Smutna Barbara

Poruszyła mnie śmierć górnika w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu. Zbulwersował – raport Wyższego Urzędu Górniczego o wrześniowej tragedii w kopalni Wujek – Śląsk, w której zginęło lub zmarło od odniesionych ran 20 górników.

Dla wielu górniczych rodzin smutna nadchodzi Barbórka. Ale też wielu osobom z kopalnianych i spółkowych świeczników świąteczny kufel piwa powinien wyjątkowo  gorzko smakować. W Zofiówce, w ostatni piątek, 900 m pod ziemią, dwaj górnicy przyciśnięci zostali sekcją obudowy do przenośnika. Zmarł górnik sekcyjny, jego kolega – ślusarz został ciężko ranny. W tym roku to 38. śmiertelna ofiara w górnictwie, w tym 36. w kopalniach węgla kamiennego. Pod koniec września byłem w tej ścianie w Zofiówce. Niski pokład, stąd zastosowano, po raz pierwszy po latach, technologię strugową. Tu akurat pracowało najnowocześniejsze z możliwych, wyrafinowane niemieckie urządzenie. Zrobiono wszystko, aby z fedrunku wyciągnąć ludzi. Wydobycie zarządzane jest z pozycji komputera. A jednak. Kto ich wysłał lub po co byli w tym miejscu, w którym – już się głośno mówi – nie powinni być?

Może wtedy rozmawiałem z nimi pod ziemią? Może to z ich strony padało Szczęść Boże, a z mojej życzenia górniczego szczęścia na tę szychtę i na każdą inną. Górnicy mówili wtedy – mając w pamięci tragedię w kopalni Wujek – Śląsk – że nie są idiotami i nie zrobią niczego, co zagrażałoby ich życiu. Cóż, św. Barbara zaprosiła przed imieninami kolejnego hajera do swojego świątecznego stołu. A błagano ją przecież, żeby w tym roku dała już sobie spokój.

Dzień wcześniej WUG przedstawił wyniki badań przyczyn katastrofy w Wujku – Śląsku. Są zdumiewające i wstrząsające. W strefie zagrożenia, gdzie powinno pracować (góra) trzech górników – było ich siedmiu. Wszyscy zginęli. Z kolei w strefie tąpań nie powinno być nikogo. Było 23 – 5 zginęło. Do tej pory zbadano trzy czwarte urządzeń, które wówczas pracowały w tragicznym miejscu. Były w fatalnym stanie technicznym. Nie spełniały wymogów ognioszczelności, nie miały obudów przeciwwybuchowych. Iskrzyć mogły także kable i złącza. Wybuchł metan, a przemieszczający się płomień zapalił pył węglowy. Ustalono, że pył nie był neutralizowany zgodnie ze sztukę górniczą. Gdyby wybuchł jeszcze węglowy pył, to jego skutki byłyby tragiczniejsze od eksplozji gazu. W tym przypadku kilkudziesięciu pracujących na dole miało to wymarzone i wymodlone górnicze szczęście. Nie ustalono jeszcze skąd nagle pojawiła się wybuchowa ilość metanu.
Wkurzające, dosłownie, jest to, że ten raport przypomina – w dużym stopniu – ustalenia po katastrofie w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej (21 listopada 2006 r.), w której pod ziemią zginęło 23 górników. Za przyczynienie się do ich śmierci oskarżono 18 osób. Stoją przed Sądem Okręgowym w Gliwicach. Po raz pierwszy pracodawcom górniczym, i osobom odpowiedzialnym za bezpieczną pracę, zarzucono umyślne doprowadzenie do katastrofy. Wiedzieli o możliwości wybuchu metanu, ale nie przerwali prac pod ziemią – odwrotnie: rozkazywali je przyspieszyć i fałszowali wyniki pomiarów. W Wujku – Śląsku nie musiało być tak samo, ale górniczy nadzór musiał wiedzieć o tragicznym stanie urządzeń. Na dole oznacza to to samo, co fedrowanie z zapalonym papierosem w ustach.

Oskarżenie w sprawie Halemby było możliwe, bo ożywiony wreszcie został art. 220 kodeksu karnego – mówi o indywidualnej odpowiedzialności osób odpowiedzialnych za bhp, które dopuściły się  narażenia pracownika na utratę życia lub ciężkie uszkodzenie ciała. Oznacza to, że przestępstwo zostało popełnione, choć do wypadku nie doszło. Nie było wybuchu metanu, niczego, a górnicy po szychcie wzięli premię i poszli na piwo. Ale było przestępstwo. Analogii do tego groźnego, ale rzadko używanego paragrafu, można szukać w prowadzeniu samochodu po alkoholu.

I jeszcze z innego powodu ten artykuł jest ważny – zastosowano go w Halembie, nie wyobrażam sobie, a by tą droga nie poszli śledczy w sprawie Wujka – Śląska. Chodzi o to, że ten przepis pozwala na poszukiwanie winnych od dołu do góry. Na posuwanie się krok po kroku w górę struktury organizacyjnej pracodawcy. W Halembie po tej czarnej drabinie udało się dojść od prostego próbobiorcy gazu i pyłu węglowego po dyrektora kopalni.

Ale czy prawo, najsroższe nawet, jest w stanie wymusić procedury bezpiecznej pracy? Prawie w tym samym czasie, kiedy u nas na wokandę wchodziła tragedia Helemby, prokuratura we włoskim Turynie oskarżyła dyrektora walcowni koncernu Thyssen – Krupp o umyślne zabójstwo siedmiu pracowników. To był precedensowy zarzut w europejskich systemach prawa. Bowiem włoskie organy wymiaru sprawiedliwości po raz pierwszy potraktowały ofiary śmiertelne wypadków w pracy, jak ofiary zabójstwa. Krótko: dyrektorowi walcowni i kilku jego podwładnym zarzucono rozmyślne oszczędzanie na bezpieczeństwie pracy, aby poprawić wynik ekonomiczny firmy. Kiedy zapalił się jeden z silników walcarki, to okazało się, że gaśnice są  puste, choć miały aktualne atesty. Nie działał też system ostrzegania przed ogniem. Wykryto dziesiątki innych uchybień. Za to okresowe wyniki kontroli – wewnętrznej i zewnętrznej bhp – były w największym porządku.

W polskim prawie nie jest możliwe oskarżenie o zabójstwo osób odpowiedzialnych za bezpieczną pracę. Należałoby wykazać winę umyślną, a więc bezpośredni zamiar zabójstwa. W Turynie wniesiono bezprecedensowe oskarżenie pokazujące, że zmienia się podejście do bezpieczeństwa pracy. Bo wydaje się, że w wielu firmach, u nas i w Europie, nastąpił powrót do praktyk wczesnego kapitalizmu.

Panowie górnicy! Smutna to będzie dla wielu Barbórka, ale Szczęść Boże na przyszłość. Górniczego szczęścia życzę.

*******
Serdeczności wielkie za wpisy, o II Rzeczpospolitej bez Śląska. Natłok pracy i obowiązków rodzinnych spowodował, że będę do nich wracał w kolejnych odsłonach, z indywidualnymi uwagami. Teraz parę ogólnych spostrzeżeń. Cieszę się, że historia wzbudza takie emocje. To dobrze, bo uczymy się jej, podglądamy z różnych punktów widzenia i miejsc, że opowiadamy sobie pokręcone życiorysy Polaków, Ślązaków i Niemców. Z tych życiorysów i różnych śląskich dróg powstała – przynajmniej dla mnie – obecna sól tej ziemi. Sól mojego polskiego Śląska. Ale też mam pretensję za język dyskusji używany właśnie w tym miejscu. Za straszenie. Bo wygląda na to, że jedni przeszukują historię w poszukiwaniu niemieckiego prochu, a inni grzebią za kosami, żeby postawić je na sztorc.

Chciałbym, żeby na  Śląsku nie pachniało starym prochem i nie było słychać odgłosu wyklepywanych kos.