Wojenki śląsko – polskie
Przez Śląsk przetoczyła się dyskusja o etnonacjonalizmie śląskim – tym prawdziwym i wydumanym. W Internecie zmieniła się w swoiste wojenki śląsko – polskie, coraz bardziej zażarte i podszyte nienawiścią.
Kij w mrowisko wsadził w „Dzienniku Zachodnim” znany publicysta Krzysztof Karwat. Felietonem „Etnonacjonalizm śląski nie zagraża Polakom. Zagraża Ślązakom”. No i mrowisko się zatrzęsło. Na Karwata – mądrze do tej pory wspierającego dążenia do śląskiej identyfikacji etnicznej i językowej, oraz od lat wystawiającego historyczne rachunki za rzeczywiste i wyolbrzymione śląskie krzywdy doznane od Polski – internetowe kozy rzuciły się jak na pochyłe drzewo.
Co ja mówię – to raczej zbrojne ramię jedynie prawdziwych patriotów śląskich, w obronie swojej jedynie słusznej wizji historycznej, postanowiło dorżnąć Karwata wraz z jego wrażą watahą.
Zawrzało po słowach: ”Głowy podnoszą nie tylko ci, których w przeszłości naprawdę deptano, ale także nienawiścią podszyci krzykacze, plujący na dzisiejszą Polskę i wszystkich Polaków, choć w Polsce przyszli na ten najlepszy ze światów i nic nie wskazuje, by kiedykolwiek mieli się przenieść w inny. Bo są w swojej zapalczywości „nieśmiertelni”. Swoją drogą to straszne, że można być, czuć się etnicznym Górnoślązakiem, urodzić się na Górnym Śląsku – a ten po 1945 r. niemal w całości stał się częścią Rzeczpospolitej – i jednocześnie ciągle cierpieć z tego powodu, że nie jest się cząstką jakiejś innej rzeczywistości, może innego państwa”.
Nooo…
Polonocentryczny obraz świata (najkrócej: jak ktoś się urodził w Polsce, to musi czuć się Polakiem) skrzywia spojrzenie na śląski etnonacjonalizm, w wielu trefnych wydaniach odbierając mu ciągle prawo do istnienia.
Ów etnonacjonalizm natomiast, jak każde niemal społeczne i narodowe przeświadczenie – ma dwie strony oglądu, niczym przysłowiowy medal. Z jednej jest bowiem kreatorem wielu ciekawych i cennych mitów założycielskich, m.in. poczucia odrębności (tożsamości), w tym gwarowej, historycznej i każdej innej, z drugiej – niesie ze sobą bagaż śląskich krzywd i pretensji. W wymiarze indywidualnym i ogólnym. Prywatnym i społecznym.
Mitami wrzucanymi do tego koszyka są przekonania o śląskiej pracowitości, poczuciu obowiązku, schludności, religijności – i wiele innych. W tym znaczeniu mit nie jest nieprawdą. Jeśli tylko on stanowiłby opokę, na której wzrasta etniczna odrębność (tożsamość) – nic to złego. Niech się Ślązacy różnią od dupowatych Polaków.
Pojawiają się jednak akcenty niechęci etnicznej, żeby nie powiedzieć wrogości. „Chcemy Ślónska dla Ślónzaków” – czy to już brzmi groźnie jeżeli hasło funkcjonuje także poza internetowym ściekiem? Wykluwa się nowy naród wybrany, czy co? Polaczki, a nie Polacy, nawet nie gorole – też zaczynają być na porządku dziennym. To tylko słowa, ale czy słyszycie nutę tego skrywanego jeszcze poczucia wyższości? I pychy? Oba uczucia cholernie ludzkie i cholernie groźne.
Dokąd zaprowadzą regionalnych nacjonalistów? Dzisiaj to jeszcze elektroniczna amunicja rozdawana w wirtualnym świecie za darmo, ale jutro? Można machnąć ręką i stwierdzić: takie czasy, swoboda wypowiedzi, wolność słowa – ot, kliknąć i już. Czyżby?
Autochtoniczni Ślązacy są mniejszością nawet w historycznej przestrzeni Górnego Śląska. I tutaj nic się nie zmieni.
Własnego państwa nie zbudują (nie wszyscy zresztą tego pragną); autonomii politycznej raczej nie stworzą (nie wszyscy zresztą o tym marzą) – choćby dlatego, że „Polaczki” ręki do tego nie przyłożą – dlatego dziś na fali jest pomysł autonomii jedynie gospodarczej i finansowej.
Do Niemiec się nie przyłączą (nie wszyscy zresztą za tym tęsknią) – bo za daleko, no i granica prawnie ustanowiona. Kawałek Śląska jest w Czechach, ale komu z Pepikami po drodze?!
Do tego sami autochtoni się dzielą: na Ślązaków prawdziwych i sztucznych. Choć z tych samych wiosek i miasteczek, to ci drudzy – to ersatze, cholera, nie Ślązacy! Linię graniczną wyznaczają właśnie etnonacjonaliści – wije się wokół deklaracji o znaku równości między Ślązakiem i Polakiem, wokół historii, która jest pogmatwana, języka, który jest gnębiony. Jednym słowem wokół przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Śląska w Rzeczpospolitej. W Internecie, to już przepaść bez dna.
W dodatku taki Karwat ma czelność jawnie pluć na swoje śląskie gniazdo! Poczucie wyższości i pogardy często bierze się z głęboko wrośniętych kompleksów.
Kompletny brak kompleksów tworzy zazwyczaj kreaturę bezmyślną i zadufaną w sobie – jednak czułe piastowanie tych wewnętrznych własnych potworków doprowadza niekiedy do wyhodowania bestii groźnej i nieposkromionej – o czym doskonale wiedział niejaki Shakespeare. Lanie w ucho czy to rzeczywistej substancji trującej (tato Hamleta), czy to wrednej substancji metaforycznej (kumpel Otella) – często wszak prowadzi do nieobliczalnych skutków.
Dlatego zadziwia mnie stale to utwierdzanie Ślązaków przez samych Ślązaków (w tym wybitnych postaci) w przekonaniu, że są wciąż na spalonych pozycjach.
„Od średniowiecza pozostaje poza samodzielną grą polityczną, a o jego losie decydują obcy władcy: podbijany, zdobywany i przesuwany jak szafa pełna skarbów, ale nigdy nie samoistny”.
„…zawsze byliśmy pomiędzy wielkimi potentatami, bez siły własnej. Górny Śląsk jest historycznie stygmatyzowany na podległość i marginalność i to jest jego trwałe dziedzictwo. Nieszczęsny, nie był nawet „w pakiecie” rozbiorów Polski…”
„Górny Śląsk w polskim zoo II RP stał się rybą-stworzeniem bez głosu”.
„…Górny Śląsk stał się ziemią zdobyczną. I tak traktowany jest po dzień dzisiejszy.”
Tyle zgorzkniały mędrzec, którego skądinąd podziwiam i szanuję. Z którego oglądem śląskiej rzeczywistości ośmielam się nie zgadzać. Obawiam się zbitki kompleksów, zaciśniętej pięści i płonącej pochodni.
Obawiam się także tych, którzy próbują funkcjonować w układzie emigracji wewnętrznej – w ukrytym i jawnym sprzeciwie wobec polskości i Polaków. Chciałbym, żeby wrócili do swojego kraju zostawiając pogardę za progiem, bo tylko tak wraca się do własnego domu.
Ale w pozostałej części kraju również nie brakuje niepokojących symptomów? 11. Listopada także co roku wyłania Polaków prawdziwych i wredne podróbki. Śląsk naprawdę nie jest jedyną, zagubioną, nieznaną wyspą.
Komentarze
Pan Krawat napisał bardzo mądry artykuł i krzyczą na niego o ile czytuję forum DZ, „tylko” usual suspects, czyli lustrzane śląskie odbicia nacjonalistów polskich. Większość publiki milczy bo nie chce się włączać do pyskówki.
Póki co buraczana wersja śląskości jest znacznie mniejszym marginesem populacji Ślązaków niż buraczana wersja polskości w wydaniu ONR,RN,itp. w Polsce i miejmy nadzieję że tak już zostanie. Oczywiście może się to zmienić i należy przed tym ostrzegać, ale sądzę, że miną dekady a może i stulecia nim na marszu autonomii pojawią się świece dymne i latająca kostka brukowa.
mam kuzyna, urodzil sie z ojca o austriacko-zydowskich korzeniach i matki polki, mieszkal mnostwo lat w centrum Polski, wyksztalt zdobyl, potem emigrowal na Slask(Jastrzebie -Zdroj), w referendum podal ze jest slazakiem a mowi mi – wyuczony slazak, dzieci w GB studiuja i juz nawet nie przylatuja na swieta do Polski, on sam tam lata z zona. postanowil ten malowany gornoslazak walczyc przeciw polaczkom, on polak.
zaczynam wierzy w genius loci.
kto wie czy niebawem zacznie sie to samo dziac z Prusami bez prusakow, saksonami i branderburczykami bez tychze na zachodzie i pomorzu. co z tym centrum bedzie, bo ruskich wszyscy nienawidzimy. gdzieby ten srodek dokleic.
mysle ze ludzie zaczynaja doceniac przeszlosc ziem przynaleznych powojennej Polsce: pracowitosc, zaradnosc, dyscypline i sukcesy bylych mieszkancow. po prostu tesknimy za elita sprawna i moralna, panstwem sprawiedliwym i zorganizowanym. tym co my polacy nigdy nie potrafilismy.
Najlepszą rzeczą, którą mogą zrobić oskarżający Ślązaków o nacjonalizm niech będzie porównanie obrazków z ostatnich marszy autonomii ze zdjęciami z ostatnich marszy 11 listopada. I wtedy niech każdy uczciwie odpowie sobie na pytanie: gdzie nacjonalizm, gdzie ksenofobia, gdzie nienawiść.
gdyby III RP była państwem praworządnym i bogatym, zamiast katolickim i biednym i nierządnym, to nie byłoby problemów z mniejszościami narodowymi, które czuja się zagrożone.
Premier Tusk, łamiąc polskie prawo i obciążając kosztami państwo, zwołuje naradę PO w budynku Rady Ministrów. Jakby mu mało było kupowanie żonie nawet majtek za państwową kasę. Pozwala na łamanie prawa i oszustwa w PO w Dąbrowie Górniczej i pozbawienie praw wyborczych ludzi niechętnych jego baronowi.
O bezkarności jego ministrów, np. wydających mld na wyroby autostradopodobne lub na pociągi dla których nie ma i nie będzie torów. O bezkarności w łamaniu prawa i gnojeniu Polaków przez: policje, prokuratorów, sędziów, urzędasów i Episkopatu, tez trzeba wspomnieć.
Anonimowe fora mają to do siebie że są pełne prowokatorów podszywających się pod przeciwną stronę. Często ci sami forumowicze walczą sami ze sobą. Może posiadają nudne życie i nie wiedzą co z sobą począć. To taki typ człowieka który wcześniej dla swej małości doprowadzał sąsiadów do białej gorączki. Ta przypadłość nie jest niestety obca dziennikarzom którzy chętnie w swoich artykułach podpuszczają różne grupy na siebie by mieć ubaw i mnóstwo komentarzy pod swoimi wypocinami. Często podlewają to jeszcze własnym sosem arogancji i ignoracji.
Zaledwie dwa dni po corocznych rozrobach zwanych Swietem Niepodleglosci mieszkajacy na
spokojnym Gornym Slasku Jan Dziadul z troska pochyla sie nad tematem ktory wydaje mu sie jak najbardziej aktualny. Nie jest to bynajmniej zdziczenie obyczajow w jego polskiej ojczyznie . Sprawa jest o wiele bardziej powazna- chodzi o wojne na Gornym Slasku !
” Nienawisc, zacisniete piesci,plonace pochodnie ” pisze Dziadul , ” bestia grozna i nieposkromiona ” !
Szanowny Panie ! Wiem ze ciezko Panu zrozumiec dazenia Gornoslozakow . Przez tyle lat siedzieli cicho i pokornie, pelni wdziecznosci za kazdy znak przyzwolenia na okazanie swej odrebnosci. Ot , nic wielkiego, jakies piesniczki w ich dziwnym narzeczu , krupniok i pyk pyk z fajeczki. Nawet fajnie sie mieszkalo wsrod tych prostych , niewyksztalconych ludzi. Takie dobroduszne Gustliki .
Az tu nagle taka zmiana tonu . Jakies hajmaty , europa regionow, tozsamosc, brak zgody na polska narracje historyczna, poszukiwanie prawdy o swych przodkach, negacja jedynie prawdziwej ,polskiej wersji historii G.Slaska z germanskim butem,okowami niewoli,powrotem do macierzy itp itd
To faktycznie u Polaka moze wywolac niepokoj . Ale zeby az tak wielki ze az warty felietonu w Polityce ? Dwa dni po burdach w Warszawie ?
Nie chce mi się już po raz kolejny (już nie wiem który) wykładać moich racji i dowodzić, że białe (żółto-niebieskie) nie jest czarne (biało-czerwone). Panie Dziadul, nie było by sprawy, gdyby można było z Polakami w polskim sejmie załatwić te kilka podstawowych spraw dotyczących naszej kultury, a chodzi mianowicie o uznanie naszego języka, zrównanie z uprzywilejowaną pozycją języka Kaszubów. Niech mi pan i wszystkim moim kamratom wyjaśni dlaczego takiej błahostki nie da się załatwić, jednocześni pouczając Litwinów w tej samej sprawie? W nie wiadomo po co w wybudowanym Muzeum Górnego Śląska ma być tak jak sobie tego życzą Polacy, czyli polonocentryczna wizja historii tej ziemi. Nie wydaje się to panu więcej niż idiotyczne? Jak my was mamy polubić panie Dziadul?
Dobra, bo zaczynam się nakręcać, a to niczego nie zmieni, trzeba po prostu robić swoje i nie zaprzepaścić ani jednej okazji do pokazania Polakom pleców, wzruszenia ramion, obojętności. Silni bezsilnością możemy zdziałać więcej.
Z uwagi na zmęczenie i późną porę pozwolę sobie tylko na garść kreślonych „na gorąco” uwag…
„Na Karwata – mądrze do tej pory wspierającego dążenia do śląskiej identyfikacji (…)” – czy mam rozumieć, że ostatnią publikacją p. Karwat przekreślił w Pana oczach swój wizerunek jako osoby wspierającej mądrze?
„Mitami wrzucanymi do tego koszyka są przekonania o śląskiej pracowitości, poczuciu obowiązku, schludności, religijności” – to naprawdę tylko mity, bez śladu związku z rzeczywistością? Setki lat wpływu kultury zachodnioeuropejskiej – w czeskim i niemieckim wydaniu, osadnictwo niemieckie, nie miały żadnego wpływu na mieszkających tu ludzi? Jeśli teraz wydaje się to Panu mitami, to proszę porównać, jak nikła część potomków mieszkańców Śląska do 1945 mieszka w chwili obecnej w granicach RP… Proszę uwzględnić wpływ polskich rządów (w tym w komunistycznym wydaniu) przez ostatnich kilkadziesiąt lat. Czy emigranci ze Śląska cieszą się w Niemczech opinią leniwych brudnych olewających wszystko bezbożników? Może RFN to strasznie bałaganiarskie państwo, ale ja w mojej rodzinie słyszałem, owszem, o niechęci np. Bawarczyków z dziada pradziada wobec „Polaków”, co wszelako nie przeszkadzało im korzystać z usług owych „Polaków”, jeśli tylko było to miejscowym potrzebne – to chyba wystarczający certyfikat jakości? Co do religijności – w latach 90-tych czytałem we „Wprost”, że wg danych kościoła katolickiego ówczesne woj. katowickie miało największy odsetek uczestniczących w mszach spośród wszystkich województw… Wpływ ludności napływowej? Raczej nie, województwa „ściany” zachodniej, zamieszkałe w o wiele większym stopniu przez ludność napływową, miały wyraźnie niższy odsetek wiernych uczestniczących w mszach świętych…
Niepokoi Pana, że ktoś rzuca hasło „Chcemy Ślónska dla Ślónzaków”? Cóż, po pierwsze nie wiadomo, kto takie hasło rzuca – w internecie komentarze są często / gęsto anonimowe (przynajmniej dla laików). Po drugie, proponuję kwitować je tak, jak to robiono kilkanaście lat temu wobec hasła „Polska dla Polaków” – dodając „ziemia dla ziemniaków a księża na Księżyc” 🙂 Po trzecie, czy to, że takie hasło pojawiło się wiele lat po haśle „Polska dla Polaków” – nie jest przypadkiem dowodem na wpływ kultury polskiej na mieszkańców Śląska? Czyżby nie był Pan dumny z takich rezultatów polonizacji Śląska? 😉
„Poczucie wyższości i pogardy często bierze się z głęboko wrośniętych kompleksów. (…)” – hmmm… A któż to niedawno wywieszał transparent „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem”? Czyżby ci okropni Ślązacy? A jakie tradycje w relacjach z mniejszościami mają Polacy, tak dumni ze swej tolerancji, umiłowania wolności (naszej i waszej), tradycji wielonarodowej Rzeczypospolitej Polskiej? Co pchało emancypujących się narodowościowo Rusinów do rozpaczliwych zrywów powstańczych, aż po makabryczną rzeź na Wołyniu i partyzantkę w Bieszczadach? Dlaczego na Litwie przyjaciółka mojej mamy – z krwawiącą raną! – nie mogła kupić w aptece bandaża i wody utlenionej? Dlatego, że odezwała się po polsku? Co Białorusini i Rosjanie myślą o „polskich Panach” – nie wiem, ale wnosząc z relacji telewizyjnych o traktowaniu mniejszości polskiej czy utrudnianiu wymiany handlowej, jakoś szczególnie przyjaźnie nastawieni nie są… Jak to się dzieje, panie redaktorze, że żadna z nacji, która zaznała dobrodziejstw mieszkania w jednym państwie z prawdziwymi Polakami nie darzy ich sympatią? To miło, że dostrzega Pan źdźbło w oku bliźniego swego…
„Dokąd zaprowadzą regionalnych nacjonalistów?” – kogo zalicza Pan do „regionalnych nacjonalistów”? Jakiś Ślązaków? Ależ panie Redaktorze! Jeśli uważa Pan, że część Ślązaków jest NACJOnalistami, to uznaje Pan automatycznie istnienie śląskiej NACJI, czyli narodu – polecam lekturę hasła na internetowym Słowniku Języka Polskiego (http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2485564). Skoro zatem Pana zdaniem istnieje naród śląski, to jak określi Pan działanie polskich władz i polityków negujących i ukrywających jego istnienie? 🙂
„Autochtoniczni Ślązacy są mniejszością nawet w historycznej przestrzeni Górnego Śląska. I tutaj nic się nie zmieni.” – może przypomni Pan, panie Redaktorze, czytelnikom Polityki, jak to się stało? Wszak dorasta kolejne pokolenie, warto to przypomnieć, tym bardziej, że wykruszają się ostatni naoczni świadkowie owych czasów… Może zainteresuje Pana historia rodziny mojego przyjaciela, Ślązaka z dziada pradziada, pochodzącego z zachodniej części G. Śląska? Otóż rodzina jego matki była jedną z 2 rodzin w ich rodzinnej miejscowości, która pod kolejnymi rządami niemieckimi konsekwentnie deklarowała narodowość polską. W trakcie „czyszczenia etnicznego” zapakowano ich sąsiadów do wagonów bydlęcych i… kilka dni trzymano w zamkniętych wagonach na bocznicy. Babcia mojego przyjaciela przemogła strach i postanowiła zanieść wodę zamkniętym ludziom – starcom, kobietom, dzieciom… Żołnierz z eskorty składu wylał wodę na ziemię a kobietę – Polkę! – dotkliwie pobił. Jak Pan myśli, panie Redaktorze, w jakim wojsku służył ten żołnierz?
„Własnego państwa nie zbudują (nie wszyscy zresztą tego pragną)” – pierwsze słyszę, by po Konferencji Wersalskiej ktoś przemyśliwał o stworzeniu państwa śląskiego, nawet J. Kożdoń czy K. Ulitzka. Czy może Pan przytoczyć wypowiedź jakiegoś współczesnego polityka, ktory by coś takiego postulował? A odnośnie tego „nie wszyscy tego pragną” – ilu właściwie tego pragnie? Dysponuje Pan jakimiś wynikami stosownych badan socjologicznych? Czy wyraża Pan li tylko swoje osobiste przekonania?
„autonomii politycznej raczej nie stworzą (nie wszyscy zresztą o tym marzą)” – czy może Pan wyjaśnić, czego miałaby dotyczyć „autonomia polityczna”? W porównaniu chciażby do Statutu Organicznego Województwa Śląskiego z czasów II RP (nota bene: zniesionego prawem kaduka przez KRN)? Czy Statut Organiczny – który całkiem dobrze funkcjonował w czasach II RP – był ową „autonomią polityczną”? Dlaczego w książkach i publikacjach historycznych tak ciężko znaleźć informacje o tym ciekawym aczkolwiek tak dramatycznie przerwanym eksperymencie ustrojowym, który pozytywnie oceniali nawet jego początkowi krytycy – co sam Pan przyznał w 2010 roku (http://www.polityka.pl/historia/1507360,2,autonomiczny-slask-w-latach-dwudziestych.read)?
„„Polaczki”” – panie Redaktorze, bardzo proszę nie używać określeń o negatywnej konotacji! Tak postępując zniża się Pan do poziomu ludzi nazywających (część) Ślązaków – Ślązakowcami.
„Do Niemiec się nie przyłączą (nie wszyscy zresztą za tym tęsknią)” – pierwsze słyszę, by ktoś przemyśliwał o przyłączeniu się do Niemiec – pomijając obecne stosunki narodowościowe na G. Śląsku, jest to fizycznie niemożliwe – wszak po drodze jest jeszcze Dolny Śląsk, „wyczyszczony” ze Ślązaków o wiele drastyczniej niż Górny Śląsk. Czy może Pan przytoczyć wypowiedź jakiegoś współczesnego polityka, ktory by coś takiego postulował? A odnośnie tego „nie wszyscy tego pragną” – ilu właściwie tego pragnie? Dysponuje Pan jakimiś wynikami stosownych badan socjologicznych? Czy wyraża Pan li tylko swoje osobiste przekonania?
„Kawałek Śląska jest w Czechach, ale komu z Pepikami po drodze?!” – z trzech sąsiadów to właśnie Czechy wybrał J. Kożdoń, może jako najmniejsze zło? BTW – lekceważące określanie jako „Pepików” pragmatycznego narodu, który de facto wygrał wojnę z Polską o część Śląska Cieszyńskiego w 1920 roku a z II wojny światowej wyszedł w porównaniu z Polską praktycznie bez szwanku, jest moim skromnym zdaniem nie tylko hmmm… „kulturalne inaczej” ale też po prostu „inteligentne inaczej”.
„Obawiam się zbitki kompleksów, zaciśniętej pięści i płonącej pochodni.” – A kto miałby taki „Fakelzug” zorganizować? Jeśli dobrze pamiętam publikacje prasowe, kilka miesięcy temu zabierali się za to „prawdziwi Polacy” z jedynie słusznej partii, w reakcji na larum swojego posła z Opola, który – jeśli dobrze pamiętam – twierdził, że prowokacje mniejszości niemieckiej Polakom w Opolu już żyć nie dają. Owe potworne niemieckie „prześladowania” Polaków miały polegać na ustawieniu w niektórych podopolskich miejscowościach – zgodnie z polskim prawem – tablic z nazwami owych miejscowości w 2 językach. Sprawa jakoś umarła śmiercią naturalną, ale co ów poseł zażył sławy obrońcy polskości (tak dumnej wszak ze swojej tolerancji wobec mniejszości, tradycji wielonarodowej RP itd. itp.), to jego. Żeby było śmieszniej, polski prezydent, premier, rząd i parlament (przynajmniej większość) gromko domagają się tego samego od władz Litwy, w odniesieniu do miejscowości zamieszkałych przez mniejszość polską. Jak Kali komuś ukraść krowę… Ba! Władze RP wspierają też żądania mniejszości polskiej dotyczące oryginalnej pisowni imion i nazwisk Polaków na Litwie. Jak pan myśli, panie Redaktorze, cóż by to się działo w Polsce, gdyby mniejszość niemiecka wysunęła postulat pisania nazwisk niemieckich z użyciem niemieckich znakow diakrytycznych? A gdyby tak rząd RFN poparł te żądania? To miło, że dostrzega Pan źdźbło w oku bliźniego swego…
Rozumiem Pana obawy (jakkolwiek nie byłyby one wyolbrzymione). Nie jest Pan w tym osamotniony – jeśli nie wierzy mi Pan na słowo, to proszę poszukać na Youtube chociażby przemówienia p. Ciurloka po zorganizowanym przez RAŚ VII Marszu Autonomii. A jeśli zastanawia się Pan, co miałem na myśli pisząc o źdźble w oku bliźniego, to proszę zajrzeć na fora „prawdziwych Polaków”; na blogu R. Ziemkiewicza, pod wpisami w których poruszany był temat RAŚ, poczytałem sobie w komentarzach internautów o Freikorpsie, V kolumnie, dzieciach gestapowców, konieczności wysłania czołgów na Śląsk, konieczności zamknięcia Ślązaków w getcie. Dalej już nie czytałem – miałem dość. Swoją drogą – czy ta ostatnia uwaga nie jest ponurym potwierdzeniem słuszności uwagi „zgorzkniałego mędrca”, który – zapytany, kim są właściwie ci „Ślązacy”, odrzekł, że „vice-Żydami”?
@Rafał
/porównanie obrazków z ostatnich marszy autonomii ze zdjęciami z ostatnich marszy 11 listopada/
Więc proszę, tu zdjęcie z ostatniego marszu 11 listopada:
http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/wp-content/uploads/sites/2/2013/11/marsz-prezydencji-2013.jpg
Jeżeli nie ma na nim nacjonalizmu, ksenofobii, nienawiści – to znaczy, że są na marszach autonomii?
Szanowny redaktorze! Umiejętność czytania nie zawsze przekłada się na zdolność zrozumienia czytanego tekstu. A tak się stało z panem. Przeczytał pan felieton Krzysztofa Karwata z 4 października i opisał mniej lub bardziej udolnie. Czy zrozumiał pan przekaz? Osobiście wątpię. A podstawowe pytanie brzmi – jak to się dzieje, że Ślązacy w miarę narastania wolnej Polski odwracają się od niej. Dlaczego coraz bardziej nie czują się polskimi patriotami. I dlaczego coraz częściej i coraz głośniej o tym mówią? Częściową odpowiedź znajdzie pan w przebiegu i zdarzeniach marszu niepodległości w Warszawie. Resztę wyczyta z komentarzy do felietonu Karwata oraz do materiału w „Dzienniku Zachodnim”-„Czym jest nowoczesny patriotyzm” z 10 listopada br. Wystarczy przeczytać i pomyśleć.
Redaktorze. W „Polityce” robi pan za specjalistę od Śląska, bo go od dłuższego czasu opisuje. Rzecz w tym, że pan go do dzisiaj nie zrozumiał. Nie zdołał pan wniknąć w naszą śląską duszę, chociaż żyje tutaj tyle lat. Dlaczego? Bo mentalnie jest pan nadal polskim Litwinem. Fakt, urodzonym na Dolnym Śląsku, ale hołdującym kresowej polskości, którą rozsiewa w swym otoczeniu. Do tego daje pan nam odczuć swoją wyższość prawdziwego Polaka, kontynuatora Rzeczpospolitej szlacheckiej.
Po I wojnie, w czasach kiedy Górny Śląsk przyłączano do Polski, na mapie państw europejskich nie było Białorusi ani Ukrainy. Nie było także wolnego Śląska, chociaż byli tutaj ludzie forsujący takie rozwiązanie. Dzięki francuskiemu poparciu i tzw. III powstaniu, od Górnego Śląska oderwano 29% terenu i przyłączono do odrodzonej Polski. Dzięki temu Polska z dnia na dzień stała się dysponentem 58 % całego przemysłu górnośląskiego, wartego wtedy każdych pieniędzy i ofiar „ochotników” powstańców. Po II wojnie, jeden z ówczesnych agresorów przeforsował zmiany graniczne. Polska dostała resztę Śląska, Pomorze i Mazury. Przesiedlono także część wschodnich Polaków, w tym pańską rodzinę. Co prawda, są dzisiaj autorzy negujący polskość niektórych przesiedleńców. Ot, choćby Andrzej Kowalski, który w swej książce sugeruje, że Rosja (spadkobierca d. ZSRR) zostawiła nam sporą liczbę tzw. śpiochów (matrioszek). Jako Ślązak nie jestem w stanie zweryfikować prawdziwości tej tezy. Mogę w nią jednak uwierzyć. Sowieci, zajmując we wrześniu 1939 roku Kresy wschodnie, przejęli wszystkie akta stanu cywilnego tamtejszej ludności wraz z mieszkańcami. Znaczną część Polaków przesiedlili w głąb ZSRR. Mieli czas i możliwości, aby zalegendować swoją agenturę. Ludzie giną, ich dokumenty nie. W końcu na czele I armii LWP stało wielu „Polaków po komandirowkie”. Stalin nie byłby także takim idiotą, aby w otoczeniu swoich baz wojskowych na „ziemiach odzyskanych” lokować wrogich sobie Polaków. Może pan Kowalski ma rację? Z drugiej strony, póki na Białorusi i Ukrainie była liczna grupa Polaków, te narodowości nie miały szans na swoją państwowość. Wyrwały się do niej po rozpadzie ZSRR w 1991 roku. I jakoś nie marzą o federacji z Polską. Nawet Litwa, która tworzyła kiedyś Rzeczpospolitą Obojga Narodów, dzisiaj nie darzy Polski wielką estymą. Dlaczego, panie Dziadul? Dlaczego na kresach doszło bratobójczych walk między Polakami, Litwinami i Ukraińcami? Krzysztof Karwat wspomniał o tym przelotnie. A dlaczego 2,5 mln Polaków opuściło w ostatnich latach swoją ojczyznę?
Panie redaktorze. Pan ma swój udział w mieszaniu w śląsko-polskim kotle. Swoimi tekstami często podgrzewa atmosferę, wyzwalając internetowe pyskówki forumowiczów Dziennika Zachodniego. Przypomina nam, obcą Ślązakom tradycję „liberum veto”. Bo, Pan Dziadul nie pozwala nam być gospodarzami u siebie i aktywnie zarządzać swoją ziemią. Stąd – ze Śląska. Niestety, takich Dziaduli mamy tutaj multum. I im wygodniej jest, gdy o wszystkim decydują w Warszawie, a nie na Śląsku, Pomorzu, Warmii i Mazurach, Wielkopolsce, Małopolsce czy Podkarpaciu. Bo miejscowi nie wiedzą jak rządzić swoją ziemią? Dlatego łatwiej obrzucać nas obelgami i nazywać separatystami. Divide et impera. Pozdrawiam, redaktorze!
Szanowny Panie redaktorze!
Jest Pan gospodarzem blogu o haśle, które mnie zainteresowało jakiś czas temu, gdy zacząłem śledzić wpisy i komentarze na blogach Polityki. Nie znam zwyczajów redakcji, więc nie wiem, dlaczego Panu powierzono sprawy „śląskie”?
Czyżby tak opiniotwórcze medium nie miało ludzi, czujących problemy, nurtujące Ślązaków (dawnych i obecnych)?
Zresztą samo zdefiniowanie, kto jest Ślązakiem jest niezwykle trudne – bo nieznane są kryteria podziału mieszkańców umownego Śląska na Ślązaków i resztę „hołoty”. To nie ma mieć wydźwięku pejoratywnego i nie świadczy o bzdurnie przez Pana zapostulowanym poczuciu wyższości Ślązaków (autochtonów?) nad resztą mieszkańców kilku województw, które znajdują się na historycznych terenach śląskich. Skojarzyło mi się tylko z przemową gospodarza na warszawskim weselu (u Wiecha). Witał on znanych mu gości oraz „hołotę, która nie wiadomo jakim psim swędem znalazła się na weselu”.
Nie jestem socjologiem ani historykiem, ale zastanawiałem się w oparciu o zwyczajne prawa logiki nad tym problemem – „kto tak naprawdę jest Ślązakiem”?
Pisałem o tym szeroko w internetowej Silesii i wywołałem bardzo ciekawe ataki na moje nieśmiałe propozycje uściślenia pojęć. Jeśli to Pan interesuje to podam link.
Pan beztrosko łamie prawa logiki już w samym tytule wpisu. Nie wolno przeciwstawić sobie elementów ze zbiorów, które nie są rozdzielne! Konkretnie: Znam Ślązaków, którzy się czują Polakami (np. mój przyjaciel, prof. Marek, czy znana mi prof. Simonides) – znam jednak również Ślązaków, którzy czują się Niemcami, a nawet takich, którzy nie potrafią określić tak ostro swojej tożsamości narodowej (np. ja sam, ale takich jest więcej, na wszelki wypadek nie podam nazwisk, nie przesadzajmy z tą „wolnością słowa” w „demokratycznym” kraju).
Kogo Pan widzi walczących ze sobą w tej śląsko-polskiej wojnie?
Ślązaków-Polaków z Polakami bliżej nie sprecyzowanymi (warszawka?) czy Ślązaków – Niemców z obydwoma polskimi frakcjami, czy wreszcie z takimi jak ja? Oświadczam, że jestem stuprocentowym cywilistą i nie pójdę na inną wojnę niż na klawiatury na blogach. Żadne Fackelzugi i wrzaski „Śląsk dla kogokolwiek”!!!
Mogę nawet „walczyć” (bezkrwawo) z @bartoszcze, @Górnoślązakiem, czy z @klausbergiem (bo tam miałem rodzinę), tylko po co i o co?
Po uważnym przeczytaniu wpisu i komentarzy mogę się tylko dołączyć do większości opinii kolegów i serdecznie Panu radzę, aby Pan spróbował uwagi zrozumieć, bo dotąd faktycznie niezbyt Pan czuje tego bluesa, tej skomplikowanej duszy Ślązaka, ktokolwiek nim jest.
Nawet ja mam z tym kłopoty i w dyskusjach z fanatykami polskości unikałem drażliwych tematów, np. gdy prof. Marek napisał, że „Ślązak, który mówi, że czuje się Niemcem, utracił człowieczeństwo”! to podziękowałem tylko za egzemplarz autorski następnej książki i rozmawialiśmy o pogodzie i jego krewnych w moim mieście.
Nie ma potrzeby, abym skomentował Pański tekst. Uczynili to koledzy, precyzyjnie punktujący Pańskie wpadki historyczno-sojologiczno-poiltyczne. Robili to w sposób oględny i kulturalny i głęboka analiza ich słów przez Pana mogłaby Panu ułatwić prowadzenie „śląskiego” blogu.
Chcę tylko dodać, że obydwoma rękami mógłbym się podpisać pod cytatami „zgorzkniałego mędrca”, choć nie wiem, kogo Pan miał na myśli. Mogłyby pochodzić od „mędrca”, który radził Ślązakom wziąć swoje sprawy we własne ręce i nie liczyć na tych ‚ciulów’ z Warszawy”!
Problem śląski to kwestia czasu, a zwłaszcza zbliżenia się Polski do poziomu życia w Europie Zachodniej. To musi jeszcze trochę potrwać, tęsknoty za Niemcami będą opadać, a problem stopniowo wygaśnie.
Niestety nie mogę zrozumieć dlaczego bez najmniejszego sensu przytacza się owe kłamstwa o jakichś rzekomych zapędach do odłączenia od Polski lub przyłączenia do Niemiec. Te brednie to są zwyczajne pałki w rękach (i w puchatkowych rozumkach) wykpiwaczy śląskości. Najgłupsi i najmniej rozumiejący o co chodzi zwolennikom i sympatykom (nawet letnim) autonomiczności w pierwszej kolejności krzyczą tymi bredniami. To jest ich znak rozpoznawczy. Pani Redaktorze, nie warto tych bredni powtarzać nawet dla ironizowania.
@Andrzej:
Czy byłby Pan łaskaw doprecyzować, co ma Pan na myśli pisząc o „tęsknocie za Niemcami”? Czy może Pana zdaniem na ową tesknotę za Niemcami wskazują postulaty dotyczące autonomii województwa Śląskiego, analogicznej do Statutu Organicznego Województwa Śląskiego z czasów II RP (vide: http://pl.wikipedia.org/wiki/Statut_Organiczny_Wojew%C3%B3dztwa_%C5%9Al%C4%85skiego, pełny tekst: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19200730497)? Czyżby parlament II RP tak gorąco tęsknił za Niemcami, że uchwalił autonomię województwa Śląskiego? Przyzna Pan, że takie stwierdzenie w ciekawym świetle stawia czołowych polityków II RP, do tradycji której tak często i chętnie odwołują się politycy III RP (czy może już IV)? 😉
Pisząc „problem stopniowo wygaśnie” – jaki problem ma Pan na myśli? Czyżby Pana zdaniem problemem było to, że część obywateli RP wzięła na serio deklaracje polityków polskich o tym, że obecna RP jest kontynuatorką II RP? 😉 A może „problemem” jest to, że część obywateli RP, zamiast bezkrytycznie uznawać obecny zakres samorządności w Polsce za najwspanialszy na świecie, odwołuje się do doświadczeń USA, Szwajcarii, Niemiec, Austrii, Hiszpanii, Włoch, Wlk. Brytanii itd. itp. a w szczwególności II RP i postuluje jego pogłębienie?
Czy może Pana zdaniem „problemem” jest egzystencja w granicach RP ludzi, którzy deklarują swoją odrębność? Cóż, taki „problem” faktycznie może rozwiązać się z czasem, ale – jak się obawiam – nie tyle dzięki wzrostowi poziomu życia, co kolejnych fal emigracji i wymierania tych, którzy są (lub staną się) za starzy na emigrację…
Dziękując za komentarze @Antonius ,@zak1953 ,@ mały pluszowy miś ,@Śleper i@ Woziwoda i podzielając w pełni ich opinie nie dodaję zdania .
Mieszkam w oddaleniu od Górnego Ślaska ,na codzień czytam interentowe wydanie Dziennika Zachodniego i …prosze sobie panie Janie Dziadul wyobrazić że moja ” Diaspora ” liczy tu 5 osób . Kiedy spotykamy się to Godomy , no i często bywamy na Naszym ŚLASKU , Teresa doktórka mówi ” my tu jednak na obczyźnie” .Często jestem w Berlinie , a w Warszawie po wizę do US .
Co Nas wyróżniało w naszych środowiskach zawodowych przez te lata ?
Łatwość bycia lepszym , wystarczyło na tzw. „pół gwizdka „.
Panie Janki, czytam Pana od dawna i w tym przypadku zgadzam się w 100%
Panie Janie !
Naprawdę nie chodzi o moje Ego ,ale mineło 24 godziny a moj wpis wisi .
Jest pan rzadko odwiedzanym autorem Blogu ,czy ta sytacja panu odpowiada ,a moze redakcji POLITYKI ktorej wystarczy interesujacy tytuł Śląsk z bliska ?
Z Pozdrowieniem
Ślązaków się w Polsce nie lubi.
Chociaż brzmi to kolokwialnie, ba, nawet prostacko – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Trudno nie dostrzec tego w sytuacji, kiedy jest się Ślązakiem wśród coraz bardziej malejącej populacji tego plemienia od prawie sześcdziesięciu lat.
Ślązaków nie lubiano w dwudziestoleciu międzywojennym, ponieważ byli niewykształceni i za nic mieli etos rycersko-szlachecki.
Potem nie lubiano ich za braci, ojców i dziadków w Wehrmachcie.
Następnie za paczki z Reichu i za sklepy komercyjne dla górników.
Teraz za próby autonomii terytorialnej i usankcjonowania „godki śląskiej”.
Kiedy czytam o rzekomym zagrożeniu dla integralności Polski poprzez ewentualne uzyskanie autonomii dla Śląska bo „oni chcą przyłączenia do Niemiec”, powinienem załozyc, że mam do czynienia z idiotami.
Ale podejrzewam, co tkwi „pozatem”.
Ten pseudopatriotyczny bełkot wynika z obawy, że Ślązacy po uzyskaniu autonomii uzyskaliby cokolwiek więcej w wymiarze materialnym, niż mieszkaniec Mazowsza lub Małopolski.
Ponieważ Polska była i jest krajem bezinteresownej zawiści. Krajem, w którym szewc z Krakowa zazdrości kanonikowi z Torunia, że został Biskupem.
Oparta na zawiści była i jest niechęc wobec Niemców, Żydów i wszystkich tych, którzy mają więcej.
Oraz pogarda dla tych, którzy mają mniej (Ukraińcy, Białorusini itp).
Niechęc, zawiśc i kompletne nieuctwo w zakresie historii Śląska to papierek lakmusowy intencji osobników typu bartoszcze, którzy wyskakują jak diabeł z pudełka w internecie wszędzie tam, gdzie pada słowo „autonomia”.
Bartoszcze przypomina mi pewnego Rosjanina, rzekomo wykształconego, który nie potrafił pojąc, że na terenie jednego, niewielkiego państwa można używac różnych języków, kultywowac różne obyczaje i pozwolic na słabe rządy centrum.
Cóż, homo sovieticus są wciąż wśród nas…
Z tym niewyksztalceniem Slazakow.Nie bardzo w to wierze.Podam kilka przykladow.
Prusy w 1717 wprowadzily obowiazek szkolny,takze na Slasku;w Warszawie w 1945.zabor ros.Od 1918 ci nieuki rzadza.
Oddziedziczylem ,po wujku,rolniku na 11 ha,biblioteke domowa.Mam tam Biblie z 1864 wydan po polsku w …Berlinie,druga z 1854 oparta na tlumaczeniu polskim z 1632,tez w jez.polkim w Halle i Brockhaus z 1905 w jez.niemieckim:13 opaslych tomow.
Znany mi smieszny przyklad:w1932 wybudowano gimnazjum na Slasku;rzemieslnik po otwarciu objasnial nauczycielom z Kongresowki jak obslugiwac spluczke klozetu.
Polskim nieszczesciem jest to, ze Pilsudzki zorganizowal Pols
ke na wzor dywizji z siedziba w Warszawie i tak pozostalo.Powstalo Krolestwo Warszawskie ,twor totalnie scentralizowany w ktorym np.jak zbierac smieci decyduje Warszawiak.Dalej tak do biedy!!!!
A teraz,naturalnie,cenzura Dziadula,czlowieka ktoremu wydaje sie ,ze wie cos o Slasku!
Z.B.I.G.
100 % racji – z malym zastrzezeniem .
W 20leciu miedzywojennym Slazakow nielubiano to fakt ale przyczyna w zaden sposob nie moze byc slaby poziom ich wyksztalcenia. Oczywiscie mieli trudnosci z jezykiem polskim ale w przeciwienstwie do Polski / wg owczesnych Rocznikow Statystycznych poziom analfabetyzmu w Polsce byl zastraszajacy / w Rzeszy Niemieckiej juz wtedy istnial przymus szkolnictwa ludowego. Wystarczy poczytac z jakim zachwytem pisze o wiejskich szkolach na zachod od Brynicy polski propagandzista plebiscytowy Zdzislaw Zdziarski w swej ksiazce „Wrazenia z Gornego Slaska” w roku 1921.
Do: Mały pluszowy miś, zak1953, Antonius i inni
1.W sprawie red. Karwata składam niniejszym deklarację: idę za nim i za tym, co napisał, jak w dym – teraz i zawsze, mam nadzieję.
2.”…leniwi, olewający wszystko, brudni Ślązacy” – proszę mi wskazać chociaż jedno zdanie we wszystkich moich tekstach, sugerujące zbliżoną choćby opinię do zacytowanej.
Wprost przeciwnie – żyję na Śląsku od lat i w dużej mierze utożsamiam się z tą ziemią. Daję sobie prawo do głosu w dyskusji dlatego, że jest to dla mnie dyskurs ważny. Od dawna twierdzę, że ten region zamieszkują ludzie z potencjałem, który próbuje się osłabić. To nie ja przecież puściłem w świat konstatację, że Ślązacy są dupowaci. Albo, że zawsze im wiatr w oczy, począwszy od średniowiecza. Wprost przeciwnie – uważam, że mają dokładnie takie same możliwości, jak mieszkańcy innych regionów naszego kraju. I że należy im się dokładnie tyle samo, co innym. Ni mniej, ni więcej. Co nie znaczy, że nie dostrzegam istniejących różnic, które charakteryzują grupy etniczne. I nie odbieram grupom tym broń Boże prawa do kulturowej, własnej tożsamości. Ale postrzegam je równocześnie raczej jako bogactwo w narodowym zbiorze, niż asumpt do stanowczej odrębności.
3.Na marginesie – proszę sprawdzić: mit założycielski. Mit to nie znaczy jedynie, że można coś włożyć między bajki. To źródło pewnych poglądów, wynik pewnych faktów historycznych, które działy się i tym swoim „dzianiem się” – dały początek ogólnym opiniom. Tak więc kiedy użyłem tego określenia – miałem na myśli rzeczywiste cechy Ślązaków, których powtarzalność pozwoliła wybrać odpowiednie przymiotniki – solidny, pobożny, pracowity. Czyż ich zbiór nie tworzy elementów mitu założycielskiego? Piszę: ”w tym znaczeniu mit nie jest nieprawdą”. W odpowiedzi pluszowy pyta: „to naprawdę tylko mity, bez śladu związku z rzeczywistością?” I jak tu się dogadać? Ależ jak najbardziej mają związek – zauważył to przecież już Goethe we wpisie „Do tarnogórskich górników”: Rozum i rzetelność są wsparciem jedynym/to one dzierżą klucz do skarbów wszelkich/Jakie przechowuje ziemia. Poeta ubrał pracowitość (rzetelność) w literacki ancug – i chwała mu za to. To ważny element tożsamości – jak chcecie – górnośląskiej. Tylko co dalej z mitami? Kiedy na ubiegłorocznej dyskusji o Muzeum Śląskim w Sali Sejmiku Śląskiego padło przekonanie – a czuję, że i goście tam gościli – iż przyszła historyczna wystawa stała powinna być mitem założycielskim Górnego Śląska, to zdziwił się temu nawet prof. Ryszard Kaczmarek. A co by ten mit miał zakładać, kiedy żyjemy w niepodległym państwie? – pytał. No właśnie: co by ten mit miał zakładać?
4.”Polska dla Polaków” jest hasłem równie durnym i niebezpiecznym, co „Śląsk dla Ślązaków”. Ale prawdą jest przecież, że śląska ziemia leży w polskiej ziemi. Nie da się temu zaprzeczyć i nie trzeba chcieć. Jakiż więc ma być wpływ kultury w naszym regionie, jak nie polski? W drugą stronę może to działać tylko wtedy, kiedy mądrze będą pracować śląscy ambasadorzy (wystawy, konferencje, ważne wydarzenia kulturalne – jak ogólnopolskie dyktando Krysi Bochenek, „Lista Wielkich Ślązaków”, internetowy portal „furgaleria.pl” i wiele innych).
Nie zgadzam się z terminem „polonizacja”. Leżąc niedawno w szpitalu przekonałem się, że gwara śląska ma się całkiem nieźle. Wszyscy godkę śląską znają i używają z upodobaniem ile wlezie. To samo w osiedlowych sklepach i sklepikach. Zapewniam, że nieprawdziwi Ślązacy – jak ja i reszta napływowych przyglądają się temu przyjaźnie i z aprobatą.
5.Żeby wywiesić transparent „Litewski chamie…..” trzeba być skrajnym idiotą i jednocześnie mieć dużo złej woli. Czy możemy zgodzić się z tym podsumowaniem i zamknąć sprawę? Bo chyba nikt nie myśli uogólniać – to wprawdzie Polak spreparował to zdarzenie, ale nie bójmy się powiedzieć: Polak-kretyn.
Jeśli podobnie durne i złe zdarzenie będzie miało miejsce gdzie indziej – powiem tak samo bez najmniejszych oporów: Francuz- kretyn, Rosjanin – kretyn, Niemiec – kretyn, Mazur – kretyn, Ślązak-kretyn (w zależności od lokalizacji durnego zdarzenia).
6.Co do polskiej tolerancji, umiłowania wolności (naszej i waszej), oraz tradycji wielonarodowościowej Rzeczpospolitej Polskiej – również traktuję te określenia jak mity założycielskie. Na temat wniosków wyciągniętych z faktu rzezi wołyńskiej i partyzantki w Bieszczadach pozwolę sobie zachować inne zdanie i nie „wchodzić w temat”.
Natomiast inny wniosek – że żadna z nacji z którą żyliśmy w naszej wspólnocie państwowej nie darzy nas sympatią – od razu poddam w wątpliwość. W każdej rozmowie prof. Szewach Weiss zaznacza bardzo wyraźnie, że Żydzi doznali w naszym kraju wiele dobrego – także w strasznym wojennym czasie. Więcej dobrego, niż złego – czego jednym z wielu wyznaczników są polskie drzewka w Ogrodzie Jad Waszem, uznanie i uhonorowanie Polskiej Żegoty, Irena Sendlerowa – i tragiczne życiorysy wielu zwykłych polskich Żydów. Tak samo uważa prof. Władysław Bartoszewski – czyż mogę wesprzeć się większymi autorytetami?
Bo chyba nadużyciem i niesprawiedliwością byłaby próba uogólniania tak haniebnych wydarzeń, jak Jedwabne? Rzeczywistość Grossa istniała – tak jak wszędzie istnieje zło – ale była tylko częścią dużej, innej rzeczywistości. Tak samo jak różne Tragedie.
Jeśli więc czepiam się źdźbła w oku swego bliźniego – to dlatego, że widzę i mam świadomość belki w moim narzędziu wzroku. A jeśli mam tego świadomość – widzenie jednostronności ocen moich adwersarzy nie jest zniekształcone.
7.W rewolucyjnym zapale budowania tożsamości górnośląskiej tracicie gdzieś poczucie humoru. Kiedy piszę, że państwa własnego Ślązacy (tym bardziej Górnoślązacy) nie zbudują, autonomii politycznej nie stworzą (misia odsyłam do poznania składowych tego pojęcia), do Niemiec im daleko, a z Pepikami nie po drodze (jak to jest, że sami Czesi czuja się Pepikami i serdecznie się z tego śmieją, a wy tu sieriozno o lekceważeniu narodu?) – to ironię czuć przecież na kilometry. Ja tu mieszkam, więc wiem, że to budowanie zamków z pisaku. Problem w tym, że w Polsce bierze się to na poważnie – zbyt poważnie.
8. Trochę inaczej postrzegamy historię. Kiedy zak1953 pisze o „tzw. III powstaniu i oderwaniu od Górnego Śląska 29 proc. terenu” – to w czyim to imieniu? Wszystkich Ślązaków? To skąd się lęgną ci, też z krwi i kości, dla których powstanie nie jest tzw., ani nie jest wojną domową – tylko III Powstaniem Śląskim po którym nastąpiło połączenie z Polską. Może nie są prawdziwymi Ślązakami? Jak arcybiskup na którego – po słowach: „Żyjemy na Śląsku, ale jesteśmy Polakami” – spadły gromy z jasnego nieba! Nie tylko w internetowych ściekach. Że Kościół porzucił, czy też nie rozumie Ślązaków! – to echo ciągle słychać. Więc: jakich Ślązaków nie rozumie, których porzucił? Z ciekawości zapytam: dopuszczalne jest jeszcze stawianie znaku równości między Ślązakiem i Polakiem?
„Po wojnie jeden z agresorów przeforsował zmiany graniczne” – po których cały Śląsk znalazł się w Polsce; jak też inne ziemie III Rzeszy. Do dziś boli, co? Wkurwia, nóż się sam w kieszeni otwiera? Tylko, co ja na to poradzę?! Ale ten „jeden z agresorów” mógłby sobie kreślić palcem po mapie do usranej śmierci, co zresztą lubił, gdyby jego sojusznicy – USA i WB – na to nie pozwolili. Potem żałowali, ale to już inna opowieść.
Karmicie się historią po historii – piękna rzecz, choć oderwana od rzeczywistości. Już się gubię: lubicie tę przedwojenna autonomię do końca jej dni, czy uważacie, że po przewrocie majowym zostały z niej tylko nędzne szczątki? Ale to na marginesie. Miś pisze o zniesieniu autonomii „prawem kaduka przez KRN”. Tak było, są papiery. Tylko, co w 1939 r. zrobił z autonomią ten, no jak mu tam?, no ten z wąsikiem, którego wojska tak entuzjastycznie witano? Pozdrawiam wszystkich, którzy wierzą, że po 1945 r. były warunki trwania autonomii w przedwojennej postaci, no i możliwości polityczne do jej funkcjonowania w powojennych realiach.
9. Antonius pyta kogo widzę walczących ze sobą w tej śląsko – polskiej wojnie? Z kolei miś cytuje internetowe fora o RAŚ: Freikorps, V kolumna, dzieci gestapowców; przywoływane są poglądy o konieczności wysłania czołgów na Śląsk i zamknięcia Ślązaków w getcie. Druga strona nie pozostaje dłużna. Czytacie, sami wiecie. Ja tylko piszę, że dyskurs w Internecie zmienił się w swoiste wojenki śląsko – polskie. Coraz bardziej zażarte i poszyte nienawiścią. Czy powinniśmy być obojętni wobec internetowych zmagań jeżeli zaczynają wchodzić już poza wirtualny świat?
10. Tak na wszelki wypadek i dla poprawienia samopoczucia oglądnę dzisiaj Kabaret Boba Fosse`a – po raz któryś tam. Może uspokoi, coś zagłuszy, a może nie?!
Nie interesują mnie aktualne wpisy i komentarze na blogach Polityki i z nudów ponownie przeczytałem dość skromny materiał na tym blogu. W zasadzie nie mam wiele do dodania, ale przypomniałem sobie moją absolutna zgodę z wypowiedziami anonimowego „zgorzkniałego mędrca”, z którym nie zgadza się gospodarz blogu. Postanowiłem te uwagi jeszcze raz przeanalizować i natrafiłem na słowa gospodarza m. in. o emigracji wewnętrznej:
***Tyle zgorzkniały mędrzec, którego skądinąd podziwiam i szanuję. Z którego oglądem śląskiej rzeczywistości ośmielam się nie zgadzać. Obawiam się zbitki kompleksów, zaciśniętej pięści i płonącej pochodni.
Obawiam się także tych, którzy próbują funkcjonować w układzie emigracji wewnętrznej – w ukrytym i jawnym sprzeciwie wobec polskości i Polaków. Chciałbym, żeby wrócili do swojego kraju zostawiając pogardę za progiem, bo tylko tak wraca się do własnego domu.***
Pamiętałem hasło „emigracja wewnętrzna” z czasów Rakowskiego, który jako niby światły komunista (socjalizm tak – wypaczenia nie) zaprosił ludzi z grupy takich emigrantów wewnętrznych do dyskusji, a jeśli ich pytania lub wątpliwości nie były po jego myśli, wtedy chamsko ich obrażał, co mu też wypomniała mądra i spokojna „emigrantka”.
Jakoś nie za bardzo widziałem sensu w wypowiedzi gospodarza i zajrzałem do Wikipedii. Cóż ta „pani” mówi na temat „E. w.” i jak się ma ten piernik socjologiczny do wiatraka sytuacji Ślązaków – autochtonów”, czyli do mojej „zakamuflowanej opcji”?
Być może gospodarz wyklucza ze swoich rozważań ten wymierający relikt przeszłości – niechlubnej” i myśli tylko o „Gorzelikach” (młodych i przybyłych na Śląsk po wojnie)? Tacy ludzie jak ja to chyba odpowiednik „żołnierzy wyklętych” – choć pacyfistycznych, ale i wyklętych, przeklętych, pogardzanych i dyskryminowanych?
Czy ta nasza „rzyć” dokładnie pasuje na „nachtopf” tej emigracji wewnętrznej? Odpowiem na to moje retoryczne pytanie, analizując definicję tejże emigracji:
***Emigracja wewnętrzna to termin z zakresu psychologii oznaczający dobrowolne wycofanie się jednostki z udziału w życiu publicznym. Emigracja wewnętrzna ma najczęściej miejsce w państwach totalitarnych i autorytarnych, gdzie emigracja jednostek jest uniemożliwiona lub znacznie utrudniona.
Osoba na emigracji wewnętrznej koncentruje się na sobie, swojej rodzinie i znajomych izolując się od reszty społeczeństwa.
W PRL pojęcie to było używane wobec postawy polskiej inteligencji wobec komunizmu w okresie stanu wojennego i przez cała dekadę lat 80. XX wieku. Oznaczało bierny opór wobec systemu poprzez ucieczkę od otaczającej rzeczywistości np. część artystów bojkotowała reżimową TVP.***
Faktycznie – część definicji dotyczy mnie i moich pobratymców. Mam w d… polityków i władców wszelkiej maści i nie uczestniczę świadomie w życiu publicznym, olewam wszelkie wybory itp. Mam powody – obserwując rzeczywistość zdaję sobie sprawę z tego, że mój głos i tak się nie liczy, tak jak nie liczy się władza z moim interesem.
Odnośnie oceny, czy żyłem i żyję w państwie totalitarnym lub autorytatywnym nie wypowiadam się, bo to trudno rozgryźć. PRL była niewątpliwie dość totalitarna i faktyczna emigracja była utrudniona, ale kto bardzo chciał, to wyemigrował. Na przełomie politycznym, niektórym wręcz „zasugerowano” emigrację (kochankom panny S).
Są jednak tacy, którzy są tak durni, że nie chcą opuścić swej ojczyzny mimo braku zgody na ich traktowanie przez władze , a nawet dużej części społeczeństwa, która nie lubi Ślązaków tak à priori, nie znając ich wcale, jak to wyjawił @Z.B.I.G.
Z taką postawą niechęci „na wszelki wypadek” spotkała się moja córka na studiach ze strony kolegów z różnych stron Polski, choć płynie w niej też przyzwoita krew z za Buga (żony), a nie ma najmniejszych naleciałości gwarowych (bo skąd, jeśli matka jest porządna, a ojciec nie wtrąca się do wychowania córki na patriotkę polską – ba! prawie szowinistkę!?).
Widać z tego, że w dużej mierze hasło „e. w.” pasuje do mojego zachowania, ale niezupełnie. Nigdy nie zamierzałem wyemigrować z „mojego kraju”, więc nie muszę, a nawet nie mogę do niego „wracać”. Nie ma jednak groźby z mojej strony, której obawia się gospodarz, że wybiorę się na spacer z pochodniami i śpiewem na ustach („Oberschlesien, Du mein liebes Heimatland…”). Kto miałby pchać mój wózek inwalidzki? Żona z Galicji? Ona straciła swoją ojczyznę, ja zostałem tylko spolonizowany, to chyba lepszy los? Ta „drobna” dyskryminacja przez tych głupich 70 lat to przecież nie tragedia!
Nie proszę śpiewem w kościele Boga o to, żeby mi zwrócił wolną ojczyznę, co czyni cały „Naród”, tzn. PrawdziwiPolacyPatriociKatolicy i to z kilku powodów:
1) To nie on mi ją zabrał, a może Sowieci plus inne siły,
2) tak naprawdę wolna nigdy nie była, tyko mniej lub więcej uciskana, a zawsze wyzyskiwana,
3) jestem bezbożnikiem i nie wiem do kogo się zwracać w tej sprawie.
Nie żądam nawet autonomii, bo wiem, że jej i tak nie doczekam, a dzieci może wyemigrują „zewnętrznie” jak będą miały dosyć?
Mam tylko wątpliwość, czy po dekadzie lat 80-tych zakończyła się emigracja wewnętrzna wielu Polaków (y compris Ślązaków, to jest Polaków pośledniejszego gatunku). Optymizm gospodarza uważam za przesadny.
Poza tym mógłby się zastanowić nad tym, kto kim bardziej pogardza.
Rację ma gospodarz (według definicji) również z tym, że olewamy – Ślązak + Galicjanka – reżimową telewizję, ale jeszcze bardziej prawdziwie patriotyczne media (słoików i pierników).
Po wklejeniu mojego tekstu zauważyłem dopiero wpis-komentarz gospodarza. Odnotowuję to jako fakt bardzo pozytywny. Gospodarz blogu udaje, że szanuje swoich komentatorów (lub naprawdę tak myśli), czyta komentarze (to zresztą nie sztuka, niechby tak próbował robić Kuczyński) i odnosi się do „kudłatych” myśli blogowiczów. Niby trochę sobie dworuję, ale naprawdę uważam to za dobry prognostyk. Trochę nie było mi na rękę wymienianie całej listy w jednym oddechu, bo z pewnymi uwagami, zarówno we wpisie jak i komentarzu gospodarza się zgadzam, krytykowałem tylko „wybiórczo”.
Powracam jednak z uporem maniaka do najważniejszego problemu, tzn. konieczności ustalenia pojęć podstawowych przed dyskusją, a nie w trakcie lub zamiast; „po” też nie ma sensu.
Zabawię się w „lokowanie produktów” i zacytuję fragment mojego artykułu w Silesii, który już ugrzązł w nirwanie sieci, ale trwa na moim twardym dysku (ściślej – nie moim, bo nie mam wbudowanego, ale na dysku mojego komputera).
Wybrane cytaty:
O czym należy pamiętać przy dyskusji o Śląsku i Ślązakach
Bardzo dawno temu napisałem pseudonaukową rozprawę na temat hasła Ślązak=Polak, które często napotkałem w publikatorach, a nic bardziej mylnego. Artykuł był długi i starałem się dokładnie wyjaśnić, dlaczego zarówno to hasło jak i zbliżone, tylko z wymianą np. wyrazu „Polak” na „Niemiec” (jak to widzi prezes z tą swoją „zakamuflowaną” opcją, czy prezydent, nie mający pojęcia o specyfice śląskiej i tylko popisujący się gafami) jest fałszywe.
===============================================
Kto jest Ślązakiem?
Podaję niektóre możliwe wersje:
1) najprostsza – każdy aktualny mieszkaniec Województwa Śląskiego (to jest oczywista oczywistość, bo to wynika z nazwy), i pewnie Opolskiego (w całości) oraz Wrocławskiego (w części?). Najłatwiej byłoby zaakceptować hitlerowski podział administracyjny: Gau Oberschlesien i Gau Niederschlesien – razem (w czambuł) Schlesien – niezależne od subtelności obejmuje to teren kilku aktualnych województw. W myśl takiej definicji mój wnuk byłby Kaszubem, bo mieszka nad morzem, a jeśli Kutz mieszka w Warszawie – to przestałby być Ślązakiem. Od razu widać, że taka definicja nie może być zaakceptowana przez wielu ludzi.
2) Ci co się urodzili na Śląsku, niezależnie od aktualnego miejsca zamieszkania lub kraju stałego pobytu. Tak chyba definiowano Ślązaka podczas plebiscytu, na który m. in. przyjechała moja matka z Aachen (bo urodziła się na Śląsku), choć wiele lat przebywała daleko od domu. Ponadto kłopot z taką identyfikacją mogą mieć najmłodsi mieszkańcy Śląska, wprawdzie urodzeni tutaj, ale „mleko matki” pochodziło z innego regionu (np. mój zięć – rodzice z Kłobucka – w domyśle – „medalikarz”).
Czy on się czuje Ślązakiem – cokolwiek miałoby to znaczyć? Nie wiem i nie zapytam, bo uważałby, że na starość zupełnie zgłupiałem – on ma inne priorytety i zmartwienia. Moja córka zauważyła podczas studiów dziwną niechęć lub uprzedzenie ogółu studentów do kolegów rodem ze Śląska, niezależnie od prezentowanych poglądów lub naleciałości gwarowych, które dyskwalifikują już zupełnie. Widać jednak, że taka definicja ma szanse akceptacji – ale poza Śląskiem.
3) Ludzie, których wstępni do pradziadków włącznie urodzili się na tym terenie. To byłoby analogiczne do wymogów, stawianych niektórym Ślązakom, ubiegającym się o obywatelstwo niemieckie – różnica polegałaby na tym, że uwzględniono by obszary zarówno pod administracją polską jak i niemiecką oraz czeską. Tych czasem nazywa się teraz „rdzennymi” Ślązakami lub „autochtonami”. Za taką definicją optowałbym osobiście, o zmianie będzie można pomyśleć po kilku pokoleniach nowych obywateli, gdy moje pokolenie znajdzie się już na „ostatecznym” miejscu pobytu.
4) Może ktoś wymyśli coś innego i genialnego?
Wtedy blogowicze atakowali mnie za różne opinie, ale podaję tylko dwie uwagi:
1)”Ślązak to jak Yeti – wszyscy o nim mówią, a nikt go jeszcze nie widział”.
2)”Slicznie wasc godosz – prowda jedna – Slunzok to Polok-albo przyszywany Niemiec”
===============================================
Obawiam się, że szczególnie ta druga opinia dominuje wśród Polaków, a na pewno w „Narodzie”, skoro prezes ma zbliżone spojrzenie na ten problem etniczny.
PS
Rytm pracy moderatorów blogu jest taki, że sensowna dyskusja między komentatorami jest niemożliwa. Zanim mój komentarz ujrzy „światło blogowe”, pojawiają się inne z ukrycia, których się nie widziało, pisząc swój tekst. Może takie utrudnienie jest celowe? Nie ma go w szeregu innych blogów. Znalazłem rozszerzoną dyskusję o nielubieniu Ślązaków i jego przyczynach. Nie akceptuję niektórych argumentów, lub sformułowań nieprawdziwych, a wynikających zarówno z braku zrozumienia sytuacji, jak i na uogólnieniu opinii o ludziach z różnych części Śląska.
Mówić o braku wykształcenia Ślązaków w okresie międzywojennym jest bezsensowne bez podkreślenia, o których Ślązaków chodzi. Pomylono też brak wykształcenia z analfabetyzmem. Nabytek poplebiscytowy z terenu Prus na pewno nie był analfabetą, bo ukończył niemiecką szkołę. Nie miał tez na ogół trudności z mówionym językiem polskim, a jeśli miał, to go wypierd..o z Polski bez litości zgodnie ze starym hasłem: „Polska dla Polaków”!
Mógł nie umieć czytać i pisać po polsku, no chyba, że był taki przewidujący jak mój ojciec i z polskiego elementarza uzupełnił sobie wykształcenie w pierwszych latach XX wieku (indywidualnie). Nie było mu to potrzebne przed wojną, bo nasza część Śląska została w Prusach. To głównie ja skorzystałem z tego elementarza w roku 1945. Umiejętności ojca nie przydały mu się nawet po roku 1945, bo komisja go nie zweryfikowała jako godnego Tymczasowego Zaświadczenia Narodowości Polskiej i umarł jako obywatel pruski, płacąc reparacje wojenne ze swojej skromnej pensji.
Jest chyba tylko jedna wspólna tendencja u większości Ślązaków, niezależna od położenia geograficznego i uwarunkowań historycznych – nie zajmowali się pierdołami (studiowanie historii, polityki itp.), pracowali natychmiast po skończeniu szkoły, albo (zamożniejsi) studiowali nauki techniczne, nie mając zaufania do kolejnych władców Śląska. Tym nie zależało, delikatnie mówiąc i nie zależy do dziś na pojawieniu się rodzimej inteligencji, mogącej pretendować do stanowisk w polityce. Wystarczy ucho przyłożyć do ula z „najlepszymi …synami narodu” (ksywa – parlament), aby usłyszeć pogardliwe słowa o śląskim pośle, który „ślązaczy”. Nieważne, czy jest mądry czy głupi, czy się nadaje czy nie – nie jest szanowany, bo pochodzi ze Śląska (np. Tomczykiewicz).
Nawet tak porządni Polacy jak komentatorzy Szkła Kontaktowego, chcąc mocno zakpić z bezliku absurdalnych sejmowych zespołów, jako najlepszy przykład absurdu podają zespól „miłośników śląskiej godki”.
Moim zdaniem właśnie taki zespół ma sens przy tak negatywnie ustosunkowanej do Ślązaków „warszawce”, a nie „miłośnicy zamachów smoleńskich” (jedno- i wielopunktowych wybuchów helowej mgły trotylowej – sztucznej oczywiście”!).
Osobiście też miałem kontakt z „właściwym” podejściem do aspiracji kształceniowych autochtonów. Podczas przesłuchania na milicji po wybuchu „jednopunktowym” w auli, dokonanym przez Kowalczyków, gdański pułkownik miał do mnie pretensje, że nie modlę się dziękczynnie na kolanach do władz PRL, a „przecież pozwolono panu na zrobienie doktoratu i pracę w uczelni opolskiej”. To mnie tak zdenerwowało, że chciałem zapytać:
„A gdzie, kurwa, Ślązak ma pracować i zdobywać stopnie naukowe, jeśli nie na swojej ziemi”???
Tego wyrazu-łącznika nie użyłem wtedy, bo nie słyszałem go przed „wyzwoleniem” i jeszcze nie przywykłem do piękna i subtelności polskiej mowy. Teraz już sobie radzę. Przykładów awersji do aspiracji młodych Ślązaków (zresztą bardzo nielicznych) ze strony polskich VIPow lokalnych mógłbym mnożyć. Niektóre przykłady są nawet groteskowe.
Panie redaktorze! Dawno już nie widziałem z pańskiej strony tak obszernej odpowiedzi na kilkanaście komentarzy. Komentarzy utrzymanych w spokojnym tonie, bez agresywnych treści spotykanych w Dzienniku Zachodnim. Być może to zasługa moderatora, bo oczekiwanie na publikację komentarza w Polityce, doszło prawie do jednej doby, od umieszczenia tekstu. I to pomimo danych identyfikacyjnych. Może to jest ten dobry sposób na uzyskanie jakiejś kultury wypowiedzi. W końcu Polityka to tygodnik, czas inaczej tutaj płynie, aniżeli w codziennym „DZ”. Ale do rzeczy:
1. Wspomniany tekst Krzysztofa Karwata również oceniam dobrze. Przed zabraniem głosu przeczytałem go ponownie, i to dwukrotnie. Wraz ze wszystkimi komentarzami (w tym wszystkimi niewybrednymi atakami ekstremistów obu stron sporu). I podtrzymuję swoje słowa: „przeczytać nie znaczy zrozumieć”. Duch tego artykułu, jakoś do pana nie przemówił. Ale to jest (podkreślam) moja prywatna opinia.
2. Nie zarzucałem panu takich słów. Że oberwał pan Kazimierzem Kutzem? Wszyscy wiedzą, że pan Kazimierz nie jest pańskim sympatykiem, po pewnym felietonie w DZ.
3. Niestety, pojęcie mitów założycielskich nie jest śląskim wynalazkiem. Służy raczej realizacji tzw. polskiej racji stanu – cokolwiek będziemy rozumieć pod tym stwierdzeniem. W muzeach (w tym w M.Śl.) powinno przedstawiać się historyczną prawdę, a nie politykę. Polska ostatnich lat ma problemy z prawdą historyczną. Dlatego politycy i część historyków uprawiają politykę historyczną. Ich problem. I państwa polskiego.
4. Pamiętam mowę śląską moich dziadków i ich dzieci. Nie jest tym samym, co słyszę obecnie w miejscach publicznych jako śląskie godanie. Jakbyśmy mówili o dwóch różnych zjawiskach lingwistycznych. Mowa mych dziadków- niestety – spolonizowała się. Mam w tym swój udział. Bo nie mam już z kim w domu pogodać. Ci, którzy ze mną kiedyś tam godali, zasilili śląskie cmentarze. Czasami spotykam ich wnuki. I najczęściej rozmawiamy ze sobą. Może kiedyś znajdę czas, aby znaleźć jeszcze tych prawdziwie godających. Ale to, rzeczywiście taka trochę – sztuka dla sztuki.
5. Nie pochodzę od polskich panów. I na tym skończę.
6. Temat jest zbyt rozległy na komentarz do komentarza. Dobrze, że znaleźli się w Polsce ludzie, którzy w czasie II wojny ratowali twarz szmalcowników czy szabrowników. Wg niedawno publikowanej statystyki, mamy w obecnej Polsce ok. 1500 wyznawców Jehowy. Problemu, więc nie powinno być. Chociaż stale słyszy się o żydo-komunie w Polsce.
7. Swoją tożsamość traktuję poważnie. Jestem Ślązakiem – obywatelem państwa polskiego. O Czechach nie wypowiadam się „per Pepiki”, bo wiem, że jest to określenie obraźliwe. Coś tak jak „Lach” na Ukrainie i Białorusi. Czesi się nie obrażają, bo czasami mają niezły ubaw z Polaków, którzy w czeskich sklepach „szukają”…
8. Nie zacytował pan reszty tekstu. Pominął te 58% przemysłu górnośląskiego, które Polska wchłonęła. Akurat świętuje się 80-lecie magistrali węglowej, którą śląski węgiel Polska eksportowała via port w Gdyni. Powstania śląskie, to była wojna domowa. Dotknęła także moją rodzinę. Nie mam wątpliwości, że w świetle obecnego prawa międzynarodowego, moi dziadkowie zostali zdrajcami swego państwa i terrorystami, którzy z bronią wystąpili przeciwko legalnej władzy. W towarzystwie licznych „ochotników” z Polski. Życiorysy części ochotników znajdzie pan w „Encyklopedii Powstań Śląskich”, wyd. Instytut Śląski w Opolu 1984.
Słów arcybiskupa nie komentuję. Nie wiem, czy to jest jeden z kanonów jego wiary. Arcybiskup jest, a jakby go nie było, tak odległe od mego życia są jego prawdy i czyny.
Co do autonomii, to odnoszę wrażenie, że rozmawiamy z sobą , a się nie rozumiemy. Oczywiście ustawa sejmowa z 1920 roku, w obecnych warunkach jest absolutnym anachronizmem. Sytuacja geopolityczna w żadnej mierze nie przystaje do treści tego dokumentu. To raczej wezwanie do rozmowy o państwie obywatelskim, którego nadal w Polsce nie mamy. Wprowadzona samorządność regionalna jest kadłubowa i wysoce niepełna. Tzw. reforma Kuleszy, to knot administracyjny i polityczny, że o stronie ekonomicznej nie wspomnę. O czym ukradkiem i po cichu, mawiają niektórzy jej twórcy i politycy. Vide, niedawna debata o decentralizacji. Ale nadal niewiele z tym robią. A Ślązacy nie będą dążyć do państwa niemieckiego, mając u siebie 95 % Polaków. Zależy mi na pragmatycznym, gospodarnym państwie prawa. Dla każdego tutaj mieszkającego, w tym i dla siebie. I powiem, że nie interesuje mnie, co zrobił Hitler ze Śląskiem po wrześniu 1939 roku. Interesuje mnie wyłącznie działalność państwa polskiego, bo ono od 1945 roku nieprzerwanie rządzi na mojej ziemi. Problem w tym, że mam większą skalę porównawczą od pana. Mam bezpośrednie przekazy na ten temat od końca XIX wieku, do dzisiaj. O czym nie piszą niektórzy historycy, bo poszli w politykę, a nie do archiwów. A szkoda. Bo potem mamy takie internetowe pyskówki, zamiast normalnej dyskusji.
9. Niestety, pańskie pisanie, czasami staje się zaczynem takich pyskówek. Na szczęście na razie w przestrzeni wirtualnej. Kiedyś wszystkie teksty podlegały adiustacji redakcyjnej. Czasami naczelny, a najczęściej sekretarz redakcji, dyskutowali z autorami przed ukazaniem się tekstu. Ale wtedy była jeszcze cenzura. A potrafili wyrzucić i połowę tekstu. Dzisiaj sami sobie jesteśmy wszystkim…
10. Nie oglądam telewizji. Poczytam sobie coś.
Serdecznie pozdrawiam – zak1953
Pan Redaktor czasem pisze jak ten Karol May
@Z.B.I.G., wpis z 18 listopada o godz. 13:46:
Pozwolę sobie na glosę do Pana wpisu: ciąg dalszy rodziny kobiety – Ślązaczki konsekwetnie deklarującej pod kolejnymi niemieckimi rządami narodowość polską, pobitej przez polskiego żołnierza za probę niesienia pomocy sąsiadom zamkniętych kilka dni w wagonach na bocznicy kolejowej.
Otóż jedna z jej córek wyszła za mąż za górnika, pochodzącego z podgliwickiej wioski, pracującego w jednym z miast GOP. Jej mąż w grudniu 1981 pojechał w odwiedziny do swojego brata do Niemiec. Zaskoczyło go wprowadzenie stanu wojennego. Wahał się długo, wracać czy zostać? Skłaniał się ku powrotowi, ale jego brat przekonał go do pozostania. Po 2 latach dołączyła do niego jego żona wraz z ich dzieckiem. Minęło wiele lat, rodzice mojego przyjaciela dowiedzieli się, że w okolicy powstał oddział Związku Polaków w Niemczech. Postanowili wziąć udział w zebraniu w/w związku i ewentualnie zgłosić akces. W trakcie zebrania powiedzieli, skąd pochodzą. Przytłaczająca większość członków owego związku rzuciła się na nich z pretensjami o to, że „Wam Ślązakom zawsze żyło się lepiej”. Trudno mi było w to z początku uwierzyć, przecież członkowie owego związku musieli wiele lat mieszkać i pracować w jednej z najbardziej rozwiniętej gospodarek kapitalistycznych świata, musieli się niejednego dorobić; jednak gdy zobaczyli ludzi ze Śląska, rzucili się z wielkimi pretensjami o to, że „Ślązakom żyło się lepiej”. To niestety (dość tragikomiczne) potwierdzenie Pana obserwacji… Aha – rodzice mojego przyjaciela, po takim „gorącym” powitaniu, zrezygnowali z członkostwa w owym związku.
@Jan Dziadul, wpis z 19 listopada o godz. 12:16:
Szanowny panie Redaktorze,
dziękuję bardzo za odpowiedź. Pozwolę sobie na polemikę z Pana wpisem. Niestety, poruszył Pan szereg kwestii, do których trudno mi ustosunkować się jednym zdaniem, a natłok zadań w pracy i życiu prywatnym nie pozwala mi zamieścić wpisu w przeciągu najbliższych kilku dni, ba, nie nie mam teraz czasu, by przeczytać dokładnie wpisy późniejsze współdyskutantów. Proszę zatem o wyrozumiałość. Z góry dziękuję i pozdrawiam!
Po co w ogóle się kłócić?
@luap, @peter:
z tym brakiem wykształcenia u Ślązaków w momencie przejmowania Górnego Śląska przez Polskę w 1922 roku to, oczywiście, mała prowokacja z mojej strony.
Moja Babcia i mój Dziadek odebrali bowiem elementarne i wcale poważne wykształcenie – tyle, że oczywiście w Grundschule (nie mam pewności co do nazwy, było to na początku XX wieku). Mimo biegłego zatem posługiwania się niemieckim w mowie i piśmie, z polskim było krucho, bowiem w domu „godało sie po naszymu”.
Z czasem, oczywiście, czytali po polsku całkiem biegle. Zwłaszcza dziadek, jako pracujący na kopalni o przepięknej nazwie „Ema” (przedtem i w latach 1939-1945 – „Emma”).
Nota bene pod koniec (chyba) lat 40-tych przemianowanej na „Marcel”, bo taki miał pseudonim jedyny ponoc przedwojenny komunista w okolicy…
@ Mały pluszowy miś – voila!
Pozdrawiam
Coś w tym jest z tym brakiem „wykształcenia” Ślązaków (w polskim piśmie) nawet po II wojnie. Ojciec nie miał takich problemów bo uzupełnił szkolenie w niemieckiej szkole polskim elementarzem przed I wojną.
Matka poszła do niemieckiej szkoły, nie znając żadnego sowa niemieckiego, ale jej dalsze wyszkolenie i praca zawodowa spowodowały, że czytała wyłącznie niemieckie książki. Pierwsza polska książka, którą się zainteresowała to była „Między ustami a brzegiem pucharu” Rodziewiczównej. Przyniosłem ją z biblioteki i matka otworzyła przypadkowo na pierwszą stronę i przeczytała: „Berlin spal”! Przypomniała sobie swoje młodzieńcze lata, spędzone przed I wojną w Berlinie…. i przeczytała całą książkę! Moja zasługa.
Dusza Ślązaka
Gdy dyskusja schodzi na problem autonomii, to nieuchronnie zaczyna się fechtunek na argumenty.
Chciałbym zwrócić uwagę na dwa z nich.
Pierwszy, to nie lubienie Ślązaków przez Warszawiaków i innych nienawistników. Chciałbym jasno powiedzieć – taki fakt w pewnej mierze miał miejsce, i ta miara była nadmierna.
To się wiązało najprościej mówiąc z najazdem zaraz po wojnie na przejmowany Śląsk nowej bardzo surowej inteligencji, który to najazd był poprzedzony wyjazdem ze Śląska starej inteligencji.
Wydaje mi się, że to zadra nie lubienia Ślązaków jest echem po pierwsze powojennych weryfikacji przeprowadzanych z dużą dozą pośpiechu i niezrozumienia, jakichś procedur z wypełnianiem kart tożsamościowych oraz prześladowań fizycznych (obowiązek pracy dla niezweryfikowanych, szykany, obozy, także fizyczne udręczenia do śmierci włącznie).
Po drugie ta niechęć i nie lubienie, to socjologiczny efekt sytuacji przedwojennej i jeszcze wcześniejszej – inteligencja na Śląsku od średniej do wyższej była w większości narodowościowo i językowo niemiecka.
Zaraz po wojnie ta inteligencja została wydalona, przesiedlona ze Śląska jako pierwsza. Na jej miejsce przybywa nowa, z kompleksami, z niedokształceniem, z poczuciem totalnego zwycięstwa, z czujnością na odmienność i podejrzliwością, z nieznajomością duszy Ślązaków. To wszystko zrodziło wiele problemów, zranień, przestępstw i zadr, które tkwią jako niesprawiedliwe w pamięci ludzkiej do dzisiaj, bo takie są prawa socjologii.
Konflikty paraetniczne były nieuchronne, zaistniałyby zaraz po wojnie z powyższych powodów.
Dziś można wyrazić z dużą dozą pewności przypuszczenie – konflikty mogły być mniejsze, mniej dolegliwe, inteligentniej rozwiązywane.
Niestety, zasad oko za oko, ząb za ząb w przypadku Ślązaków została potraktowana zbyt dosłownie, zbyt dosłownie rozciągnięta na Ślązaków, żeby nie powiedzieć – brutalnie. Tak się działo nie tylko na Śląsku, lecz i na Pomorzu, Mazurach, częściowo w Poznańskiem. Na Śląsku było więcej Ślązaków niż na Pomorzu Pomorzaków do weryfikacji testami na polskoiśc. Na Śląsku jest więcej pamięci.
Dalej się nie będę rozpisywał.
Druga sprawa, to argument o nie rozumieniu Ślązaków używany bardzo szeroko, w każdej niemal sprawie.
Otóż jak napisałem wyżej – niezrozumienie było, co rodziło nie tylko represje, lecz i niechęć, która z kolei rodziła niechęć z drugiej strony. Ważne pytanie należy postawić – jak jest dzisiaj z nienawiścią etniczną ze strony Polaków w stronę Ślązaków.
Sądzę, że bardzo dużo się zmieniło przez 60 parę lat po wojnie. Oczywiście jakiś poziom niechęci istnieje, ale moim zdaniem nie jest to niechęć etnicznie motywowana lecz bardziej względami politycznymi, a także motywacjami ideologicznymi kultywowanymi przez skrajną i średnioskrajną prawicę, która jest wcale liczna, lecz nie aż tak, by taką niechęć zgeneralizować i upowszechnić wśród większości obywateli. To jest jakiś nieduży procent, choć z pewnością dużo za duży. Ale jest to inna bajka.
Ślązacy wysuwają jako argument, który traktują nieraz jako ostateczny, zamykający dyskusję, następującą tezę – Polacy nie rozumieją Ślązaków. ich odmienności kulturowej, ich historii, etyki, etosu pracy, itd.
Wypowiem się za siebie. Niemal wyrosłem na pograniczu Śląska, gdzie się zetknąłem z ludźmi wyrosłymi w innej kulturze. Ale ja wtedy nie wiedziałem nic o tym, byłem przekonany, że wszyscy ludzie muszą być jednakowi. Toteż słysząc mowę śląską oraz u tego samego człowieka mowę polską zawsze się dziwiłem, dlaczego ten gość tak dziwnie mówi, z akcentem niemieckim, mało śpiewnie, jakoś tak nieporadnie. Gdy już byłem nieco starszy, to się dziwiłem też innej sprawie, która ma wymiar cywilizacyjny, a mianowicie – dlaczego taki gość raz powie, że tak ma być zrobione i już nie powtarza więcej.
W tym moim odbiorze miejscowych ludzi nie było czystej nienawiści, lecz była odruchowa niechęć do inności, do dziwności, taka niemal plemienna, naturalna niechęć do obcego.
Długo to nie trwało, ponieważ poznałem i miałem kolegów z tych opcji, co w zasadzie załatwiło całkowicie moje wątpliwości co do obcości. I tak sprawa niechęci ustąpiła na rzecz zrozumienia poprzez wspólne przebywanie, rozmowy, zabawy, nawiązywanie nici porozumienia, kolegowanie się.
Dużo później zrozumiałem dużo więcej, bo cóż może wiedzieć człowiek o takich skomplikowanych sprawach w wieku do lat powiedzmy 18, czy nawet 25. Po prostu się żyło, nie było czasu na jakieś roztrząsania. Zresztą przedwojenny etos dorosłego człowieka nie pozwalał starszym rozprawiać z młodzieżą o tak poważnych sprawach jak los człowieka. Sam musiałem dochodzić do wszystkiego.
Dziś zapytuję siebie, czy znam duszę Ślązaka i odpowiadam – do końca na pewno nie, bo trzeba się urodzić z tym. Nie znam do końca duszy Ślązaka, jak nie znam duszy Poznaniaka, Pomorzanina, czy Niemca śląskiego. Lecz z drugiej strony, jeśli mi ktoś powie – a ty nie zabieraj głosu w sprawach Śląska, bo nie znasz Ślązaków, ich historii, ich specyfiki kulturowej, to się nie zgodzę na 90 %.
Pzdr, TJ
A SN IIIRP w swojej niezmierzonej mądrości uznał, ze narodowości śląskiej nie ma (ciekawe, bo w spisie powszechnym funkcjonowała) i tym samym podważył wyrok sądu w Opolu, który o zgrozo zarejestrował SONŚ. Polska schizofrenia w pełnej krasie, działa jak widać na wszystkich szczeblach władzy. Jak można być takim debilem w todze i rozpatrywać coś, o co się nikt nie ubiegał we wniosku rejestracyjnym SONŚ, czyli o uznanie narodowości śląskiej. A gdyby tak spróbować zarejestrować SONM (stowarzyszenie osób narodowości marsjańskiej) na Górnym Śląsku i czekać, co też w tej sprawie będzie miał do powiedzenia SN? Dowiedzielibyśmy się, że Marsjan nie ma, więc nasze stowarzyszenie nie mogłoby być zarejestrowane.
Raczej to wojna polsko-polska. Nie przesadzajmy, że mamy w Polsce tak wyróżniające się mniejszości narodowe, tak jak np. Hiszpanie. Czym różni się Ślązak od osoby z Podlasia. Jeden zaciąga a drugi mówi po ślunsku. Ot różnice.