Po czarnej polewce dla Bakali

Podlubelska Bogdanka wybroniła się przed wrogim przejęciem przez Zdenka Bakalę, czeskiego biznesmena. Jeszcze w trakcie próby zdobycia kopalni jej związkowi działacze zapowiadali, że będą ostrzegać kolegów ze śląskich kopalń, aby nie zgadzali się na prywatyzację w ich stylu (Polityka 48 – Zaloty do nadobnej Bogdanki).

Nawet nie chodzi o rozproszony akcjonariat, który ułatwia właścicielskie zmiany w trakcie giełdowej gry, ale o zachowanie przez skarb państwa możliwości kontroli, czegoś w rodzaju złotej akcji, nad strategiczną branżą. Takie blokady chronią m.in. PKN Orlen, ale czy powinny też bronić Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Katowickiego Holdingu Wędlowego, których giełdowy debiut zapowiadany jest na 2011 rok?

Czy jest się czego bać? Wrogie przejęcia to przecież codzienność na światowych parkietach. Sam termin zapewne wymyślili menedżerowie spółek, którzy stracili pracę po zmianach właścicielskich. Sedno tego układu tkwi bowiem w tym, że przejęcie firmy odbywa się bez zgody zarządzających, a w zasadzie za ich plecami.

Największym wrogim przejęciem na świecie był zakup niemieckiej grupy Mannesmann przez amerykańsko-brytyjski koncern Vodafone w 2000 roku. Warto się temu przyjrzeć.

W pierwszym rozdaniu Vodafone dawał akcjonariuszom Mannesmaanna 106 mld dolarów. Ruszyła pokerowa gra. Zarząd niemieckiej spółki desperacko poszukiwał „białego rycerza” – inwestora, który kupi akcje zagrożonej spółki za zgodą jej władz i zablokuje wrogie przejęcie. Do tego rozpoczął działania lobbingowe, które miały zepsuć publiczny wizerunek konkurenta. W odpowiedzi Vodafone zwiększył wartość swojej oferty do 143 mld dolarów.

Z kolei Niemcy zaczęli grozić skargami do Komisji Europejskiej, a także straszyć kupującego silnymi związkami zawodowymi. Wreszcie sięgnęli po „trującą pigułkę” – zapis w statucie mówiący o tym, że na walnym zgromadzeniu nikt nie może mieć więcej niż 5 proc. głosów. Ale w połowie 2000 r. trucizna straciła swoją moc. Wyciągnięto więc z rękawa paragraf, na mocy którego akcjonariusz mógł dokonać zmian w zarządzie – pod warunkiem posiadania 75 proc. głosów. Stąd oferta dla akcjonariuszy podskoczyła do 160 mld dolarów, a w końcu – i już za zgodą zarządu – sięgnęła 178 mld dolarów!

Po zmianie zdania przez zarząd operacja z wrogiej stała się przyjazna, a dyrektor wykonawczy Mannesmanna, który bronił firmy jak niepodległości – dostał na pożegnanie od nowych właścicieli 16 mln dolarów nagrody uznaniowej. Po kilku latach Komisja Europejska zaakceptowała fuzję Vodafone i Mannesmanna, w wyniku której powstał największy wówczas na świecie operator telefonii komórkowej.

W 2006 r. głośna była próba przejęcia przez Mittal Steel luksemburskiego Arcelora – największego konkurenta na europejskim rynku stali. Zarząd Arcelora długo bronił się przed wrogim przejęciem (z odsieczą nadciągał już „biały rycerz”- rosyjski Siewierstal ) – ale w ostateczności wpadł w objęcia Mittala.
Komisja Europejska zgodziła się na połknięcie konkurenta, pod warunkiem, że Mittal Steel sprzeda trzy swoje huty, w tym Hutę Bankową w Dąbrowie Górniczej. Za akcje Arcelora Mittal zapłacił ok. 20 mld euro – w ten sposób powstał największy hutniczy koncern świata produkujący blisko 100 mln ton stali.

Do pierwszego wrogiego przejęcia na naszej giełdzie doszło w maju 2008 r, kiedy to spólka Vistula & Wólczanka „zagarnęła” rodzinną firmę jubilerską W.Kruk.

Wrogie przejęcie jest często demonizowane – niekoniecznie musi być ono wrogie dla akcjonariuszy i samej firmy. W kłopotliwej sytuacji stawia tylko zarządzających. W przypadku Bogdanki kuszono ich na wszelkie sposoby, ale nie ulegli. To, że akcjonariusze kopalni – Otwarte Fundusze Emerytalne – nie podały się i nie odpowiedziały na wezwanie Bakali, nie wynikało tylko ze zbyt niskiej stawki oferowanej za akcję – swoje zrobił społeczny (związkowy) opór i polityczna niechęć wobec czeskiego inwestora.

Na giełdę trafiły prawie wszystkie akcje Bogdanki (bez niewielkiej resztówki Skarbu Państwa i 10 proc. akcji pracowniczych, którymi można będzie obracać dopiero pod koniec 2011 roku) – na których kopalnia zarobiła ok. 700 mln zł. Atutem Bogdanki była właśnie całościowa prywatyzacja. Jeżeli chodzi o JSW, to właściciel zdecyduje się raczej na sprzedaż mniejszościowego pakietu. Czy będzie on atrakcyjny dla inwestorów, jeżeli na giełdzie są już dwie węglowe spółki: Bogdanka i NWR należąca do wspomnianego Bakali?

Co do JSW, to debiut powinien być jeszcze udany, bo to i węgiel koksowy i własne koksownie. Z KHW może być już gorzej. Bo mniejszościowy pakiet i dodatkowe zabezpieczenia przed możliwością utraty kontroli nad spółką przez państwo, pokazują inwestorom, że tak naprawdę nic się nie zmienia. Nie będą mieli żadnego wpływu na węglową firmę, a z drugiej strony – istotny wpływ zachowają wszechpotężne w górnictwie związki zawodowe. O innej mentalności niż w Bogdance – pod Lublinem od lat większość załogi była za prywatyzacją, a tuż przed giełdowym debiutem wejście na parkiet poparło 95 proc. górników.

W JSW i KHW liczą już miliardy, które mają do nich trafić w przyszłym roku. Mogą się przeliczyć. Wrogiego przejęcia węglowe firmy nie będą musiały się bać, ponieważ państwo nie da im (zarządzającym i działaczom związkowym) zrobić krzywdy.

***

Śląski kociołek wyborczy – to jeszcze nie podsumowanie, bo niebawem – jak się wszystko na śląskiej scenie wykrystalizuje – warto będzie, już z mniejszymi emocjami, do niego zaglądnąć. Ale tak, jak było powiedziane: dobrego wyniku wyborczego RAŚ można było się spodziewać, choć sami autonomiści liczyli na kilka punktów więcej. Można było się spodziewać niechętnych ocen związanych z pojawieniem się RAŚ na wojewódzkich salonach władzy. Spodziewałem się pomruków zgorszenia płynących z Warszawy, a osobliwie z PiS. Ale takich reakcji na koalicję PO – RAŚ – PSL to się nie spodziewałem! Nie chodzi nawet o nieznajomość śląskich realiów, ale też o ignorancję geograficzną, o brak elementarnej wiedzy o tym, w którym miejscu Polski leży Śląsk i z kim graniczy.