„Życie pier… nas wszystkich”*

Pier… się, Polsko! Tak Szczepan Twardoch (autor m.in. „Morfiny”, laureat naszych Paszportów i Nike) skomentował decyzję Sądu Najwyższego kwestionującą istnienie narodowości śląskiej.

Przypomnę: SN nie zgodził się na rejestrację Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej (SONŚ) i uznał, że „narodowość śląska” w nazwie stowarzyszenia może wprowadzać w błąd, bo takowej ustawowo nie ma! Résumé Twardocha poszło z Facebooka w świat, i o to przecież chodziło. W „Dzienniku  Zachodnim” przyznał, że poszedł „za mocno”, ale słów wypierać się nie będzie – przepraszać zresztą też nie.

Pier…nie – czyli (także) gadanie głupot, swojskie pieprzenie lub jeszcze bardziej swojskie fanzolenie – zawsze było intrygujące. I podniecające. Teraz, za sprawą owego chwilowego Skandalisty, zyskało wysokie notowania i w naszym regionalnym kotle.

Propozycja Twardocha bardzo się spodobała na internetowych forach, choć równie popularne sugestie, także na „p”, skierowane tym razem do Ślązaków w ogóle – a do pisarza w szczególności – czasem  biorą górę. Dokąd nas zaprowadzi ta wiecznie pulsująca fala uniesień (przypominam – nieerotycznych)?

Jeżeli chodzi o Ruch Autonomii Śląska – to najpierw do sądu. RAŚ chce złożyć na siebie wniosek o delegalizację. Byłby to drugi pomysł w tej samej sprawie (choć z biegunowych punktów widzenia), bo delegalizacji autonomistów chcą katolickie stowarzyszenia Unum Principium i Błękitna Polska. SONŚ ma w swoich statutowych celach m.in. rozbudzenie i ugruntowanie świadomości narodowej Ślązaków, a następnie rozwijanie postaw sprzyjających powstaniu poczucia pełnego włodarzenia i współodpowiedzialności za swoją ojczyznę. Najwyżsi sędziowie wywiedli wniosek, że kryje się za tym: „dążenie do uzyskania autonomii i poczucia pełnego władztwa osób narodowości śląskiej na terenie Śląska należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności i integralności państwa polskiego, co jest sprzeczne z zasadą wynikającą  z art. 3 Konstytucji RP”. Stąd inicjatywa katolickich stowarzyszeń jest jak najbardziej na miejscu.

Ale w decyzji RAŚ o (samo)delegalizacji jest również logika: on przecież o autonomii mówi wprost (statut), nie kamufluje jej jak SONŚ – więc sądy powinny być konsekwentne, jako że prawo musi  być równe dla wszystkich. Dla mnie jeden i drugi wniosek zasługuje na uwzględnienie, ponieważ autonomia Śląska to współczesny mit. Małe ognisko, przy którym paru fanom idei uda się jeszcze ogrzać.

Mitem za to nie jest istnienie kilkuset tysięcy osób przyznających się do śląskości, narodowościowej lub etnicznej – jak zwał, tak zwał – ale fakt jest faktem. W większości występują w konfiguracji: Polak – Ślązak i Ślązak – Polak. Czy decyzji SN nie odniosą do siebie? Że oni też maja się pierd…ć?! A jeżeli nie, to jak ich potraktować?

Artysta, a takim jest przecież w dużej mierze autor słów na „p”, dobrze wie, że jego akcja zbudzi reakcję. Jednak czasem reakcja może być inna, niżby chciał. Może się wymknąć spod kontroli. Nieprzewidzenie tej możliwości jest błędem. Błąd krótkowzroczności jest dzisiaj udziałem znanego dyrektora krakowskiego teatru, awangardowego twórcy „Adoracji”, i wielu, wielu innych animatorów kulturalnej rzeczywistości wyższego rzędu. A także rzędu niższego – wystarczy zajrzeć do Sejmu.

Sztuka w szczególności, a kultura w zakresie szerszym – powinna intrygować, czasem bulwersować. Może prowadzić do burzliwego i ostrego nawet dyskursu nad ponadczasowymi wartościami. Nigdy jednak nie powinna rodzić wrogości i w ten sposób dzielić.

Pewien pisarz, z którym szczerze się przyjaźnię – choć nasze postrzeganie polskiej rzeczywistości jest diametralnie różne – skwitował krótko: Twardoch dał mi w pysk. W relacjach śląsko-polskich padają coraz mocniejsze słowa, i to z ust, z których padać nie powinny. Można powiedzieć: to tylko słowa!  Ale od nich wszystko się zaczyna.

Takie słowa głosili wcześniej w formie zawoalowanej niektórzy autonomiczni liderzy – od lat niekryjący, że Polskę mają gdzieś. Szczepan Twardoch poszedł w tym stosunku bez zabezpieczeń.

*Kurt Cobain