd zdecydował, że cała sprawa zostanie powtórzona. Tego właśnie domagał się Kluk.

W tym przypadku wymiar sprawiedliwości przegrał na razie z opieszałością. A więc z samym sobą! Ale opieszałość w sądach, to nie tylko kwestia skomplikowanego i przewlekłego postępowania, za które Polska raz za razem zbiera cięgi przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Ale to też często sprawa sędziowskich refleksji: co zrobić z tym pasztetem, który – w postaci aktu oskarżenia – wysmażył prokurator, rzucił na żer opinii publicznej, a ta (jak zwykle) domaga się krwi. Choć pasztet (po latach) zaczyna już brzydko pachnieć, lecz brakuje odważnych, żeby wsadzić go do kosza.

Proces „Kluka i innych” zaczął się we wrześniu 2006 r.; na początku 2008 r. został przerwany na 17 miesięcy. We wrześniu ub. r. Sąd Okręgowy w Szczecinie nie uwzględnił wniosku Kluka o prowadzenie postępowania od nowa, uznając, że to sam oskarżony swoimi wnioskami dowodowymi – choć zgodnymi z prawem! – dokłada starań, aby postępowanie przewlec. Po co? – wypadałoby zapytać. Chodzi o maksymalne odsunięcie w czasie wydania wyroku! – odpowiedział w uzasadnieniu szczeciński sąd.

– Nie, zależy mi, jak mało komu, na szybkim przeprowadzeniu procesu i oczyszczeniu z kłamliwych oskarżeń – zaprzecza Mieczysław Kluk. Powtarza, że czuje się niewinny, uważa, że został wrobiony przez paliwowych przestępców i podwładnych z katowickiej komendy, którzy kopali pod nim dołki, a gdzieś w tle czuje oddech służb specjalnych. Jego zdaniem swoje zrobiło też przemożne parcie prokuratorów na telewizyjny ekran. – Mieć za kratami generała policji zamieszanego w paliwowe machlojki, to dopiero podnosi wagę sprawy – ironizuje. – Ale po kilkunastu miesiącach przerwy mało już kto pamięta, o co w tym wszystkim chodzi. Stąd wniosek o rozpoczęcie procedowania od początku.

Tylko dlaczego teraz w styczniu sąd zmienił zdanie, choć w pierwszych dniach grudnia ub. r. pozwolił na mowy końcowe zamykające postępowanie? W pierwszej prokurator Marek Wełna, słynny śledczy od mafii paliwowej, zażądał dla Kluka 10 lat więzienia; dla pozostałych 10 oskarżonych od 4 do 7 lat. Otóż wcześniej skargą Kluka zajął się Sąd Apelacyjny w Szczecinie, który przyznał mu rację i zasądził 10 tys. zł zadośćuczynienia za przewlekłość postępowania. A to oznacza, że werdykt apelacji byłby przesłanką uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd Okręgowy uznał więc, że kończenie dotychczasowego przewodu byłoby niecelowe… bo i tak wszystko trzeba byłoby zacząć od nowa. Na wyrok w sprawie „Kluka i innych” trzeba więc będzie jeszcze poczekać przynajmniej rok.

Przypominam: Kluka oskarżono o przekazanie przestępcom tajnych policyjnych materiałów, współpracę z mafią paliwową i korupcję. Przez dwa i pół roku siedział w areszcie śledczym. Sprawa samego aresztu i ograniczeń, jakim był poddawany, rozpatrywana jest obecnie przez Trybunał w Strasburgu – Kluk przeciw Polsce – i jest na etapie ustalania warunków ugody z rządem RP. Jeżeli do niej nie dojdzie, to pewne jest, że Kluk wygra.

Wygrywa już w sprawach mniejszego kalibru, ale dla niego ważnych. W maju 2005 r., trakcie zatrzymania, przeprowadzono rewizję w jego domu. Znaleziono m. in. notatnik z kilkuset nazwiskami rzekomo protegowanych do pracy w policji – tym notatnikiem prokuratorzy wymachiwali potem przed kamerami telewizyjnymi i szydzili z byłego komendanta, że przyjmował do pracy w policji z płaskostopiem, astmą, widocznymi złamaniami itp. – oczywiście, nie bez interesowanie. Z korupcyjnymi propozycjami mieli do Kluka przychodzić politycy, duchowni i urzędnicy. Działał układ. Krakowscy prokuratorzy nazwali notes „pamiętnikiem zepsucia moralnego generała policji”.

Sprawa ta została wyłączona w wątków mafii paliwowej – śledztwem zajęło się ówczesne poznańskie Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Po przeanalizowaniu wszystkich przyjęć do policji sprawę umorzono, pamiętnik zwrócono Klukowi, bo nie było żadnego układu – w notatniku znalazły się nazwiska tych, którzy nie powinni trafić do policji. I za Kluka nie trafiali.

Po wyjściu z aresztu Kluk zapowiedział dochodzenie swoich krzywd wobec wszystkich, którzy zrobili z niego przestępcę w mediach i dokumentach. Bo po aresztowaniu na Kluka zaczęło spadać dziesiątki medialnych oskarżeń. Przestępcy na wyścigi informowali organy ściganie – a te media, że generał policji stał m. in. na czele zorganizowanej grupy, która dopuściła się nawet zabójstwa. Na pierwszy ogień w dochodzeniu przez Kluka krzywd poszedł Bogusław Słupik, były szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, który w notesie – jeszcze przed oficjalnym śledztwem – doszukał się zepsucia moralnego i korupcji. W połowie września ub. r. Sąd Okręgowy w Bielsku – Białej nakazał prokuratorowi przeproszenie Kluka „za podanie informacji nieprawdziwych i naruszających dobre imię” oraz zapłacenie 10 tys. zł zadośćuczynienia. Kluk mówi, że to dopiero początek moralnych zwycięstw.

Kłopoty Kluka z mafią paliwową zaczęły się prawdopodobnie, jak sam ocenia, w 1997 r., kiedy dostał rozkaz –– służbowego wyjazdu z komendantem głównym, gen. Markiem Papałą, do Londynu. Wtedy był szefem Komendy Wojewódzkiej Policji w Częstochowie. Przypuszczał, że chodzi o współpracę ze Scotland Yardem w rozbiciu gangu narkotykowego.

Ciekawa to sprawa. Policja częstochowska miała świetnie ulokowaną agenturę w paru grupach przestępczych Warszawy i Śląska zajmujących się przemytem narkotyków z Kolumbii. Ustalono mechanizm przestępstw: kurierzy przylatywali na któreś z wielkich lotnisk europejskich z dużymi butlami whisky skrywającymi narkotyki. W strefach wolnocłowych butelki przejmowali tzw. krótcy kurierzy. – Nasze służby na lotniskach uczulone były na przylatujących z Kolumbii, a nie z Londynu, czy Madrytu – wspomina Kluk. Kiedy ta droga została rozpracowana, to w Częstochowie zjawił się oficer łącznikowy brytyjskiej policji. Zaproponował współpracę, ale warunek był jeden: – Przez jakiś czas nie poinformuję o tym przełożonych, ani polskie służby specjalne – opisuje. Poszedł na to. Policyjni agenci śledzili kurierów, których wyłapywano na europejskich lotniskach.

Zapadały surowe wyroki. O skazaniu obywateli polskich informowane było MSZ, ministerstwo powiadamiało o tym prokuraturę, a ta z kolei UOP, który o niczym nie miał zielonego pojęcia. – Zaczęli węszyć, doszli do Częstochowy, a dalej na polecenie premiera musieliśmy przekazać im wszystkie materiały – dodaje. – Przejęli sprawę, ale byli wściekli.

Jednak nie sprawa narkotyków spowodowała, że Papała wziął Kluka do Londynu. W Londynie – a więc z dala od krajowego podsłuchowiska – miał od Papały otrzymać polecenie zajęcia się przestępczością paliwową. Według Papały Częstochowa i okolice miały być jednym z najważniejszych miejsc przestępczych kombinacji paliwowych. Nici prowadziły na Jasną Górę, do jednego z zakonników, wcześniej agenta SB. O takim poleceniu Kluk zeznał w śledztwie w sprawie zamordowania gen. Papały. Kluk twierdzi, że częstochowska policja ostro wtedy zabrała się za przestępczość paliwową. W akcie oskarżenia zarzucono Klukowi m.in. korupcję – były komendant twierdzi, że to zemsta osób powiązanych z gangami paliwowymi. – Zarzuty opierają się tylko na pomówieniach współoskarżonego w szczecińskim procesie, Artura K., który wcześniej ponad 4 lata spędził w areszcie właśnie za kombinacje paliwowe – mówi Kluk. Dodam, że Artur K. – sprawa była głośna – wyszedł na wolność po poręczeniu Jasnej Góry i wpłaceniu 2 mln zł kaucji.

Jesienią 2000 r. Kluk powołał w ŚlWKP grupę operacyjno – śledczą, która miała zająć się „nieprawidłowościami w obrocie produktami ropopochodnymi prowadzonym przez podmioty gospodarcze byłego województwa częstochowskiego”. Z kolei na początku 2001 r. Komenda Główna Policji utworzyła Międzyresortową Grupę Zadaniową, która miała m.in. rozpracować mechanizmy przemytu do Polski oleju napędowego. Grupa liczyła 35 policjantów, celników i urzędników skarbowych. Dokument o jej powołaniu miał poufny charakter i trafił do 18 osób w kraju, w tym do Kluka. W marcu 2001 r. kserokopię tego dokumentu (faks) znaleziono w trakcie rewizji w szczecińskiej firmie BGM (stąd proces w Szczecinie). Po cechach szczególnych ustalono, że pochodził z Katowic. Później w śledztwie podejrzany Artur K. wskazał na Kluka, który miał przesłać dokument do BGM. Według ustaleń „Polityki”, potwierdzonych następnie przez świadków w szczecińskim procesie, z dokumentem zapoznało się poza kancelarią tajną kilku albo nawet kilkunastu funkcjonariuszy policji. W śledztwie nie badano wątku obiegu dokumentu w ŚlWKP i jego bezprawnego kopiowania, bo i do tego dochodziło.

Tak w skrócie wygląda dzisiaj sprawa Kluka, pierwszego generała od czasów stalinowskich, który trafił za kraty. Czy trafi ponownie, czy zostanie uniewinniony, w co wierzy i o co mieli wnosić w ostatnim słowie jego obrońcy? Na to musimy poczekać przynajmniej rok.

***

Wielkie podziękowania za ogromną (rekordową) ilość wpisów pod „Po co Ślązakom potrzebny jest naród?”. Świetna lektura, olbrzymia porcja wiedzy. Sporo się razem uczymy. Ale też język, który nie powinien tutaj gościć, również zacietrzewienie (z dozami nienawiści), którego w tym dyskursie nie powinno być. O tym wszystkim więcej w następnych wpisach, bo teraz zdominowałyby sprawy Kluka, policji, prokuratury i naszego sądownictwa. Też ważne.