Polskie Radio Katowice bez „Solidarności”
Organizacja „Solidarności” w Polskim Radiu Katowice dokonała samolikwidacji. W Japonii nazwano by ten akt radykalniej i dużo boleśniej. Ale u nas – niby nic się nie stało. Ot, ponad 20 radiowych gryzipiórków powiedziało sobie i innym, że „Solidarność” dzisiaj to podnóżek władzy, a oni nie po to wstępowali do związku – stąd rozwiązali swoją strukturę. Na zakończenie działalności red. Marek Mierzwiak – pierwszy i ostatni szef radiowego związku – podsumował: „To łajba, która tonie…”.
Marek Mierzwiak zakładał „Solidarność” w katowickiej rozgłośni we wrześniu 39 lat temu. Władcą województwa katowickiego pozostawał jeszcze wszechwładny i mściwy Zdzisław Grudzień, który do końca swoich dni na fotelu pierwszego sekretarza powtarzał, że „Solidarność” to wielka nieprawda, że niebawem wszystko wróci do normy…
A tu, kilkadziesiąt metrów od komitetu, znalazł się pierwszy odważny. I to nie byle kto – wówczas i później jeden z najlepszych dziennikarzy stacji. Zatrzymany 13 grudnia 1981 r. i internowany – przez siedem miesięcy siedział w więzieniach Zabrza i Uherc. Do rozgłośni wrócił w 1989 r. Najpierw z doskoku przygotowywał audycje wyborcze dla komitetów obywatelskich „Solidarności” – od jesieni na stałe. Był wielokrotnie nagradzany, w tym razem z red. Anną Sekudewicz Prix Italia za reportaż o tragedii kopalni „Wujek” w stanie wojennym. Radiowcy wiedzą, jaką wartość ma ta nagroda!
Marek Mierzwiak jest członkiem SDP, Syndykatu Dziennikarzy Polskich i Krajowego Klubu Reportażu. Z „Solidarnością” swoje przeszedł i swoje zdanie o niej ma prawo mieć. Jak trzeba, to pokazuje Krzyż Wolności i Solidarności. Indywidualista – byle komu w pas się nie kłania. A ponad wszystko ceniony publicysta i reportażysta.
Nie działa pod wpływem chwili, choć bywa, że chwila przelewa u niego czarę goryczy. W połowie 2017 r. radiowa „Solidarność” zadała Dominikowi Kolarzowi, przewodniczącemu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności”, w swoim i pewnie w słuchaczy imieniu pytania:
1. Kiedy i jak „Solidarność” reagowała na to, co działo się z Trybunałem Konstytucyjnym, sądami powszechnymi i reformą szkolnictwa?
2. Czy „Solidarność”, która zawsze była blisko Kościoła, nadal wsłuchuje się w to, co mówią polscy biskupi i papież Franciszek, a co dotyczy ludzi doświadczonych przez wojnę?
3. Czy związek chce pomagać uchodźcom, którzy uciekają przed bombami, i czy jest solidarny z matkami i dziećmi chorymi?
Pytano jeszcze o zagrożenia dla wolności słowa w teatrach i kinie, upominano się o legendarnych twórców „Solidarności”, których dzisiejsi członkowie związku publicznie wygwizdują i wybuczają… Nie doczekali się odpowiedzi – list poszedł na Berdyczów.
– Zaczęliśmy więc pytać siebie: czy to jeszcze ta „Solidarność”, do której chcemy należeć? – wspomina Mierzwiak. Dzisiejsza „Solidarność” nie ma z tamtą nic wspólnego: – Nie patrzy władzy na ręce, tylko ją wspiera, nie jest ruchem obywatelskim, bo nie zabiera głosu w sprawach istotnych dla Polaków… „Solidarność” to uśmiechnięty półgębkiem Piotr Duda, wiernie i pięknie stojący – lub siedzący – przy Andrzeju Dudzie. Podnóżek władzy!
Czara goryczy przelała się w Gdańsku. Pod pomnikiem ks. Henryka Jankowskiego. Poszło o to, że Karol Guzikiewicz, wiceszef „Solidarności” i radny sejmiku pomorskiego z listy PiS, zagroził wszystkim głosującym za rozebraniem monumentu… niewpuszczaniem do kościoła św. Brygidy. Na takie dictum w Katowicach najpierw wytrzeszczono oczy, potem siarczyście zaklęto. Nie można cytować, bo zrobi się chryja.
Nie padło słowo o zarzucie pedofilii, nie wykonano symbolicznego nawet gestu odcięcia się od skompromitowanego prałata, a w zamian jakieś zakazy kościelne, wygrażania, wzięte wiadomo skąd. – Uznaliśmy więc po namyśle, że z taką „Solidarnością” nam nie po drodze! – powtarza Mierzwiak.
Reasumując: w zasadzie w „Solidarności”, która liczy siebie na blisko 600 tys. członków – jedna czwarta to emeryci i renciści, niczego im nie ujmując – nic się nie stało. W skali globalnego ocieplenia to nawet nie ukąszenie komara, a tym bardziej nie kropla, która daje początek drążeniu skały.
To tylko dwudziestka z hakiem sfrustrowanych członków, którzy nie chcą być częścią podnóżka. I nie chcą się wstydzić. Jak w sprawie gdańskiego prałata. Gdyby to była Japonia, to…
PS Marka Mierzwiaka serdecznie pozdrawiam. Jestem przekonany, że „Solidarność” w Polskim Radiu Katowice szybko się odrodzi, że znajdzie się parę nowych postaci, w których władze rozgłośni i regionu rozbudzą uśpione ambicje.
Tylko czy naprawdę nic się nie stało?
Komentarze
„Uznaliśmy więc po namyśle, że z taką „Solidarnością” nam nie po drodze! – powtarza Mierzwiak”.
To można porównać do kopernikańskiego odkrycia, że to ziemia kręci się dookoła słońca.
Decyzja ta mogła być tylko podjęta przez kombatanta tego ruchu, który od dnia powstania był organizacją polityczną, a nie związkiem zawodowym.
@woytek:
Słyszałem, z drugiej ręki, o górniku-związkowcu, który opuścił Solidarność po tym, jak pojechał z nią na protesty do Warszawy. Opuścił oburzony — „popieram nadal cele, nie popieram metod, bo nas manipulowano do robienia burd”. To jeszcze było przed zwycięstwami PiS.
Ale też rozumiem, że dla ludzi to wielkie związanie emocjonalne. By nie powiedzieć, że ludzie są zakładnikami emocji.
Po dłuuuuugim czasie gość zorientował się , że król jest nagi . ŁOŁ !
Szkoda tylko , że my nadal jesteśmy karmieni tą niestrawną karmą spod znaku „S” z wszelkimi jej kłamstwami .