Gołębie na fanach
Za nami patriotyczne i historyczne (bywało histeryczne) uniesienia z biało – czerwoną w tle. Rocznice 3 Maja i III Powstania Śląskiego – mówią same za siebie. Czas na podsumowanie świątecznych chwil. Niestety, już na początku zostały one zakłócona przez wredne gołębie.
W moim rankingu polityków odpytywanych w ostatnich dniach o wywieszenie (lub nie) flagi – czyli o symboliczne choćby poczucie patriotyzmu, niekoniecznie wobec polskości, ale też śląskiej ziemi – bezapelacyjnie zwyciężył Jerzy Gorzelik (szef Ruchu Autonomii Śląska i do niedawna członek zarządu województwa), z refleksją, że fany nie powiesi, bo sąsiadka dokarmia gołębie, a one mogłyby zapaskudzić polskie barwy. Tak je szanuje!
Sąsiadka, to pewnie oddana fanatyczka śląskości w autonomicznym wydaniu, pra? No i gdyby te gołębie faktycznie pofatygowały się na biało – czerwoną flagę przewodniczącego RAŚ, to by się dopiero działo! Miałby on, jako funkcjonariusz państwa polskiego, za przeproszeniem – przechlapane. Wśród swoich i obcych.
Atak nacjonalistów polskich różnej maści na pana Jerzego i dom z wiszącą obsraną flagą – byłby nieuchronny. Również swoi, których prowadzi do autonomii, nie daliby spokoju, że coś takiego obrzydliwego powiesił. Byłby to też atak na mnie, bo znamy się od lat, wielokrotnie rozmawialiśmy i łączy nas, mniemam, dobro dzisiejszego Śląska, a dzieli (wyraźnie czuję), tylko wizja „Autonomii 2020”. I taki drobiazg: przedwojenna autonomia, której RAŚ chce reaktywować była pod biało – czerwoną. Gołębie to, oczywiście, ciekawy pretekst, powtarzany od lat – sedno tkwi w tym, że szef autonomistów biało – czerwonej nie toleruje. To nie jego barwy.
Szkoda tylko, że wicemarszałek Gorzelik, nie zauważył wcześniej, pracując w najważniejszym dla Śląska gmachu, że łopoczące nad nim, albo z boku, fany: polskie, śląskie i unijne – gołębie, albo inne ptaszyska, mają za nic. W każdym razie deklaracja Gorzelika, co do flagi i gołębi, była wyrazista, a nie pokrętna – jaką zadeklarował choćby poseł Marek Plura z PO.
Otóż Plura nie wywiesi flagi, zapewniał wcześniej (a jakby się przełamał, to już przepraszam), bo ma okna na zaplecze, albo inne podwórko. I pies z kulawą nogą by jej nie zauważył. Po co więc w takich zakamarkach chować polskość? Ale jeśli będzie miał swój dom – zapewniał – to łopotać przed nim będą po równo: polskie i śląskie symbole. Mam nadzieję, że poseł nie będzie doświadczał takich problemów z gołębiami, jakich nie chce mieć szef RAŚ.
Ja mam. O gołębiach i co robią z narodowymi świętościami (proszę zauważyć, że w Katowicach równo obsrywają m.in. pomniki politycznych wrogów: Piłsudskiego i Korfantego, a także czają się w okolicach szefa autonomistów) – słowa bym nie pisnął, gdybym 3 Maja nie musiał wyjść na balkon, żeby poprawić kij z flagą, który burza sporo przesunęła. Fana sflaczała. Patrzę, a tu jeszcze gorzej: drzewiec z biało – czerwoną został zapaskudzony. Po raz pierwszy od 2000 r. kiedy przeprowadziliśmy się na fajne osiedle w Siemianowicach. Wówczas też wywiesiliśmy flagę. Była jedyna. Wywoływała zaciekawienie, ale bez złych komentarzy. Stała się zaraźliwa, ponieważ z roku na rok flag w okolicy przybywało – dzisiaj jest całkiem przyzwoicie.
Ożeż ty mać! – krzyknąłem w duszy na taką profanację polskości. Tylko kto? Za piórka nie złapałem. Sroki, szpaki, sikorki…pełno ich tutaj. Wróbli od lat nie ma – więc na nie złego słowa. A może to przyleciały gołębie z Katowic, którym tam nie dano szansy usiąść na naszej fladze?
Niestety, najpewniej były to gołębie tutejsze, które wcześniej pogoniłem. Próbowały uwieść sobie gniazdo pod dachem. Kiedyś, podobnie, zalęgły się w kwietniku na balkonie w Katowicach. Pierwszego roku ładnie to wyglądało, dzieci się cieszyły. Potem było coraz gorzej, a gołębi coraz więcej. Zadzwoniłem do znajomego hodowcy, o którym kiedyś pisałem (jego ptaki zdobyły kilka rekordów w lotach), z pytaniem, co robić? Sąsiedzi poniżej nie życzą sobie obsrywania, a gołębie nas atakują jak wchodzimy na swój przecież balkon? On na to: Brutalnie, Panie Janku, brutalnie! Teraz, po zapaskudzeniu flagi, też zadzwoniłem. Co robić? Może flagę ofoliować, może jakimiś płynami jak na koty, czy inne krety, spryskać?
Nie – zaprzeczył – jego gołębie też mu na biało – czerwoną paskudzą: Wystarczy dwa razy w roku ją wyprać i po sprawie – rzekł wyraźnie nie rozumiejąc, o co na Śląsku toczy się gra. A kiedy zwróciłem uwagę na niuanse, to się wkurzył: Ptaki, różnej maści, mają to do siebie, że walą kupy na wszystkie flagi, jakie pan wywiesisz: polskie, śląskie, hitlerowskie, niemieckie, autonomiczne, a nawet kiedyś na radzieckie. Swoje przeżył, więc wie: Co więcej – bywa, że ptaki zapaskudzają również tych, co flag nie wywieszają!
Kończę jednak z nadzieją, że ptaki, w tym gołębie, nie uczynią tego tym wszystkim, którzy niebawem podniosą w górę – czas nadchodzi – autonomiczne barwy. A jeżeli tak by się stało, to wiadomo kto za nimi stoi. Gołębiarze Polacy, Polacy – Ślązacy, albo ta dziwna staruszka, która na Rondzie w Katowicach macha, prawie codziennie, flagą. I dokarmia gołębie.
Komentarze
„I taki drobiazg: przedwojenna autonomia, której RAŚ chce reaktywować była pod biało – czerwoną.”
Tak, panie Redaktorze, II RP zaoferowała Śląskowi – polskiemu Śląskowi – bardzo szeroką autonomię. Czy sądzi Pan, że gdyby Jerzy Gorzelik żył przed wojną w województwie Śląskim, miałby jakiekolwiek opory przed wywieszaniem biało-czerwonej flagi?
A może organizowałby jakikolwiek RAŚ? Sądzę, że nie – bo jaki sens miałaby organizacja postulująca wprowadzenie czegoś, co już istnieje i funkcjonuje? Jeśli ma Pan co do tego wątpliwości, to może Pan zapytać p. Gorzelika o to wprost, jak tylko go spotka. 🙂
Puśćmy wodze wyobraźni – proszę sobie wyobrazić, że żyje Pan w owych czasach w autonomicznym woj. Śląskim i jest sąsiadem J. Gorzelika – czy i Pan nie wywiesiłby polskiej flagi? Cóż to byłby za widok – okna domów panów Dziadula i Gorzelika przyozdobione polskimi flagami? Piękny, prawda? Skoro nie potrafimy wybudować wehikułu czasu i przenieść się w tamte czasy, to może warto popracować – wspólnie – nad przeszczepieniem najlepszych doświadczeń przedwojennej autonomii woj. Śląskiego do ustroju obecnego państwa Polskiego?
Wczoraj na cmentarzu w Wyrach i centrum gminy widzialem nasze fany, żółto-niebieskie.
A może by tak za rok Ślonzoki zrobily Gorolom na zlość i drugiego maja wywiesiły nasze fany. Co wy na to? Mysle że nasze śląskie pulty będą wiedziały jakie fany łobesrać.
I po co te głupie pytania Panie Dziadul? Czy będzie Pan pytał Litwina, albo Ukraińca o powód niewywieszania polskiej flagi w dniu 3 maja? Ano tak, faktycznie, tak się porobiło, że Litwini i Ukraińcy nie są już poddanymi Rzeczpospolitej, więc nie ma ich co zaczepiać, bo mogli by jeszcze naubliżać.
Czy jest Pan zupełnie pewien, że Ślązacy w II Rzeczypospolitej nie wywołaliby IV powstania w celu utworzenia suwerennego państwa? Problem barw i flagi byłby w tej kolejnej wojnie domowej sprawą marginalną, ale Polakom się wydaje, że my przykładamy do tego jakąś ciężką wagę. Zresztą Poloki też mają swoje barwy w dupie, wystarczy popatrzeć w ich okna podczas świąt narodowych, a już nie wspomnę, co robią ze swoimi barwami gdzie indziej (patrz strajki, imprezy sportowe).
Panie red.Janie Dziadul ;
Zupełnie przypadkiem ( unikam polskich mediów ) 2 maja odbierałem rozmowę red.Gugały w Polasat News z ministrem u Prezydenta RP prof.Nałęczem.
Gugała ( był to ustawowy dzień świeto flagi biało-czerwonej -dopytywał ministra historyka znawcy IIRP o to , czy na bazie tejże ustawy nie dałoby się chronić polskich barw narodowych przed wypisywaniem na niej m.in kibolskich i kibicowskich informacji z jakiej to wsi ,miasteczka ,miasta pochodzi ten XYZ .Te napisy jak wszyscy wiemy oglądamy w czasie imprez w Polsce i poza jej granicami .
Prof.Nałecz odpowiedział , że jemu to nie przeszkadza !(sic ) On to uznaje za dowód pariotycznego przywiązania do SAMORZĄDNEGO regionalizmu czyli po naszymu Heimatu . Profesorowi nie podoba sie tylko wypisywanie na polskiej Fanie chaseł politycznej treści .
Wiec nie gołebie ,które symbolicznie sarywać mogą czystość biało-czerwonej .
Widział pana, by flagi naszych sąsiadów na poludniu , zachodzie i za morzem były słupami informacyjnymi ,gdzie .kto skąd .???
Sami się nie szanujecie a wykpiwa pan srlastwo gołebi .
Na zakończenie powracam do swięta Flagi 2 maja .
Każdego dnia 2 maja mija kolejna rocznica kiedy polscy żołnierze zawiesili biało-czerwoną na pysznej Siegessaule – kolumnie Zwyciestwa w Berlinie .
Za Edmundem Osmanczykiem podaje ;byli to ;
por .Troicki ppor.Szymanik,kpr.Karpowicz,plut Otab i kanonierzy Jabłonski i Mierzejewski.
Polacy ,pamitacie o nich ? NIE pamiętacie !!!
Musi Wam przypominać Ślazak ,którego wszyscy krewni i tysiace niekrewnych w czasie II wojny nosiło mundury niemieckie róznych formacji .
Polacy nie mieli bardziej spakatularnego zwyciestwa w XXwieku .
Wstyd ,a pan pisze o Gołebiach i cytuje opinie znanych dzis Ślązaków ,ze oni nie wywiesli !!!
Sami dajcie przykład szanownia barw narodowych to i Ślazcy dołacza do WAS !
Przepraszam dwie bardziej istotne literówki ;
Miało być Spektakularnego zwycięstwa a nie spakatularnego ;
Miało być zasywać a nie sarywać
„……..Za Edmundem Osmanczykiem podaje ;byli to ;
por .Troicki ppor.Szymanik,kpr.Karpowicz,plut Otab i kanonierzy Jabłonski i Mierzejewski.
Polacy ,pamitacie o nich ? NIE pamiętacie !!!……..”
Pewnie że pamiętamy ! Nawet dzisiaj kiedy Premierem jest ten tandeciarz tusk dla którego „Polska to nienormalność”* Także kilkaset metrów dalej na Wschód – na dachu dworca S-Bahn „Tiergarten” (nie zmienil się on bardzo od wojny) powieszono polską flagę. Polacy szli do Sektora „Z” – Zentrum czyli Centrum od Wschodu przez dzisiejsza Otto-Suhr-Allee (w 1945 – Berlin Strasse) i Kantstrasse. Do Reichstagu i Nowej Kancelarii Rzeszy. Marmurem z galerii kancelarii wylożone są ściany dworca metra „Mohrenstrasse”. Fajny marmur – na popielniczki 😉 !
* http://pl.wikiquote.org/wiki/Donald_Tusk
PS.
Gorzelik „na hasiok”!
Szanowny Gospodarzu!
Poruszył Pan dwa niezwykle istotne dla Śląska wątki:
1) Znaczenie „dachowych obsrywaczy” – jak Czesi nazywają gołębie i
2) przywiązanie do symboli państwowo-narodowych, łopoczących pod wpływem patriotycznego podmuchu.
Faktycznie są to sprawy istotne. Mogę podać przykłady. Najpierw o gołębiach kilka słów. Najbardziej znana pieśń Zespołu Śląsk traktuje o „pykaniu fajeczki i dusieniu gołąbeczek” – czyli o ułudzie szczęśliwego końca aktywności zawodowej prawdziwego Ślązaka, którego ominął II filar (OFE).
Ważność obsrywania gołębiego poznałem osobiście na Studium Wojskowym na pierwszym roku studiów. Ubrano mnie w mundur i zjawiam się na zbiórce, czekając na szkolenie. Wtedy gołąbek (Opolski, więc tez śląski) zapaskudził mi ramię w postaci gwiazdki na epolecie. Kierownik Studium uznał to za symbol Chorążego i oficerów wtedy nie brali do szkolenia. Zwolnił mnie, oddałem mundur i to był jedyny kontakt z wojskiem, jaki miałem. Zmieniły się przepisy, ale dano mi spokój, bo nie można cywila brać na wysoki poziom szkolenia na II roku, jeśli mu brak cennych informacji z pierwszego. To był pozytywny wpływ śląskiego gołębia na moje życie.
Teraz o „fahnach”, czyli kawałkach tekstylnych, które mają znaczenie symboliczne dla patriotów wszelkiej maści. Można szanować taki symbol (niezależnie od kolorów) i nie chcieć dopuścić do jego profanacji nawet przez śląskie gołębie. Jeśli Gorzelik sobie tak zakpił, to nie był oryginalny.
Gospodarz knajpy u Szwejka też schował portret Najjaśniejszego Pana, aby go małe „gołąbki knajpiane” (muchy) nie obsry…itd.
Pewnie tak samo myślał Gorzelik. Dla właściciela knajpy miało to negatywne skutki, Gorzelik może sobie kpić, skoro z wszystkich symboli i przedstawiciel najwyższych władz obecnego państwa można publicznie kpić bezkarnie. Za 3 dni tak będzie w „stolycy”!!! Może Pan uczestniczyć lub oglądać w TV.
Z flagami jest różnie w różnych społeczeństwach. Jedni szanują, drudzy profanują. Francuzi wieszają flagi na każdym budynku państwowym, nawet w przedszkolach. Nie pamiętam tylko czy też przed nowymi szaletami na monety, ale nie zdziwiłbym się. Ja mam do flag tzw. stosunek ambiwalentny. Bierze się to pewnie z tego, że miałem styczność z bardzo różnymi. Zacząłem od „Fahne”, gdy śpiewaliśmy:
„Wir folgen der schwarzen Fahne, mit dem heiligen Zeichen darin, wir wollen nicht ruhen noch rasten, das ist ja der Siegrune Sinn”.
Nie cytuje dalej, tylko dodam, ze my na własny użytek, kpiąc jak Gorzelik, zmieniliśmy trochę tekst i zamiast „Siegrune Sinn” śpiewaliśmy „Sieg ohne Sinn” – i jakże mieliśmy rację, przekonaliśmy się kilka lat później.
Potem widziałem, jak Niemcy w Czechach szybko szyli czeskie flagi – kilka dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej i koleżanka siostry poświęciła śliczną chustę niebieską na ten trójkącik. Nic nie pomogło. Czesi i Rosjanie robili z nimi to samo co wszędzie, a zaraz Czesi ich wygnali na Zachód, jak Niemców Sudeckich lub z Brna na śmierć i poniewierkę.
Przestałem więc wierzyć w magię flag i jakoś nie odrodził mi się sentyment do takich igraszek. Nie wieszam ani biało-czerwonej, ani „ukraińskiej” (sino-żółtej), ale szanuję tych, którym to daje orgazm psychiczny. Mnie wystarczająco zniechęcił przymus flagowania w PRL. Skoro nie powodzi mi się lepiej niż w PRL, to i flagi nie będę wieszał.
Jestem jednak chyba odosobniony w takim podejściu, bo nawet zasłużony emeryt „Karliczek” w „Paciorkach…” Kutza pluł na flagę – ale patriotycznie – podczas prasowania. Niewiele mu ten polski patriotyzm pomógł , bo krótko po wywieszeniu flagi umarł.
Jednak Ślązacy z wschodniej części ŚLĄSKA mają dziwne ciągoty. Mąż kuzynki, były sztygar, wyjechał do Niemiec i na swojej działce zawsze wciąga flagę na maszt, gdy odpoczywają przy piwie i grach zespołowych. Nie oglądałem dokładnie, jakie tam były kolory, ale coś czarnego też chyba było – może znak żałoby za utraconym Heimatem?
PS
Po przeczytaniu tekstu zwróciłem uwagę na to, że ktoś może pomyśleć, że kłamię – w sprawie Studium Wojskowego. Nic podobnego – incydent z gołębiem i jego wydzielinami miał miejsce. Może tylko uzasadnienie zwolnienia było trochę naciągane. Kierownik Studium zauważył gwiazdkę, ale tez, że się tylko nadaję do służby garnizonowej (okulary) i mnie zwolnił. Po roku brali już wszystkich, nawet oficerów po czynnej służbie (paranoja), tylko mnie się tak udało.
Gdy kilka lat po studiach zacząłem pracę naukową, chcieli mnie dorwać na pół roku. Okulary nie pomogły. Oficer komisji powiedział, że za mnie będą widziały aparaty (to już było nowoczesne wojsko). Komisja lekarska wyższej rangi (we Wrocławiu) orzekła, że moje słabe serce też nie jest przeszkodą w umieraniu za ukochaną ojczyznę. Na szczęście mój przyjaciel miał znajomości lokalne i skończyło się na litrze wódki.
Jakiś czas później Minister Obrony Narodowej odpowiednim rozkazem przesunął mnie do rezerwy, a w przypadku wojny byłbym albo w kuchni, albo w „Schreibstubie”. Czekam z drżeniem na taki rozkaz. Obym nie doczekał!!! Nie dlatego, że nigdy nie gotowałem lub źle widzę, ale nie chce okropności wojny, nawet zamiast rządów POPiSu.
Eine Geschichte einer Fahne.
(a właściwie jej drzewca)
W miasteczku R. na Górnym Śląsku żyła sobie pani K…ska.
Przed 1939 zapobiegliwie wieszała flagę (czerwień i biel) na 3 maja i 11 listopada.
Potem, jako Frau K…sky, dumnie strzegła tego, aby zawsze, gdy była ku temu potrzeba, jej posiadłości strzegła chorągiew o czerwonej barwie z … runicznym symbolem słońca.
Do pewnego marcowego dnia 1945, gdy – powrotnie jako pani K…ska – witała sympatycznych żołnierzy w nieobrębionych szynelach chlebem i solą (oraz sznapsem). Jasne, że flaga powiewająca na jej domu, była wówczas taka, jak trzeba.
Ale to nie koniec tej historii.
Podczas, gdy w miasteczku R. miejscowa większość na radosne dni 1 maja i 22 lipca zadawalała się wywieszeniem narodowej flagi, u towarzyszki K…skiej wisiała flaga barwy krwistoczerwonej.
Pamiętny tego, rodzinnego przekazu wywieszanie czegokolwiek z jakiejkolwiek okazji mam w głębokim poważaniu.
To też radzę moim współplemieńcom.
A patriotyzm polega na płaceniu podatków i sprzątaniu obejścia.
Pewien rzemieślnik w Wiedniu podczas wizyty führera A.H kazał czeladnikowi wywiesić nazistowską flagę, a że warsztat znajdował się na parterze, to kazał młodzikowi zwinąć tej flagi na tyle, żeby broń Hail Hitler nie walała się po trotuarze.
Zgadnijcie czego zabrakło na wywieszonej fladze i co się stało z patriotycznie nastawionym majstrem?
http://www.youtube.com/watch?v=RSSIz-0pnCM
Witam wszystkich,zostawiam bez komentarza i prosze o wlasne refleksje a szczegolnie Szanownego Gospodarza!
Pyrsk ludkowie!!!
czy geniusze na Wiejskiej, rządu III RP, z dworu hr. Komorowskiego, którzy wywieszają kiedy trzeba polskie flagi ale tworzą mafijne prawa są patriotami ? A co z watykańskimi patriotami, którzy tez wolą inne flagi ?
A co pan na to:
18 marca, 2013, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców złożył do CBA doniesienie, szczegółowe opracowanie zawierające ogromna liczbę przykładów, o wielu mafijnych przestępstwach popełnionych przez urzędników Ministerstwa Finansów. Dokument obejmuje okres od 1989 do 2005 r.
Przykład jeden z wielu
Afera paliwowa zrodziła się w MF które w listopadzie 1993r zwolniło z podatku akcyzowego oleje napędowe zawierające 10% domieszkę olejów regenerowanych. Ale nie każdy mógł z tego zwolnienia skorzystać. Trzeba było spełnić warunki w schowanym załączniku do tego rozporządzenia. Załącznik ten miał być interpretowany zgodnie z innym załącznikiem zawierającym dodatkowe objaśnienia. Tam zaś znajdowały się nieokreślone sformułowania, często zmieniane. W 1994 i w 1995 r. co kilka miesięcy zmieniano przepisy, aby utrudnić działalność tym przedsiębiorcom, którzy legalnie chcieli handlować olejami regenerowanymi. Stosowano takie kruczki, jak np. zamianę jednego słowa na inne. Domagano się raz, by przedsiębiorcy posiadali „specjalistyczna instalacje, a innym razem – specjalistyczna technologie.
Dodatkowym plusem tajnych przepisów jest informacja dla Urzędów Skarbowych, które firmy są swoje, a które można bezkarnie trzepać by otrzymywać nienależne premie.
Osoby odpowiedzialne za wywołanie kolejnych afer tajnymi przepisami ciągle pracują w MF.
Co jest dziwne bo w Polsce jest 9 służb specjalnych, policja, prokuratura, które od 24 lat nie potrafią zauważyć mafijnej działalności MF.
@murator
7 maja o godz. 10:11
Szanowny murator bardzo umiejętnie (lekko wybiórczo) cytuje „tandeciarza tuska”:
*** Nawet dzisiaj kiedy Premierem jest ten tandeciarz tusk dla którego „Polska to nienormalność”***
Skorzystałem z podanego źródła i co widzę???
***Polskość jako zadany temat… Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą.(…) Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło – ponuro – śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi.***
Nie podejrzewałem premiera o taki artyzm w opracowaniu tekstu przemówienia, ale wydźwięk całości jest głęboko patriotyczny, a nie prześmiewczy, jak sugeruje krótki cytat.
PS
Nie wypowiadam się na temat patriotyzmu, ale czytając o husarii pojawiło się natychmiast skojarzenie z dawnych lat. Podczas urlopu w Szwecji zwiedzaliśmy m. in. zamek generała Wrangla (chyba Skokloster). Przewodniczka pokazała nam z dumą jego muzeum broni, zwracając uwagę na polski akcent – skrzydło husarza w stylu „Sobieski pod Wiedniem”. Ząb czasu był nieubłagany i skrzydło wyleniało co nieco – zostało tylko jedno piórko!!!
Taki był polski akcent. Popłakaliśmy się ze śmiechu. Większość uczestników to byli fizycy i matematyczka. Zbiory muzeum zawierały bardziej cenne eksponaty niż to pojedyncze piórko – dzieła wybitnego astronoma Tycho de Brahe – z rodziny generała.
Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, w końcu to Szwejk czystej wody, widzę że nie jestem jedyny który ma to oczywiste skojarzenie.
No, doczytalem, ziew, do konca. Ale po drodze kilka raz zasnalem.
„Ożeż ty mać!” – a to jaki dialekt slaskiej godki ? mazowiecki ? 🙂
Proponuje zmiane nazwy bloggu/blogga na: „Śląsk z (bardzo) daleka”.