Basia już tu nie mieszka…
Dzisiaj mija 13. rocznica śmierci Barbary Blidy. Data nie okrągła, ale wspomnieć muszę, choćby z racji sąsiedztwa. Bo Basia mieszkała tuż za rogiem.
25 kwietnia 2007 r. o godz. 6 pod jej rodzinny dom w Siemianowicach Śląskich podjechały dwie ekipy ABW. Na tzw. realizację Barbary Blidy. Jedna odpowiedzialna za zatrzymanie i wyprowadzenie w kajdankach, druga – za filmowanie. TVP już czekała na materiały kompromitujące lewicową działaczkę i cały demoniczny „układ” stojący tuż za nią. „Układ” to ówczesna obsesja Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i paru innych prominentnych dzisiaj postaci pisowskiej sceny politycznej. Obsesja wszechogarniająca. Demoniczna właśnie. W ciągu ośmiu lat rządów PO-PSL nie pociągnięto do odpowiedzialności nikogo z winnych śmierci mojej dalekiej sąsiadki. Czy było to wymuszone samobójstwo, czy może niefortunny postrzał w trakcie szamotania się z funkcjonariuszką ABW? Nie znamy odpowiedzi na to pytanie.
Za obecnych złotych czasów PiS awansowali prokuratorzy śledztwa w sprawie Barbary Kmiecik, śląskiej „Alexis”, do którego na siłę wmontowywano Barbarę Blidę, działaczkę SLD. Awansowali też funkcjonariusze ABW odpowiedzialni „za realizację”. Wysoko awansowali. Wtedy, przed 13 laty, niespodziewany „event” Blidy zepsuł im polityczne show. Dzisiaj ciągną swoje polityczne i prokuratorskie realizacje, jakby się nie bali, że historie mają czasem skłonność do powtórki. Szczególnie kiedy sprzyja im bezmyślność i bezwzględność. Durny taniec na linie, gromkie obietnice igrzysk i chleba. I zapewnienia, że jesteśmy w każdym calu najlepsi. I że raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy.
Niedawno wyszła książka autorstwa Kazimierza Zarzyckiego, który odszedł tydzień temu – „Moja melodia PRL-u”. Książka, do której także odrobinę się dołożyłem, ponieważ słuchałem jego opowieści ponad rok, a wysłuchawszy, spisałem najlepiej, jak potrafiłem. Z Basią spotykałem się u Kazimierza raz, dwa razy w roku. Nie byliśmy ze sobą tak blisko jak Zarzycki, jej przyjaciel i polityczny partner. Mówi o Niej w rozdziale ABC:
Basię poznałem stosunkowo późno, przez kolegę Jarosława Pojdę, rodowitego Ślązaka i mojego studenta w Wyższej Szkole Ekonomicznej. Mieszkał w Siemianowicach Śląskich, dość blisko rodzinnego domu Blidów. Choć długo już przebywałem w Katowicach, to ciągle miałem słabość do śląskich znajomości. Wciąż odczuwałem niedosyt śląskości i Basia – lotna, wymowna, bystra – powoli ten mój apetyt zaspokajała. Wysoko wyrastała ponad tradycyjne śląskie kobiety uwięzione w bermudzkim trójkącie: kuchnia, kościół, dzieci.
U Blidów to ona była głową rodziny. Należała do tych Ślązaczek, które wyszły przed typowy szereg. Tak jak Ślązacy: Jerzy Ziętek, Kazimierz Kutz, Tadeusz Pyka czy Wilhelm Szewczyk. Im udało się przebić szklany sufit śląskiej niemożności, którą Kazio Kutz nazywał dupowatością. Niegdyś Basia ostro zareagowała na jakieś zawirowania w jej rodzimej partii, SLD: – Nie ze mną takie numery, honor Ślązaczki mi na to nie pozwala!
Honor Ślązaczki… Żyję z wyrzutami sumienia, że do końca go nie zrozumiałem. Dwa tygodnie przed śmiercią mówiła, że jest nękana, prześwietlana, że ciągle musi się tłumaczyć ze spraw, o których mało wie… Że każda jej złotówka jest pod lupą władzy. Że dostaje pogróżki. Że nie wie, czy wytrzyma te codzienne upokarzania i prześladowania. Nie wytrzymała. Kiedy żegnała się ze mną ostatni raz, powiedziała, że jeśli się to wszystko nie skończy, to ona skończy ze sobą…
Te słowa śnią mi się po nocach, mam do siebie żal, że nie wyłapałem tego sygnału… Zbyłem ją. – Baśka, nie gadaj o takich rzeczach… Ty, śląska siłaczka, ty się boisz?
Niebawem, 25 kwietnia 2007 r., stało się, co się stało. Honor nie pozwolił na to, żeby polityczni szydercy chełpili się widokiem wyprowadzanej o szóstej rano w kajdankach i w świetle kamer śląskiej kobiety. Mam pretensje, także do siebie, że z buńczucznych zapowiedzi ukarania winnych, którzy doprowadzili Basię do tego kroku, nic nie wyszło. Siebie usprawiedliwiam chorobą, która mnie wówczas dopadła. To słabe usprawiedliwienie, mam tego świadomość.
Na prawo i sprawiedliwość w sprawie śmierci Barbary Blidy nigdy nie powinno być za późno. Myślę o tym zawsze, kiedy mijam Jej dom za rogiem z czerwonej cegły. Przystanek niedaleko. Można wysiąść, wejść… lecz Basia już nie mieszka tu.
Komentarze
Czytam już Pana regularnie. 55 lat temu dowodziłem w wojsku plutonem pełnym Ślązaków. Po swojej przysiędze spili mnie do upadłego. Na szczęście szef sztabu mnie nie dopadł i nie wylądowałem w areszcie. Kłaniam się z Kaszub z szacunkiem.
nie mialam okazji poznac pani Barbary choc wielokrotnie ocieralysmy sie o siebie; mialysmy wielu wspolnych znajomych. W 2001 roku wyjechalam ze Slaska i z Polski, wiadomosc o tragedii dotarla do mnie juz tu. A potem nadeszly komentarze przyjaciol. Przypuszczam ze okolicznosci nigdy nie zostana wyjasnione, zbyt wiele osob jest tu powiazanych i nikt nie ma interesu, w zadnej partii politycznej, aby wznowic sledztwo. Pani Basia zostanie w pamieci jako jeszcze jedna ofiara rozgrywek. Pisze to z przykroscia ale patrze realnie na polska scene polityczna. Pozdrawiam.
Cóż za rządów PO ,,nie stwierdzono naruszenia prawa” podczas akcji CBA/TVP.
Ani setki krzyżowych połączeń ani wymiana kurtki funkcjonariuszki nie wzbudziły podejrzeń…
Lata lecą, a ta „pokazówka” nadal nie doczekała się sprawiedliwego osądu. Na szczęście winni jeszcze żyją, więc zawsze jest szansa, iż doczekają się kary. A procenty rosną…
No coz, Slazacy, ciagle wierzycie w sprawiedliwosc varszavska i w partie sluzace tej debilowatej centralizaci kraju zwanego Polska ! Szkoda Jej , wierzyla w sprawiedliwosc!