Krakowice czas zacząć
Katowice od Krakowa dzieli niespełna 80 km, ale historyczne podziały i niechęci oddaliły od siebie te dwie aglomeracje o lata świetlne. Teraz wszystko ma się zmienić. Marszałkowie śląski i małopolski podpisali umowę, pierwszą taką w kraju, o ścisłej współpracy między województwami. Krakowice – tak już ochrzczono być może przyszłą megametropolię.
Od lat mówiło się, że na osi Kraków – Katowice powinien powstać jeden olbrzymi organizm gospodarczy, naukowy i kulturalny. Kraków – z gigantycznym potencjałem naukowym i kulturalnym, Katowice – z tak samo wielkim potencjałem przemysłowym i rozbudowujące swój świat nauki i kultury. W sposób naturalny powinny się więc przyciągać.
Tak było już przed druga wojną, żeby głębiej nie grzebać w historii, kiedy Kraków – po podziale Górnego Śląska – stał się zapleczem naukowym dla śląskiego przemysłu (wcześniej był nim Wrocław). W 1928 r. w Krakowie zainicjowano wszechstronne badania nad Śląskim, w tym jego historią. Tam powstał Komitet Historii Śląska, a następnie Komitet Wydawnictw Śląskich przy Polskiej Akademii Umiejętności. Te instytucje przyczyniły się do powołania w 1934 r. Instytutu Śląskiego w Katowicach – było to, w moim przekonaniu, jedno z ważniejszych dokonań autonomicznego województwa śląskiego.
Po wojnie śląscy hutnicy uruchamiali Nową Hutę, a Uniwersytet Jagielloński zgodził się na utworzenie w Katowicach swojej filii. W 1968 r. stała się ona bazą do powołania Uniwersytetu Śląskiego. Daleko byłem jeszcze wtedy poza Katowicami, ale potem opowiadano mi, że właśnie ten rok stał się cezurą we wzajemnych kontaktach. Swoje zrobił Marzec tam i tu. Kiedy Katowice miały już swój uniwersytet, i swoich uległych wobec władz partyjnych rektorów, to zaczęły wypinać się na Kraków.
Ale najwięcej złego we wzajemnych relacjach zrobiła dekada Zdzisława Grudnia, w latach 70. groteskowego I sekretarza KW PZPR w Katowicach, który miał alergię na wszystko, co krakowskie. Choć akurat on nie powinien być na Kraków uczulony, bo na Akademii Górniczo – Hutniczej skończył w błyskawicznym tempie studia zaoczne. Ci, co go znali, opowiadali, że nie spał po nocach, a w ciągu dnia chodziły wściekły, jak tylko sobie przypominał, że Moskwa swój Konsulat Generalny w Polsce miała w Krakowie, a nie w oddanych jej Katowicach. Inteligencki Kraków zwyczajnie go drażnił. To już jednak opowieść na inną historię.
Choć tamta epoka minęła, to wyraźnego zbliżenia między Katowicami i Krakowem raczej nie było. Chodzi przede wszystkim o władze, bo ludzie robili swoje. Krakowskie teatry i muzea stały się – dzięki autostradzie – bliższe i chętniej odwiedzane niż te, które ma się u siebie pod nosem. Rynek przyciąga mieszkańców woj. śląskiego chyba w takich samych ilościach, co rodzimych Krakusów (turystów z innych części kraju i świata tu nie liczę). Sam bywam w Krakowie przynajmniej 2 – 3 razy w miesiącu, to widzę i słyszę.
Ostatni gest marszałków jest jeszcze tylko gestem, ale dobre i to. Kraków wspiera starania Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wie co robi, bo jak ktoś przyjedzie do śląskiej stolicy, to na pewno znajdzie się przy okazji w Krakowie. Nawet jeżeli Katowicom się nie uda, to deklaracja Krakowa jest więcej niż symboliczna.
Marszałkowie mają naciskać na Ministerstwo Infrastruktury w sprawie budowy Beskidzkiej Drogi Integracyjnej łączącej Bielsko – Białą z Krakowem, a także w sprawie rozbudowy trasy Katowice – Olkusz – Kraków do parametrów drogi szybkiego ruchu. Planowane są wspólne inwestycje w zagospodarowaniu dorzecza Wisły. Marszałkowie chcą razem wydać 100 mln zł na zakup nowych pociągów (żeby jeszcze jeździły na trasie Kraków – Katowice z przedwojenną prędkością). Wspólnie mają być kreślone plany rozwoju szkolnictwa i badań naukowych. Katowicom marzy się, a Kraków ma to już za sobą, aby stać miejscem studiowania tzw. pierwszego wyboru. Znakomicie podniosłoby to naszą atrakcyjność wobec innych metropolii w Polsce i w Europie. I jeszcze dziesiątki innych przedsięwzięć, które mają zbliżyć naturalnych partnerów.
Czy powstaną z tego jakieś „Krakowice”? To taka nazwa symboliczna, ale dużo wody jeszcze w Wiśle upłynie zanim ten megametropolitalny organizm nabierze rumieńców. Ale warto na niego dmuchać i chuchać, bo będzie miał wyjątkową pozycję w całej Europie.
***
Jeżeli jest jakiś symboliczny moment kiedy z ptaka/ptoka ktoś staje się na danym kawałku ziemi krzakiem/krzokiem, to na pewno jest nim pierwszy grób. Po 35 latach pobytu na Śląsku pochowałem w Siemianowicach Śl. moją mamę. Wandę Hołowienko spod Lidy, która w 1957 r. odważyła się wyruszyć z synem w nieznane, do Polski. Repatriacyjny pociąg dowiózł ją do Kudowy – Zdrój, która stała się jej małą ojczyzną. Końcowe miesiące spędziła u mnie i prosiła, aby już nigdzie dalej jej nie wozić. Chce być w pobliżu najbliższych. Przepraszam za osobiste refleksje, ale stało się dla mnie, i mojej rodziny, coś bardzo ważnego.
Komentarze
Takie porozumienie jest potrzebne. Obydwa województwa uzupełniają się nawzajem.
Szanowny Panie Gospodarzu
Bardzo nam przykro z powodu straty jaką Pan Redaktor poniósł.
Bardzo też prosimy o wybaczenie, iż dawaliśmy w kość narzekaniem w takiej chwili…..
Ojczyzna – Heimat czy jak zwał jest tam gdzie ziemia i groby…. jak słusznie Pan Redaktor zauważył.
Odpoczynek wieczny racz dać Panie.
W tej ziemi.
A co na to Ruch Autonomii Śląska ? Ojczyznę krakusy chcą im odebrać .
Przekształcenie filii UJ w samodzielny Uniwersytet Śląski było odbierane na uczelni jako policzek i działanie mające na celu ukarania grona akademickiego.
@Tenno 25.V. 18.21… pozdrawiam
i inni… tez pozdrawiam…
Dobry wieczor.
Bez urazy ale zacznijcie w koncu sie uczyc zanim zaczniecie rozsiewac prowokacyjne plotki i niesprawdzone, nierzetelne informacje.
Moze Szanowny Gospodarz (ktorego tez pozdrawiam) zwroci polskim „dziennikarzom” i „politykierom” uwage, ze obecne przepisy prawne ksztaltujace nowoczesna Europe zostaly skonstruowane z mysla o regionach.
Europa regionow (czyli ruch oddolny) daje oczywiscie mozliwosc wystapienia regionu (np. Slask) z EU i zarejestrowania sie jako nowe panstwo ale juz do ponownego przyjecia w rodzinne, europejskie grono, potrzebna jest zgoda wszystkich panstw czlonkowskich (dzisiaj 27).
Te przepisy uniemozliwily odlaczenie sie np. Flandrii od Belgii z „blahego” powodu niezgody na ponowne przyjecie w struktury europejskie ugrupowan separatystycznych czy nacjonalistycznych (jak np. pis) przez szanujaca wyzsze wartosci wiekszosc belgijskich (europejskich) obywateli.
Nie bede sie rozpisywal ze wzgledu na okolicznosci.
Tylko tyle i az tyle…
Jeszcze raz… bez urazy i serdecznie pozdrawiam.
Mariusz BXL
Szanowny Panie
Czytam zawsze Pana artykuły z dużą uwagą.
Cieszę się z kontaktów naszego Śląska z Krakowem. Ale jest chyba trochę
przesady w tym że nasze wzajemne stosunki były napięte.Bywam w Krakowie
gdzieś od 30 lat i zawsze w poznanych ludziach znajdowałem dużo życzliwości
czy to w sprawach zawodowych czy prywatnych.
To że Kraków może nas Ślązaków traktował trochę z góry, nie przesądza o tym że źle nas osądza.Doceniali w nas np. powściągliwość w ocenach, co nam zarzucają jako „dupowatość”, ale ja wiem, że jest to tak naprawdę porządne wychowanie.Kto z nas nie słyszał w domu”nie zachowuj się jak soroń”.Słuchaj drugiego bo może mieć coś interesującego do powiedzenia.
O zachowaniu w „gościach” nie będę wspominał bo to ogólnie wiadomo.
Pozdrawiam Kraków niedługo znów tam będę.
No cóż Janie, to duża przykrość pożegnać się z matką, a pocieszyć, że wiem jak to jest, może nie przynieść ulgi. Doceniam(y) ten gest podzielenia się z nami tą smutną wiadomością, a to świadczy, że trochę się z nami zaprzyjaźniłeś. Też nam smutno.
Pozdrowienia
„Metropolia Krakowice” to piękne marzenie, oby kiedyś się ziściło. Powszechnemu rozwojowi kulturalnemu społeczeństw pomaga przede wszystkim właśnie zbliżenie ludzi, skracanie dystansu, sprawna komunikacja, etc. Rewolucja mikroprocesorowa przyśpieszyła postęp cywilizacyjny, ale nigdy nie zastąpi bezpośrednich kontaktów. Internet sprzyja alienacji, żywy kontakt odwrotnie. Zofia Nałkowska powiedziała kiedyś pięknie i wspaniałomyślnie: „Największym urokiem świata jest urok drugiego człowieka”. Oczywiście nie każdy jest pozytywnie urokliwy, trzeba ich szukać. A tym lepiej i częściej się takich znajduje, im świat jest „mniejszy”.
Urodziłem się we wschodniej Polsce, studiowałem w Krakowie, pracowałem na G.Śląsku, emeryturę spędzam na Kresach Wschodnich k/Stanisławowa (ob.Iwano-Frankiwsk). Kiedyś, w chłopięcych latach, moje wyobrażenia o Małopolsce, Śląsku, Ukrainie … kształtowała literatura. W latach chłopięcych zderzałem się z pogardą do kongresowiaków, hanysów, kacapów … Dziś istnieją dla mnie tylko mniej lub więcej sympatyczni LUDZIE – gospodarze ZIEMI. Nacjonalizm jest anachroniczny. Szowinizm kretyński. Przyszłość należy do pozytywnych integracji, jak np. Krakowice.
Panie Janie ! Smutno! Pozeganales Mame . Mama pochowana w Slaskiej ziemi ,zostales Janie powiazany z ta ziemia dodatkowo .
ps.
Po pewnej przerwie zerknalem na blogi Polityki , poniewaz jestem za Woda i okresowo odpoczywam od Wislanskich mediow . Jutro zainteresuje sie komentarzami Amerykanskich stacji o wizycie Obamy wPolsce .
…..ciekawe. RAK – Ruch Autonomii Krakowic. Jasne bo przeciez sa niezaprzeczalne więzy pomiędzy krakowem a Katowicami. Co tam Opole, Częstochowa, dawne ziemie siewierskie, ziemie ślaskie /prawie wielkopolskie/, Morawy, Śląsk Cieszyński.
ANTONIUS – czego siedzisz cicho, ktos tu sobie zażartował.
Pozdrawiam
Przykra wiadomość ale dożyla czasów że o wyrządzonej krzywdzie można swobodnie mówić, strony dzieciństwa odwiedzać i powspominać. Jedyną korplą wermutu to że znowu jakaś ludzka tandeta za rozbieranie Polski się zabiera ! Co powiedzial by Towarzysz Grudzień widząc tandeciarzy z PO rozwalających przemysl ???! Jaki moderator forum by to wytrzymal ????
Wyrazy współczucia Panie Janie.Szczególnie w dniu takim jak dzisiaj.
Ten pomysł Krakowic wygląda mi na centralnie i na chybcika wymyślone przeciwdziałanie na autonomię.
Mam nadzieję,że skoncentruje się na realnych przedsięwzięciach komunikacyjnych.To jest potrzebne.B.mi się podoba argumentacja „by pociąg jechał tak szybko jak przed wojną”.Administracyjne kreowanie metropolii czy nawet ,by brzmiało to jeszcze słuszniej,”megapolis”,to tromtadracja.Prawie jak zawracanie biegu rzek by nawodnic stepy kazachstańskie.Pozdrawiam
Ośmielam się znów głos zabrac.W sprawie komunikacji.Dzisięc lat pędzlowałem co dzień Bielsko Katowice samochodem a następnych lat dziesięc ,co dni parę po wieloboku Kce,Wawa,Wrocław.Kręgosłup w strzępach.Mam wrażenie,że było by sensownym ,przynajmniej,przeanalizowanie przedsięwzięcia obejmującego uruchomienie regionalnej komunikacji lotniczej .Marnuje się Muchowiec,Aleksandrowice a i na Błoniach „Kraków City” można by było wykroic.W trochę większej skali działa to w wielu miejscach w interiorze amerykańskim.Półgodzinne loty wahadłowe były by atrakcyjne.Lekkie samoloty są dostępne.Idiotyzm „obrony powietrznej kraju” chyba zelżał.Oczywiście powinno to byc przedsięwzięcie prywatne. Z odstąpieniem od nadupierdliwości skarbowej.Lepsze to niż salony gier.Dwa nowe pojawiły się w miejscu mojego wycugu.Dac ludziom oddech.Jak zechcą to kiedyś,byc może ,zbudują megapolis.Jak zechcą i jak zarobią na to przedsięwzięcie.
Opinia zdaleka .
Tylko region Katowice z Opolem a dalej z Wroclawiem .Kto to trzesie portkami przed odrodzeniem sie SALSKOSCI w organizacykjnym wydaniu RAS ?!> Rozwodnic SLASKOSC z powolywaniem sie na I polowe XXwieku to wspolczesny nonsens , znowu zagranie nieczyste .
Zeby bylo jasne ,nie mam nic p-ko Krakowowi i Krakusom
@Piotr Opolski pisze:
2011-05-26 o godz. 19:40
Blogowicz o „śląskim” nicku ma do mnie żal jak Sobieski do Wołodyjowskiego: „Larum grają, a ty śpisz”? Katowice chcą siły nieczyste przyłączyć do zachodniej Galicji a ja milczę? Piotr O. zapomniał, że zniechęciłem się trochę do przekomarzania z świniorzami na tym blogu, ale wywołany do tablicy spróbuję dodać moich kilka groszy (fenigów). W dziedzinie historii Śląska (i Polski) jestem dyletantem, co mi uświadomił wybitny znawca tematu, pan Jerczyński, który mi zwrócił uwagę na to, że kiedyś Śląsk terytorialnie rozciągał się na wschód praktycznie do przedmieść Krakowa. Czemu wtedy nasi książęta nie poszli parę kilometrów dalej, smocza jama byłaby śląską atrakcją.
Dziś trochę źle mi się kojarzy hasło: „Krakowskie Przedmieście”, nabrało ostatnio specyficznego znaczenia jako miejsce cyklicznych nawoływań: „Tu jest Polska, tu jest Polska…” – o innych nawoływaniach zapomnijmy. Nie kojarzy mi się to też dobrze z dążeniami RAŚ’u, ale widzę możliwość dobrego współżycia między miastami Katowice i Kraków. Mimo braków z historii wiem jedno – te miasta mają wspólną cechę – oba zostały zbudowane przez Niemców. To może je łączyć, ale niekoniecznie.
Połączenie i współżycie dwóch organizmów żywych może nastąpić co najmniej w dwóch postaciach: Symbiozy lub Pasożytnictwa. W przypadku symbiozy oba organizmy uzyskują korzyści, czasem nawet taka symbioza jest warunkiem przeżycia obu gatunków. Jest taki piękny przykład z Nowej Zelandii, gdzie istnienie pewnego gatunku ptaków i drzew jest nierozerwalnie związane ze sobą. W przypadku pasożytnictwa korzysta pasożyt a organizm gospodarza cierpi lub ginie (np. jemioła). Zastanówmy się, jaki ma być ten „Katkrak” lub te „Kratowice”, symbioza czy pasożytnictwo – co jest bardziej prawdopodobne? Nie mnie tu wyrokować lub prorokować. Mogę coś powiedzieć w dziedzinie nauki, bo to przeżyłem osobiście przy podobnym współżyciu, ale 100 km dalej na Zachód. UJ łaskawie utworzyło filię na Śląsku, co niewątpliwie było korzystne dla obu stron – kłania się symbioza. Kraków pozbył się nadmiaru młodej kadry, której nie mógł zatrudnić u siebie i, co nie jest bez znaczenia, umożliwił profesorom godziwy dodatek do pensji za drugi etat. Śląska młodzież mogła pić z źródełka wiedzy na miejscu i nie doznawała dyskryminacji ze strony kolegów, co na UJ raczej występowało (córka tam studiowała i bacznie obserwowała). Układ, jednostka macierzysta – filia, nie jest jednak czymś idealnym i trwałym, albo ginie, albo nastąpi secesja. Przede wszystkim denerwuje lokalną kadrę, której apetyty na ważność rosną. Zaczynają się ruchy separatystyczne, kaperowanie uczonych z różnych stron, nie tylko z Krakowa, a Śląsk był kiedyś bogaty i mógł wiele ofiarować tym, którzy się dusili we własnym środowisku. Przechodzili profesorowie z całym „inwentarzem” ludzkim.
Takim klasycznym przykładem z innej beczki to przejście Religi na Śląsk, gdzie mu stworzono odpowiednie warunki pracy, których nie miał w Warszawie. Motorem secesji były pewnie lokalne władze, ale mnie ten proces nie interesował.
Pamiętam zbliżony rozwój wypadków w Opolu. Wrocław był prężnym ośrodkiem naukowym, na bazie niemieckich uczelni (budynki, biblioteki) i potencjale ludzkim ze Lwowa. Opole czuło się niedowartościowane przez los z powodu braku wyższej uczelni. Wrocław chciał się pozbyć nieatrakcyjnej Szkoły Pedagogicznej i przeniesiono ją do Opola. Władze opolskie faktycznie starały się o rozwój bazy, a kadra z Wrocławia przyjeżdżała na dodatkowy zarobek – obie strony zyskały. Jest już w Opolu Wyższa Szkoła Pedagogiczna, ale czy przez to Opole stało się ośrodkiem akademickim? Nie bardzo! Nawet wrocławscy profesorowie nie widzieli szans (w mojej dziedzinie) na rozwój pracy naukowej. Filolodzy i historycy mieli szansę na rozwój młodej kadry w oparciu o wrocławskie biblioteki, ale dla fizyków i ewentualnych chemików (dużo później) nie było szans. Matematycy mieli swojego promotora, wspaniałego profesora Słupeckiego, który wydoktoryzowal z logiki (na wydziale humanistycznym) młodych naukowców opolskich. Panowała powszechna opinia we Wrocławiu, że ci młodzi z Opola w mojej branży nie nadają się do pracy naukowej. W drodze wyjątku szef fizyki pozwolił na pracę naukową swoim absolwentom z Wrocławia, którzy prowadzili dydaktykę w Opolu. To zmienił radykalnie jeden człowiek. Kontrowersyjny, skłócony z wszystkimi kolegami we Wrocławiu, nasz nowy kierownik katedry. Zapewnił nas, że możemy się rozwijać naukowo i nie jesteśmy głupsi od absolwentów UW, wystarczy się przyłożyć do pracy. Gwałtowne rozwinęła się praca naukowa, pracowaliśmy w warunkach technicznych pożałowania godnych, dosłownie na leukoplaście i drucikach i zaczęliśmy publikować, najpierw w polskich, a potem w zagranicznych czasopismach. Posypały się doktoraty, obronione poza Opolem, bo u nas nie było uprawnień. Podobnie dużo później habilitacje, w których pomogli nam profesorowie z Wrocławia, Krakowa i Torunia.
Najszybciej usamodzielnił się wydział humanistyczny i zaczęła się secesja. Rozpoczęto paskudną kampanię propagandową przeciw profesorom z Wrocławia, którym Opolanie wszystko zawdzięczali i nastąpiły kolejne rezygnacje wybitnych humanistów z pracy w Opolu. My ceniliśmy i cenimy naszych promotorów do dziś, jednak lokalne aspiracje przecięły tzw. „Tischtuch” między Wrocławiem a Opolem, żadne „Wropole” nie powstało, a z Katowicami nigdy nie nawiązano ciepłych stosunków. Po pewnym czasie Opole wzbogaciło się o WSI, obecnie Politechnikę, powstała chemia, która dominuje na wydziałach przyrodniczych, nie ma współżycia w symbiozie z kimkolwiek, a szkoda!
Żałosne były rokowania o utworzenie jednego organizmu naukowego na bazie WSP i WSI na wzór francuskich uniwersytetów technicznych, z którymi mieliśmy kontakty, walka o stołki lokalnych kacyków spowodowała, że do fuzji nie doszło. Wtedy wkroczył biskup Nossol i po dołączeniu teologów do WSP powstały warunki do powołania samodzielnego uniwersytetu.
Zanim założyłem okulary, byłem niemal pewny że chodzi o Krapkowice i do razu przypomniał mi się Kierdziołek i jego ” cieee choroba”. Ale nie, chodzi o jakiś kolejny wydumany projekt, który jak zwykle pięknie prezentuje się tylko na papierze. To, że miasta (regiony) planują (dlaczego tak późno?) wybudować łączące je nowoczesne szlaki komunikacyjne, nie jest jeszcze żadną przesłanką do tworzenia jakiejś hybrydy terytorialnej zarządzanej z jednego fotela (gdzie miałby stać taki „mebel”?). Nie widzę żadnego sensu w sklejaniu ze sobą dwóch, nie pasujących do siebie części, co nie przekreśla sensownej współpracy przy projektach cywilizacyjnych. Na razie jednak jest tak, że to centrum (Warsiawa) decyduje o dać i nie dać fundusze, więc poprosiłbym o więcej realizmu. Nie dawniej jak kilka dni temu wybuchła awantura o pieniądze od turystów spacerujących po tatrzańskim parku narodowym, które wedle logiki powinny wpłynąć do gminnej kasy bezpośrednio, a nie od łaskawej Warsiawy ( czy tam jest kasa z biletami do parku?). Nie widzę też żadnego powodu, ażeby uczelnie krakowskie były zmuszane przez jakichś marszałków do zajmowania się problemami typowymi tylko dla Górnego Śląska, a zwłaszcza znajdującego się tutaj przemysłu. Tylko od tego drugiego zależy, czy dany ośrodek naukowy będzie pracował na jego rzecz, czy też nie. Kraków jako miasto dawnej Galicji był szpetnie prowincjonalny w każdym calu (daleko za Lwowem) i dopiero w okresie międzywojennych, a przede wszystkim po wojnie stanął na nogi. Odsądzana od czci i wiary Nowa Huta nadał temu miast dynamizm, a uczelniom sens istnienia, bo bez tego byłby to Lublin.
Oczywiście wiem, że wyżej wzmiankowane miasta były liczącymi się ośrodkami, kiedy Katowice nie były jeszcze nawet wsią. Tyle tylko, że Górny Śląsk nie składa się tylko z samych Katowic. Ta prawda jednak, jest równie trudna do przyswojenie przez polityczne elyty jak niegdyś odkryta krągłość ziemi.
Za poparcie Krakusów w mianowaniu Katowic europejską stolicą kultury, szczerze dziękuję – sam poparłbym jeszcze raz Kraków, gdyby ubiegał się o to samo. Szkoda tylko, że dopiero takie akcje zmuszają władze miast do poważnego traktowaniu kultury, bez której właściwie trudno sobie wyobrazić codzienność. Jak sobie nie radzą nasi włodarze miast z kulturą, można właściwie codzienne dowiadywać się z mediów. Z trudem do nich dociera, że bez mecenatu publicznego nie może być mowy o autentycznych osiągnięciach twórców. Sponsorzy prywatni czasami się w ten proces włączają, ale nie są to te pieniądze, a potrzeby zaspokajają tylko jako wąska grupa odbiorców. Całe szczęście, że nie zlikwidowano wraz z PGR-ami domów kultury, bo tylko tam niezamożny obywatel jeszcze może za niewielkie pieniądze mieć kontakt z twórcą i jego sztuką.
Co do katowickiego projektu stolicy kultury, mam takie same obiekcje jak Kutz i Smolorz, którzy chcieliby jednak, ażeby wpisać ten projekt niepowtarzalny klimat Śląska, czyli coś z czym odbiorca „z poza” jeszcze się nie zetknął i być może odebrałby to jako coś nowego i ożywczego. Niestety, wygląda na to, że organizatorzy będą polegać na tych piosenkach, które już znają.
Pozdrowienia
Fragment wpisu Piotra Opolskiego na blogu
na temat wypowiedzi grupy posłów PiS’u na spotkaniu w Opolu.
http://leszek-moje-reflesje.blog.onet.pl/PIS-owska-halastra-zjechala-do,2,ID427316743,RS1,n
Najbardziej analitycznie ujął to specjalista ds niemieckich, dr nauk humanistycznych i tłumacz /nazwiska nie podam bo przez przeciwników byłby i tak zmieszany z błotem/
(……..) Grupa polskojęzyczna w Niemczech liczy dzisiaj między 1,5 a 1,8 mln osób i jest ona pod wieloma względami niehomogeniczna. Jej niehomogeniczność jest wynikiem zawiłych procesów historycznych, a zatem różnego (prawnego i historycznego) statutu tychże osób. Wpływ na to miały niejednorodne fale imigracji Polaków do Niemiec na przestrzeni XX wieku. Przyjmuje się, że ok. 1,2 mln to osoby, które przyjechały do Niemiec jako tzw. „późni przesiedleńcy” (Spätaussiedler) w latach 70. i 80., którzy powoływali się na swoje niemieckie pochodzenie. Inna grupa przybyszów z Polski w latach 80. to tzw. emigracja solidarnościowa. Grupa ta ubiegała się zazwyczaj o azyl polityczny, a jej liczebność szacuje się na ok. 300 tys. osób.
Taki skład grupy polskojęzycznej w Niemczech nie daje absolutnie podstaw do mówienia o mniejszości polskiej. Ludność napływowa nie może być w myśl traktatów międzynarodowych traktowana jako mniejszość narodowa. Za mniejszość narodową uznać można jedynie ludność osiadłą historycznie na danym terenie(…….).
W kontekście wypowiedzi Pani senator mam następujące pytanie: czy jest to wyraz dyletanctwa, czy łajdactwa politycznego ??, i z tym pytaniem pozostawiam czytających.
Mój komentarz:
Ten tekst zawiera bardzo istotne informacje na temat nieistniejącej prawnie mniejszości polskiej w Niemczech. Może nie ze wszystkim mogę się zgodzić, np. ze stwierdzeniem, że:
Ludność napływowa nie może być w myśl traktatów międzynarodowych traktowana jako mniejszość narodowa.
Wszystko zależy od tego, jak dane państwo zinterpretowało pojęcie mniejszości narodowej i etnicznej na podstawie ratyfikowanej uchwały Rady Europy, która w tej materii daje swobodę poszczególnym państwom. Sama Rada Europy nie uzyskała zgody uczestników w tym temacie. Polska to zrobiła i Niemcy to zrobiły uchwalając odpowiednie ustawy, których ustalenia się nieco różnią i tylko zmiana ustawy przez Bundestag może cokolwiek zmienić od strony prawnej odnośnie ludności pochodzenia polskiego, obywateli RFN, mieszających aktualnie w granicach państwa niemieckiego – a nie „…von der Maas bis an die Memel…itp.”, jak to było w Republice Weimarskiej. Nastąpiły tak poważne zmiany geopolityczne, że stara ustawa straciła wszelki sens i to nie dlatego, że zbrodniarze nazistowscy odwołali ją w 1939 roku, ale Alianci w Jałcie i Poczdamie, a Polacy nie sprzeciwili się ustaleniom tych gremiów i grzecznie zajęli nawet więcej terenów niż im przyznano. Bądźmy konsekwentni! Nie da się koła historii kręcić bezkarnie wstecz, bo wtedy ruszają się wszystkie szprychy – z granicami łącznie!!!. Nie pomogą żadne pobożne życzenia 900 organizacji polonijnych, ani żądania „symetrii” Powiernictwa Polskiego pani senator Arciszewskiej. Jeśli chce uzyskać absolutną symetrię sytuacji prawnej, tzw. Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce, musi uzyskać zmianę polskiej ustawy na jeszcze bardziej restrykcyjną.
Dlaczego używam pojęcia „tzw. Polaków” w Niemczech? Z w/w danych wynika, że większość pseudo-mniejszości polskiej to późni przesiedleńcy, powołujące się na korzenie niemieckie podczas wyjazdu. To są Polacy? Chyba schizofrenicy? Są bardziej Niemcami niż „zakamuflowana opcja niemiecka”, mieszkająca na Śląsku – zdaniem pewnego męża stanu, bo udowadniali swe niemieckie korzenie jawnie. Owszem, można ich zaliczyć do grupy polskojęzycznej, to jest faktem, ale znajomość języka, który niekoniecznie jest językiem ojczystym, nie przyporządkowuje automatycznie do żadnej mniejszości narodowej. Znam kilka języków w lepszym stopniu niż Polacy w Niemczech język polski, czy to oznacza, że jestem wielonarodowościowy? Potrzeba dla mnie nowego prawa!?
Podpieranie się Polonii emigracją z początku XX wieku np. do Westfalii jest bardo niebezpieczne, bo bardzo szybko się tam zasymilizowali i wielu młodych repatriantów z Westfalii po 1945 roku nie znało wcale lub słabo język polski. Minęło blisko sto lat i jestem przekonany, że zapomnieli wszystko. Każdy bojownik o powrót do ustawy weimarskiej powinien przedstawić dokładny wykaz ludności polskiego pochodzenia w latach przed 1939 i obecnie, wtedy może da się przekonać Bundestag do zmiany ustawy. Obawiam się, że to jest marzenie ściętej głowy, fakty mówiłyby za siebie.
@ Antonius dzięki. Juz od zarania PRL-u marzono o podobnym rozwiązaniu i tak Katowiczanin jak chciał dostać szybko mieszkanie to w Sosnowcu, Bedzinie lub Czeladzi a jak Zagłebiak chciał awansować to tylko w Katowicach, Chorzowie lub Bytomiu.
Zdumiała mnie myśl o tzw. Krakowicach czyli fuzji metropolitarnej Katowic z Krakowem a nie Katowic z Gliwicami, Bytomiem, Ruda Śląską, Chorzowem, Siemianowicami, Tarnowskimi górami itad. itd lub Euroregionie z Opole, Raciborzem, Bielskiem, Kedzierzynem a może z Opawą, Czestochową………………….
Pozdrawiam
jam jest z Galicyji – ale tej prawdziwej nie udawanej jak w Krakowie. Kraków to melanż rozmiatych grup ludności z róznych częsci i do 1945 r. był prowincjonalny, bo prawdziwym intelektualnym centrum był Lwów – co tu już słusznie zauważono. jak w każdej wielkiej tego rodzaju metropolii trudno tu mówić o jakieś „tożsamości”, zwłaszcza, że od czasu budowy Nowej Huty żywioł pochodzący z Kongresówki (której granice były pod miastem) jest silnie obecny. Mentalność obecnych mieszkańców Krakowa raczej w stylu Zagłębia jest (a i rozmaitych bogoojczyźnianych imprez zatrzęsienie). Śląsk ma silną tożsamość i szkoda ją rozwadniać łącząc z Krakowem (aczkolwiek lepsze połączenie bardzo by się przydało). Katowice np. nie doceniają znakomitej biblioteki, z którą żadna w Krakowie równać się nie może jeżeli chodzi onwoczesność czy dostęp do zbiorów.(zasłużona i mające świetne zbiory Jagiellonka jeżeli chodzi o traktowanie użytkowników raczej przypomina obóz z czasów socjalizmu).
Mnie się marzy zacieśnianie więzów z bliskim Śląskiem czeskim – piękne nie tylko stare miasta ale i ośrodki kultury. Szkoda Śląska dla Polski (nie pierwszy raz) ale Czesi mogą być partnerem…
Przeczytałem link @Piotra i właściwie musiałbym w moim komentarzu powtórzyć zdania, które już na ten temat tu zamieściłem. Jedyne co chciałbym dodać do tematu tzw. mniejszości niemieckiej ( tej znanej mi, rekrutującej się z moich okolic), to pewna prawidłowość w podtrzymywaniu umiejętności posługiwania się językiem polskim u najmłodszego pokolenia ( tam urodzonego, lub mającego kilka w momencie opuszczenia Polski). Otóż polega ona na tym, że posługują się i znają go bardzo dobrze dzieci rodziców legitymujących się w miarę przyzwoitym wykształceniem ( wchodzi w rachubę nawet średnie). Im status społeczny rodziny niższy, tym ta znajomość jest gorsza, albo wcale nie wchodzi w rachubę. Nie ma to nic wspólnego z tym, czy rodzina mieszka obok większego skupiska emigrantów ze Śląska, czy też mieszkają tylko wśród Niemców. Chwaliłem się tu naszą „młodą”, która doskonale zna język polski (kto wie czy nie lepiej odemnie) i nie tylko, co „dało” jej grant na zamówioną książkę o polskich auslandrach lat 80-tych. Jej młodszy brat, urodzony w Niemczech uważa, że spośród wyuczonych języków, najpiękniejszy jest polski ( tu pani Arciszewska zmoczyła by rajstopy), tyle tylko, że za tym nie stoją żadne narodowe emocje. Są tam też i tacy (moi rówieśnicy), którzy udają „Niemca” jak jo do nich godom po ślonsku.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach odbyła się dyskusja na temat ustawy metropolitalnej. W skrócie można powiedzieć: pogadali i się rozeszli – kongresu nie raczył odwiedzić wiceminister infrastruktury. Snucie projektów Krakowic w kontekście odbytej tam dyskusji, jest równie uprawnione jak przymiarki do lotu na Marsa.
Oczywiste jest, że miast Zagłębia mają obiekcje do takiej fuzji i ja im kibicuję, bo po co mamy się znowu „ostrzeliwać” guziolami nad brzegami Brynicy i Przemszy. Będzie nam lepiej osobno, a przyjaźnić się możemy bez wyrzutów sumienia. Jeśli centrum tego nie zrozumie, to zawsze się wszystko skończy na mieleniu jęzorem, co jest niejako specjalnością polskiej polityki regionalnej ( o ile tak istnieje).
W poprzednim wpisie zapomniałem dopisać, że współpraca wyższych uczelni polegać powinna na bezwzględnym konkurowaniu ze sobą, a nie na snuciu wspólnych planów. To pachnie drętwotą i stagnacją.
@antonius
/pan Jerczyński, który mi zwrócił uwagę na to, że kiedyś Śląsk terytorialnie rozciągał się na wschód praktycznie do przedmieść Krakowa./
A pamiętał doprecyzować, że ledwie przez jakieś dwa lata?
@Galicyjok, i u nas na Śląsku w ogóle a na Gornym w szczegolności była mieszanina narodowości, grup etnicznych i religii. Przypom,niałeś mi spotkanie ze znawca tej teamtyki, byłym wojewoda katowickim Wojciechem Czechem. Szcegóło juz nie pamietam ale byłem bardzo zaskoczony ileś to ludzisk na naszym Ślasku mieszkało.
@Śleper. Nie bardzo sie zgadzam że uczelnie mają ze sobą konkurować !!.
Jest tyle dyscyplin naukowych że każda uczelnia może byc ośrodkiem autorytetu w jakies dziedzinie. Trudno aby w była Politechnika o specjalności budowa okrętów a w Szczecinie o eksploatacji bogactw naturalnych….
Pozdrawiam
@Piotrze, nie chcę się tu czepiać, ale pomyśl, co też Szwajcarzy mają wspólnego z dostępem do jakiegoś morza, a jednak to od nich firma Cegielski kupiła licencję na budowę silników okrętowych. Polskie górnictwo kupuje kombajny do drążenia wyrobisk chodnikowych od Austriaków. W tych dwóch (a mógłbym wymienić więcej) przypadkach mamy przykłady, że technologie inżynieryjne nie muszą koniecznie rozwijać się w miejscach, o których zwykliśmy myśleć jako bazie.
W swoim wpisie właściwie miałem na myśli uniwersytety, na których prowadzi się badania podstawowe i te muszą ze sobą bezwzględnie ze sobą konkurować, poczynając od kontraktów z rokującymi nadzieję badaczami, a kończąc na sporcie.
A jeśli jesteśmy przy sporcie, to mili ludkowie właśnie fetujemy zwycięstwo Barcy nad MU (3:1). To jest właściwie najważniejsze wydarzenie w światowej piłce nożnej, bo nie ma nic nad LM. Kto będzie w 2012 roku mistrzem Europy? Ja nie mam wątpliwości, będzie nim Hiszpania. Noo, chyba, że nie wywalą Murinho (trener) z Realu Madryt ( gość skłóca piłkarzy z ligi hiszpańskiej).
No to pyrsk ludkowie!!!
@Śleper – przyznaje że napisałem o uczelniach niechlujnie i nieczytelnie ale chyba sie rozumiemy i zgodzimy sie że nie można przykładać jakiegos szablonu tylko trzeba miec łeb na karku no i trochę grosza, bo uczelnia bez laboratoriów czy dobrych pensji dla dobrych profesorów to tez klapa.
Pozdrawiam – trzim się, nawet gylyndra !!
ps.
Barca je piekno i jak Murinio taki szpenio i mondry to niych biera naszo reprezytacjo !!!!!
a w dzienniku zachodnim znów „patriotycznie” straszą przed wyborami…
Żadne ze slaskich miast nie załapało się na rolę „gospodarza” polskiej prezydencji w Unii. Tu widać dokładnie gdzie nas mają.
@Galicyjoku, preferencje wyborcze takich miejsc jak Zgłębię, Częstochowa, a nawet Kraków wynikają z inwestycji jakie tam poczynił realny socjalizm. Były to miejsca zacofania i nędzy oraz bezprzykładnego wyzysku robotników w okresie przedwojennym. Jak zaczynałem moją „karierę” w górnictwie, to miałem przyjemność prowadzenia dysput na ten temat ze starym górnikiem z likwidowanej kopalni rudy żelaza w okolicach Częstochowy. Jego kum organizował przed wojną dla francuskiego właściciela kopalni okolicznych chłopów do pracy. Ów Francuz usprawiedliwiał się „kadrowemu”, że na początek może płacić za dniówkę nie więcej niż 80 zł, ale jak interes sie rozkręci, to obiecuje podwyżki. Koniec końców, kum mojego starszego kolegi wytłumaczył „krwiożerczemu” francuskiemu kapitaliście, że na początek i na koniec wystarczy płacić 50 zł, co stało się ciałem.
Wioska, którą widzę za Brynicą z mojego okna w latach 60-tych była pokryta w większości słomą, a w lata 70-tych odmienił oblicze tej ziemi wielki Ed. Lata realnego socjalizmu przeobraziły te miejsca w ważne okręgi przemysłowe, a ludzie z klepisk przeprowadzali się do mieszkań z bieżącą wodą i innymi wygodami nieznanymi im nawet ze słyszenia. Tak więc ich sentyment do lewicowych opcji nie wziął się z nieba, a wręcz przeciwnie, od komunistycznych aparatczyków z piekła rodem.
A że straszą się w tamtych okolicach RAŚ-em, to już nie nasza sprawa, niech się straszą. W Sosnowcu mogą sobie powołać nawet następną Republikę Rad, wolno im, jeśli chcą wziąć odpowiedzialność za swój region.
Pozdrowienia
Miało być 50 zł na miesiąc, a nie na dniówkę.
chciałbym Drodzy Panowie zwrócić uwagę na kolejną dość haniebną imprezę, którą ponoć ma ochotę urządzić regionalny ośrodek (warszawskiej) kultury 18 czerwca. Ma to być gra miejska „powstaniec play” (choć chyba w podtytule: zabij sobie Niemca?).
ja tu już wielkorotnie dawałem wyraz obrzydzeniu dla warszawskich obyczajów w rodzaju kultu powstania i urządzania gier miejskich tego rodzaju. To hańba z wielu powodów: począwszy od tego, że wojnę przedstawia się tam jako „fajną zabawę dla prawdziwych chłopców” (jakby ktoś z „partyzantów” nie pamietał: na wojnie zabija się ludzi!) a skaónczywszy na tym, że nasze dzieci są tam wleczone w ramach „narodowej pedagogiki” aby od kołyski pamiętały, że Szkop to wróg, który tylko czycha i z każdego Heinego zawsze wylezie Dirlewanger. Tak oto polegli, niezaleznie co myśleli są zaprzęgani do rydwanu współczesnych polskich nacjonalistów.
Ale to Priwislinie – ta utracona część Imperium Carów i zdaje się, że im nic nie pomoże. Oni już zawsze muszą sobie strzelić „frontowe 100 gram” bo bez tego ani rusz. Próbuję nawet zrozumieć, że mieli ciężkie przejścia w czasie wojny (ale ktoś im tego odmawia?) ale pierwszą chyba lekcją, którą się z takich strasznych terminów wyciągnąć powinno to jest: „obyśmy nigdy nie stali się takimi jak oni”! Dlatego były trybunały w Norymberdze, a dziś sądzi się zbrodniarzy z Bałkanów zamiast ich po prostu pod mur w trybie administracyjnym.
Ale szambo nam się wylewa także na Śląsk. I za chwilę nasze dzieci w szkole będą się bawiły w postrzelaj sobie do stryjka co to był we Freikorpsie, bo to fajna zabawa jest?
Można gadać ile wlezie o tym, że to wojna domowa była, i każda wojna jest straszna, i że ludzkie wybory są skomplikowane i zanim wycelujesz flintę w innego człowieka to popatrz czy ten mundur nie jest przypadkiem twojego brata ale na rozkaz warsiawskiej władzy pedagogicznej i tak w szkole jak za Gomułki będą „walczyć czołgiem o pokój”.
W piątek Pan Kazimierz Kutz i nawej dr Gorzelik będą w Warszawie tłumaczyć (pewnie znów, że nie są wielbłądem). Ciekawe czy wiedzą o tym co się tu wyprawia.
Ręce, cholera, opadają
@galicyjok
Wiemy, że w Waści rodzinnym Iwano-Frankowsku taka gra na pewno miałaby podtytuł „rezat priwislinca” i mogła odbyć się tylko z błagodariem Obersiczowego – ale na polskim Śląsku (za jego niepolskie części nie ręczę, choć zdziwiłbym się gdyby było inaczej) nie jest potrzebny warszawski placet dla inicjatyw lokalnych.
A sama gra, cóż, wygląda w rzeczywistości tak:
http://www.rok.katowice.pl/pl/powstaniec-slaski-play-(terenowa-gra-miejska).html,27
Straszne, że się śląskie dzieci powprawiają w korzystaniu z map, jeszcze się potem będą w stanie znaleźć same w terenie bez zgody galicyjskiego batiuszki.
Modę na plenerowe inscenizacje zmagań z bronią w ręku zapoczątkowali chyba miłośnicy średniowiecznego rycerstwa. Początkowo owi hobbyści robili wszystko własnoręcznie, lub też mieli oryginalne elementy uzbrojenia, a z czasem powstał sektor rzemiosła, który oferuje dzisiejszym rycerzom pełne wyposażenie łącznie z bielizną. Krok po kroku doczekaliśmy naśladowców, którzy zaczęli się przebierać w wojaków z innych epok, w celu prezentacji odmian przemocy pasujących do założonych wdzianek. W zeszłym roku sam dyrektor muzeum powstania warszawskiego musiał perswadować podtatusiałym i zmamusiałym „powstańcom”, że symulowanie gwałtów byłoby bardzo niestosowne. Czy wobec powyższych zahamowań dyrektora, symulowanie mordów jest OK? Widać było, że tak.
Nie tak dawno opisałem tutaj na blogu Jan edukacyjne plenery w Będzinie, które miały za zadanie ukazać historię miasta jego współczesnym mieszkańcom ( przede wszystkim młodzieży). Jeden z przytomniejszych, przeciwstawił się inscenizacji egzekucji Żydów, którzy nie mogli na własnych nogach opuścić miasta. Poszli na „kompromis”, grupę do rozwałki prowadzono za budynek, poza oczy obserwujących przedstawienie. Koszmar.
Babcia mojego kolegi była taką pacyfistką, że jak bawiliśmy się w wojnę zabraniała nam celowania do siebie z patyków, więc mogliśmy jedynie głośniej ryczeć tatatatata! O okrzyku ” zabiłem cię”, nie można było w jej obecności nawet pomyśleć. To mi zostało do dzisiaj.
Pozdrawiam
drogi Znawco Wikipedii (polskiej)
zawsze myślałem, ze to Stanisławów był….
a tak przy okazji: stronę znam i polecam jej lekturę jak ktoś chce wiedzieć jakie treści będą tam dzieciom serwowane
jako kwiatek do kożucha wstawiliście tam wypowiedź dr Hintzego? ale cała reszta jak za towarzysza Wiesława – bogoojczyźniane kawałki.
a na dole link do martyrologii wsi polskiej – tak aby utrwalić wiedzę kto tu łotrem jest skończonym w razie wątpliwości
polska propaganda wszystkie niewygodne fakty jak np. próbę zamachu oficerów na Korfantego też dzieciom będziecie opowiadac?: a może podacie gdzie ci „powstańcy” ale ci ze Śląska a nie przebierańcy jak Kurzydło, potem mieszkali – był bowiem kiedyś taki dowcip w NRF – powstańcy ślascy już u nas są – kiedy reszta?
dzieci się wprawiają w korzystaniu z map? – grunt, że jedynie słusznych map – będą potem jak dzielny wikipedysta mogły opowiadać, iż Śląsk był 650 lat pod niemieckim zaborem….
Fenomen Galicyjoka.Trudno Go zrozumiec i umiejscowic.
Ze Stanisławowa.Ojciec Mamy stąd się wywodził.
Matematyk na Politechnice Lwowskiej i jednoroczny ochotnik z licznymi ranami od bagnetów w jakiejś bitwie karpackiej.Mam jeszcze kartkę pocztową pisaną przez jego ojca z Białej po ewakuacji kuratorium .Nie wiem czy ze Stanisławowa czy ze Lwowa.Więcej się nie dowiem.Już ich nie ma.Pamiętam tylko moje błagania „dziadziu nie przez iksy !”.Nie pomogły.Matematykiem zostałem.Byłym.Mam obraz Stanisławowa z roku 1978,do którego wjechałem ,mimo „zaprieta GAI” podróżując do Bułgarii przez Ukrainę.Fantasmagoryczny, bo trzeba było zwiewac.
Ojciec Ojca W Leoben górnictwo kończył (1898) .Wraz ze stryjem kawalerzystą cesarskim.Obaj spod Skwiry.Na Śląsku działali i (Ochojec) osiedli.Ojciec „godką” potrafił się posługiwac. Ludzi leczył.
Księgi metrykalne krainy mojego wycugu ciągle są w urzędzie ziemskim Opawy (Troppau).Jak za Marii Teresy.Mimo,że Fridrich der Grosse wziął tą krainę w wojnach ślaskich prawie trzysta lat temu.40 lat temu spotykałem tu jeszcze starzyków mówiących godką.
Unikalnych.A w plebiscycie 99% opowiedziało się za Niemcami.
Piszę to,albowiem uważam,że ten obszar od zachodniej Ukrainy do dorzecza Nysy jest unikalny.Swoją historią i losami mieszkańców.Zróżnicowaną kulturą.Gdzie Habsburg Wasyl Wyszywany był zajadłym nacjonalistą ukraińskim.A Eichendorff rozumiał godkę.
Sto lat po wstrząsie,któru zburzył starą Europę i lat sześcdziesiąt po strasznych wstrząsach wtórnych to niewiele w skali historycznej.Czasu i szacunku wzajemnego potrzeba.I niech nas strzegą wszystkie dobre moce od pomysłów szpagaciarskich polityków.Priwislenije ,posługując się terminologią Galicyjoka,to teraz bardziej stan ducha niż określenie geograficzno-historyczne.Tak przynajmniej twierdzą moje wnuki warszawskie i wnuki śląskie.
istotnie: Priwilislinie to stan ducha a nie określenie geograficzno-historyczne….
kłopot w tym, że zalało resztę – zawszłaszczając i wypierając.
symbole takie jak muzeum rozmaitych powstań, okropni obogooczyżńiani bohaterowie – to są priwislinskie symbole. dlaczego je repsektować?
to jak w ZSRR: władza radziecka a wszyscy i tak wiedzieli że Rosja się pod tym kryje….
Rzeczpospolita i jeszcze „polska” a w tle Priwilslinie z jego dusznym i ciasnym nacjonaizmem i megalomańskimi ambicjami „lidera w środkowej Europie” i tożsamością opartą na ksenofobi (nie tylko antysemickiej ale i antyniemieckiej) i kulcie rzekomych bohaterów i ofiar (dziś „bohaterami” i „honorem armiii” są strzelcy do cywilów w Afganistanie, których jakiś szaleniec tam posłał – na czyj rozkaz? – i to w warszawie dziwić się teraz, że Serbowie uważają Mladicia za bohatera
łatwo mnie umiejscowić: ja po prostu nie cierpię tego państwa ze stolycom w warsiawie u tworzonego w 1918 roku. więc się nie poczuwam do zadnej wobec niego lojalności (bo mu nic nie obiecywałem ani nic mu nie zawdzięczam) a jak się trafi okazji to i nogę mu podłożę nie bez satysfkacji…
nie wiem jednak niestety czy powrót do stanu z przed 1918 albo 1914 jest możliwy? raczej wątpię. w każdym razie nacjonalistyczna Republika Warszawska istniejąca do 1918, która „ukradła” po prostu tradycję dawnej Rzeczpospolitej, wraz ze swymi załganymi bohaterami, na żaden szacunek poza Priwisliniem nie zasługuje
czyżby na wystawę o powstaniach śląskich przybył nasz @Wielki Wikipedysta?
bo obruszył się straszliwie, że polscy historycy (sic!) i polskie archiwum państwowe (sic!) gdzieś półgębkiem zauważyło, że obok nacjonalistyczno-bogoojczyźnianej narracji o jedynie-słusznych-i-wyłącznie-zwycięskich (jak to brzmiało?: wojownik-który-kroczy-od-zwycięstwa-do-zwycięstwa?: mobutu-sese-seko… etc.) powstaniach jest jeszcze inna np. niemiecka, albo sląska narracja o tych wypadkach….
i biało-czerwona bańka najpierw zbielała, a potem poczerwieniało i…..
Kamraty, dzisio Jorg mo gyburstag, miołby 110 lot. Pamiyntocie ?
Nie jestem kamratem ale Jorga zapamiętałem.Był rok 1966 .Córka się miała urodzic.Szukałem szans na mieszkanie.Przyjął.Nic nie obiecał.Po dwóch mcach okazało się,że Instytut mi dał.Córka zaczęła chodzic na łące w WPKiW.Na lewo przed żyrafą.Jorg ?
Tak @Andrzeju, całkiem o tym zapomniałem, a to postać bliska i to czasami bardzo, niejednemu Hanysowi.
Minęła też niedawno 2O rocznica śmierci Wilhelma Szewczyka, o czym nie zapomniał DZ.
Kutz pyta warszawiaka, jak ci się podobał Cholonek ( 2 spektakle Koreza w Warszawie), a on mówi, kapitalna sztuka, tyle tylko, że nie rozumiałem w połowie, co tam mówią ( właściwie godajom). Przeciętny Polak nie rozumie w połowie Czecha lub Słowaka, a nikt by się chyba nie odważył stwierdzić, że język czeski to taka odmiana polskiego. Na taki pomysł wpadło szacowne grono profesorów od języka polskiego, gdy przyszło im wydać opinię na temat języka śląskiego.
Pozdrowienia
Omawiając najazd „Hunów” pisowskich na Opole, pod światłym przewodnictwem „sławnej” Kaszubki, pisałem o problemie nieistniejącej prawnie mniejszości polskiej w Niemczech, którą przeciwstawia się legalnej mniejszości niemieckiej w Polsce. Nie chcę tu prorokować, jakie będą dalsze losy obu wymienionych grup narodowościowych, nie wnikam też, jakie były uwarunkowania przy powstaniu tych pojęć prawnych i z tym związanych konsekwencji. Starsi Ślązacy pewnie pamiętają te praktycznie beznadziejne starania prekursorów typu Krolla (według Cyrankiewicza – Króla) przy próbach zarejestrowania towarzystwa, które w swej nazwie miało mieć jako składnik brzydki wyraz „niemiecki”, nieakceptowany przez „prawdziwych” Polaków, niezależnie od opcji politycznej. Fakt, że po wielu „Anlaufach” któryś sejm zakończył prace nad ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych, zakrawa na cud, jest według mnie największym osiągnięciem legislacyjnym powojennego sejmu. Nieważne jest przy tym, iż odbyło się to po podpisaniu przez władze polskie uchwały Rady Europy w tej sprawie. Opolscy politycy, zamieszani w te prace, bojkotowali je maksymalnie i dążyli do jak najgorszej wersji dla Ślązaków z Opolszczyzny. Nawet po uchwaleniu ustawy starali się ograniczyć lokalnie możliwości grupy niemieckiej zakazami i nakazami, chociażby przy odnawianiu pomników, nawet nie politycznych, tylko czysto ludzkich, jak tablice pamiątkowe dla ofiar pierwszej wojny światowej. Nawet opisałem jeden przykład w Silesii, o innych się dowiedziałem z mediów.
Działał na niekorzyść „nasz” przedstawiciel w sejmie!
Nie żaden Warszawiak, ale mieszkaniec Opolszczyzny, który powinien był mieć pojęcie o złożoności problemów narodowościowych (odczuć, problemy kulturowe a nie związki krwi). Obecnie młodzi idioci chcą zlikwidowania i tak bardzo restrykcyjnych warunków ustawy i skrzykują się w internecie do walki! Powiem tylko brzydko: „…coś im na grób”!
Nie tylko polskojęzyczne media donoszą o takich problemach. Czytam regularnie takie dziwne czasopismo „Junge Freiheit” (wersję internetową), gdzie śledzę te artykuły, które poruszają problemy polsko-niemieckie. Tam wróciła jak bumerang sprawa tej fatalnej „Mniejszości Polskiej” w Niemczech, której nie ma i według obowiązującej ustawy być nie może. Dodatkowo organizacja, czująca się reprezentantem 900 organizacji polonijnych (nie wierzę w taką zgodę) zamierza podać RFN do sądu o zwrot majątku polskich towarzystw, które rząd III Rzeszy skonfiskował w 1939 roku. Zajmuje się tym fałszywy Niemiec – albo Polak, który też włączył się do pomocy mec. Rogalskiemu w sprawie odszkodowań za Smoleńsk. Ten Pan mi się podoba – on wie, gdzie można się obłowić. Konfiskaty są faktem. RFN czuje się spadkobiercą poprzednich państw niemieckich, więc sprawa jest do wygrania, ale nie tak jak to myśli prezes Polonii. Trudno powiedzieć, komu Niemcy maja zwrócić ewentualnie ten majątek.
Można spuchnąć ze śmiechu, że ta sprawa zbiega się z roszczeniami związków żydowskich wobec Polski. Czytam o ogromnym wzburzeniu za hucpę Żydowskiej Organizacji, która chce odzyskać majątki „en bloc”, niezależnie od tego, czy istnieją legalni spadkobiercy np. Pałacu Kultury
(tu przypominam atak na Angorę za dowcip rysunkowy na pierwszej stronie, gdzie stary Żyd młodemu pokazuje centrum Warszawy i Pałac Kultury i mówi: „Synu, to wszystko będzie kiedyś twoje”!)
Prezes Wójcicki robi dokładnie to samo i nikt się nie oburza – nawet Sienkiewiczowski Kali!!!!!!!
Załączę mój krótki komentarz w oryginale – zainteresowani zrozumieją, w czym rzecz. Nie skomentuję opinii blogowiczów JF, ale odrasta „Polenhass”, już trochę przytłumiony przez czas, ale Niemcy nie zapomnieli, że już trochę majątku musieli odstąpić Polsce pod „lekkim” naciskiem przez mocarstwa alianckie i hucpa prezesa ich wkurza. Gdyby ktoś nie znał języka sąsiadów i chciałby wiedzieć o co chodzi, to chętnie przetłumaczę.
***Polen fordern Minderheitenstatus
BOCHUM Der „Bund der Polen“ hat Deutschland aufgefordert, die hier lebenden Polen als nationale Minderheit anzuerkennen.***
Meine Frage: Was bedeutet „hier”? In Bochum oder in der BRD?
Ohne Änderung des Gesetzes ist das unmöglich. Die Türken sind zahlreicher und haben größeren Einfluss auf die Politik und auch keinen Status einer nationalen Minderheit.
***Der Verbandsvorsitzende Marek Wójcicki sagte, dies sei nötig, da auch die Deutschen in Polen als Minderheit anerkannt seien. ***
Das polnische Gesetz sieht andere Bedingungen vor, deshalb hat eine Gleichstellung keinen Sinn.
***Er kritisierte zudem, daß der Bund der Polen finanziell für die Enteignungen durch die Nationalsozialisten 1933 noch nicht entschädigt wurde.***
Hier unterlief dem Autor ein kleiner Fehler: Nicht 1933, sondern 1939! Die Enteignungen fanden statt. Da sich die BRD als Continuation des III Reiches ansieht, sind die Anforderungen berechtigt, nur – wer sind die Erben der polnischen Verbände aus dem Jahre 1939? Doch wohl nicht die Wirtschaftsflüchtlinge der letzten Jahre, auch nicht die polnisch sprechenden Bürger, welch auf Grund ihrer deutschen Abstammung als Spätaussiedler geführt werden? Das muss erst genau nachgeprüft werden! Angeblich existieren heute 900 Verbände, wem gehört das Erbe?
Nazwa jest chwytliwa:)
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,9778761,Slask_i_Malopolska_coraz_blizej__Beda_Krakowice_.html
panowie,
może wreszcie jest szansa by kolejni „patrioci” z warszawy dołączyli do „kolegów” ZOMOwców z Wujka.
dołączyli na ławie oskarżonych.
po raporcie komisji Kalisza…
ciekawe czy gdyby Blida nie była Ślązaczką, a po drugiej stronie nie siedzieli „powstańcy” z Priwislinia lub innego Zagłębia, to spotkałby ją taki sam los.
obawiam się, ze to nie było bez znaczenia i „patrioci” mogli połączyć przyjemne z pożytecznym – prócz rozgrywki politycznej dali upust także fobiom z Czterech Pancernych
Kamraty, wysłuchałem dzisiaj wywiadu z Panem Jackiem Blidą, przeczytajcie, warto
http://www.rmf24.pl/opinie/wywiady/kontrwywiad/news-jacek-blida-koalicja-pis-sld-bylaby-niedopuszczalna-nie,nId,345632
@Galicyjoku, masz rację gdyby Pani Blida nie była Ślonzoczkom, to nie było by tej całej „afery”. A z drugiej strony, gdyby coś takiego przytrafiło sie Polce (Polakowi), to winni dawno trafili by na ławę oskarżonych. Przykład ; rozdmuchana sprawa Olewnika.
———————
Myślałem że Redaktor coś na temat projektu raportu posła Kalisza napisze na blogu, ale cóż, jakieś wyimaginowane Krakowice są ważniejsze niz zbrodnia polityczna na Ślonzoczce.
Andrzeju 52 !
Od ponad miesiaca walesam sie na terenie Stanow ( wracam z US w II polowie lipca ) i rzadko czytam blogi Polityki ,(zauwazam m.in.kamrata @ Slepra) ( inne portale omijam ) .Dzis „polecialem ” po wszystkich .
TAK!! Andrzeju , Slonzoczka Barbara to przyklad losu obywatela RP II kategori ,jakimi jestesmy w Polsce od prawie 90 lat ,ale ostatnie lata (czasy UE) otworzyly Nam wrota . Ekipa IV RP z Zoliborskim Jaroslawem i jego czynownikami nie odwarzylaby sie zaatakowac w taki sposob Polki czy Polaka .Dzis kiedy czytam reakcje na raport Kalisza – to wybijam rozczarownie premierem rzadu Donaldem Tuskiem . Jak ten zdeklarowany Kaszub poszedl w strone PiSu ?! W mojej skromnej ocenie na dno .
O Pisowcach nie pisze bo cenzura z powodu przeklenstw ,skasowala by ten komentarz .
ps.
Nie mialem tu i sadze ze nie bede mial kontaktu z Polonia wiec o jej roli nie wypowiadam sie . Wieczorami ogladam rzadko ich dzienniki ( generalnie glupia telewizja ) ale nie slyszalem o Polsce ,zreszta o Europie tez malutko .Ich Europa konczy sie na Berlinie ( niedawno dwa dni goscila A.Merkel )
Obserwuje zycie tzw. „parterowej ” Ameryki i zadaje sobie pytanie czy ci MULITI KULTI sa w stanie rywalizowac z pracowitymi Azjatami . Moje pola obserwacji sa oczywiscie malutkie ,ale watpliwosci mam coraz wiecej . Po Arizonie ostatnio Alabama wprowdzila niezwykle ostre regulacje p-ko imigrantom ,ktorych liczba oceniaja na ca. 120.000. Na tym koniu Republikanie m.in „pojada ” Kampania 2012 juz trwa .Pani Gubernator Alaski stale w TV.
Pozdrawiam .
Przepraszam za te dywagacje amerykanskie .
Andrzeju 52 ;
Trzykrotnie napisalem odnoszac sie do Twojego o Naszej
Slonzaczce , po jakims czasie ( ponad godzine ) zapis znikal . Poniewaz smykom sie po srodkowych stanach US ,teraz w Tennessee -ojczyznie Jack Daniel’s – to moze choc pozdrowienia na Twoj adres zatwierdzom .
Waldemar.
ps.
wracam w II polowie lipca
Pierwszy raz się zdarzyło wczoraj, że wycięto mi komentarz, który zamieściłem w sprawie raportu posła Kalisza, dotyczącego śmierci Basi. Ostatnio mocno złagodniał mój język, ale widać swojski „ciul” tym razem bardzo komuś przeszkadzał. A może nie to słowo, a ostatnie zdanie w którym źle wróżyłem premierowi. Nie będę powtarzał tego, co tam wczoraj napisałem, bo liczy się pierwsza myśl i gorący komentarz, a teraz już jest po ptokach.
Dzisiaj wysłuchałem ciekawej rozmowy z prof. Sadurskim na temat Trybunału Stanu w kontekście wniosków z komisji ds. zbadania samobójstwa Basi. Załączę na koniec link, a teraz tylko jedno, dwa zdania odemnie na ten temat.
Uważam, podobnie chyba jak profesor (dokładnie tak się nie wyraził), że TS jest instytucją tylko groźnie brzmiącą, natomiast w ostatnim 20 leciu nie przydał się do niczego, choć kilka razy można było uruchomić postępowanie względem ważnych polityków. Skoro więc sprawy wyglądają tak, a nie inaczej, to należy się zastanowić, po co ten kwiatek na kożucha. Po wypowiedziach Kaczyńskiego, Ziobry i Tuska, widać, że oni się niczego nie boją i mogą się chichrać do woli z kaliszowej groźby.
Kalisz oskarża głównych winowajców o jakieś delikta (cokolwiek to znaczy)konstytucyjne, czy też przekroczenie owych deliktów, a ja twierdzę, że ci chłopcy powinni zostać oskarżeni o zmowę, mającą na celu zniszczenie Basi. Spotkania Kaczyńskiego, Ziobry i jeszcze kilku prokuratorów miały cechy zgromadzeń ludzi mafii, którym protokolant nie jest potrzebny, a wręcz przeciwnie, jest niebezpieczny. Druga sprawa dotyczy matactw i krycia tych matactw przez prokuratorów, bo to co się działo po śmierci Basi w domu Blidów, można porównać tylko do zacierania śladów zbrodni przez cyngla zleceniodawców.
http://www.tok.fm/TOKFM/0,88710.html
Pozdrawiam
Panowie,
no to mamy deja vu po 90 lub 60 latach.
Pan Kaziemierz, który odważył się wygarnąć prawdę kontra oprawcy z warsiawy przy użyciu polsko-państwowego aparatu przemocy.
Biało czerwona cela wysmarowana arszenikiem (jak Grażński Korfantego) najlepiej w Łambinowicach już czeka na zwycięstwo „patriotów” w wyborach?
fajnych czasów dożyliśmy. ciekawe czy naziści uniewinnieni w norymberskich procesach mogli skarżyć aliantów o „zniesławienie” (jeszcze w trybie karnym) – tu jak nadłoni widać róznice między Niemcami a Polską – kto nprawdę rozliczył się z totalitarną przeszłością.
no to terozki wim pokimu Ziober polowol na Barbare Blide. Myslolech ze szlo o polowanie na lewice i wszyckich innych spoza PiSem, a wy godocie ze szlo o to ze byla naszo, dzioucha ze Slonska. No i jak tu nie godac ze paranoja ni mo granic?
odezwał się kolejny „polski patriot”?
polski bogoojczyźniany nacjonalizm łączy niechęc do lewicy z ksenofobią i narodową warszawską megalomanią. dlatego Gierek (było nie było francusko – belgijski komuch z Zagłębia ha, ha?) okazał się przed wyborami dla Wielkiego Prezesa „polskim patriotą”).
w sprawie Blidy chcieli upiec dwie pieczenie z jednym ogniu – tak jak po wojnie organizując dla Ślązaków obozy w byłych KL-ach łączyli „walkę o wyzwolenie narodowe ze społecznym”
Die Polacken dziwnym trafem uważają, iż z uwagi na „rzekome” cierpienia za Mieszka I wolno im więcej – Niemcom nie wolno dziś torturować jeńców ale „patriotom” proszę bardzo? i kto tu jest spadkobierą tradycji Gestapo i UB?
ja, ja… tyn co pado ze Gestapo i UB byly jednakie, to tak se ino fanzoli i udowo frajera – bo przeta dobrze wi, ze Gestapo stolo cywilizacyjnie wyzy.
a jeżeli ludożerca (także ten z warszawy nie tylko z Berlina) je nożem i widelcem to postęp? (S.J. Lec)
No i Katowice nie zostały Europejską Stolicą Kultury. I bardzo dobrze. Miasto, które zamiast rynku ma zajezdnię tramwajowa nie zasługuje na ten tytuł.
@Andrzej52, to gorzka prawda, choć posiadania miejskiego rynku nie wiązałbym z możliwościami miasta jako takiego.
Uszok pewnie odetchnął, bo może kontynuować swoją nieprzeciętną przeciętność w budowaniu nowoczesnego miasta. Katowice są w końcu niewielkim ośrodkiem miejskim i dopiero z sąsiadami tworzą autentyczną siłę. Werdykt nie był dla mnie zaskoczeniem, tym bardziej, że zrezygnowano z mocnego akcentu regionu, a zaproponowano zwykłą papkę kulturową, która istnieje wszędzie. Szkoda, bo jak na razie rangę kultury w życiu miasta, dobrze rozumie tylko prezydent Wrocławia.
@Śleper
Też uważam, że Wrocław wygrał zasłużenie, ale dlaczego Katowice startowały same, a nie wspolnie z miastami aglomeracji. Tak zrobiło Essen i mamy w 2010 pierwszy raz stolice kultury nie w jedny mieście, a całym regionie Ruhrgebiet. Essen jest tylko przedstawicielem regionu na zewnatrz. Również mają znakomite hasło ‚Wandel durch Kultur – Kultur durch Wandel”. Bardzo dobrze pasowało by do całej śląskiej aglomeracji.
W 2010 „startowały” rownież wspólnie Zgorzelec/Görlitz.
Pozdrawiam
@Andrzeju52, w dzisiejszym wydaniu regionalnej GW jest właśnie o tym, dopiero teraz władze Katowic zorientowały się, że należało zrobić stolicą kultury całą aglomerację śląską, ale jak zwykle, jest już po ptokach.
Jest też o trudnościach jakie mają Białorusini w podawaniu swojej narodowości podczas spisu powszechnego, bo według inkryminowanego w artykule ankietera w Polsce mieszkają tylko Polacy. Łączy mi się to z niedawną wizytą premiera w tamtych okolicach, podczas której media zapytały dwoje staruszków o to, co na ten temat myślą. Ileż to było cichego chichrania i puszczania oka do widza, bo mężczyzna używając swojego języka nazwał premierowską brykę, choroszym samochodem.
Pozdrawiam
No Kamraty, z naszym jynzykym w polskim Sejmie już je po ptokach. Lobiecanki cacanki, a gupimu (Ślonzokowi) radość.
Poczytejcie se
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/slask/uznanie-jezyka-slaskiego-moze-sie-opoznic,1,4669145,region-wiadomosc.html
no to nie pierwsza chyba od 1918 r. obietnica, która „patriotycznie” pozostała na papierze w interesie Kongresówki od morza do morza (a raczej od może do może).
ze spełnionych obietnic udało się zrealizować tylko obozy dla nieposłusznych (Ślązaków, Niemców, Łemków etc. teraz na tapecie mamy kiboli, którzy psują poronione Euro, po powodzi tegorocznej pewnie znów będą bobry, podkryzacze wałów (z warsiawy))
jak widać nic się nie zmienia, za to wkrótce marsz Autonomii, no i ciekawe jak wypadł spis powszechny, który wkrótce się kończy…..
Przy grzebaniu w internecie znalazłem informację znacznie ciekawszą niż nieistniejące i nie mające szans powstania Krakowice, mianowicie skandal w NSP z „automatyczną” narodowością osób przebywających na terenie Polski, spisywanych telefonicznie. Wtedy rachmistrz, dzwoniąc np. do hotelu robotniczego, w którym mieszkają ci Chińczycy. którzy nie chcą wybudować autostrady „automatycznie” nada im narodowość polską w prezencie. Stąd już do obywatelstwa sprawa prosta (we Francji te dwa pojęcia są nierozerwalne, w zasadzie narodowość decyduje o prawach i obowiązkach) i Chińczycy nie tylko wykupią całą Polskę z daleka za długi państwa, co robią na całym świecie, ale przy ich dużej rozrodczości wnet wyprą „Prawych Polaków” z terenów miedzy Odrą a Bugiem. Trzeba coś robić, towarzysze! Od rzemyczka do koniczka, według tej zasady działają urzędnicy spisowi. To po jaką cholerę jest ten drogi spis, jeśli wyniki a priori będą fałszywe???
@Antoniusie, nie rozumiesz po co ten cały spis. Żeby wykazać ,żę w państwie zwanym Polską żyje 99,99999….%(liczba nieskończona jak „pi”) prawych Polaków. Co chwilę dowiadujemy się o problemach z narodowością inną niż polska, najpierw rachmistrze na Śląsku nie chcieli wpisywać naszej narodowości, potem okazało się , że ze względów finansowych tylko 20% będzie spisanych, Śleper pisze o problemie Białorusinów, teraz jajca se robią z Chińczykami. Teraz nasz język przepadł w Sejmie.
Wracając jeszcze do ESK, okazuje się że przebudowa rynku w „stolicy” Śląska odsuwa sie znów o kilka lat, bo nie ma pieniędzy. Burdel na kółkach, jak mawiał mój ojciec.
Pozdrawiam
Ja tam nie mam nic przeciwko Chińczykom w Warszawie. Może ci nowi Polacy będą sympatyczniejsi od tych dotyczasowych „dzielnych z Mławy czy inszych tradycyjnie szlacheckich ułańskich zaścianków i okolic”. Choć niewątpliwie tradycyjna kongresówkowa ksenofobia i nienawiść do „obcych” będzie wystawiona na sporą próbę (mieli to od zawsze: co się działo np. na przełomie XIX i XX w. w stosunku do ludności żydowskiej w miastach).
Ale jak mawiał nieodżałowanej pamięci NASZ kanclerz Metternich: „(…) Azja zaczyna się tuż za moim ogrodem….”
Panie Janie ! mili Kamraci ;
Powracam do poprzedniego felitonu Gospodarza o Noblistach Slaskich .
Amerykanska poczta 16 czerwca 2011r. wydala znaczki obrazujace wizerunki 4 -rech ich naukowcow -Noblistow w tym Mari Goeppert Mayer . W krotkiej informacji podano ,iz otrzymala Ona nagrode Nobla z dziedziny fizyki jako druga kobieta po Mari Curie [ nie pisza Sklodowska -Curie ] . Poniewaz wiem ,ze za zycia wspomagala Swiatowy zwiazek Gornoslazakow z siedziba w Detroit ,plus miejsce urodzenia Kattowitz ,dlatego poprosilem moja Core o dostarczenie poczta tych znaczkow na jej adres przed moim powrotem z smykania sie po Stanach do Polski . Ponadto ku mojemu zaskoczeniu w tym podobno wyjatkowo polskim miescie jakim jest Chicago od 19 lat dziala zwiazek Slazakow .
Dlatego pozwalam sobie te dwa skromne linki ponizej przedstawic ,mimo iz ten drugi jest info. z 2009 roku i znajdziecie tam jeszcze Krystyne Bochenek wsrod zywych.
Z Pozdrowieniem
Waldemar .
ps.
Bedac w Chicago dowieziono mnie do skrzyzowania ulic Belmont 5600 z ul. Central gdzie Polonia z okrzykami zachwytu i medialnie glosnymi akcentami w Polsce doprowdzila do wywieszenia tabliczki ( ca.10 x 50cm )przymocowanej metalowa obejma do slupa elektrycznego o tresci ” HONORARY
LECH KACZYNSKI WAY ”
Tylko wprawne oko zauwazy ten symoliczny szyld . Wiem ,kazde miasto ma swoje dzielnice Slamsow a te wysokie numery gdzie Polska dzielnica takim rejonem miasta jest napewno . Malo tego ul. Belmont (dluga -zaczyna sie od jeziora ) jest znana jako ulica GEJOWSKA gdzie dzis zamknieto przejazd na dlugim odcineku z powodu gejowskich igrzysk . Czy tutejsi Polacy nie wiedzieli o takich konotacjach ulicy ??,dla mne to kompromitujacy – skuteczny zabieg tutejszej Poloni.
ponizej linki;
http://www.usps.com/communications/newsroom/2011/pr11_071.htm
http://www.wspolnota-polska.org.pl/index.php?id=p90628_1
to zawdy pikne ki czysty Aryjczyk broni Zydow przed Polokami. Wczora pon Rudolf Pewelka (po nimiecku: Rudi Pevelka) pedziol ze bydzie do utraty tchu wojowol o uznanie naszy godki za odmiane jezyka nimieckiego. Drugo dobro wiadomosc je z Warszawy. Pon Macierewicz wydo bialom ksiege lo Smolynsku. Trzecio dobro nowina je z Radzionkowa.Szwagier mo dzis geburstag.
Maly dodatek do komnentarza z linkami . Chce podkreslic ,ze linki znalazly sie zatwierdzone na blogu ,dzieki wyszukaniu ich w zasobach interenetu – przez moja Corcie Dominke .a znaczki z MGM ,to tez jej pomysl niespodzianka , napisalem , by bylo sprawiedliwie ,to byla praca zbiorowa .
u mnie jest teraz 6.45 rano .
Waldemar
@Waldemar, dzięki za wieści z „Hameryki” i za linki. Maria Gäppert Mayer pamiętała o swoich rodzinnych stronach, ciekawi mnie czy druga Maria mieszkając w Paryżu przyznawała się do swojego miejsca urodzenia.
Co do tabliczki na cześć Lecha Kaczyńskiego na rogu gejowskiej uliczki, to przychodzi mi na myśl porzekadło. „Jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, to odbiera mu rozum”, a dotyczy to fundatorów tej tabliczki. Zresztą drugi z „braci mniejszych” już ma sądowy nakaz udania się na badania psychiatryczne.
Zrób może zdjącia z tych znaczków i przeslij je Radaktorowi, żeby je opublikował na blogu.
Pozdrawiam
@Francik, Rudi Pavelka może niechcący zrobić naszemu językowi dobrą przysługę, może jak pisiaki się dowiedzą, to zrobią mu na przekór i uznają nasz język.
Co do tego gybustaga łod Twoigo szwagra. A dyć łon je z Aldreichu, a łoni niy świyntujom gyburstaga, ino jakisikyj „imiyniny”.
Trzi sie
Andrzeju52, przeta jo ni mom ino jednygo szwagra!. Moga sie pochwolic ze miolech tyz „przyszywanych”. Ale lo tym psssst!
Andrzej52 ;
Dziekuje za zauwazenie wiadomosci z US .
Dla Ciebie i zaniteresowanych Kamratow podaje link ktory parafazujac tytul blogu pana Jana mozna by zatytuowac ;
SLASK z DALEKA ;
http://www.zwiazekslazakow.com/html/kontakt/.html
ps .
Wyjezdzam , dalej smykac sie po parterowej Ameryce dlatego do zobaczenia na blogu juz z Polski w II polowie lipca . Interesujace sa kontury mapy na stronie tytulowej
z Pozdrowieniem dla tu piszacych i cztajacych
Waldemar
Andrzej52 ;
Dziekuje za zauwazenie wiadomosci z US .
Dla Ciebie i zaniteresowanych Kamratow podaje link ktory parafazujac tytul blogu pana Jana mozna by zatytuowac ;
SLASK z DALEKA ;
http://www.zwiazekslazakow.com/html/kontakt/.html
ps .
Wyjezdzam , dalej smykac sie po parterowej Ameryce dlatego do zobaczenia na blogu juz z Polski w II polowie lipca . Interesujace sa kontury mapy na stronie tytulowej
z Pozdrowieniem dla tu piszacych i czytajacych
Waldemar
/kanclerz Metternich: „(…) Azja zaczyna się tuż za moim ogrodem….”/
Noż wypada współczuć biednym Azjatom galicyjskim.
/Noż wypada współczuć biednym Azjatom galicyjskim./
a cóż dopiero Azjatom z rogatywkach i glanc-oficerkach?
Kamraty, w niedzielę w Imielinie i Lędzinach RAŚ organizuje referendum „czy jesteś za autonomią śląską”. To jak, meldujymy sie tam wszystki ?
W Lędzinach i Imieliniu meldujemy się z coukimi familiami!! Może te autobusy kere dziś z coukiyj Polski zjechały żeby Kim Jar Sen widziou co na Śląsku tyż mo poparcie tyż przyjadą. Niestety kultura którą reprezentuje prezes nie przewiduje odbierania prezentów jakie mieli przygotowane specjalnie dla niego przedstawiciele RAŚ w postaci treska z widokiem warzywa popularnego lecz nazwanego przewrotnie oberibą, słowniczka małego, książki edukacyjnej Duchy Wojny Łyski Alojzego i pisma przewodniego. Nieładnie że prezes ma dystans tylko do swoich wygłupów.
Jakoś nie widać, aby zaczęto budowę Krakowic, to w ramach luzu napisałem wesołą opowiastkę o polepszeniu sytuacji materialnej pewnej śląskiej rodziny dzięki powrotowi Śląska do Macierzy.
Dziwna historia śląskiego majątku rodzinnego
Ingerencja władz państwa polskiego w stan posiadania naszej nieruchomości rodzinnej, zakupionej przez pradziadków w 1840 roku występowała kilkakrotnie, z tego tylko raz pozytywnie. Po zakupieniu ziemi pradziadek wybudował prowizoryczny domek, który przetrwał około 60 lat. Na początku XX wieku dziadek i ojciec wybudowali nowy dom, który stoi do dziś. „Ogromny” majątek rodziny to dom, zabudowania gospodarcze, duży ogród, około hektara ziemi ornej i łąka. Z takim stanem majątkowym rodzina dotrwała do końca II wojny światowej. Państwo polskie, wzorem Armii Czerwonej – wyzwoliło nas doszczętnie z tego majątku, uznając go za mienie poniemieckie.
Ironia losu (chichot historii) polega na tym, że pradziadek pozostawił piękny dokument kupna działki, pod którym notariusz pruski napisał takie zdanie:
„Akt notarialny sporządzono również po polsku, gdyż obie strony nie znają języka urzędowego”.
Może młodzi ludzie nie wiedzą, że w Prusach językiem urzędowym był język niemiecki. Po około 100 latach „powracająca” na Śląsk Macierz-Polska uznała tę działkę i dom za mienie poniemieckie – czarny humor polityczny. No cóż! Odbyło się to legalnie na podstawie ustawy, bo ojciec nie został zweryfikowany przez komisję na Polaka za 25 zł, choć w całym mieście był jedynym autochtonem, który umiał czytać i pisać po polsku. Nauczył się tego sam z elementarza w pierwszych latach XX wieku, bo u nas już nie było polskiej szkoły. Nie wyrzucono 9-osobowej rodziny z „majątku państwowego”, może dlatego, że 8 osób z rodziny miało Tymczasowe Zaświadczenie Narodowości Polskiej za 25 zł/sztukę. Wyzbyci z majątku, który był formalnie gospodarstwem rolnym z wszystkimi niedogodnościami jak obowiązkowa dostawa zboża i mięsa, żyliśmy skromne i czekali na lepsze czasy, które jednak nie nadeszły. Ponieważ na hektarze nawet Pan Bóg nie wygospodaruje niczego, ojciec kupował świnie na wsi i za bezcen sprzedawał w skupie i tak dotrwaliśmy do lat 60-tych. Faktycznymi gospodarzami byli wtedy już siostra ze szwagrem, bo ojciec był obłożnie chory.
Państwo zabrało się za uporządkowanie spraw własności gospodarstw rolnych – jednorazowa historia – i siostra z szwagrem zostali właścicielami poniemieckiego majątku, gdyż faktycznie w tym gospodarstwie żyli. Heureka! Majątek powrócił do rodziny, ale nie na długo!
Władze miasta, wspierane przez Wojewódzkie zapragnęły, aby miejscowość przypominała miasto i sporządziły plan zagospodarowania terenów, nadających się pod budowę domków jednorodzinnych. Wykorzystano złodziejską ustawę i wywłaszczono siostrę najpierw z części ogrodu dla zbudowania Kuźniczki II, potem pola dla Kuźniczki III, a w końcu z łąki pod budowę obwodnicy. Tylko ostatnia faza miała pozory przyzwoitości, bo miasto formalnie wykupiło tereny (łąka plus kawałek pola). Wesoła była ta sprawa, bo najpierw obniżono – bez badania gleby – klasę ziemi o kilka numerów i potem za grosze odkupiono. Latami płaciło się podatki i inne świadczenia za III klasę, a nagle – bez Czarnobyla – pogorszyła się klasa do VI, ot taka siurpryza, gwałtowne pogorszenie jakości gruntu.
Gorsze były pierwsze wywłaszczenia. Niby zwrócono siostrze działkę budowlaną (jedną) a zabrano terenu na prawie dwie. Miasto do dziś nie zapłaciło odszkodowania za nadwyżkę zabranego terenu – zwykłe niedopatrzenie lub złodziejstwo. Z szumnego gospodarstwa rolnego pozostał stuletni dom i kawałek ogrodu, tak nam się polepszyło w Polsce, oszałamiający zysk z wyzwolenia.
Nie wiedziałem czy moderator puści moją wesołą opowiastkę, więc nie uzupełniłem jej o aktualności, związane z pobytem prezesa na Śląsku. Szkoda, że nie wziął i założył koszulki z „ołberibą”, bo zadałby kłam swoim aktualnym przemyśleniom dla celów kampanii wyborczej, że „śląskość jest formą polskości”. Właśnie ta „Oberrübe” jest jawnym dowodem na prawdziwość jego wcześniejszego genialnego odkrycia o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Prezes lubi się mijać z prawdą, ale w tym przypadku (aktualnym wcieleniu) nie był daleki od prawdy, ale tylko połowicznie, gdyż równie prawdziwe jest odkrycie, że śląskość jest pewną formą niemieckości. Dlaczego przypisuję takie znaczenie tej „Oberrübie”? Niby to wyraz niemiecki, ale nikt w całych Niemczech – współczesnych – nie używa tego określenia, mówią na to warzywo „Kohlrabi”. Niedawno temu odkryłem w internecie niby niemiecki słownik wyrazów śląskich, tysiące wyrazów o rdzeniach niemieckich, polskich i czeskich, które wszystkie znam z dzieciństwa, kiedy dumny myślałem, że mówię po niemiecku, a poza Śląskiem w tym moim niemieckim nikt wielu wyrazów nie rozumiał, i podobnie Polacy nie są w stanie zrozumieć śląskiej gadki – są to regionalne określenia, tylko śląskie. jeśli więc oba stwierdzenia o śląskości wydają się być prawdziwe, to dlaczego nie uznać, że jesteśmy „narodem śląskim”, odrębnym narodem o wielu korzeniach, ale nie identyfikujemy się jednoznacznie ani z polskością ani niemieckością, choć czerpiemy ze skarbów kultury obu narodów i chyba też coś wnosimy. Najmniej jest wpływów czeskich, ale również są i łatwo można je wyodrębnić!
Dla Nie-ślązaków, przekonanych o polskiej śląskości załączam pewne ogłoszenie, które można wykorzystać jako test w spotkaniach towarzyskich. Można też dać prezesowi tekst. Niech wie, jakim językiem posługuje się Ślązak, gdy „wylazł z krankhauzu i na tritbrecie zugu” jedzie śląską lokomotywą. Link do lokomotywy po śląsku jest taki:
http://aha44.pl/content/view/998/33/
Ogłoszenie!
Skuli gibkiego wyjazdu do Reichu przedam drabko:
1) Wertiko na wysoki Glanz
2) Schrank ze trzema drzwiami
3) Szezlong odwanckowany
4) 2 Kronleuchtry
5) 2 Liegestuhle
6) 2 Nachtischle
7) Tepich wyklupany
8) 4 Gardinstangi
9) Patefon na kurbla
10) 1 Landszaft zagraniczny
11) 1 Blumsztender ze mertą
12) 1 doniczka z sznitlauchem
13) Bifej, Rondel, durchszlag na nudle
14) Szufladka ze niciami i jegłami
15) Stricknadle, Haarnadle i Tollschera
16) Zwickre i maszynka do Gehacktes
17) Buechsa po Maggiwuerflach
18) Topfkratzer, Flaschenputzer, spinka do włosów
19) Schranczek na sztrzewiki, fyrlaczka
20) Ausguss zabudowany
21) Kibel i kokotki
22) Badewanna, Kohlkastla
23) Houk z messingowym grifem
24) Żdrzadło, Kleiderstaender
25) Pelzmantel z Hutem
26) Oberhemde z zapasowymi kraglami i sztulpami
27) Hosentregry, spodnioki bez Rostfleków
28) 3 poory Fussaecklów posztopowanych
29) 6 bindrów na guminach
30) szlubny Anzug
31) Mantelschuerza z Gurtem
32) Zweter z Rollkraglem
33) Sztrzewiki na wysokim kromfleku
34) Pliszhut z szeroką krempom
A poza tym:
Kryka po Opie, Gebiss po Omie, skrobione Taschtuchy, Buegelbrett, 2 Strohsacki, Schwenker ze Waschmaschiny, kista flaszek po piwie, wringa, bratfanna, klopper, Szlencuchy na kurbla, Strumpfhaltre, brelly po Omie, 2 małe kufre, krauza po flaumusie i apfelmusie, badki, garnietz, waschbrett, touczka
i wszystko pooglondać można u
Grete Truechta
wele Kochlowitz ,Jungfer Allee 8
Przelezom bez Einfahrt do Hinterhausu, drugi Stock, drzwierza na lewo
@ drogi Antoniusie
moja familia przecwiczyła tę pocedurę także na sobie i z poodbnym rezultatem. Wywłaszczono „na cele planowej gospodarki narodowej” a stanęło jeszcze w latach PRL prominenckie osiedle (jak wiele tego typu przedsięwzięć nazwane przez lud okoliczny: zatoką lub wyspą czerwonych świń). Żeby było zabawniej to właśnie obecna polska władza przywróciła gierkowskie przepisy o wywłaszczeniach pod nazwą specustawy drogowej – i żeby było jeszce zabawniej dokonują się teraz dokładnie te same cuda, co wtedy: nagłe zmiany klasyfikacji gruntów, co umożliwia inną wycenę i niższe odszkodowania – dzięki temu organy państwa mogą się wykazać „oszczędnościami” przy „realizacji inwestycji drogowej” (państwo „rypie” nie tylko Chińczyków, także własnych poddanych). Taka cywilizacja rodem z Priwislinia? – oni już za cara tak się wtedy rządzili.
Niemcy mają na to uroczą nazwę: Polnische Wirtschaft…..
Jedź na wakację do warsiawy, twój samochód już tam jest…..
@Galicyjok pisze:
2011-07-03 o godz. 08:50
Szanowny Galicyjoku!
Kłamiesz jak prezes, bo mój samochód jest w garażu – bez niego jestem uziemiony. Myślałem, że państwo polskie czyniło takie wygibasy prawne tylko na Śląsku i popatrz!.. nawet w Galicji, choć nie bardzo wiem, gdzież ta ona? O Hiszpanii słyszałem, o Tarnopolu też (od teścia, żołnierza Franciszka Józefa), ale nie zdziwiłbym się, gdyby Dziwisz też się przyznawał do Galicji. Przecież Kraków to typowe niemieckie miasto, jak mówią historycy i architekci.
PS
Do Warszawy już nie pojadę w doczesnym życiu, opiekunka mi nie pozwala!
Odnośnie lokomotywy po śląsku.
Sprwdziłem link – działa! Wkurza mnie tylko jeden wyraz – „hajer”. Sądzę, że śląski „Tuwim” się pomylił. Z pewnością miało być „hajcer” od wyrazu „Heizer” – palacz, który sypał węgiel w czasach, gdy pociągi jeździły szybciej i sprawniej niż przy stu państwowych prezesach, kilkuset wiceprezesach, a hajcrów (motorniczych) na lekarstwo. Często zresztą są niepotrzebni, gdy nawala „zewnętrzne” zasilanie jak ostatnio w Warszawie.
@ Antoniusie
a kiedy ostatnio sprawdzałeś, czy stoi w garażu?
@Antoniusie, lubisz być Grekiem, bo nie wierzę, że nie znasz znaczenia słowa hajer. Dla porządku wyjaśnię Polokom, że hajer to tyle co górnik strzałowy, któremu podlegają ślepry.
Moja mama była krawcową (szyła pokątnie okolicznym kobiytom klajdy i insze łodziynie) i wysłała mnie, małego chłopca do pasmanterii po zatrzaski i zamki błyskawiczne. Tak, tak, posłała mnie po druknepfy i rajfeszlusy, ale ja chciałem błysnąć polską mową w sklepiku do którego zmierzałem i całą drogą powtarzałem sobie jak się to nazywa po polsku. Jak tylko ekspedientka zapytała, co chcę kupić, od razu zapomniałem tych polskich nazw, ale i tak kupiłem, a do dzisiaj nie jestem pewien, czy byłoby tak samo z zatrzaskami i zamkami błyskawicznymi (dzisiaj mówi się już o suwakach).
Ps. Nie kontynuowałem dyskusji spadkowej na sąsiednim blogu, ponieważ przebywałem tydzień w mateczniku „Kartofli”.
Pozdrawiam
Kamraty, tu są wyniki wczorajszego referendum. Żeby taki wynik był w prawdziwym głosowaniu.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,9886837,Wiekszosc_uczestnikow_prareferendum_za_autonomia_Slaska.html
Pozdrawiam
kamraty,
tzreba jednak uczciwie przyznać, że wczorajsze prereferendum to jednak trochę klapa była. Przy takim odsetku uczestników to będzie ciężko nawet gdyby wszyscy byli „za”…. Tutaj ludzie mają świadomość ale mimo to olali sprawę…. Szkoda.
Ciekawe jak wypadną wyniki spisu. nawet jesli go patrioci z Priwislinia nieco „poprawią” w duchu jedynie słusznym.
a tak z inszej bajki:
odszedł Otto von Habsburg – głowa rodu i syn ostatniego władcy Naszej Monarchii a także ostatniego władcy Śląska Ciezyńskiego…
Nawet Habsburgowie nie są wieczni….
@Śleper pisze:
2011-07-03 o godz. 23:17
Drogi Śleprze!
Przyganiał kocioł garnkowi, ale niesłusznie! Bardzo dobrze znam wyraz „Häuer” (rębacz), o którym wspominasz, który mógł był zostać przerobiony przez górników śląskich na „hajera”, bo łatwiej się gęba układa. Mój stryjek, który był ujkiem, pracował jako Häuer w kopalni Ludwigsglück aż do poważnego stadium pylicy (Gesteinsstaublunge) i nie pomyliłbym Häuera z Heizerem, którym był brat mojej matki (pomocnik maszynisty). Ten hajer z lokomotywy to ni pies ni wydra. Trochę każdy hajcer fedruje, ale w komfortowych warunkach – zostawmy mu określenie „Heizer” od hajcowania w piecu, co robiłem chętnie jako dziecko, teraz nie mam szans, bo nie mam nawet „Kochmaschine” czyli „westfalki”. Na koniec prośba trochę dziwna! Nie sprzeczajmy się o wyrazy śląskie. Śląska godka nie jest u mnie pochodzenia naturalnego – mleko matki – i to z dwóch powodów:
1) Moja matka miała już przez zbyt długi pobyt w Niemczech (Berlin, Aachen) zniemczone to mleko, ale
2) nawet ono nie mogło mi zaszkodzić ani pomóc w opanowaniu śląskiego, bo od zarania byłem karmiony z butelki krowim mlekiem, bo ojciec kozim i dlatego mówił od razu po polsku. Mnie nauczyli śląskiego mieszkańcy wioski, w której pracowałem.
PS
Jak mi chcesz zaimponować „druknepfami” to pisz przynajmniej „rajsferszlus”, to „s” jest istotne dla znawcy języka zachodnich kondominiantów (nawet dwa „s”), od czasownika „reissen” (rozerwać , porwać) np. das Hochwasser reisst alles mit sich – ein Tornado auch!.
Twój „rajfeszlus” pociągany (rwany) otwiera Verschluss, czyli zamknięcie.
Piszesz:
***@Antoniusie, lubisz być Grekiem…***.
Nie masz racji! Nawet jeszcze nigdy nie byłem w Grecji, ichnie uzo mi nie smakuje, wolę pastisa Marsylskiego, a poza tym poczekam tu aż nasze państwo zbankrutuje, po co mi Grecja?
Pozdrawiam „herclich”!
Galicyjoku!
Wyniki spisu muszą być fałszywe, jeśli nie dano szansy wszystkim Ślązakom na określenie swej narodowości. Pomijam wspomnianą na blogu odmowę rachmistrzów „telefonicznych”, to jest skandal, który można zaskarżyć, ale wczoraj mój przyjaciel narzekał, że w ogóle nikt się nie zgłaszał do niego, aby dać mu szansę, a komputera w domu nie ma. Typische …Wirtschaft!
Ile takich przypadków może być?
a na koniec mój ulubiony „antypolski” kawałek:
dziś rocznica amerykańskiej Deklaracji Niepodległości
obywatele/poddani brytyjskiego Imperium uciskani przez centralną biuorkrację i innych „nasłańców” ogłaszają niepodległość budując fundament wolnego kraju i przyszłej potęgi.
tak, gwoli przypomnienia aby Warsiawa spokojnie nie spała
@Galicyjok dlaczego uważosz co prareferendum było klapą. W kraju kaj ludzie no normalne wybory sie nie kulajom- 10% biorąc pod uwagę aurę najgorszą z możliwych. Akurat we Imielyniu ludzie dobrze rozumiom co to autonomia, tam przy kożdym domu ftos produkuje , sprzedowo bramy, płoty- nikt tak jak oni nie rozumią potrzeby autonomii i są tego świadomi. Jo z tymi ludzmi godoł i od wczoraj żech uwierzył w społeczeństwo Śląska. Oni pierwszy roz od dowien downa głosowali ZA i nie przeciw komus lub czemuś. Widok coukich famili ze stzrzikiem geburjahr 1928-bezcynny, tyn starzik wie co lepszych czasów nie dożyje ale mioł świadomośc że jego głos mo znaczynie. Kożdy z tych ludzi mo świadomośc ze droga jeszcze długo a wyboisto ale oni to wkalkulowali są w sztandzie czekac tyla wiela bydzie trza, Ślązok na barykady nie pódzie, z Polokami wygro demokracją i kultura wrodzoną.
Jo wczoraj z radości zasnąc nie poradzioł.
Drogi @Nieboszko
ale ja to pisałem z żalem – nie z radością. wiem, że te miejsca gdzi eodbyło się głosowanie to były takie gdzie świadomość jest najsilniejsza i chęć zmiany/powrotu do autonomii. Ale 10% w takim miejscu to jednak mało…. Miałem nadzieję, ze będzie przynajmniej 2x tyle….. a te 100% niemal za to dobrze nie wygląda, bo wskazuje, że poszli tylko ci naprawdę przekonani – a reszta? trochę mało by siła zwolenników autonomii zrobiła wzrażenie na wrogiej i nacjonalistycznej warsiawie. Oni rozumieją tylko argument siły, niestety.
a co do spisu drogi @Antoniusie, to obawiam się, że masz rację…. już tam „patrioci” w GUS zadbają o „jedynie-słuszne” wyniki. Ale cóz się spodziewać po kraju, gdzie nagrywanie aresztowań politycznych przeciwników w celu medialnego linczu jest „legalne” tudzież przyjmowanie „prezentów” w postaci samochodu przez szefa tajnej policji – za to z roboty wyleciał już drugi prokuratur, który prowadził śledztwo przeciw jego rodzinie…. Cóż przy takich formacjach GUS i jego politycznie drażliwe wyniki spisu…
@Antoniusie, dzięki za pouczenia językowe, ale z tym rajfeszlusem jest taka sama historia jak ze śleprem, przy którym upierałeś się wymienić literkę „ś” na „sz”. Być może 10 km dalej wymawiają literkę „s” w zamku błyskawicznym, a tu gdzie mieszkam tak nie jest. Natomiast ciotka Katrina w portmanyju miała 25 zł, ale dla niej było to pięćdwadzieścia, robiła apfelmus, ale w żołnierzy niemieckich (podczas I wojny) rzucała już jabłkami. I to jest bracie piękne!
Pozdrawiam
Zespolenie dwóch organizmów żywych może się odbyć w postaci symbiozy, na której korzystają oba organizmy, lub pasożytnictwa, wtedy jeden organizm żywi się kosztem drugiego, który karleje i często ginie. Aglomeracje miejskie to tez żywe organizmy i podlegają wymienionym procesom – symbiozy lub pasożytnictwa. Który wariant jest bardziej prawdopodobny w przypadku hipotetycznego zespolenia Krakowa i Katowic w „Krakowice” lub „Katkrak”???
Nie jestem prorokiem, ale realistą, który w swoim długim życiu już przeżył kilka zespoleń miejscowości i stąd mój pesymizm, bo każde z obserwowanych przeze mnie połączeń, którejś stronie nie wyszło na dobre – czyli wersja pasożytnicza jest bardziej prawdopodobna.
Zaczęło się trzy dni przed moim urodzeniem, gdy samodzielna, dobrze zagospodarowana gmina straciła niezależność i została wchłonięta przez „prawie” miasto. Straciła ta gmina niezależność, nie miała już swego naczelnika ani rady gminy, ale miała prawo płacenia większych, bo miejskich podatków. Poza tym niewiele się zmieniło, ale nastąpiła stagnacja, a nie rozwój, bo pieniądze podatników były pilnie potrzebne do rozwoju innych dzielnic miasta, które zresztą faktycznie „puchło” jak na drożdżach według gigantycznego planu zagospodarowania terenów, który po 80 latach już prawie został zrealizowany i pochłaniało następne wioski dzięki silnej industrializacji – potężny rozwój przemysłu chemicznego – oficjalnie produkcja nawozów sztucznych i paliw na bazie węgla. Po wybuch wojny te „nawozy azotowe” były przydatne w bombach i granatach, a syntetyczne paliwo miało zrekompensować braki ropy naftowej – cena nie odgrywała roli. Miasto faktycznie rozwijało się szybko i sprawnie, pojawiła się komunikacja autobusowa na bazie”Holzgas’u”, my żyliśmy nie gorzej , ale też nie lepiej niż przed połączeniem, był zastój – „pasożyt” był zajęty czym innym. Ostatnią inwestycją wolnej gminy była piękna szkoła, którą miasto skasowało i zamieniło na mieszkania dla Kulturträgerów i my (małe dzieci) zapieprzaliśmy dwa kilometry pieszo do szkoły, a ja miałem przedtem około 30 m do mojej pierwszej Alma Mater.
Po wojnie nie udała się separacja i byliśmy dalej kopciuszkiem miasta do dziś.
Jako mała gmina mieliśmy trzy sklepy ogólnospożywcze, dwie (a w porywach trzy) masarnie i dwie piekarnie, zakłady krawieckie i szewskie itp., piękną restaurację z hotelem, a po 80 latach jest jeden sklep spożywczy, dwie małe piwiarnie, szkoła jest sprywatyzowana, hotel w ruinie, jest jednak wyraźny postęp winnej dziedzinie – założono u nas ogromny cmentarz komunalny, przynajmniej będę miał blisko, bo miejsce już wykupiłem. Summa summarom to „zespolenie” nie bardzo nas wzbogaciło.
Drugi przypadek to miasto Opole. Nie miało równorzędnego partnera w pobliżu – do ewentualnej symbiozy – więc połknęło mnóstwo wiosek bezpardonowo i udaje duże miasto.
Szczerze mówiąc niezbyt sobie wyobrażam funkcjonowania tych Krakowic, optuję raczej za wersją „drugą”, Kraków połknie organizacyjnie i administracyjnie Katowice, a „zakamuflowana opcja” po pewnym czasie się wkurzy i doprowadzi i tak do rozwodu.
Następnym przykładem też niezbyt udanej symbiozy mimo sprzyjających warunków do zespolenia (partnerzy o zbliżonych rozmiarach) jest ta nieszczęsna hybryda Kędzierzyn Koźle. Już sama nawa jest kretyńska. Jeśli istniały istotne powody połączenia (choć nie widzę takowych) to należało zostawić Koźle ze względu na historię i odpuścić sobie ten Kędzierzyn. Jeśli ktoś sądzi, że jedna administracja stanowi oszczędności dla budżetu to jest bardzo naiwny. Nie licząc mogę zaryzykować twierdzenie, że zgodnie ze znanymi prawami administracja rosła w siłę (liczebną), a ludzie muszą latać wiele kilometrów od jednego urzędu do drugiego, bo są „sprawiedliwie” rozrzucone po całym terenie. Taką korzyść mieli mieszkańcy obu miast z „zespolenia”.
PS
Przyszłość Polski jest zasnuta złowrogą, helową mgłą, ale można się pokusić o snucie nie tylko mgły, ale obrazów możliwego rozwoju wydarzeń, puszczając wodze fantazji:
Odsłona pierwsza:
Prezes, zabsmaczony niecnymi atakami warszawskich polityków oraz zniechęcony totalitaryzmem rządów Tuska, a już przekonany o tym, że „śląskość jest znakomitą formą polskości” połączy siły podkarpackiego matecznika PiS’u z wrogimi Warszawie centusiami, skorzysta ze wsparcia Gorzelikowego RAŚ’u i oderwie Śląsk od Polski, połączy go z Galicją, ogłosi się królem Kaczolandu, jako Ropuch I, ze stolicą w Krakowie i siedzibą blisko braciszka; zostanie równocześnie Głową Kościoła Zreformowanego przez kapelana zamkowego, księdza Natanka (jak w Anglii), który wraz z jego wiernymi wspomoże króla i przejmie katechizację poddanych. Godło Kaczylandu (dwie złote kaczki na biało-czerwonym tle) oraz hymn…”kwa, kwa kwa..” już krążyły w internecie od roku 2005, gdy nam nastała IV Rzepa. Linku nie znam, zainteresowanym mogę przesłać mailem. Ropuch I będzie oczywiście naczelnym wodzem wojsk specjalnych, które zorganizuje niezawodny Macierewicz. Resort niesprawiedliwości przejmie Ziobro, po publicznej przysiędze, iż będzie zawsze wierny monarchii tego rodu. Po długim okresie szczęśliwego dla poddanych życia zostanie pochowany obok brata, po wyrzuceniu Piłsudskiego z krypty i rządy przejdą na boczną linię. Zasiądą na tronie (lub nocnikach) dzieci lub wnuki mecenasa Dubienieckiego, który pokieruje pracami Sądu Ostatecznego Kró(kur?)lewstwa. Jest tu ogromna możliwość uzupełnienia listy VIP’ów, ale to zostawiam lepiej znającym towarzyszy partyjnych prezesa.
Odsłona druga:
Z okazji skorzysta Kaszubka dwojga nazwisk, utworzy „Wolne Kaszebe”, wypędzi Tuska do rezydencji pani Merkel, czyli do NRD. Dostęp do morza jest, do ropy i gazu też, pani Steinbach będzie honorowym prezydentem Rumii – żyć, nie umierać! Skorzysta na tym mój prawnuk z Rumii, pozna blond Erykę i się zakocha!
PJN obejmie rządy w Kongresówce i zasugeruje Wielkopolsce przypomnienie sobie czasów pruskich, gdy w Poznańskim był porządek.
Odsłona trzecia:
Opolszczyzna, pomna faktu, że stanowi zakamuflowaną opcję niemiecką – a prezesowi trzeba wierzyć, to Krynica prawdy i mądrości – utworzy pod rządami młodych Krollów enklawę niemiecką, oderwie się od Kaczylandu – z żalem, bo zostawia lwią część Śląsk w niegodnych rękach – zażąda korytarza (połowę rozbudowanej autostrady A4) do Zgorzelca przez Dolny Śląsk, który się jeszcze waha, czy być enklawą Ukrainy (repatrianci chcą kontaktu ze Lwowem), a może się połączą z czeskim Śląskiem, tam biskupi wrocławscy mają przecież pałace i kurorty są niezłe?
Kłopot jest z Prusami Wschodnimi – pardon – Mazurami. Jeśli referendum akcesyjne wygra Lepper, wtedy przyłączą się z Białorusią, jeśli przegra to z Litwą albo Królewcem, jako dalsze przedmurze imperializmu rosyjskiego.
Uwagi końcowe:
Mój los będzie świetlany! Mam blisko do cmentarza, tam będę mógł zapomnieć wszystko co mnie meczy w aktualnej polityce, a żona otrzyma i swoją emeryturę i część mojej – w euro, albo w Deutschmarkach, jeśli pożyję dłużej!
@Galicyjok. Sugerujesz że gdyby przy tej samej frekwencji było 78/22 wyniki byłyby bardziej wiarygodne ?
Co do frekwencji na pewno byłaby większa gdyby udało się zorganizować przynajmniej część Dni Imielina (była scena, telebim , piwo itd w wszystko się spakowało o 16,00).
Niska frekwencja to także pole do działania dla organizatora przy podobnych imprezach.
Dla porównania podam tylko że w prareferendum przed akcesją do EU w 2003 roku w Świdnicy bodajże frekwencja wyniosła 15%, a tam środki i możliwości rozpropagowania były na pewno niewspółmiernie większe.
Ja te 10% w tą psią pogodę (obrońców zwierząt przepraszam) uważam za sukces.
@Galicyjoku, Nieboszko, mnie też te 10% nie martwi za bardzo, ważne jest też to, że przy okazji którys raz idea autonomii poprzez ogólnopolskie media TV poszła na całe państwo. Polsat w Wydarzeniach dosyć dużo pokazał. Powoli, bo powoli dopniemy swego.
@Śleper, a u mie je rajsfeszlos, pisza jak godom, a miyszkom jakichś 50 km na połednie
Pozdrowienia
Kamraci, ja też uważam zorganizowane referendum w pigułce za w miarę udane, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę mizerię finansową RAŚ. Jak się organizuje taką imprezę, trzeba narobić trochę szumu, wzbudzić emocje przed głosowaniem, nie czekać na cud. Przede wszystkim muszą się tym zainteresować centralne media, które w swoich wieściach decydują, co się wydarzyło, a co nie miało miejsca(choćby i naprawdę się wydarzyło). Wkurza mnie mizerota strony internetowej RAŚ, która przypomina naklejkę na occie z czasów PRL. Trochę czasu już upłynęło od historycznych wyborów samorządowych, a profesjonalnie działającego zespołu informacyjnego jak nie było tak nie ma. Przecież taką stronę można skonstruować w ten sposób, że np. w połowie byłaby redagowana przez internautów. Coś mi tu niy sztimuje.
Pozdrawiam
no to się cieszę, ze jesteście kamraci bardziej optymistyczni
może pogoda sprawiła, że czarno widzę (a może cień Prezesa i zakamuflowanej oberiby)
@Śleper pisze:
2011-07-05 o godz. 10:48
Proponowałem, abyśmy nie odebrali chleba Miodkowi, temu zaprzańcowi. Moja propozycja do Schleppera, który szlepuje z przodka to co Häuer wyrąbał bierze się z mojej alergii wobec niepoprawnie używanych wyrazów niemieckich przez Ślązaków, zawsze raziło to moje ucho muzyczne i w rodzinie tępiłem. Stąd to „Sch” a nie „ś”, o którym pisałem. Podobnie z tym Reissverschluss’em, ot taka nieszkodliwa mania u mnie. Było mi zawsze przykro, gdy młodzież śląska kaleczyła publicznie język Goethego i Schillera, ale również Miłosza! Tego Miłosza wymieniłem dla lepszego pokazania problemu, bo nie znam kompletnie jego twórczości i trochę mi wstyd. Słyszałem piękną polszczyznę w wykonaniu przedwojennej polonistki, Żydówki, w stacji benzynowej w Paryżu – tylko pozazdrościć! U Miłosza to oderwanie od Polski spowodowało na pewno ten sam efekt – mówi tak, jak go nauczył polonista przed wojną. Z młodych uwielbiam polszczyznę Fino-Polaka, który reklamuje Nordea bank, wzór dla każdego Polaka patrioty, choć nazwiska nie zapamiętam nigdy, a imię ma piękne – fragment Antoniusa!
A to ciekawe
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9899551,Katowice__Nie_ma_takiego_miasta__jest_Silesia.html
Czy nie byłoby lepsze niż jakieś wyimaginowane „Krakowice”?
Innymi słowy @Antoniusie masz pretensje o to samo co arcypoloniści, im się wydaje, że kaleczymy język polski, a ty bronisz niemieckiego. Pytam się po co? W moich szkolnych latach, nauczyciel na warsztatach wydawał z narzędziowni mesel, który w moich rękach był już majzlem, a po kilku latach w słowniku stał się przecinakiem. Czesi znani ze swojego humoru, nakręcili swego czasu film, w którym pokazano paranoję odchwaszczania swojego języka z „naleciałości” niemieckich, a mnie utkwiła scena w której profesor filologi czeskiej proponuje nazwać sałatę zeleną chrupką.
Miodek jest istotnie zdrajcą, bo wspólnie z innymi profesorami nabazgrali do sejmu, że śląski język może być tylko gwarą. Na szczęście znaleźli się równie utytułowani uczeni i wyśmiali taką opinię, bo nie do językoznawców należy rozsądzanie o tym, czy dany język uznać czy nie, to jest robota dla polityków.
Czasami spotykam go we Wszystkich Świętych w Tarnowskich Górach i aż mnie świerzbi, ażeby przy następnym spotkaniu (o ile tak się zdarzy) mu rzec kilka cierpkich słów. Moja połowica twierdzi, że wdał się w swoją matkę (nauczycielkę j.polskiego w szkole podstawowej mojej żony), bo na starości jest równie zrzędliwy i upierdliwy.
Kilka słów jeszcze do twojego niemieckiego. Podczas „słynnej”(nie raz tu wzmiankowanej) wyprawy z moim fatrem do Muzeum Pergamonu w Berlinie zasięgaliśmy języka ( właściwie tylko fater) na mieście, a zgroza rosła wraz z liczbą zagadniętych, ponieważ fater nic nie rozumiał z mowy tubylców. Pierwszym napotkanym Niemcem (władającym j.niemieckim, według fatra) był recepcjonista w hotelu. Po czasie okazało się, że mieliśmy takiego pecha, bo wszyscy napotkani nie byli z Berlina.
@Andrzeju52, GZM istotnie jest nazwą z kategorii nazewnictwa wojskowego, skrót i cała nazwa jest czytelna tylko dla wtajemniczonych. Nazwa Silesia jest już bardziej ludzka i co tu dużo gadać, nawiązuje do istoty tego regionu. Według mnie problem tkwi w niedokończonej reformie samorządowej, a w tym dalsze utrzymywanie wojewodów wraz z armią urzędników państwowych. Obserwując przez ostatnie lata polską scenę polityczną, nie zanosi się na likwidację urzędów wojewódzkich, tam znajdują schronienie protegowani aktualnie rządzącej partii. Taki pat wyzwolił ostatnio wśród prezydentów kilku dużych miast (czemu znowu Uszok bierze na przeczekanie) inicjatywę polityczną. Ci odważni goście(tu brawa!) domagają się senatorskich krzeseł dla przedstawicieli miast. Trudno mi rozsądzić celowość takiego projektu, ale nareszcie coś się dzieje, bo centrum samo z siebie nie posunie się na tej ławie władzy. Biadolenie, że nic się nie da zrobić z Silesią jest skomleniem, trzeba atakować centrum, oni bez walki nic nie oddadzą. Skoro rządzący nie mają zamiaru dokończyć reform samorządowych, należy przejąć inicjatywę i tworzyć blok dużych miast, które mają swoje interesy. Właśnie taki stan jak dzisiaj nie sprzyja (choćby była i wola poszczególnych prezydentów) tworzeniu autentycznej platformy współpracy śląskich miast, bo centrum zawsze czymś skusi, a przed wyborcami trzeba się czymś wykazać. Owszem są prezydenci z jajami (Uszokowi chyba je odjęto) i po cichu (patrz Rzeszów) budują zaskakującą pomyślność swoich włości.
@Śleper pisze:
2011-07-06 o godz. 23:21
Sądzę, że źle mnie zrozumiałeś. Nie mam pretensji, gdy Ślązak mówi po śląsku, to jest normalne i naturalne, a nawet chwalebne. Jeśli jednak Ślązak udaje Niemca i kaleczy haniebnie ów język, to mnie wku..a. Albo pokazać Polakom że się umie poprawnie mówić w ramach tej zakamuflowanej opcji, albo dać temu spokój. Odnośnie Pergamon Museum i tak mieliście szczęście, bo w Kreuzbergu nawet policja mówi po turecku!
Miałem podobną przygodę w Paryżu , gdy spytałem pierwszego napotkanego „Francuza” o drogę na dworzec kolejki. Powiedział (fonetycznie): ” wu pasa la ru”, reszta znikła z pamięci. Po kilku dniach dowiedziałem się, że to był pewnie Portugalczyk. Francuz powiedziałby: „wu pasej la rü”, wtedy wiedziałbym o co chodzi.
@Antoniusie, z tym kaleczeniem jezyka niemieckiego , i Ty i Śleper mracjeacie . Przeciętny Ślonzok nie znający niemieckiego nie ma pojęcia , że śleper pochodzi od Schlepper, dla Ślonzoka nie mającego pochodzenia niemieckiego , język śląski jest takim samym Muttersprache jak dla Ciebie niemiecki.
Kilkanaście lat temu rozmawiałem ze starszym Bawarczykiem, i jak wypowiedziałem „fünfzig”, on mnie poprawil, że mówi sie „fufzig”. I kto tu miał racje? W jego okolicy wszyscy tak mówili.
Pozdrowienia, albo po naszymu : patrz tam jako.
Miało być „macie rację”, a wyszło „mracjeacie ”
Przepraszam.
Powiem jak kadi w starym dowcipie: Wszyscy macie rację. Sytuacje, o których pisałem, miały miejsce dawno temu, gdy pracowałem na wsi i jeszcze chodziłem na zabawy. Nie przeszkadzało mi, gdy starsi śpiewali „Die Wacht am Rhein” po polsku, tak się mówiło, gdy wódka już szumiała i zaczęły się śpiewy po niemiecku. Spotkałem też młodych gniewnych, jeden z nich powiedział: „Wolę pić niemieckie scochy, niż polską lemoniadę”. Zastanowiłem się co ja bym wolał. Polska lemoniada nie była wspaniała, ale chyba ją bym wybrał. Teraz bym chętnie pił takową, jej smak przypomniałby mi młodość. Rozochocona dziewczyna powiedziała: „Gdybym umiała, to każdego Polaka zabiłabym trepem”. Ja byłem obcym w tej wsi, ale chyba już mieli do mnie zaufanie, bo takie wypowiedzi mogły mieć paskudne skutki, gdyby doszły do milicji. Ja byłem raczej zawsze umiarkowany w sądach, ale ja ich rozumiałem. To byli potomkowie powstańców, którzy walczyli o Polskę, a przyszła ta upragniona Polska i zrobiła ich niewolnikami na własnych gospodarstwach, zostali parobkami repatriantów, którzy zajęli ich domostwa. Ci młodzi właśnie tak kaleczyli język niemiecki, bo moja rodzina takich problemów nie miała.
Kamraty, to byłoby na tyle , nie podyskutujemy, jutro jadę do mojego ulubionego Südtirol, poszpacyrować po górach. Wróce za tydzień.
No to pyrsk, trzimcie sie.
Zapomnioł bych, tu mie treficie
http://www.sulden.com/shared/webcam-sulden-seilbahn.asp
Trochę ci zazdroszczę @Andrzeju52, bo ja ostatnie lata spędzam wakacje w Polsce, nie mogę sobie pozwolić na dalsze wyjazdy ze względów rodzinnych. Kiedy przez tydzień tu nie zaglądałem, odwiedziłem Sandomierz i okolice, a zanim tam dotarłem to przejechałem przez tzw. prowincję (omijałem większe miasta). Nie był to zły wybór, bo drogę powrotną wyznaczyłem „szybszą” trasą przez Kraków, która okazała się wolniejsza od tych kiepskich dróg zaznaczonych w kolorze żółtym na drogowych mapach. Interesowała mnie między innymi sprawa likwidowania zeszłorocznych szkód wyrządzonych przez powódź w tamtym rejonie. Przez cały tydzień wytropiłem tylko jedno miejsce, w którym gospodarze nie sprzątnęli jeszcze zeszłorocznych worków z piaskiem (a może zapobiegliwy wójt zostawił na wszelki wypadek?).
W samym Sandomierzu ( po przemysłowej stronie) nie ma śladu po zeszłorocznych zmaganiach, a nawet pojawiły się nowe inwestycje nad samą Wisłą, ale te są skierowane do ludzi pragnących miło spędzić czas. Zdaję sobie sprawę z powierzchowności moich obserwacji, tym niemniej rząd będzie się miał czym chwalić w kampanii wyborczej (noo chyba, że znowu zaleje).
Już czas powolutku przyjrzeć się kandydatom z naszego regionu do parlamentu i to z każdej opcji politycznej, bo najważniejsze jest, by dobrze bili się o sprawy śląskie. Za ostatnią kadencję wystawiam najwyższe noty posłowi Plurze i Kutzowi. Ten ostatni wprawdzie już tu od dawna nie mieszka, ale nie zapomniał skąd się wywodzi i zabiera głos w naszej sprawie.
Pozdrawiam
@Andrzej52 pisze:
2011-07-07 o godz. 20:48
Obrazek piękny, ale kajś Ty jest? Na płaskim dole czy na górach?
@Sleper ;
Dochodzi u mnie 6.00 AM , co kilka dni czytam blogi Polityki .
Na stronie internetowej GW do poprzedniego felitonu Kazmierza Kutza zdeklarowalem , ze swoj glos oddam Kutzowi ,a dzieki Twojej opini Plurze i innym Naszym .To bedzie spelnienie mojej wewnetrznej potrzeby .Przyjade do Katowic , a przy tej okazji odwiedze moje rodzinne cmentarze w Katowicach (kilka ), Pszczynie , Zorach, Laziskach i Mikolowie .
Koncze swoje wedrowki po US , serdecznie pozdrawiam z Indiany Ciebie i Kamratow .We wtorek startuje z O’HARE i .. po nocnej podrozy jestem w domu .
Zabieram ze soba bogactwo obserwacji z roznych dziedzin zycia ludzi i amerykanskiej gospodarki . Nie spotkalem tutaj zwolennika Obamy, to jeszcze o niczym nie swiadczy. Skala problemow finansowych tego panstwa jest delikatnie mowiac ogromna .
„Parterowa ” Ameryka jest fajna ,a jeszcze dla mnie piekniejsza ta dzika ,w zachodnich Stanach US>
ps.
Jak w maju ladowalem na O’Hare to ukazal sie felieton pana Jana o Krakowicach i … niema nowego . Co sie stalo ?
Gospodarz byc moze na wakacjach, TYM ktorzy wlasnie w lipcu i sierpniu urlopuja lub wyjezdzaja ,zycze dobrej pogody i szczesliwych podrozy.
Waldemar
Coś nie o polityce, a o wewnętrznym życiu blogowym (robaki je toczą?)
Napisałem komentarz ściśle związany z tematem aktualnego wpisu gospodarza, w którym są wnioski, z którymi się zgadzam, podałem tylko przykłady. Mój komentarz był utrzymany w tonie spokojnym, praktycznie bez inwektyw i nie atakujący nawet nikogo personalnie, może jedynie był kontrowersyjny, bo burzył pewien stereotyp. Po wciśnięciu ENTER znikł. Myślałem, może spróbuję na trzech dalszych blogach „sąsiednich” (na moim komputerze). Efekt identyczny! Zanim moderator mógłby przeczytać i splunąć, jakiś automatyczny mechanizm zadziałał. Prosiłem gospodarzy blogów o informację, jak zapobiegać takim wpadkom, aby móc się przystosować. Umieściłem tę prośbę ponownie na tych czterech blogach. Był postęp. Pokazały się z adnotacją; „Pomyślę głęboko” – czy jakoś tam. Moderatorzy myśleli i myśleli, trzech wyrzuciło tę prośbę o radę, czwarty wpuścił, ale żadnej odpowiedzi nie ma! Nie jest to poważne traktowanie blogowiczów przez bądź co bądź poważnych redaktorów jeszcze poważniejszej Polityki, która podobno była organem KCPZPR, chociaż o tym nie wiedziałem.
@Antonius
Albo miałeś problem z przeglądarką, albo był problem z serwerem (to tylko technika).
Ale oczywiście możesz dorobić teorię spiskową.
@Waldemarze, fajne są twoje teksty z parterowej USA, pisz więcej, pewna nieporadnośc reporterska nie ma znaczenia, liczy się zawartość.
Mam zaproszenie ze stanu Teksas, ale jak już wspomniałem, muszę być na krótkiej smyczy, bo moi bliscy wymagają opieki. Najpewniej wybiorę się tam za kilka lat z moim kamratem spod francuskiej granicy i nareszcie pooglądam sobie ten fascynujący kraj. Za dużo na razie o tym nie myślę i nie mówię, bo jakoś nie wypada.
Jan pisze w ostatniej POLITYCE o węglu, czyli o szansach naszego górnictwa na tle całego świata, przeczytasz z opóźnieniem w internetowym wydaniu.
Co do przyszłych wyborów, Kutz to pomnik przed którym kapelusze z głów, ale cała reszta musi być dobrze prześwietlona pod kątem naszej śląskiej sprawy. Plura jest fantastycznym człowiekiem, pełnym energii w dochodzeniu skomplikowanych roszczeń Ślązaków i nie jest przy tym tępym nacjonalistą, który może więcej zepsuć niż stworzyć. Dla mnie nie jest ważne (podkreślałem to już kiedyś na tym blogu), kto z jakiej partii w naszym regionie będzie się bił o mandat, bo według mnie, ważniejszy jest śląski konsensus, który przybliży naszą autonomię.
@Antoniusie, na blogu Passenta jest tak, że jak skopiujesz swój tekst, to będzie „wylatywał”, trzeba zmienić to kretyńskie „przepisz tekst z obrazka” i dodawać komentarz, ale może nie zadziałać – tu już nie mam żadnej dorady. Najmniej psikusów sprawia blog Jana, bo nie znika tekst przy błędnym wpisywaniu „obrazka”. Może istotnie moderator nie załapał o co ci chodzi (mnie śleprowi zdarza się to nagminnie) i wyrypał to w kosmos. Popróbuj jeszcze, bom ciekaw, coś tam naszkryfloł.
Pozdrawiam
O kalaniu gniazda przez niegrzeczne ptaszki
***Mamy takie powiedzenie o złym ptaku, co własne gniazdo kala. Może dobre w kręgu rodziny, lecz w sferze publicznej nie pasujące do czasów wolności i pokoju. ***
– tak pisze gospodarz blogu. Dołączam fragment wypowiedzi komentatora – podobne sentencje widziałem w wielu miejscach, dlatego nie podaję autora.
***Ja takze uzylym na innym blogu „Polityki” hasla o „haniebnym ptaku” i dolozylem jeszcze na dokladke slynne Arka Bozki: „Polska jest Matka nasza, o Matce nie mowi sie zle”. Cytujac je chcialem zwrocic uwage na pewien paradoks.
Zgadzam sie, ze hasla te nijak sie maja do wspolczesnego swiata, ale za to swietnie pasuja do retoryki i polityki PiS-u. Sa one znakomitym przyczynkiem do ksenofobicznego plemiennego patryjotyzmu, ktory w swiecie zewnetrznym widzi jedynie zagrozenie i czuje sie permanentnie okrazony przez wrogow. ***
Moje smutne uwagi:
Nie tylko PiS ma taką retorykę. Jest to standard od chwili restytucji państwowości Polski w 1945 roku i trwała przez całą PRL do dziś, dodałbym tylko do wyrazów „zagrożenie i „okrążenie”, które być może są realne, jeszcze „obrażanie”, jako najstraszniejszy atak na Polskę w mniemaniu „Patryjotów” (nie mylić z „Idiotów”, choć końcówki wyrazów podobne).
Od pewnego czasu interesowały mnie ciągłe wyrazy straszliwego oburzenia patriotów w kraju i zagranicą (szczególnie Polonii Chicagowskiej), gdy zagraniczne media „omyłkowo” pisały o „polskich obozach koncentracyjnych”. Natychmiast protesty, noty dyplomatyczne i wnioski o ukaranie dziennikarzy za szkalowanie Polski, kraju tak szlachetnego i katolickiego, że przecież żaden Polak nie byłby w stanie gnębić lub znęcać się, i broń Boże mordować bez wyroku sądowego, nawet zbrodniarzy, a tym bardziej niewinnych ludzi w obozach „pracy” lub innych, a wyraz „koncentracyjny” jest tak brzydki, że można go przypasować tylko Niemcom.
Zazwyczaj po takich atakach media zagraniczne przepraszały – do następnej „omyłki” i od początku – protesty, przepraszania itd..
Ja w to nawet jakiś czas wierzyłem, mimo przykrych doświadczeń z roku 1945, gdy ojciec, szwagier i sąsiad byli katowani przez Polaków za tzw. „niewinność” – sąsiad „doszczętne” – nogami do przodu! Założyłem, że były to przypadki incydentalne, zbrodniarze występują przecież w każdym społeczeństwie. Gdyby było inaczej to taki Ziobro nie musiałby być ministrem „niesprawiedliwości” i zlikwidowalibyśmy policję, prokuratury i sądy.
Jak postępują wzorcowi, przyzwoici Polacy widziałem przecież w „Czterech Pancernych”, gdy niemiecki młokos zastrzelił sympatycznego sapera radzieckiego, który uratował niemieckie miasto przed wysadzeniem w powietrze. Wtedy zrozumiały odruch ludzki – „zastrzelić s…syna” natychmiast bohatersko opanowano, nawet nie dostał w mordę – tak szlachetni byli Gustlik, Szarik i reszta załogi „Rudego” – w domyśle – całe polskie wojsko! Taki obraz przez kilkadziesiąt lat formowano w umysłach Polaków i stąd oburzenie przy tak niecnych pomówieniach o prowadzenie obozów koncentracyjnych – ohyda!
Podczas wybuchu Solidarności nastąpiło pierwsze uderzenie w moją naiwność – przeczytałem w Kulisach, że obóz koncentracyjny w Oświęcimiu funkcjonował jeszcze długo po „wyzwoleniu” przez Armię Czerwoną. Wiele lat później zapoznałem się z faktem, że określenie „polskie obozy koncentracyjne” wcale nie jest omyłką, tylko brakiem precyzji u dziennikarzy! Powinni odróżnić jasno i klarownie pojęcia „niemiecki obóz koncentracyjny w Polsce” od powojennych, „polskich obozach koncentracyjnych” – oczywiście też w Polsce! Było tych obozów bardo dużo, świetnie prosperowały, katowano i mordowano bardzo dużo niewinnych ludzi, a przeciętny Polak o tym nie wie z powodu blokady informacyjnej, historycy albo milczeli albo kłamali jak w sprawie Katynia i stąd to straszne oburzenie, gdy ktoś wspomina o polskich obozach, mając na uwadze niemieckie obozy na terenach polskich. Prawdopodobnie była to obawa przed ujawnieniem prawdy historycznej („Na złodzieju czapka gore”).
Dość zabawny dla mnie był przykład sprawy sądowej między dwoma „Pollakami” (nazwiska, a nie narodowość!): Rajmund Pollak pozwał Ewalda Polloka, redaktora internetowej Silesii za szkalowanie Polski, bo pisał o 1200 powojennych obozach koncentracyjnych (lub innych miejsc „odosobnienia”, jak więzienia, katownie itp.) w powojennej Polsce, m. in. we wszystkich znanych Polakom niemieckich obozach – Polacy po prostu skorzystali z zastanej infrastruktury, czasem ją rozbudowali. Nawet przejęli dobrze znane metody faszystów – ba! – nawet ulepszali! Komendant Morel obiecał więźniom Oswięcimia, że poznają dopiero co to Auschwitz pod jego rządami i faktycznie, dotrzymał słowa!
To było tak okropnym szkalowaniem z gruntu szlachetnych Polaków (nie wiem czy Prawych czy Lewych w nowej nomenklaturze), że Rajmunda strasznie bolało serce i zwrócił się do prokuratora o pomoc w wymierzaniu kary oszczercy – Ewaldowi. Niestety sąd zażądał opinii polskich ekspertów, którzy potwierdzili po cichu, że „Ewaldek” pisał prawdę, a podobno prawda wyzwala a nie obraża – choć tego akurat nie jestem pewny. W każdym razie sąd oddalił pozew Rajmunda i pewnie do dziś jest obrażony nie tylko na Ewalda, ale na niezawisły polski sąd w Katowicach.
Sam pisałem dużo na ten temat w Silesii (tzn. o tych rozgrywkach medialnych, nie o meritum, bo nie jestem historykiem). Mam tylko wielki absmak, gdy myślę o muzeum w Oświęcimiu. Bylem tam jako dziecko i ogromne wrażenie zrobiły na mnie sterty ubrań byłych więźniów, szczególnie pamiętam stosy dziecięcych butów. Teraz zrodziło się u mnie pytanie: Ile tych butów ocieplało nóżki niewinnych dzieci przed śmiercią – ale po wojnie? Nie zwiedzę już nigdy tego muzeum, a każdemu zwiedzającemu sugeruję zapytać kustosza, czy dokonano selekcji „eksponatów” z podziałem na „przed i „po” zimie roku 1945?
Konkluzja:
Starać się unikać mówienia źle o matce, ale gdy sprawa ma wymiar historyczny, a matka była „k…ą”, wtedy z „bulem” (prezydenckim) nie ukrywać jej!!!
Chopy, znocie bajka ło Czerwonym Kapturku?
Ja, wiem, kożdy jom zno.
Antonius, Wy nawet w orginale, w kerym ta frelka była przewodniczoncom BDM, pra ? 😉
Wszyscy znajom ale staro wersjo, a życie dopisało cd.
Po tym jak w leśny chatce znikli jak kamfora; ta dziołszka, oma, wilk, a na koniec som fyrster, powioło grozom, bezto komisjo wspólno episkopatu i rzondu wysłała tam w specmisji byłego ministra sprawiedliwości/prokuratora generalnego (tukej: lachkrymfy!), pana Ziobrę („Styknom 4 Ziobra i………bydzie richtig kobra”, tak jakoś śpiewoł A.Rosiewicz).
Tyn był tam blank gibko, włazi, paczy, a w łożku(ach!?) leży Święczkowski i pado;
dobrze, że jesteś Zbigniewie Jerzywiczu, bo mi akurat wykałaczki potrzeba!
Niy moga napisać cansztochera, bo Bodzio zakamuflowany opcji deutscher Sprache chyba by do swych piastowsko-jagiellońskich ust niy wrazieł(?), a miało być echt!
A` propos wykałaczki, jakżech to słyszoł piyrszy roz, toch myśloł, że jes godka ło jakiś extra szpachtułce do wydubywanio …………………..kot-a (?)
Mom nadzieja, żech nikogo przi mitaku nie „zaskoczył”?
Piekny niedzieliczki !
„1928 r. w Krakowie zainicjowano wszechstronne badania nad Śląskim, w tym jego historią. Tam powstał Komitet Historii Śląska, a następnie Komitet Wydawnictw Śląskich przy Polskiej Akademii Umiejętności. Te instytucje przyczyniły się do powołania w 1934 r. Instytutu Śląskiego w Katowicach”
Wszystko w tym zdaniu od A do Z jest klamstwem i propaganda.
Tak jak i w nim wspomniane wtedysniejsze „instytucje”.
Tzw.Sanacja, „Grazynski” itd.
Pan Jan „Nie-Slazak-ale-nibycpec-od-Slaskosci” Dziadul raczy :
a) zartowac
b) stawiac prawde na glowie
c) i Slazaków zajs(znowu) prowokowac.
Redaktorze Dziadul, powoli trace cierpliwosc i nerwy:
Jak mozna pisza o bardzo, bardzo niedobrym Zdzislawie Grundniu
przemilczec Czytelnikom, ze Grudzien nie byl Slazakiem, a nawet
jeszcze „lepiej” – byl wlasnie z Malopolski/Zaglebia Dabrowskiego.
Jesli to nie jest manipulacja poprzez dezinformacje, to ja juz nie wiem.
Nie wstyd Panu ? O co chodzi ? Co za tym stoi, jakie intencje ??!
Oczywiscie nie wykluczam dyletantyzmu, ale tak totalnej inkom-
petencji nawet u (zasidzialego) gorola nie moge sobie wyobrazic.
Z drugiej strony: kto chwali np. przedwojenny Komitet Historii Slaska w Krakowie, ten sie jednoznacznie zdefiniowal, tj. „podniósl przylbice”
jako antyslazak. Nie pozdrawiam, dzisiaj nie.
Katowice nie sa stolica Slaska ! Eeech Dziadul, Dziadul…..
@Sleper ; mily Kamracie !
Zaprosiles zebym cos naszkryflol , za co dziekuje . Bryle zostaly istotnie sfatgowane przez najmlodsza wnuczke z Chicago,wiec stukom jednym palcem a druga reka pod trzymuje bryle.
OstaTnie dni spedzam w 25 .000 tysiecznym MUNSTER(Holender o nazwisku Monster byl zalozycielem tego miasta (blizsze info. jak na goolach wpiszesz [munster- INDIANA] . tu miszka 85% bialej nacji i po 20% pochodzenia niemieckiego i polskiego .
Czym dysponuje taka spolecznosc ?
DOMKI parterowe ,najstarsze zbudowane z 50-60 lat temu -zadbane, plotow jak wiesz nima ,trawniki wszech obecne utrzymane a’la Wimbledon zielone roslinosc ozdobna wokol nich . wieksze domy na obrzezach.
SZKOLY publiczne( parterowe z zapleczem sportowym ) Liceum ma hale wiodowiskowa jakiej niema narazie Szczecin .Letni kompleks plywalni .
Na dawnym wysypisku smieci 5lat temu zbudowano kompleks rekreacyjny -Staw z rybami mozesz lowic, ale nie wolno zabierac do domu ,obok znakomite pole golfowe . Dla ludzi po 16roku zycia kilka lat temu zbudowano fantastyczny kompleks rekreacyjny ( do cwiczen fizycznych ,urzadzenia jednoczesnie na 50 -60 osob) no, oczywiscie plywalnia ze hej ! Obok sepecjalistyczne kliniki medyczne , Sa 3 szpitale ( nie bylem tu wewnatrz) podobno dobry poziom . Z tym poziomem to trzeba dodac ze chcerz byc leczony to badz ubezpieczony i to dobrze UBEZPIECZONY bo inaczej dupa blada .
Ceny zywnosci nieco drozsze niz 2 lata temu ale OK .Benzyna najdrozsza w maju ( to co kupowalem ) 4.49 za Galon (3,78l. ) a niedawano w Tennessee 3.45 $ a tu 3.67 $dzis rano .
Autostrady autostrady i drogi to temat oddzielny , ale pisowcy tez i tu mogliby sie przy…lic rzadzacym .mimo ze za swoje dwa lata tylko odremontowali 6km obwodnicy- autobana Szczecina ktora zbudowal niejaki Adolf Hitler .
Mily Kamracie nie da sie opisac wrazen tzn. ja nie potrawie ,wole opowiadac !
Chodze tu w Munster na piesze marsze,musisz byc gotowy do podnoszenia reki non stop i wyglaszania formuly Moni ,moning . U Nas to chyba bylaby zaczepka .
ps.
To tyle sygnalenie ,poniewaz kiedys na poczatu naszej bolgowej znajomosci napisales , ze woniom US ,to teraz dla uzupelnienia . Moje Cory tutaj w odstepie kilku lat zdobyly wyksztalcenie ,Tu mam wszystkich najblizszycyh w Munster i Chicago ( nie bede chwalil sie gdzie oni tu pracuja i jaka ich pozycja) -nie mysla o powrocie -mlodzierz dorasta .ALE moje serce jest na Gornym SLASKU !!!
W Szczecinie opiekuje sie od wielu lat ,grobem moje zony, a poza tym zawsze mieszkam od urodzenia ,15 km od granicy z NIEMCAMI ( z przerwami )lubie to pogranicze !!i bliskosc Berlina .
Sasiednie od MUNSTER to podobnej wielkosci LANSING -bardzo niemieckie miasteczko . Jak pamietam spis ludnosci w USA z roku 2001 wykazal ,ze najwiecej deklarowalo pochodzenie IRANDZKIE a nimieckie wieksze niz polskie . OKOBERFEST CHICAGO jest letni (Czerwiec -bylem ) i ten BigOF we wrzesniu . Bawarczycy przywiezli tu super kapele i piwo w beczkach w oryginalnych beczkach !!!.Jedzonko w stylu !Mam fajne foto z tymi BAWARCZYKAMI
W tym roku nie wypalila podroz do MONTANY na zolte kamienie,ale ARIZONA,NEWADA ,COLORADO dotykalem nogami .(i inne.) w tym Kaniony\
w HUSTON mieszka moj kolega i ten swoj Teksas sobie chwali.
Przesylam pozdrowienia dla red Jana Dziadula i przepraszam moderatorow za tak daleki odjazd od Krakowic .
Tekst jak tekst, ale zainteresowały mnie ciekawe komentarze……
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/bartosz-machalica-nie-taki-ras-piekny-jak-go-maluja
No toś się @Antoniusie otarł prawie o paragraf, który mówi ni mniej ni więcej, że kto pomawia NARÓD o współpracę w zbrodniach hitlerowskich ten… itd. Sprytny amerykański adwokat ( tam są spryciarze – patrz DSK) z łatwością by to jakoś związał i wsadziłby cię do ciupy. Myśmy tu u Jana przerabiali ten temat, a wióry leciały jak spod heblarki bez osłon. Patriotom wychodziło zawsze, że to wszystko zorganizowali sowieci, a jak tam był jakiś polski obywatel, to bezsprzecznie okazywał się Żydem. I tak my do niczego nie doszli, bo opór w przyjęciu prawdy był równy temu spod Jedwabnego. W najlepszym wypadku kwestionowano ilość zamordowanych, tak jakby miało to jakieś znaczenie.
Losy mojego dziadka po mieczu i jego rodzeństwa: on sam ginie w niemieckim obozie koncentracyjnym w Austrii (Mauthausen), jego brat zaginął w kampanii wrześniowej na kresach, drugi brat (górnik) wywieziony po wojnie do sowieckich kopalń, siostra „zmarła” w Łambinowicach, druga siostra dożyła starości i wszytko opowiedziała.
Pozdrawiam
@Śleper pisze:
2011-07-10 o godz. 00:52
Informuję tylko, gdy polska milicja, żadni Sowieci, czy Żydzi to wątpię (choć ojciec nie zaglądał im do rozporka), katowali ojca to Hitler był już dawno kaput (czerwiec, lipiec 1945), więc paragraf o zbrodniach hitlerowskich raczej nie pasuje! Gęborski, morderca z Łambinowic był chyba Polakiem – czyli cząstką narodu?
Poza tym tylko cytuję źródła plus opisuję własne przeżycia i najbliższej rodziny – choć – szwagier to nie rodzina. Pomyliłem tylko miasta „sądownicze”, nie Katowice a Bielsko-Biała, gdzie dwa „polak”i się sądziły o obrazę narodu polskiego.
@Antoniusie, kamracie, dyć jo ino sie tak droźnia. Wspomniany paragraf świetnie chroni sprawców, którzy mieli nazwisko, imię, obywatelstwo, ale nie są zaliczani przez patriotów do NARODU. Ba, Ślązacy walczący jako żołnierze niemieccy też nie mogą być Ślązakiem, bo według propagandystów historii mogłoby ich to w jakiś sposób rozgrzeszać, dlatego używa się wobec nich miana folksdojczów.
Zastanawiam się tylko, kiedy ktoś odważy się napisać, że jednak NARÓD współpracował z hitlerowcami i stalinowcami. Dzisiaj nikt poważny już nie upiera się, że robił to tzw. margines, ponieważ fakty obciążają wszystkie grupy społeczne.
Historia losu Ślązaków podczas II wojny i tuż po niej ciągle jest nieznana Polakom, a te wydane kilka tytułów książkowych, może dotrzeć najwyżej do kilkuset tysięcy (tu duży optymizm) odbiorców. Dotrzeć do „niepoważnych” może tylko telewizja i kino, a tutaj posucha jak za PRL. Gustlik o ile siedzioł w jakimś pancrze, to był to „Tygrys” albo amerykański „Sherman” ( w nim po przejściu na drugą stronę). Wszystkie „Gustliki” wzięte do niewoli na froncie wschodnim w 39 roku, na mocy porozumienia z Sowietami o wymianie jeńców, wróciły na tereny zajęte przez Niemców, gdzie ich przydatność wojskowa rosła proporcjonalnie do upływu czasu.
Pozdrawiam
My tu gadu, gadu a do V Marszu Autonomii uostało 4 dni. Sami sicher przidziecie ( Ci co mogom) ale zmobilizujcie tyż familie i znajomych, w tym roku szykuje się fajno impreza z atrakcjami dla dzieci i dorosłych.
@Antonius
/Było tych obozów bardo dużo, świetnie prosperowały, katowano i mordowano bardzo dużo niewinnych ludzi,/
Więc tak się składa, że od paru lat uważnie śledzę temat, i póki co to obracamy się wiecznie w kręgu tych samych nazw i nazwisk, które wciąż można liczyć na palcach.
Jednocześnie podawane są liczby idące w setki czy nawet tysiące, ale nie wiadomo, co dokładnie liczono – włącznie z „obozami”, w których na dwa dni gromadzono ludność jakiejś wsi przed władowaniem jej do wagonów wysyłanych na zachód, oraz przyzakładowymi barakami dla jeńców. I wszystko to zbiera się w nazwę „polskie obozy koncentracyjne”, udając tysiąc Łambinowic. A kiedyś policzyłem na podstawie źródeł, że w samych Katowicach (dzisiejszych) Niemcy utrzymywali 15 takich obozów „koncentracyjnych” – czy takie podejście ma jakikolwiek sens?
Nie wiem ilu ludzi tych zamordowanych to „bardzo dużo”, każdy jeden to oczywiście za dużo, ale to tak samo zabawa słowami w oderwaniu od konkretu.
/ Ile tych butów ocieplało nóżki niewinnych dzieci przed śmiercią – ale po wojnie?/
Na terenie niemieckiego KL Auschwitz nie było polskich obozów, a jedynie NKWD-owskie, i z tego co wiem, nie przetrzymywano tam dzieci. Więc odpowiedź na Twoje pytanie jest oczywista.
@bartoszcze pisze:
2011-07-12 o godz. 10:53
W zasadzie nie jestem głęboko zaangażowany w sprawę „polskich obozów koncentracyjnych”. Wplątałem się przypadkowo, gdy natrafiłem na internetową Silesię i przeczytałem tam artykuły, w których autorzy podają konkretne liczby, m. in. ile dzieci od wieku 0 do 15 lat było umieszczanych w „obozach pracy” oprócz 80-latków, do których też głupio stosować określenie „praca”.
Denerwował mnie tylko brak precyzji, o którym tu wspomniałem i totalne zaprzeczenie, że Polacy byli do tego zdolni. Jeśli było coś nie tak, to stosowano stary sposób – winni są Żydzi i cykliści – a gdy rowerów nie było, a Salomon Morel wyjechał, to wymyślono NKWD i komunistów, ale broń Boże Polaków. Nie było przecież w historii Polski nigdy żadnych komunistów!!! Nawet ich Stalin niemało wymordował, bo ich przecież nie było!
Dziwne!
Nie wiem jak było w Auschwitz – pardon – Oświęcimiu, ale rozmawiałem z kobietą, nieznacznie ode mnie starszą, której matkę zgwałcono i zamordowano w jej obecności (miała 13 lat) w polskim obozie koncentracyjnym w ŚWIĘTOCHŁOWICACH I TO PO WOJNIE.
Mojego ojca okradziono i katowano na posterunku Polskiej Milicji przez ponad miesiąc, bezprawnie ale z wielką lubością i sadyzmem. Nie mówili, że są obcokrajowcami, wyglądali na Polaków, mówili po polsku i katowali, ale jak? Czy to była czynność polska czy inna? Pewnie już nie żyją, jak i mój ojciec, więc ich nie zapytam. IPN mógłby poszukać ich dzieci i wnuków, aby rozstrzygnąć problem.
@bartoszcze pisze:
2011-07-12 o godz. 10:53
Przed chwilą przeczytałem w Silesii:
Po upadku hitlerowskiej dyktatury Oświęcim istniał w dalszym ciągu jako obóz dla jeńców wojennych i osób cywilnych. Obóz dla ludności cywilnej w Oświęcimiu istniał od lutego1945 r. do kwietnia 1947 a jeniecki do 1948. Przy czym trzeba wyjaśnić, że obozem jenieckim zajmowali się Rosjanie, a dla osób cywilnych założony został przez PUBP (Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego) w Bielsku – Białej. Był on w strukturach MBP, podlegał COP w Jaworznie a nadzór sprawował Wydział Więziennictwa i Obozów WUBP w Krakowie. Był to obóz II klasy i wykorzystywano tu infrastrukturę poniemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W 1945 r. obóz w Oświęcimiu podlegał właściwości terytorialnej Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie.
W obozie więzieni byli Ślązacy, Niemcy, Austriacy, Ukraińcy, volksdeutsche. Jego pojemność ustalono na 1.500 osób.
– Według statystyki MBP z czerwca 1945 r. w grupie dzieci do lat 13 i starców było 97 (?!) osób, w tym 2 Niemców, 1 Ukrainiec i 94 volksdeutschów.
@Antonius
Ach, Ewald Pollok. Opowieść o facecie, który się faktom nie kłaniał.
Z tekstu na Silesii nie wyczytasz, że tablicę odsłonięto [b]poza obszarem[/b] KL Auschwitz, bo tam znajdował się obóz PUBP.
Na obszarze KL Auschwitz znajdowały się natomiast sowieckie obozy dla jeńców niemieckich i obóz przesiedleńczy dla wywożonych przez NKWD na wschód.
PS. Nie wiem, z kim miał pecha Twój Ojciec, zapewne byli to Polacy, ale przykład Loli Potok może sugerować inaczej.
PS2. Na liście zmarłych w oświęcimskich obozach (powojennych) nie znalazłem dzieci, ale nie wszystkie nazwiska mają pełne dane.
Oho, @Antoniusie, ale cię poniosło z tym IPN. Nie chce mi się w tej chwili szukać ( jak ktoś zaprzeczy dam radę) tego spotkania „historyków” IPN-owskich, na którym obecni zadawali niewygodne pytania, dotyczące polskich obozów ( można wybrać drugi człon: śmierci, pracy?). Pytający w odpowiedzi uzyskiwali stwierdzenia, że to bardzo delikatna sprawa i nie można jątrzyć.
Mnie tu chodzi o taką różnicę:
1. Teodor syn Józefa i Marii został bestialsko zakatowany w Mauthausen, oprawcy zostali ukarani, ich spadkobiercy posypują głowę popiołem z tego powodu przy każdej okazji.
2. Stefania córka Józefa i Marii „zmarła” w Łambinowicach na skutek niedopatrzenia pracowników obozu, a ich spadkobiercy nie mają sobie do dzisiaj nic do zarzucenia.
Historycy IPN-u prowadzą dziwne badania i dochodzenia w sprawach, co do których nie ma żadnych wątpliwości, ba napisano o nich grube tomy opracowań. Idą na tą wesołą działalność ( w tym kwestię sikania do kropielnicy) dziesiątki milionów złotych podatników, a nie ma na badanie tych „delikatnych śląskich spraw”. Jak już ktoś coś wygrzebie i opisze niewygodną prawdę, to następuje tam mobilizacja w celu zdyskredytowania śmiałka, lub przeprowadza dowód, że np. w stodole 6×7 m, nie mogło się zmieścić tylu ludzi ile podał autor. Proponuję tym panom i paniom, ażeby zdemaskowali fakt, że w 126p jechało 9 osób.
/Więc tak się składa, że od paru lat uważnie śledzę temat, i póki co to obracamy się wiecznie w kręgu tych samych nazw i nazwisk, które wciąż można liczyć na palcach./
„Jak Kali ukraść krowa to jest to dobry uczynek, bo sprawiedliwość dziejowa Kalemu ta krowa obiecała i na zaś rozgrzeszyła”
Drodzy najeźdzcy z Priwislinia nie przyznadzą się nigdy do niczego, nawet gdyby ich za rękę złapać. Domyślam się, że odziedziczyli to po swoich słowiańskich rodakach ze Wschodu, z którymi XVIII w. tworzyli wspólne państwo (a złośliwcy, jak ja na przykład, uważają, ze są tylko zbuntowanymi separatystami – wszak nawet Denikin Polakiem był….)
Tak się ostatnio „IPN-owsko” zakręcili, iż nazwali spalenie sąsiadów w stodole w Jedwabnem „trudnym, błędnym wyborem” (zapewne usprawiedliwionym okolicznościami – chodzi zapewne o te kamienice, ktore ci ze stodoły in articulo mortis „sąsiadom podarowali”). To samousprawiedliwianie a la IPN – do tego wszak powołano tę instytucję, aby wykazała, iż Żydzi, cykliści oraz wszelkie inne odmieńce nie podzielajace jedynie słusznej linii narodowej od Mieszka I i jego słupów pod Hamburgiem wbijanych, wymarli w wyniku gwałtownych i przerażajaćych nawrotów epidemii katarku, który jednakowoż na Wisłą straszliwie dramatyczny ma przebieg – już nawet dla samych „patriotów” bywa ciężko strawne. Polecam dziesieszą „RZ”.
Może niech nasz dzielny wikipedysta napisze wprost: Ci wredni volksdeutche ze Śląska wraz z wszelką inną zakamuflowaną oberibą, na złość Jankom Muzykantom z Priwislinia, sami się wyzamykali złośliwie w obozach, a następnie – gwałcąc się nawzajem – sami się zagłodzili (i wskutek osłabienia katarek ich wykończył. A wszystko to „na złość” biednym pszenno buraczanym Słowianom, bo niedopuścić od oddania im, odwiecznie należnych historycznych słowiańskich ziem od Hamburga do…..(ho, ho, ale w XV to granica pod Moskwą była – to nic, że litewska ale NASZA!).
Takie to te oberiby złośliwe a dożarte!
@Śleper pisze:
2011-07-12 o godz. 22:40
Pierwsze primo: Z tym IPN’em to sobie zażartowałem, a Ty potraktowałeś moją sugestię tematu dla tej wspaniałej instytucji na serio!
Następne prima: Nie skomentują więcej sprawy obozów – „kak zwał tak zwał” – ale przykład z fiacikiem jest mi znany. Osobiście widziałem dawno temu – 1959/60 w nocy na rynku w Wałbrzychu, gdy kilkanaście osób wepchało siebie do jedynej taksówki marki warszawa, aby pojechać w siną dal. Weszli i pojechali, czy dojechali nie wiem, ale gazety nie pisały o wypadku.
Odnośnie wiarygodności źródeł Polloka i historyków w ogóle można mieć wątpliwości, jak pokazuje nawet sprawa Jedwabnego. Mówił w TV młody kretyn z IPN’u, chyba ten spec od siusiania do kropielnicy(?), że dla niego najistotniejszymi źródłami są protokoły przesłuchań oskarżonych w tej sprawie. To jest szczyt wiarygodności, powszechnie wiadomo, że każdy oskarżony z zasady mówi prawdę, jeśli ta prawda go obciąża. Dlatego wzorcowa pani sędzia Anna Maria w TV każdego podejrzanego poucza, że nie musi siebie obciążać – widać przestępcy lubią się jednak chwalić zbrodniami, nawet fotografują się, a ofiary niewiele mówią, nawet nie wiem dlaczego? Może się wstydzą, że tak głupio zginęły?
Ja nie mam szans ani ochoty zajmować się tym, ale niestety to co pisze Pollok współgrało z moimi lokalnymi doświadczeniami, nie mam więc powodów, aby mu nie wierzyć. Doskonale wiem, że obóz niemiecki w Sławięcicach działał nadal po wojnie, bo tam właśnie był wspomniany szwagier kilka miesięcy, miałem kontakt z ludźmi, który stracili krewnych w Łambinowicach, mój sąsiad był w legalnym, poniemieckim więzieniu w Koźlu, gdzie poranna gimnastyka polskich strażników polegała na tym, że więźniowie leżeli nadzy na posadce, a strażnicy trenowali rajd pieszy z przytupem, recytując : „Depczemy po hitlerowskich trupach”. Słabe nerki sąsiada nie wytrzymały. Nie pamiętam jaki powód zejścia podano wdowie, ale nie pozwolono jej widzieć denata, ani uczestniczyć w jakimś pogrzebie i to w nieznanym miejscu. Dlaczego mam przypuszczać, że w innej części Polski oprawcy obozowi byli milsi? Człowiek uogólnia na bazie kilku przypadków i przeważnie ma rację.
Można oczywiście mieć sumienie nawet wtedy, gdy jest się strażnikiem obozu. Czeladnik mojego ojca o nazwisku takim jak sławny Gustlik, został odkomenderowany z wojska do pilnowania Cyganów w obozie w Austrii. Odmówił rozstrzelania więźniów i nie wrócił już do domu, rodzina nawet nie otrzymała kondolencji, że zginął „für Führer, Volk und Vaterland..”, co było udziałem typowych poległych, gdyż zawiadomiono rozinę Pieczków – „er wurde standrechtlich erschossen”.
Nie słyszałem o Polakach, którzy zginęli z rąk własnych władzy za odmowę gnojenia więźniów, przeciwne – polski sąd uniewinnił masowego mordercę Gęborskiego, uzasadniając wyrok brakiem dowodów, bo trupy pomordowanych mimo „pisemnego” wezwania przez sąd nie stawiły się przed obliczem reprezentantów polskich organów sprawiedliwości. Pisałem z lekka ironicznie o polskich sadach, bo niemiecki sąd wziął pod uwagę ich świadectwo. Pomógł sądowi wicedyrektor polskiego Muzeum Męczeństwa w Łambinowicach, który jak nikt, miał dostęp do materiałów źródłowych – uciekł z Polski i był świadkiem na zaocznym procesie komendanta obozu. Znałem go dobrze (dyrektora – nie komendanta), ale on nie puścił farby, cwaniak, powiedział co wiedział, dopiero gdy był w wolnym co nieco kraju.
Odnośnie ojca to też mogę przypuszczać, ze zadziałała prawidłowość czasu powojennego – najgorsze szumowiny społeczeństwa polskiego pchały się do milicji i UB, bo można było się wzbogacić przez okradanie bezbronnych cywili oraz ulżyć najniższym instynktom sadystycznym w absolutnej bezkarności. Nie pasuje to jednak do obrazu o szlachetnym, ultrakatolickim Narodzie Polskim, niezdolnym do niecnych czynów, który lansowano od końca wojny i dziś malowanie tego fałszywego obrazu jest kontynuowane przez wszystkie siły polityczne. Prawda jest taka, ze naród polski nie jest żadnym narodem wybranym, bardziej lub mniej szlachetnym niż inne narody i w sprzyjających okolicznościach potrafi być okrutny i bezlitosny, ale i też bohaterski i „ludzki”. Megalomania nie pozwala wielu ludziom akceptować tej oczywistej oczywistości i stąd kłamstwa historyczne były, są i będą, bo jest na nie zapotrzebowanie społeczne.
Bardo mnie ubawiła wypowiedź „uczonego” profesora, że „nikt mnie nie zmusi do nazwania polskich obozów powojennych obozami koncentracyjnymi”. Widać, że to kretyn, który nawet w Google’u nie potrafi znaleźć definicji obozu koncentracyjnego, a takie obozy istniały chyba od zarania istnienia ludzkości, a dobrze znane współczesnym od obozów dla Burów, utworzonych przez Anglików. Broń mnie, Boże, od takich uczonych historyków!
Ta prośba do Wszechmocnego jest trochę nie uczciwa, bo nie jestem przekonany o jego istnieniu, a ponadto mnie historia nie interesuje wcale, mam tylko nadzieję, że moje wnuki i prawnuki nie będą karmione kłamstwami koryfeuszy z IPN’u.
PS
Mały żarcik dla zmniejszenia goryczy z poprzedniego komentarza. Powrót denata nie jest wykluczony, jeśli ma określony cel. Pamiętam pewien cudowny program Starszych Panów. Kalina Jędrusik przechadza się w ogrodzie willi w stylu włoskim, a nagle przychodzi Pawlik, trzymający szpadelek w ręce, a z głowy sypie mu się piasek. Na jego widok niezadowolona Kalina woła: „A mówiłam tatusiowi, aby się nie wykopywał z grobu”!
@bartoszcze,
Problem nie polega na tym, jak się jakieś obozy nazywały, ile miały baraków, jak długo egzystowały i ile par buciczków, czy po `45 Schuhchen tam znaleziono, problemem i to generalnym jest – nazywany przeze mnie na własny użytek – syndrom Polski niepokalanie poczętej dziewicy, „teraz i zawsze”!
Dziewczę to, przecudnej urody, jest uosobieniem dobra, szlachetności, heroizmu i wszystkich pozostałych izmów pozytywnych. Taka na przykład Joasia D`arcówna mogłaby u niej robić co najwyżej za giermka.
I choć od zarania dziejów wszelka swołocz na jej dziewictwo i dobre imię nieustannie nastawała i nastaje, jej bialo-czerwony wianek pozostał bez skazy.
Kto próbuje delikatnie zwrócić uwagę na drobne choćby mankamenty tej bogini, jak zdziebko odstające uszka, lekki zezik, czy nie zawsze najświeższy oddech, zostaje natychmiast zaliczony w poczet jej śmiertelnych wrogów, czyli do „reszty świata”.
Zło, podłość, oszustwo, bezprawie, zdrada, zbrodnia? Polactwo? Polska? PRZENIGDY!
No niby, owszem, targowiczanie, magnateria, kolaboranci, „pięciokolumniści”, volksdeutsche, „lutry”, Żydzi, szmalcownicy, komuniści, NKWD, UBP, SB, MO, ORMO, ZOMO, jacyś tam i byli, ale to wszystko nie ma przecież z polską Virginią nic wspólnego!
Klasycznym przykładem, czy raczej dowodem tego typu mentalności była powszechna reakcja na Jedwabne.
Bez wchodzenia w szczegółu, bez zapoznania się z faktami, dowodami i zeznaniami naocznych światków(!), relację o tej zbrodni i aktywnym w niej udziale Polaków podsumowano krótko, „nie, to wykluczone!”
Ale czemu nie? „No bo nie!” No, któż słyszał kiedykolwiek o gwałcących dziewicach?!
Mam dziwne wrażenie Bartoszcze, że właśnie ta „nutka” przebrzmiewa również w Twoim PS do Antoniusa: „Nie wiem, z kim miał pecha Twój Ojciec, zapewne byli to Polacy, ale przykład Loli Potok może sugerować inaczej.”
Tak to pani – wtedy chyba – Ackerfeld(?), Morele i wszelkie inne typy spod ciemnych gwiazd muszą zawsze oczkami świecić za „zapewnych Polaków”.
@Antonius,
To wcale nie jest takie pewne, że interlekutorzy Waszego ojca już nie żyją.
A jak już wspomnieliście IPN, to tutaj „zaproszenie” do jednej z jego „galerii”:
http://ipn.gov.pl/portal/pl/847/7858/Twarze_opolskiej_bezpieki.html
Życzę, nie tylko Wam, „przyjemnej” lektury.
Acha, ida o kożdo weta, że nie znojdziecie tam nikogo, co mo pynzyjo mniejszo niż Waszo!
@Klopfer pisze:
2011-07-13 o godz. 11:32
Powiedziałeś to co ja, tylko dowcipniej i bardziej obrazowo. Patrzyłem na „chłopców” z Opolskiego UB, ale nie znalazłem ostatniego chyba szefa kontrwywiadu, którego spotykałem przypadkowo w okolicznościach „rozrywkowych”. Chyba się dobrze ukrył, albo IPN nie ma zdjęcia. A propos – chłopcy! Czy nie było „dziewczynek” w tym fachu?
Weta byś wygrał!
@Antoniusie, trochę mnie zaskoczyłeś stwierdzeniem, że historia cię nie interesuje, a sam przecież jesteś przecież żywą historią i niejedno nam tu jeszcze opowiesz. Ja sam i kilku tu bywałych kamratów biadaliśmy kiedyś z powodu zbyt późnego zainteresowania się losami naszych krewnych w okresie międzywojennym, w czasie wojny i tuż po niej. Ci ludzi już odeszli ze swoją historią, a nam pozostały fragmenty ich opowieści z tamtych czasów. Prawdą jest, że niektóre tematy były w rodzinach omijane niczym dziury w polskich drogach ( to z „Piątej strony świata” K. Kutza), a kiedy już można by było o tym pomówić, to czas zrobił swoje i nigdy się już o pewnych zdarzeniach nie dowiemy.
Mam też jeszcze pewną uwagę, dotyczącą twojego przypuszczenia o tym, że do tych formacji wstępowały wyłącznie szumowiny, wątpię w taką teorię. Takim stwierdzeniem wyświadczasz przysługę choćby @bartoszcze, który chętnie na to przystanie, ponieważ kategoria szumowiny ( @Klopfer zapomniał dopisać) nie mieści się w zbiorze NARÓD.
Pozdrowienia
Zbliżo sie V Marsz Autonomii. Chopy, baby, bajtle ino RAŚ. Raus z gorolskom uokupacjom
@Śleper pisze:
2011-07-13 o godz. 22:59
I tu się pięknie różnimy! Ja wierzę w wiarygodność krzywej Gaussa. W każdym narodzie są owe szumowiny, ale wypływają na wierzch jak „gó… w szambie”, gdy się w nim rusza – rewolucje, wojny, wybuchy „Solidarności”. Wspomniane „g”, gdy się już usadowi na powierzchni, nie jest do ruszenia. Jeśli nawet coś wnieśli 20 lub 30 lat temu, teraz są żałosnymi marionetkami, imitacjami „homo sapiens”, tzn. pozostało starcze „sapanie” tego homunkulusa i żądanie dozgonnych wygód w gronie „najlepszych …synów narodu polskiego”, tzn. w parlamencie. Wspomnę tylko takie świetlane podobno kiedyś postacie jak Bender i Romaszewski – totalna klapa intelektualna, zanik funkcji rozumowych i ci ludzie produkują dla nas prawo!!!
PS
Te kropeczki przed „synami” proszę sobie dowolnie uzupełnić.
@Galicyjok
/sami się wyzamykali złośliwie w obozach/
Cóż, święci z Galicji w takie rzeczy wierzą, poodobnie jak w to, że oni w tym w ogóle ale w ogóle nie uczestniczyli.
@Antonius
/Nie słyszałem o Polakach, którzy zginęli z rąk własnych władzy za odmowę gnojenia więźniów/
Ja też nie, ale to Polacy zwykle powodowali, że ci, którzy gnoili, zaczynali mieć problemy, nawet jeśli na koniec się psim swędem wybronili.
/polski sąd uniewinnił masowego mordercę Gęborskiego/
Nie z zarzutu morderstwa. I polski sąd też uznał (w PRL!), że aresztowanie go było zasadne. A potem był drugi proces, o zamordowanie więźniów.
/definicji obozu koncentracyjnego/
No właśnie, jaka jest Twoim zdaniem taka definicja?
http://forum.gazeta.pl/forum/w,10650,115815833,115875424,Re_czy_byly_to_polskie_obozy_koncentracyjne_.html
http://forum.gazeta.pl/forum/w,10650,125919244,125946053,odpowiedzi_czesc_pierwsza.html
@Klopfer
/Mam dziwne wrażenie Bartoszcze, że właśnie ta „nutka” przebrzmiewa również w Twoim PS do Antoniusa/
Gdyby tak było, czy pisałbym „zapewne Polacy”? Po prostu nie wiem kto, równie dobrze mógł to być żydowski mściciel, polski mściciel lub zwykła szumowina dowolnej narodowości.
/Problem nie polega na tym, jak się jakieś obozy nazywały/
Akurat w tej dyskusji z Antoniusem problem był bardzo konkretny.
@Śleper
/do tych formacji wstępowały wyłącznie szumowiny/
Nic takiego Antonius nie napisał. Wiadomo natomiast, że np. w Aleksandrowie Kujawskim komuniści zatrudnili w charakterze formacji porządkowej lokalnych bandytów i skończyło się pogromem Niemców.
W RFN istnieje obecnie podobno 900 organizacji lub towarzystw polonijnych, zrzeszonych w grupy lub też nie. Niedawno temu wróciła jak bumerang sprawa tzw. „mniejszości polskiej” w Niemczech w związku z 20-tą rocznicą podpisania traktatu o stosunkach sąsiedzkich.
Reprezentantem wszystkich Polaków w Niemczech czuje się pan Marek Wójcicki, prezes „Rodła”. Prezes lubi się produkować na łamach Angory i na portalach internetowych pod głównym hasłem:
„Polacy w Niemczech mówią jednym głosem”,
tzn. oczywiście jego głosem. Pozwoliłem sobie w to wątpić i dawno temu napisałem do Angory uzasadnienie moich wątpliwości. To wywołało burzę medialną w szklance wody i niezbyt wybredne ataki na mnie i w Angorze i w Internecie. Nie pozostałem dłużny, dlaczego miałbym milczeć i ping-pong trwa od kilku lat. W zasadzie powtarzał tylko te same uwagi jak w lutym b. r., wykazując tę samą rażącą ignorancję prawniczą – jest niereformowalny!
Nowy jest tylko element – jego związek odmówił udziału w uroczystościach, bo obraził się na państwo niemieckie. Z trudem, ale jakoś państwo niemieckie przeżyło ten afront.
Wątpliwości o „wspólnym” glosie zrodziły się u mnie po rozmowach z entuzjastami polonijnymi w Nadrenii Westfalii, tego nie mam z Wikipedii. Mam wątpliwości, to nie grzech, będę kibicował wszystkim obywatelom niemieckim z polską duszą i/lub dwoma paszportami.
Dużo zależy od tego, czy stosunki Polaków z władzami lokalnymi będą poprawne, bo często nie są. Wiem, że czasem miasto chce dofinansować inicjatywy Polaków, życzy sobie jednak, aby mogło skontrolować, jak wydaje się te środki. To obraża dumę narodową Polaków – katolików, którzy wiedzą, jak funkcjonuje finansowanie kleru w Polsce i się na tym wzorują. To nie przejdzie w kraju, gdzie istnieje podatek kościelny i przejrzystość finansów kościoła.
Ostatnio pan prezes chyba przeszarżował, bo nie tylko stawia coraz śmielsze żądania, ale straszy rząd RFN skargą do międzynarodowych trybunałów. Ta wypowiedź wywołała falę antypolskich komentarzy w Internecie, ale chyba rząd się nie wystraszył wystarczająco.
Na potwierdzenie moich wątpliwości o „jednym” glosie Polaków przeczytałem w aktualnej Angorze list przedstawicieli kilku związków z terenu Hesji, gdzie zamieszkuje prezes Wojcicki, którzy odżegnują się jednoznacznie od niego i jego „zwierzchnictwa”, bo mają dość tego uzurpatora, który psuje wszelkie wysiłki organizowania harmonijnej współpracy Polaków z władzami Hesji. Ze względu na to, że jest to woda na mój młyn – wkleję kopię tego listu – krótki i treściwy!
„Nie damy się zgermanizować”
Chcemy wyjaśnić
W 21. numerze ANGORY pan Marek Wójcicki, od 2009 roku Prezes Związku Polaków w Niemczech, podzielił się z czytelnikami swoją opinią na temat sytuacji niemieckiej Polonii w 20 lat po podpisaniu przez rządy Polski i Niemiec traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. W związku z (w dużej mierze) szokującą dialektyką i retoryką wywiadu wyjaśniamy w imieniu niżej podpisanych heskich organizacji polonijnych:
1. Chociaż pan Wójcicki próbuje od kilku lat działać wśród heskiej Polonii, żadna ze znanych nam heskich organizacji polonijnych nie udzieliła Panu Wójcickiemu upoważnienia do wypowiadania się w imieniu całej heskiej czy niemieckiej, Polonii.
2. Stwierdzenie, że w Niemczech są dwie główne organizacje polonijne: Związek Polaków w Niemczech i Konwent Organizacji Polskich w Niemczech, może świadczyć tylko o tym, że to od tych organizacji pan Wójcicki otrzymał upoważnienie do wypowiadania się w ich imieniu i że pozostałe organizacje i stowarzyszenia, prowadzące polonijną „pracę u podstaw”, albo nie są panu Wójcickiemu znane, albo nie życzą sobie z nim współpracować.
3. Stwierdzenie, że „Polonia domaga się, żeby w Niemczech powstały szkoły dwujęzyczne, gdzie polski byłby nauczany nie jako język obcy, tylko ojczysty, i żeby te placówki były finansowane z niemieckiego budżetu”, świadczy o tym, że pan Wójcicki nie orientuje się w tematyce rzeczywistych potrzeb młodzieży polskiego pochodzenia oraz istniejących możliwościach nauki języka polskiego w szkołach publicznych Hesji. Pan Wójcicki nie próbował i nadal nie próbuje aktywnie uczestniczyć w akcjach na rzecz rozwoju języka polskiego i kultury polskiej w kraju związkowym, w którym mieszka.
4. Z treści jego wypowiedzi wynika, że uzurpuje on sobie prawo do populistycznej krytyki działań obu rządów. Redukuje również Polonię do „niebieskookich blondynów”, którzy są jego zdaniem idealnym do germanizacji „materiałem ludzkim”.
Tego rodzaju sformułowania obrażają wszystkie niemieckie gremia, urzędy, stowarzyszenia i osoby prywatne, które, w politycznie niełatwych dla Polonii warunkach, starają się w Hesji pośredniczyć w popularyzowaniu i rozwoju języka i kultury polskiej w Hesji i nie tylko.
5. Wypowiadając się w ten sposób w imieniu całej niemieckiej Polonii, pan Wójcicki szkodzi i utrudnia pracę u podstaw stowarzyszeniom Polonijnym, które postawiły na pozytywną integrację i współpracę z niemieckimi i europejskimi partnerami.
W związku z powyższym oświadczamy, że dystansujemy się od poglądów i retoryki pana Wójcickiego!
MARTA I KRZYSZTOF TADROWSCY – Inicjatywa Rodziców Elterninitiative
„Polski do szkoły”-Polintegro
MAŁGORZATA KOZARZEWSKA Polnischer Kultur und Integrationsverein e. V.
LUCYNA SIMON – Deutsch-Polnischer Verein „Die Brücke” e. V.
EWA ZRODLEWSKA-BANACHOWICZ – Deutsch-polnische Elterninitiative zur Förderung der Zweisprachigkeit e. V. „Krasnale”
ELŻBIETA HELLER – Deutsch-Polnischer Kulturverein SALONik e. V.
@Śleper pisze:
2011-07-13 o godz. 22:59
Przeczytałem uważnie jeszcze raz twój komentarz i nie mogę się powstrzymać od drobnej riposty. Skoro ja jestem „żywą historią” to chyba dobrze, że się zbytnio sobą nie podniecam, bo to byłby narcyzm!
Gdy pisałem, że mnie historia nie interesuje, chyba opuściłem wyraz „już”. Stoję nad grobem (a właściwie nie stoję, bo tego akurat już nie umiem) i mnie już żadne kłamstwa historyków nie zaszkodzą, mam poglądy ustabilizowane. Boję się tylko o zstępnych, którym mogą mącić w głowach nieuczciwi „uczeni”.
@Bartoszcze!
Nie znam reguł tamtego forum, ale próbuję to uporządkować. Czy zdania poprzedzone znakiem „>” są od hanysa, a reszta od bartoszcze? Wtedy rozumiem logikę i mogę się trochę wtrącić. Nie do meritum, skoro rozmawiamy o nazwach, które tak bolą Prawych Polaków Patryjotów.
Nie podoba mi się fragment: „… Jeśli kryteria przyjmiemy tak jak w polskiej terminologii dla niemieckich…”.
Nie słyszałem o wyłącznie polskiej terminologii, specjalnej dla tego przypadku. Obozy koncentracyjne są znane od wieków i często nie mają niczego wspólnego ani z Niemcami, ani z Polakami, więc nie widzę sensu w „narodowej terminologii”. Można spróbować zapytać Google’a i to najlepiej w kilku językach europejskich. Ja byłbym wstanie zrozumieć dokładnie definicje obozu koncentracyjnego w kilku językach – typowych. Kiedyś to zrobiłem, gdy pisałem w Silesii właśnie na temat tego obrażania się Polaków po enuncjacjach medialnych prasy, a niedawno temu ZDF.
Po zrozumieniu definicji ogólnej można się zastanowić, czy polskie obozy powojenne – i przedwojenne – wykazują podane cechy czy nie. Jeśli nie to pięknie, jeśli jednak tak, to trzeba to zaakceptować i nie pieprzyć jak ten profesor, że nikt go nie zmusi do wyartykułowania tej nazwy, bo za brzydka i należy się tylko Niemcom. Ja osobiście to mam dokładnie „…tam, gdzie pan może pana majstra…itd.”. Nie organizowałem nawet obozów harcerskich, więc nie czuję się tym bardziej odpowiedzialny za inne obozy.
Są jednak rzeczy „nazewnicze”, których nie przełknę, np. jeśli ktoś jakiś obóz nazywa „obozem pracy” i umieszcza w nim również dzieci i starców – ani jedni ani drudzy nie powinni być zmuszani do pracy, można taki obóz nazwać „wypoczynkowym” i tylko ubolewać, gdy ten wypoczynek kończy się śmiercią.
@Antoniusie, zstępnym już bardziej namieszać się w głowach nie da, niż w minionym słusznie okresie PRL-u. Dzisiejsze czasy są szczęśliwsze, można się tym bredniom przeciwstawić publicznie, a także coraz skuteczniej edukować tych jeszcze nieprzesiąkniętych jedynie słuszną racją. Kłamstwo szkodzi przede wszystkim kłamcy, choć trzeba przyznać, że tzw. mity (czyli kłamstwa) mają nadzwyczajną żywotność i pomimo powszechnej wiedzy na dany temat, wszyscy posługują się mitem. Tu świerzbią mnie palce, ażeby wystukać kilkanaście powszechnie powtarzanych kłamstw (mitów), ale przecież każdy tutaj obecny może zrobić to w swoich myślach.
Pozdrawiam
W poprzedniej wypowiedzi mi się trochę zniekształciło – miało być:
Sam sobie odpowiedz, czy pisząc „polski obóz koncentracyjny” masz zamiar postawić przy nim znak równości np. Stutthofu z Jaworznem.
jak widać nasz dzielny wikipedysta – piewca kultu polskiej nieskalanej wiecznej niewinności choćby-nie-wiem-co-zrobili jest nie do zdarcia. on chyba w IPNu pracuje
jak obozy to zawsze „niemieckie”, jak podpalacza stodoły to zawsze „przypadkowe osobniki nie należace do narodu” – ciekawe gdyby to etykietkowanie zaczęło być odwrotne?
wszak beneficjentem układów najpierw wersalskich a potem jałtansko-poczdamskich nie był jakiś „naród” in abstracto ale konkretne państwo i to ono potem tworzyło obozy tak w Berezie jak potem w Łambinowicach etc.
Podpalanie stodół z sąsiadami możecie zwalić drodzy Priwislincy na krasnoludki „nie obciążające narodu” ale obozy gdzie strażnicy nosili nawet mundurki z państwowymi symbolami.
A no tak, zapomniałem, to nie strażnicy byli tylko służba medyczna – zwarte formacje zbrojnego zwalczania katarku na ziemiach Wyzyskanych. Mudury to takie kitle lekarskie były – wiadomo wojan i trudnosci w aprowizacji – a katar jak wiadomo boi się najbardziej karabinu, stąd te druty i fuzje….
@Galicyjok
/jest nie do zdarcia/
Ja wiem, że w Galicji to straszna obraza, ale w Priwisliniu niezmiennie 2+2=4.
@wszyscy
Widzę, że moderator zaakceptował moje PS, ale nie zaakceptował wypowiedzi, do której było to PS. Może nie spodobał się nadmiar linków do stron z definicjami obozów koncentracyjnych.
Postaram się więc skrócić tę listę (everybody knows how to google) i zacytuję tylko z jednej strony:
‚Since the nature of Nazi Germany’s so-called „concentration camps” became known (see below), the term is often used propagandistically by opponents, with greater or lesser justification, to imply that a camp is designed to exterminate, rather than merely to concentrate, its inmates.’
‚the term concentration camp carries many of the connotations of extermination camp and is sometimes used synonymously’
http://98.158.195.207/definition/Concentration_camp
I zaznaczę od razu, że nie zamierzam kruszyć kopii o nazewnictwo, a jedynie pokazuję, skąd biorą się spory o nie.
Krakowice czas skończyć.
Drobny komentarz do pewnej ustawy
Ustawy przygotowują fachowcy i uchwalają najmądrzejsi przedstawiciele Narodu więc muszą być, a priori, jedynie słuszne i możliwe do wykorzystania w praktyce. Czasem napotyka ta realizacja na nieprzewidziane trudności i parlament ustawy poprawia, albo z własnej inicjatywy, albo po sugestiach szczególnie mądrych obywateli z Trybunału Konstytucyjnego. Niedawno temu (prawie pod koniec kadencji) rząd próbował rozpocząć realizację obietnic przedwyborczych partii rządzącej – tzn. zmniejszyć przerosty zatrudnienia w administracji państwowej i może samorządowej. Na skutek normalnego rozwoju sytuacji przed uchwaleniem ustawy zatrudnienie – ogromne w stosunku do potrzeb i możliwości państwa, zwiększyło się bowiem znacznie w porównaniu do stanu przed wyborami. Podobnie wyglądały zdecydowane wysiłki poprzednich władz wolnej Polski w nieustannym dążeniu do potanienia państwa, np. z 300 pracowników BOR’u stan wzrósł do 1000 borowików – jest komu wyprowadzać psy prominentów na spacer, albo dokonywać zakupów dla rodzin prominentów.
Z ciężkim sercem, ale przepełniony poczuciem ogromnej odpowiedzialności za losy kraju, rząd zaproponował zmniejszenie stanu zatrudnienia o 10 %. Pomysł genialny, ale jak mogłaby wyglądać realizacja?
Spróbuję puścić cugle mej niesfornej fantazji i pogdybać, jak mogłoby to wyglądać w instytucji zatrudniającej 1000 pracowników i zakończę moje rozważania bardzo konkretnym przykładem z władz państwowych i samorządowych mojego miasta, takie „maggi do zupy”, albo kropka nad „i”.
Z tego tysiąca pracowników trzeba zwolnić stu, tak wymaga ustawa. Pojawia się dylemat – kogo? Nie da się tego załatwić automatycznie jak przy łanie zboża – puścić kombajn i wyrżnąć 10% kłosów z jednej strony pola. Tak się zresztą „obkasza” każde pole przy stosowaniu nowoczesnych maszyn rolniczych, aby nie marnować brzegów. W instytucji państwowej „kłos kłosowi” nierówny i to pod wieloma względami. Każdy kłos może być na wagę złota, albo zawierać głównie pustostany (umysłowe). Kto ma rozstrzygnąć, który urzędnik jest niezbędny do dalszego funkcjonowania całości, któremu można odebrać wykonywane czynności i powierzyć innemu? Jest rzeczą absolutnie niewłaściwą i wręcz niemoralną powierzyć taką ocenę komukolwiek z tego tysiąca, bo nie będzie bezstronny, ani względem siebie, ani wobec przyjaciół i wrogów w tej instytucji.
Przykład: Czystki, dokonywane w instytucjach podczas stanu wojennego, gdy pozbywano się łatwo „wichrzycieli”, załatwiając przy okazji wiele prywatnych rozrachunków w glorii prawa.
Wszelkie kumoterstwo i nepotyzm, zwyczajna korupcja plus racje partyjne nie umożliwiają wprowadzenia w życie takiej ustawy przez zatrudnionych w tym momencie ludzi w danej instytucji. Jedyna rada – powierzyć audyt ludziom z zewnątrz. Dla oceny tak licznej grupy ludzie potrzebny jest duży zespół dobrze płatnych specjalistów, na co trzeba wysupłać z budżetu instytucji odpowiednie fundusze. Eksperci od audytu muszą się dopiero wciągnąć do sprawy zapoznając się gruntownie ze specyfiką instytucji, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Ten proces może trwać miesiącami lub latami. Załóżmy, że eksperci zakończyli przegląd stanowisk i możliwości reorganizacji, aby zmniejszyć zatrudnienie. Prawdopodobnie – jak znam życie – każdy urzędnik będzie absolutnie niezbędny instytucji, ale można zwolnić kilka sprzątaczek, babcie klozetowe i np. bufetową. Natura nie lubi próżni, a urzędnicy mają nadal określone potrzeby, więc bufetową można zastąpić zewnętrznym kateringiem, a sprzątanie powierzyć wyspecjalizowanej firmie (imigrantki ze wschodu). Wprawdzie zwiększy to zdecydowanie wydatki instytucji, ale jest płatne z innych paragrafów – nie z funduszu płac. Podobnie można zwolnić emeryta – stróża nocnego i zamontować nowoczesny system alarmowy – kilka milionów, ale to jest kłopotliwe, bo potrzebny jest ciągły serwis systemu, a to jest bardzo drogie w wykonaniu firmy zewnętrznej. Można zatrudnić kilku fachowców (trzy etaty), zorganizować magazyn części zamiennych (etat magazyniera) i nad tym wszystkim ktoś musi zapanować (kierownik zespołu).
Po zapłaceniu ekspertom za raport można zrezygnować z części ekspertów (duże odprawy), bo pozostali są potrzebni do prawidłowej realizacji zaleceń, zawartych w raporcie (10 etatów). Sprzątaczki, zwolnione nie zawsze zgodnie z prawem wystąpią z pozwem zbiorowym przeciw instytucji i walczą aż do Strasburga, a jeśli to nie pomoże – do Sądu Ostatecznego! Instytucja musi się bronić i na czas tych procesów (typowo od 6 do kilkunastu lat) trzeba wzmocnić Radcę Prawnego zespołem kilku dobrych, a więc drogich prawników (Kalisz i Mularczyk jako szefowie zespołu?). W tym czasie już kilka rządów przeminęło z wiatrem, ale sytuacja kadrowa w instytucji jest wreszcie ustabilizowana. Aktualny stan zatrudnienia po redukcji etatów sprzątaczek i innych osób z obsługi wynosi teraz 1300 pracowników, ale nie są w stanie podołać obowiązkom urzędniczym, bo jest ich za mało, są przepracowani i mają wytłumaczenie – redukcja etatów zgodnie z głęboko przemyślaną ustawą.
Na te wszystkie zmiany instytucja wydała ogromne sumy i poratowała się wysoko oprocentowanym kredytem (w frankach?) i zadłużenie rośnie lawinowo jak dług Polski na zegarze Balcerowicza.
Obiecałem na koniec przykład prawa rządzącego samoczynnym wzrostem biurokracji. Poza automatem działają w tym samym kierunku celowe działania ludzkie pod płaszczykiem „potanienia” państwa. Zacznę jak w bajce: Były sobie dwa nieduże miasta z typową administracją – jedna w ratuszu, druga w innym budynku, bo drugi ratusz Sowieci wysadzili w powietrze. Każdą sprawę obywatel załatwiał w jednym budynku – tam gdzie nie było ratusza – w dwóch. Ktoś genialny wymyślił, że będzie taniej (mniejsza administracja), gdy te miasta połączyć pod jednym szyldem z jednym szefem i zmniejszoną administracją przez likwidację zdublowanych urzędów. Jaki był efekt? Zostały wszystkie dawne budynki i urzędy oraz powołano do życia nowe, a poza tym miasto jest miastem powiatowym i równocześnie gminą. W starostwie i w gminie są wszystkie wydziały zdublowane, a jeśli petent chce coś załatwić posyłają go od Annasza do Kajfasza po obszarze obu miast, zasłaniając się niekompetencją, a miało być i łatwiej i taniej i bez dublowania stanowisk, jest dokładnie odwrotnie!
Sprawa banalna, byłaby śmieszna, gdyby mnie tak nie wk..iała. Powstał problem zagospodarowania dwóch ulic w mieście – obie zaczynają się i kończą na terenie miasta – czyli gminy, ale nie wiadomo czy są „gminnymi” czy „powiatowymi”, a to ogromna różnica. Powstał pewien spór o zagospodarowanie tych dwóch ulic i prezydent przerzuca odpowiedzialność na starostę, od starosty jeszcze nie mam odpowiedzi, pewnie każe mi się zwrócić do analogicznego wydziału w urzędzie miasta, który staroście podrzucił to śmierdzące jajo, preparowane przeze mnie i wysłane do prezydenta. Nawet mi na myśl nie przyszło, że drogi, zaczynające się przy kapliczce i kończące się przy cmentarzu komunalnym (miejskim) – stamtąd droga prowadzi tylko do nieba! – mogłyby być drogami powiatowymi – paranoja do kwadratu, a pracownik prezydenta sprawę przekazał staroście.
Mam nadzieję, że te rozważania zakończą mrzonki o połączeniu Krakowa i Katowic. Nie chciałbym załatwiać np. zezwolenia na budowę altanki w urzędach odległych o 80 km.
PS
Jeszcze jeden przykład próby poprawienia kondycji finansowej instytucji przez wspólne przedsięwzięcia, tez związane z redukcją zatrudnienia. W naszym grajdołku przebywa bardzo silna indywidualność z zakresu medycyny. Dzięki poparciu lokalnych władz połączył w jednym ręku kierowanie ZOZ’em i dyrektorował w trzech szpitalach równocześnie. Zamierzał uzdrowić sytuację finansową szpitali. Może i mu się to udało, ale pacjentom niezbyt wyszło to na dobre. Zlikwidował wszystkie kuchnie szpitalne i dowoził posiłki codziennie do szpitali odległych o kilkadziesiąt kilometrów. Z konieczności jedzenie było gorsze, czasem nie dowiezione na czas, mało urozmaicone. Zlikwidował też pralnie i wożono wszystko do Wrocławia, skąd wróciło pranie czasem do niczego i często jeszcze mokre. Nie wiem, czy były zyski finansowe, ale samopoczucie pacjentów niekoniecznie lepsze, bo tez prowadzi przez żołądek.
Kamraty, wróciłem na nasz Śląsk.
Antoniusie z 08.07, na tej fotce jest Dreigestirn, to trochę za wysoko jak na moje nogi, ta „Trojca” ma prawie 4000m, a moje umiejętności wystarczaja do 3500m.
I teraz mała niespodzianka, jak szliśmy na Schöntaufspitze (3325m) szedł z nami Tyrolczyk , jak sie okazało skończył 80 lat, a do szkoły chodzil w jedny z miast na OBERSCHLESIEN, niestety zapomniał gdzie to bylo. Jaki ten świat mały.
@Galicyjoku, w sobtę w Wiedniu chowali Ottona von Habsburg. Cały dzię w austriackim radiu leciały informacje, a pogrzeb miał oprawę godną głowy państwa.
Pozdrawiam
dziś ciekawa sprawa w sądzie stanęła.
Ukaz priwislinski nie przewiduje odszkodowań za represje niepoprawne politycznie. Sąd pewnie mógł mieć i rację ale to pokazuje jaki wariant priwislinksiego państwa prawa jest realizowany. Ofiary systemów totalitarnych najwyraźniej dzielą się na takie, którym należy się odszkodowanie i takie, którym należą się wciry niezależnie od systemu społeczno-politycznego.
Filozofia Kalego na poziomie „legislacyjnym”.
Krótko mówiąc: jak chcesz sąsiadowi spuścić manto ale tak by nikt nie mógł mieć pretensji, to na rękę z pałą ubierz biało – czerwoną opaskę a sąsiadowi na łeb wsadź pikilhaubę – wtedy możesz lać go do woli?
Sprawa Woźniczki czyli Sprawiedliwość po polsku – taka trochę „zakamuflowana”.
@Andrzeju,
widziałem – na OTV są nawet fragmenty: łącznie z pytaniem przed otwarciem wrót: Kto pragnie wejść…..
ale serce w Pannonhalma.
cóż, gajowych nie chowa się w ten sposób
Niedawno temu napisałem smutną satyro-podobną opowiastkę o konkretnym zadziałaniu pewnej nieprzemyślanej ustawy o redukcji zatrudnienia w urzędach. Puszczałem wodze fantazji i opisałem hipotetyczny przypadek instytucji, w której jest zatrudnionych 1000 osób i po gruntownych „cięciach” zatrudnienia pozostało… 1300 osób. To była niby fikcja! Co mnie uderzyło w oczy dziś rano, gdy otwieram portal TVN24.pl???
Tłustym drukiem tytuł:
***Cięcia urzędniczych etatów to fikcja
ZWOLNIĄ 20 OSÓB, ZATRUDNIĄ 24
[…] W lutym premier Donald Tusk polecił resortom zmniejszenie zatrudnienia do stanu z końca lutego 2007 r., czyli dnia objęcia rządów przez koalicję[…]
Co więcej, są też takie urzędy, które wprost deklarują, że nie zamierzają zwalniać. Tłumaczą to nowymi zadaniami zlecanymi przez rząd i ustawy.***
Powiedziałbym – nic dodać, nic ująć, ale nie mogę, bo moje hipotetyczne procenty „redukcji” zatrudnienia wynoszą -(minus) 30%, a stwierdzone przez kontrolerów tylko – 20%. Byłem więc większym pesymista, przeszacowałem „redukcję” – ujemną zresztą. Poza tym premier był też pesymistą, bo nie myślał już o potanieniu państwa, chciał tylko odebrać PiSowi argument, że pogorszył sytuację swoimi rządami. Niestety biurokracja broni się sama i to bardzo skutecznie przed jakąkolwiek zmianą tendencji niekontrolowanego i nie kontrolowalnego rozrostu, do czego obowiązują ją wszelkie dobrze znane prawa (różne nazwiska, nie chce mi się precyzować).
Na przykładzie jednej instytucji, należącej do prezydenta mojego miasta pokażę, jak urzędnicy mogą sztucznie zwiększać to straszne przeciążenie nowymi obowiązkami, o których mowa w cytacie portalu.
Historia ma banalny początek. Zbudowałem dom na osiedlu, a więc do normalnego funkcjonowania potrzeba doprowadzenia energii elektrycznej, gazu jeśli jest taka możliwość, wody oraz odprowadzenie nieczystości płynnych i stałych. Każda z tych usług wymaga zawarcia umowy z odpowiednią instytucją (wtedy wszystkie były jeszcze państwowe), tylko płynne nieczystości z szamba wywoziliśmy bez długoterminowej umowy, „państwowo” lub prywatnie. Po zbudowaniu nowoczesnej kanalizacji umowa o doprowadzeniu wody zapewniała też ich „odprowadzenie” za podwójną opłatą. Władze MWiK miasta starały się bardo dokładnie sformułować umowy, aby były jak najbardziej korzystne dla przedsiębiorstwa, ale oczywiści zawsze zgodnie z prawem!!! Co rusz urzędnik wymyślił cyzelowanie sformułowań i w ciągu 20 lat – bez zmiany czegokolwiek od strony „hardware’owej” lub potrzeb klienta zmieniano 6-krotnie umowę. Normalny śmiertelnik zauważył różnice tylko w kroju czcionek i ewentualnie kształcie tabelek cenników, które obejmowały coraz więcej „usług”, ostatnio płacimy też za powódź(?), która musiała zwiększyć odprowadzenie wód deszczowych i pośniegowych. Pomijam opłaty stałe, bo nikt nie wie skąd się wzięły.
Każda pseudo-zmiana umowy to nowe druki, posłańcy lub listy polecone i jeżdżenie klientów do siedziby firmy z podpisanym egzemplarzem umowy (w dwóch egzemplarzach). Miasto liczy sobie około 70 000 pijących i sikających, a więc ujęć jest ze dwa trzy razy mniej i tyleż papieru, tonera i ogromnego wysiłku pisarzy (pierwsze umowy były częściowo wypisywane ręcznie) – plus koszty przesyłek poleconych. Ileż na to trzeba pieniędzy w budżecie i etatów?
Wczoraj, listem poleconym, otrzymałem kolejny aneks do obowiązującej umowy z niezwykle istotną zmianą umowy, prawie że strategiczną – zmieniono brzmienie pierwszego paragrafu. Dla zobrazowania niezwykłej ważności zmian przytoczę oba sformułowania, ale zacznę od aneksu:
Fragment aneksu:
§1.
§ 1 umowy otrzymuje brzmienie:
„Umowa określa m. in.:
1) warunki dostarczania wody z urządzeń wodociągowych i odprowadzania ścieków do urządzeń kanalizacyjnych będących w posiadaniu Dostawcy
2) prawa i obowiązki stron niniejszej umowy.
3) zasady prowadzenia rozliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i odprowadzanie ścieków w odniesieniu do obiektu wymienionego w § 2 niniejszej umowy.
2. Pozostałe prawa i obowiązki stron umowy, w tym zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, określa załączona do niniejszej umowy Uchwała Rady Miasta […] w sprawie regulaminu dostarczania wody i odprowadzania ścieków. „
§ 2.
Pozostałe postanowienia umowy pozostają bez zmian.
Fachowiec, który przygotował aneks chciał być bardzo elegancki i ponumerował tekst paragrafami o numerach pokrywających się z numeracją w umowie, ale mówiących o różnych sprawach – paranoja prawnicza. Czytałem w § 1 o obiekcie, wymienionym w § 2. Patrzę na § 2 aneksu, a tam nie ma tego obiektu. Dopiero po znalezieniu umowy widzę, że jest mowa o tym obiekcie w §2.
Porównywałem teksty § 1 z umowy i aneksu i szukałem tych 10 szczegółów, różniących je jak na obrazkach dla dzieci w Angorce i cóż widzę? Na pierwszy rzut oka są identyczne, tylko punkt 2 jest jakby skrócony w porównaniu z umową. O cóż chodzi w tej różnicy? Znikła informacja o dostępności uchwał Rady Miasta w siedzibie zakładu i internecie. Sprawdziłem – w internecie faktycznie nie znalazłem tej uchwały.
Ironia losu polega na tym, że w obu dokumentach jest wierutne kłamstwo o „załączeniu” owej uchwały Rady Miasta, która jest ważna, bo określa, ile płacimy za usługi, a te koszty rosną lawinowo. Tej uchwały nigdy nie widziałem!!! Od rachunków rzędu 30 do 40 zł aktualny rachunek opiewa na prawie 400 zł, a nie pijemy więcej wody, przeszliśmy na mineralną, siusiamy z grubsza podobnie, powódź i deszcze są w normie, więc rachunek kosztów przedstawiony Radzie Miasta byłby interesujący, choć i tak nie mamy wpływu na decyzje rady i ewentualne szachrajstwa zakładu. Pozostaje tylko smutek, że wiele drzew zniszczono na sporządzenie takich pierdołów i można było zwolnić szereg osób, niepotrzebnych do tak durnej, pozorowanej roboty.
Zarząd chce jednak posłuchać premiera i zmniejszyć zatrudnienie…. i zlikwidował kasę w siedzibie zakładu, gdzie można było bez narzutu zapłacić za usługi.
Przynajmniej koniec każdej smętnej wypowiedzi powinien być optymistyczny. Tu też jest. Zamiast kasy ustalono dwa punkty w mieście, w których użytkownik może „uiścić” bez narzutu.
Załączam fragment umowy, aby móc ocenić oszałamiającą zmianę paragrafu 1.
Fragment umowy:
§1
1. Umowa określa m. in.:
1) warunki dostarczania wody z urządzeń wodociągowych i odprowadzania ścieków do urządzeń kanalizacyjnych będących w posiadaniu Dostawcy
2) prawa i obowiązki stron niniejszej umowy.
3) zasady prowadzenia rozliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i odprowadzanie ścieków w odniesieniu do obiektu wymienionego w § 2 niniejszej umowy.
2. Pozostałe prawa i obowiązki stron umowy, w tym zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, określa załączona do niniejszej umowy Uchwała Rady Miasta Kędzierzyn-Koźle w sprawie regulaminu dostarczania wody i odprowadzania ścieków. W przypadku zmiany wlw Uchwały lub też zmiany jej poszczególnych postanowień, aktualny tekst Uchwały będzie dostępny m.in. w siedzibie Dostawcy i na jego stronie internetowej (www.mwik.com.pl).
§2
l. Dostawca zobowiązuje się do dostarczania wody i odprowadzania ścieków z obiektu (nieruchomości) położonego […] na warunkach określonych ustawą […].
Krzysztof Karwat przybliżył mi w zamieszczonym tekście DZ postać Rajmunda Pollaka, znajomego @Antoniusa. Ów Rajmund, tym razem straszy z łam „Gazety Śląskiej” wydawanej w Warsiawie wojną domową, ponieważ marsz autonomistów jest według niego tylko przygrywką do zbrojnego wystąpienia. W związku z tym zagrożeniem, proponuje wycofać polski kontyngent z Afganistanu i rozlokować te siły w głównych miastach Śląska, gdzie mieliby maszerować po ulicach zamiast autonomistów. Zastanawiałem się jak takie dictum Rajmunda skomentować i oświeciło mnie, że właśnie takich przeciwników nam potrzeba, nikt tak skutecznie nie będzie budził świadomości śląskiej.
Przypuszczam, że Gospodarz coś może na ten temat napisze, ale na razie widzę, że zgodnie z przewidywaniami zaczyna się festiwal „jekspertów” od prawa w związku ze sprawą Woźniczka.
Z przewidywalną dezynwolturą i niekompetencją, nawet w przypadku tych, którzy mieli możliwość zapoznać się z analizą prawną sprawy, no ale cóż, prawda jest jakże nieatrakcyjna.
@Śleper pisze:
2011-07-19 o godz. 13:44
Rajmundka nie znam ani „live” ani „blogowo”. Historię rozprawy sądowej dwóch Polloków znam od tego pozwanego. Rajmund to chyba niezły oszołom, jeśli chce nam organizować garnizony wojskowe. Lepiej od razu obozy koncentracyjne!!!
O co chodzi z „Woźniczką”?
Znam tylko jednego Woźniczkę, profesora, który napisał straszną książkę o represjach na Śląsku podczas i po „wyzwoleniu”.
/mieli możliwość zapoznać się z analizą prawną sprawy, no ale cóż, prawda jest jakże nieatrakcyjna/
ha, ha. To juz jest omówiona w Wikipedii? (polskiej oczywiście – wszak to skarbnica wiedzy wszelakiej o świecie….). No, no szacuneczek….
Święte słowa @bartoszcze, bardzo jest nieatrakcyjna prawda o Józefie Woźniczce.
@Śleper
Zgaduję, że Ciebie również prawda o aspektach prawnych nie interesuje? Szkoda.
@Antoniusie, Jan ( a nie jak wyszedł mi jakimś cudem Józef) Woźniczka był Niemcem kategorii III w latach wojny i za to został skierowany do polskiego obozu koncentracyjnego w Jaworznie, za co dzisiaj jego syn domaga się od Polski zadośćuczynienia. Sąd orzekł, że Jan nie był działaczem niepodległościowych i (tutaj już moja interpretacja) został słusznie skierowany do repolonizacyjnego ośrodka.
Jak pisałem wyżej, IPN nie zajmuje się zbrodniami popełnionymi na Ślązakach, ale chętnie bada pogłoski i mity, więc obecnie bada pogłoski o mordzie na jeńcach wojennych w kopalni Miechowice, który miał mieć miejsce w grudniu 1944. Dodam w tym miejscu, że gdyby ci „badacza” z IPN pogadali ze starymi górnikami śląskich kopalń, dowiedzieliby się także o Skarbniku z siwą brodą, a także o licznych trupach sprytnie ukrytych w podziemiach przez różnej maści morderców.
Jak cię te sprawy interesują, to możesz zajrzeć na stronę „Dziennika Zachodniego”, tam dowiesz się więcej na poruszone przeze mnie tematy.
Pozdrawiam
/został słusznie skierowany do repolonizacyjnego ośrodka/
I tak się właśnie szerzy głupota. Poważni ludzie wiedzą co to odpowiedzialność za słowo, ale przecież ważne jest ino dokopac gupim poloukom.
A merytorycznie: co do zasady zadośćuczynienia za krzywdę każdy może dochodzić tylko sam, czyli za krzywdę ojca, może dochodzić ojciec. Wyjątkiem od tej zasady jest jedna ustawa, która przewiduje możliwość dochodzenia przez niektórych członków rodziny zmarłego zadośćuczynienia za krzywdę związaną z działaniami na rzecz niepodległości państwa polskiego. Czyli rzeczony Woźniczek nie łapał się na wyjątek, i tyle (tak jak nie każdy się załapie na wcześniejszą emeryturę) – ale taka prawda jest jakże nieatrakcyjna, bzdury są o wiele bardziej efektowne.
@Bartoszcze, jeśli za krzywdę Ojca, odszkodowania może dochodzić tylko Ojciec, to na jakiej podstawie za wypadek lotniczy pod Smoleńskiem rodziny ofiar otrzymały po 250 tys. na glowe? A ktorej mało , może dochodzić wyższej kwoty w sądzie.
@Bartoszcze, nikt nie twierdzi że sąd wydał wyrok niezgodny z literą punującego prawa, stricte masz rację, Woźniczka i jemu podobni już swoje zrobili wcześniej dla nowej ojczyzny głównie w latach około 1922 gdy dali się wciągnąc w (najlepszą) akcję polskiego wywiadu. Lecz te „zasługi” w tym konkretnym przypadku uległy przedawnieniu. Może jednak prawo noleżałyby trochę przystosować do równego traktowania wszystkich obywateli RP (mniejszości narodowych tez), nota bene tak stanowi konstytucja tego kraju gdzie rzeka Wisła kulturowo stanowi granicę Europy i Azji
A merytorycznie odnośnie uwag Wielkiego (polouka) wikipedysty.
Ustawy, także te, które określają zasady ubiegania się o zadośćuczynienie nie spadają z nieba, nie są także ostatnio rzeźbione w kamiennych tablicach.
ktoś je „redaguje” a potem uchwala.
w tym wypadku: parlament w Priwisliniu.
I tak skroił mechanizm dochodzenia roszczeń, że roszczenia Kalego o rzekomo ukradzioną krowę, są „działalnością w obronie ludu pracującego miast i wsi” podczas gdy roszczenia przeciw Kalemu, który krowę komuś podprowadził są „oczywiście bezpodstawne” i roszczący powinien się cieszyć, ze życiem uszedł albowiem operacja, którą Kali przeprowadził to właśnie jest „narodowo-wyzwoleńcza akcja ekspropriacyjna”. Cóż tradycja „bohaterów spod Bezdan” wiecznie żywa.
Ustawodawstwo państwowe jest także cyniczną realizacją nacjonalistycznej polityki stolycy, zwłaszcza, ze ma także podtekst propagandowy jak za PRL (a w tym kraju w szczególności – ustawodawstwo jest scentralizowane w rękach priwislińskiej stolicy – stąd nigdy tej wąłdzy nie odda autonomicznemu Sejmowi na Śląsku).
Więc nikt tutaj akurat sędziemu zarzutu wielkiego nie czyni, bo takie rozstrzygnięcie to zasługa okupacyjnego ustawodawstwa. A że mogło trafić na gorliwego funkcjonariusza, który z radością dał upust „jedynie słusznej patriotycznej postawie” – to inna sprawa.
Jest taki film Wajdy „Piłat i inni” gdzie na początku jest wywiad z baranem-trykiem, który prowadzi owce do rzeźni i tłumaczy się uroczo, że gdyby nie on, to inni by to zrobili. Cóż, nie dziwota, że nieodżałowanej pamięci Poncjusz jest patronem sędziów i prokuratorów na tamtym świecie. Wszak „umyjem ręce i formalnie wszystko lege artis” – ja tylko klepnąłem to co ustanowili inni…..
gdzieś to juz było…. W Norymberdze może?
@Andrzej52
Bo to są różne instytucje. Odszkodowanie np. za utracone dochody, które zmarły wniósłby do utrzymania rodziny, albo zadośćuczynienie za własny ból związany z utratą członka rodziny, mogą być dochodzone jak najbardziej (przed sądem cywilnym), i o takie roszczenia normalnie się sprawy toczą (gdyby Tu był ubezpieczony jak każdy samolot, to nawet byśmy nie wiedzieli pewnie, że się toczą standardowe procedury wypłaty odszkodowań). Natomiast zadośćuczynienie za krzywdę zmarłego to inna kategoria.
@Nieboszka
/równego traktowania wszystkich obywateli RP (mniejszości narodowych tez)/
A gdzie masz nierówne traktowanie? Każdy obywatel, który doznał represji z określonego tytułu, bez względu na przynależnosć narodową, ma prawo do tych samych świadczeń. To, że Woźniczek wybrał niewłaściwy sąd, niewłaściwą podstawę i niewłaściwą ustawę, nie oznacza nierówności (chyba że przyjmiemy, że wszyscy są idealnie równi, co kazałoby paradoksalnie skasować wszystkie uprawnienia czy przywileje – emeryckie, studenckie, kobiece, dziecięce, mniejszości etc etc)
/ rzeka Wisła kulturowo stanowi granicę Europy i Azji/
To już wiem skąd te niecywilizowane bluzgi niejakiego galicyjoka.
@Galicyjok
Jak Waszmości minie nacjonalistyczna biegunka, to zapraszamy z powrotem.
Drogi bartoszcze!
Wkopałeś się sam w pułapkę logiczną, twierdząc, że o odszkodowanie może wystąpić tylko poszkodowany – bo ten wyjątek państwowo-twórczy to bzdet w porównaniu z powszechnym dochodzeniem do odszkodowania innych osób zainteresowanych, a nawet instytucji, które z poszkodowanym nie miały wiele wspólnego. Dam dwa klasyczne przykłady, dotyczące instytucji, które walczą o odszkodowania:
1) Chwalebne staranie, pochwalone na pewno przez wszystkich polskich patriotów (Kali nr 1):
Prezes Polonii niemieckiej chce skarżyć RFN o odszkodowanie za skonfiskowany majątek polskich towarzystw w 1940 roku.
2) Brzydka czynność, potępiona ostro przez polskich patriotów (Kali nr 2):
Organizacja żydowska chce miliardowych odszkodowań za majątek polskich Żydów, pozostawiony przed holocaustem. Nie czytałem pochwalnych komentarzy ze strony patriotów!
Odnośnie rodzin ofiar, obdarowywanych ze względów politycznych milionami ze Skarbu Państwa wspomnieli już koledzy blogowicze. Szczególnie haniebne bywa to w przypadku wdowy, której nie udał się jeszcze do końca rozwód ze znienawidzonym mężem – źródłem tłustego odszkodowania – na otarcie łez (radości?).
PS
To żądanie, aby poszkodowany upomniał się sam, osobiście, o zadośćuczynienie, jest szczególnie humorystyczne w przypadku ciężkiej krzywdy, może nawet najgorszej – pozbawienia życia. Nie jest łatwo „poszkodowanemu” zająć się taką sprawą, zatrudnić adwokata, składać pozwy itp., życie zombi nie jest takie różowe.
Dokładnie tak samo rozumował polski sąd w przypadku mordercy wielu niewinnych ludzi w obozie koncentracyjnym – polskim(!) w Łambinowicach. Oddalono zarzuty wobec oskarżonego komendanta obozu, bo wezwani przez sąd na świadków „poszkodowani” nie wykopywali się z masowych grobów i nie „wstawili” się w sali rozpraw. Sąd był w porządku, jak i w innych sprawach. Prawo zwyciężyło! Gorzej było ze sprawiedliwością.
Drogi Antoniusie,
z przykrością mogę Cię jedynie odesłać do tego samego, co powyżej napisałem Andrzejowi. Dla Ciebie jako laika nie ma różnicy między zadośćuczynieniem a odszkodowaniem, jak również nie robi Ci zapewne różnicy, za co dokładnie się żąda, a prawo jednak działa trochę inaczej.
Sytuacja wszystkich pokrzywdzonych jest co do zasady identyczna – czy zostali pokrzywdzeni pogryzieniem przez psa, wypadkiem samochodowym, katastrofą budowlaną, pomówieniem czy bezprawnym uwięzieniem.
Stąd wybacz, ale Twoje przykłady o organizacjach polonijnych czy żydowskich są zupełnie nieprzystawalne do tematu (pomijając już to, że sprawa odszkodowań za mienie polonijne odbywać się będzie wg niemieckiego prawa, co znów oznaczać może przeróżne różnice).
PS Twój wtręt o Gęborskim jest zupełnie bez sensu, bo o co innego proces, inne zasady, no i na dodatek mijasz się z prawdą – bo nikt nie powoływał martwych świadków, tylko żyjących za Odrą, którzy na pewno nie mieli ochoty wracać do komunistycznego raju swoich wspomnień.
@bartoszcze pisze, że pan Woźniczka wybrał niewłaściwy sąd, podstawę i ustawę, co jak się mam domyślać, spowodowało nieskuteczność jego roszczeń. Większość zabierających tutaj głos w tej sprawie, odżegnuje się od krytyki wyroku sądowego, ponieważ nie wypada podważać postanowień władzy sądowniczej. Nic bardziej mylnego kamraci, sąd jest niezawisły w wydawaniu wyroków, ale nie mogą być zwolnione od krytyki jego orzeczenia. W tym konkretnym przypadku, jak twierdzi @bartoszcze, powód zwrócił się do niewłaściwego sądu, co jest bzdurą, ponieważ sąd podjął się rozpatrzenia sprawy i wydał wyrok. Dołączam link z krótkim tekstem, ażebyś mógł sprostować swoje mniemania: http://lexplay.pl/artykul/Postepowanie-Sadowe/Droga-sadowa-pojecie-dopuszczalnosc-i-skutki-jej-braku-w-sprawach-cywilnych
Wracając do Jana Woźniczki, należałoby wsadzić do takich obozów w jakim przebywał, prawie całą ludność śląską, ponieważ przytłaczająca większość posiadała co najmniej III grupę na volksliście. Mniemania Polaków, w tym naszego kolegi @bartoszcze o zdradliwych Ślązakach, przepychających się w kolejce do podpisania volkslisty, są pozbawione przede wszystkim kontekstu historycznego. Nijak nie można wam @brtoszcze przetłumaczyć, że krótki międzywojenny epizod przynależności Śląska do Polski, nie był wystarczającym powodem identyfikowania się Ślązaków z nowym państwem. Ten oczywisty fakt nie może dotrzeć do wyobraźni przeciętnego Polaka, że nie wspomnę o prawdziwym patriocie.
/Sytuacja wszystkich pokrzywdzonych jest co do zasady identyczna – czy zostali pokrzywdzeni pogryzieniem przez psa, wypadkiem samochodowym, katastrofą budowlaną, pomówieniem czy bezprawnym uwięzieniem./
ktoś tu się tradycyjnie wypowiada o sprawach, o których najwyraźniej bladego nie ma pojęcia – wikipedia nawaliła?
w każdym z czterech wymienionych wypadków machanizm jest dokładnie odmienny (pomijając kwestie prawno-karne): pogryzienie przez psa, to culpa in custodiendo (róznica w dowodzeniu), wypadek (zależy oczywiście jaka szkoda i kogo: kierowaca, pasażer czy pieszy) tu odpowiedzialność jest na zasadzie ryzyka (najprościej-winy się nie udowadnia tylko zakłada), przy pomówieniu nie ma zasadniczo szkody a jest uszczerbek innego rodzaju – oznacza to, ze jest „zadośćuczynienie” a nie „odszkodowanie” wyliczane wg wartości szkody majątkowej a bezprawne uwięzienie (pod którym kryją się rózne sytuacje: przy czym jest jeszcze uwięzienie bezpodstawne, które niekoniecznie jest bezprawne etc, etc.) tu nawet tryb dochodzenia jest inny, raczej nie cywilny….
Czy u was w tej Rosji nawet tego was nie uczą? (A przynajmniej by się dla przyzwoitości nie odzywać jeżeli już Kali kradnie ta krowa ku pokrzepieniu serc?)
Powoływanie zmarłych ofiar do sądu i to pisemnie to oczywiście był mój ponury żart, chociaż, jak mawiał Tewje „on the other hand” w procesach aktualnych to się podobno zdarzyło i to powtórnie mimo adnotacji sąsiada na wezwaniu, że „adresat nadal nie żyje”.
Kiedyś nawet wiedziałem co to „nawiązka”, ale powtórzę lekcję i poczytam o różnicy między odszkodowaniem a zadośćuczynieniem – to chyba blisko nawiązki?
Znów użyję mojego ulubionego określenia: „Quoi qu’il en soit” – żywi ludzie lub instytucje żądają pieniędzy za majątek martwych ludzi lub nieistniejących instytucji.
Kamraty, aż dziw bierze że taki artykuł mogł sie ukazać w polskiej prasie. a dotyczy sprawy Pani Trawny i stosunku Polaków do „ziem obcyckanych”
Przeczytajcie,
http://tygodnik.onet.pl/30,0,65943,1,artykul.html
@Śleper
/powód zwrócił się do niewłaściwego sądu, co jest bzdurą/
Uwielbiam ignorantów pozostających w głębokim przekonaniu, że odkryli Amerykę. Sprawa Woźniczka toczyła się – uwaga – według przepisów postępowania karnego, bo taki jest tryb w ustawie o represjonowanych. I skoro sprawa została wniesiona, to została rozstrzygnięta.
/Mniemania Polaków, w tym naszego kolegi @bartoszcze/
Informacje o moich mniemaniach czerpiesz ze swoich snów, czy z dna kieliszka?
@Galicyjok
Podziwiam Waszmości nieumiejętność czytania, dorównuje Waścinemu zadufaniu. Jak się Waszmość nauczysz czytać, to może zrozumiałe się stanie, że – tak jak napisałem – w przypadku wszystkich pokrzywdzonych (dla wyjaśnienia: pokrzywdzony to ten, który doznał krzywdy, czyli szkody niemajątkowej, i zamierza dochodzić zadośćuczynienia za taką krzywdę), ogólna zasada jest jednakowa: roszczenia o zadośćuczynienie się nie dziedziczy (wyjątki można sobie sprawdzić samemu).
/roszczenia o zadośćuczynienie się nie dziedziczy/? czyżby? jak sam waszmość zauważyłeś powyżej: nie dotyczy to roszczeń Kalego i jego z powodu „patriotycznie” utraconej krowy najwyraźniej… natomiast z pewnością dotyczy roszczeń przeciwników Kalego…
Wszak Kali zawsze dzielny i cierpiący „powstaniec” jest…
Już tam priwislinska władza starannie wyjątki zaprojektowała…
a biegunka minie gdy Priwislinie wróci na Priwislinie….. albo przynajmniej tak się schowa by nikt się nie domyślił bo to wstyd….
(zwłaszcza gdy w roli „partyzantów-kombatantów” i innych bojowników „urzędowo – ipeenowo” obsadza tych, co się przy podpalaniu stodoły poparzyli, a ofiary takie jak ów Woźniczka z kwitkiem odejdą, bo wszak cnota Kalego nie może być naruszona)
@Galicyjok
/czyżby?/
Czyżby. Wiem, Waszmości kolega prawnik podyktował taki ładny tekst, a tu pech – nie na temat. Proponowałbym Waszmości samodzielną lekturę kodeksu cywilnego, ale to trudna lektura, ani raz nie pada słowo „priwislinski”. To przynajmniej zalecam poszukanie gdzieś informacji, co to jest zasada (a jeśli to nie byłoby za dużo, to także co to jest wyjątek).
a kolega wikipedysta różnicę tę uchwycił?
na pewno tę zasadę, iż „Kalego racja na wierzchu zawsze” przyswoił znakomicie
a są od niej wyjątki? poza wygodą Kalego?
@Galicyjok
Zapomniałem dodać, że w kodeksie cywilnym pojęcie „Kali” też nie występuje (dosłownie czy w przenośni). To dopiero trudna lektura, nie powinienem jej oferować komuś, kto w galicyjskiej szkole wiejskiej nie wyszedł poza lektury o Kalim (w wypisach) i Janku Muzykancie.
słabo drogi wikipedysto czytałeś kodeks… a normach kauczukowych zapomniałeś?
„jedynie słuszna, narodowa” koncepcja prawa z Pr… Nadwiślania szare komóreki skonsumowała?
@Galicyjoku, bądź madrzejszy od naszego Kolegi i daj spokój. Przecież wiesz że z nim nie wygrasz.
Pozdrawiam
Nadal Waszmość operujesz jedynie „Małym poradnikiem propagandysty”.
Zapewne nie napisali w nim, że normy kauczukowe wymyślili galicyjscy profesorowie pisząc kodeks zobowiązań?
Tym razem coś ogólnonarodowego
NAUKA POSZŁA W LAS
Pod takim głównym tytułem Angora publikowała w numerze 30 z 24. lipca 2011 r. dwa artykuły:
„Matura nie dla każdego” oraz „Uczniowie żądają prawa do podważania wyników egzaminów dojrzałości”.
Oba artykuły dotykają podstawowego problemu rozwoju lub degrengolady społeczeństwa, czyli szkolenia młodzieży, aby zbożne dzieło – istnienia i przetrwania narodu – mogła prowadzić dobrze przygotowana do życia.
Mam moralne prawo się wypowiadać na ten temat mimo ostrzeżenia Tomasza z Akwinu, bo ponad pół wieku pracowałem z kagankiem oświaty w ręce lub na stole w sali wykładowej. Wiem jak wyglądało nauczanie w szkole podstawowej, w średniej ogólnokształcącej i zawodowej w czasach przed powstaniem PRL i podczas, poznałem tajniki szkolenia studentów, w wyższej szkole zawodowej i na uniwersytecie w czasie trwania PRL i w okresie pozornej wolności, gdy przyszło mi zakończyć karierę zawodową. Zawarłem swoje wspomnienia i bogate doświadczenie nawet w swoistej autobiografii, pt. „Wspomnienia śląskiego „srakotłuka””, ale nie mogę znaleźć wydawcy, a na własny koszt drukować nie mogę, bo profesorska emerytura wystarcza ledwie do wiązania końca z końcem i to z roku na rok jest trudniejsze zadanie, bo te sznurki są coraz krótsze, albo palce zwiotczały… i nie tylko one.
Do ilustrowania pierwszego hasła służyły wyniki matury z jednej szkoły, w której nikt tej matury nie zdał, a drugi artykuł zawiera słuszną skargę Kingi, tegorocznej maturzystki z VIII LO w Krakowie, która kwestionuje rzeczowość oceny swej pracy maturalnej i nie ma żadnej szansy na zmianę oceny poprzez analizę jej pracy przez bezstronnych ekspertów z poza CKE.
Oba artykuły zasługują na to, aby je zdanie po zdaniu skomentować, szczególnie pokrętne tłumaczenia złego prawa w wykonaniu członków CKE oraz MEN’u, ale nie jest to technicznie możliwe ani w Angorze, ani na blogach Polityki, które przecież mają ważniejsze problemy, jak Natanek, Blondyn z Norwegii itp. Byłbym wdzięczny za wskazanie blogu, na którym hasło pewnego mądrego Polaka:
”Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”
mogłoby być szerzej omawiane, może istnieje taki blog „oświatowy”?
Przedstawiciele instytucji odpowiedzialnych za stan szkolnictwa udają zdziwionych tak słabym przygotowaniem uczniów do matury i przypominają, że poszczególne rządy miały genialne koncepcje uzdrawiania sytuacji, ale zawsze coś nie wyszło. Sam przeżyłem wiele zmian systemu szkolnictwa – najpierw jako uczeń, potem student i jako nauczyciel wszystkiego typu szkół. Najgorzej było, gdy dany rząd miał szansę wcielić w życie swój genialny pomysł, bo czasem na szczęście bardzo szybko przestały „rządzić”. Mam wrażenie, że każda zmiana pogorszyła tylko sprawę, bo nie uwzględniała najważniejszego czynnika. Wiadomo, że jeśli nie wiadomo o co chodzi – to chodzi o pieniądze. Władze PRL startowały w sytuacji, gdy żyło jeszcze sporo nauczycieli przedwojennych, dobrze wykształconych i w miarę zaangażowanych. Niedobory naturalne próbowano likwidować szkoleniem młodych nauczycieli, często w sposób przyśpieszony ze zmiennym skutkiem. Nauczyciela traktowano w PRL swoiście: Zawsze słyszałem, jakie to ważne dla narodu powołanie i to z tak wysokim uznaniem narodu cieszy się ten zawód, że przyzwoite wynagrodzenie jest sprawą drugorzędną. Nauczyciel miał żyć w chwale narodu, ale za marne grosze.
Przykład konkretny: Rok 1951. Nauczyciel kwalifikowany do pracy w szkole podstawowej miał pensję 450 zł brutto. Podatek był niewielki (około 6 zł). Ceny towarów były zbliżone do dzisiejszych. Nie było mnie stać na zakup własnego ubrania, chodziłem w częściach umundurowania kolejowego moich starszych braci, buty – saperki – też kolejowe, kurtka zimowa na dwóch lub trzech takich chudzielców jak ja – też kolejowa, ale od szwagra tym razem (sami kolejarze). Do domu miałem 20 km, nie miałem środka lokomocji. Udało mi się kupić przedwojenny rower – pełny balon – z łatanymi oponami, robił hup-hup-hup na drodze na złączach kawałków opon. Mimo to pracowałem z pełnym oddaniem i nie narzekałem. Cały czas byłem przekonany, że będzie coraz lepiej… i nawet było. Takich nauczycieli pewnie było wielu (…dziś prawdziwych idiotów już nie ma… lub podobnie jak w piosence). Wykruszyli się belfrowie przedwojenni, wyższe szkoły pedagogiczne uzupełniały niedobory. Niestety przy tak niskich zarobkach zawód nauczyciela był nieatrakcyjny i z roku na rok nabór na studia był faktycznie „nabieraniem” kandydatów i przyszli coraz to słabiej przygotowani kandydaci, woleli studiować medycynę. Skutek naboru, mimo usilnej pracy nad coraz gorszym „materiałem ludzkim” prowadził do zwiększenia rzeszy kiepsko przygotowanych i nie zmotywowanych do nisko płatnej pracy nauczycieli. Oni z kolei produkowali coraz gorszych kandydatów do szkół średnich i wyższych, lawina toczyła się w wiadomym kierunku. W gonitwie władz za sukcesem zniewolono nawet dobrych nauczycieli do zmniejszenia wymagań, stawiane dwój nie było mile widziane. Matura stała się prawie fikcją, a nie strasznym stresem jak za moich czasów, gdy dziewczyny histeryzowały i straszyły samobójstwami. Prawdopodobnie blisko dna znajdowaliśmy się, gdy „długi minister” pozwalał studiować mimo oblania matury. Modyfikowano system oświaty raz na modlę radziecką, teraz te 6-latki to stary sposób niemiecki (ja to przeszedłem), a jakiś super-europejczyk zmałpował system zdawania matur jak we Francji (CKE), cały czas podchodząc formalnie do sprawy, nie usuwając źródła tej niemocy pedagogicznej – braku szacunku społeczeństwa do tego zawodu, marnie opłacanego. Stwierdziłem w mojej pracy nad kształceniem nauczycieli, jak przeraźliwie obniżał się systematycznie poziom prac magisterskich i egzaminów magisterskich. Nie widzę światła w tym ciemnym tunelu, jeśli nie będzie zmian prawdziwie systemowych. Zacząć od odpowiedniego wynagrodzenia, takie ryzyko na wyrost, potem zwiększyć wymagania wobec pracy nauczyciela i po kilku pokoleniach może być postęp. Zacząć trzeba od szkoły podstawowej… ba! nawet przedszkola.. i doprowadzić do tego, co było przed wojną: Świadectwo ukończenia czegokolwiek oznaczało, że obywatel posiada określone programami wiadomości, a dziś każde świadectwo jest tylko świstkiem papieru, który niczego nie udowadnia. Było to już widoczne, gdy ja byłem na studiach. Miałem kolegów o świadectwach z czerwonym paskiem, a byli miernotami.
Na moich świadectwach ze szkoły podstawowej i gimnazjum ocena była adekwatna do sytuacji, również przy ocenie tzw. sprawowania. Gdy miałem ze sprawowania trójkę (zadowalający) to moi rodzice się cieszyli, mieli obawy, że będzie gorzej. Wprawdzie nikt jeszcze nie znał pojęcia ADHD, ale byłem utrapieniem nauczycieli, choć nie złośliwie, tylko mnie wszystko nudziło, bo materiał obowiązkowy miałem w małym paluszku. Gdy na mojej pierwszej posadzie chciałem postąpić analogicznie z oceną sprawowania, rodzice chcieli mnie zlinczować, bo w polskiej szkole uczeń miał z urzędu bardzo dobry, a gdy bił uczniów ewentualnie, wyjątkowo, „dobre sprawowanie”, a jak bije nauczyciela, to można było dać mu trójkę, ale na wszelki wypadek zmienić szkołę – tak było z moim poprzednikiem! Ocena nic nie znaczy, świadectwo ukończenia tak samo, to jak ma być dobrze w społeczeństwie? Gdy to się dzieje u lekarzy to zdarzają się przypadki wycięcia zdrowej nerki (w Warszawie). Kolega uciekł ze stołu operacyjnego, gdy zauważył podejrzane zainteresowanie chirurga zdrową nogą. Moja okulistka posłała mnie do wojewódzkiego szpitala na badanie u super-specjalistów – angiografia. Gdy „specjalistka” zakrapiała mi zdrowe oko, zapytałem, czy to dla celów kontrolnych, wtedy mnie przepraszała, że się pomyliła. U lekarza efekt braku wykształcenia jest namacalny (lub wręcz przeciwnie po zbędnej resekcji), a w szkole tego nie widać natychmiast – papiery są, a więc wyniki są! Jeśli wtedy komuś się marzy, że matura ma jakiś sens i jest oceniana obiektywnie, a więc nie przez nauczyciela danego ucznia, pojawia się zdziwienie i rozczarowanie. Rzeczą typową u studentów przedmiotów ścisłych są braki z matematyki na poziomie szkoły podstawowej!!! Co tam matura z matematyki! Była zawsze za trudna dla części uczniów. Formy „pomocy” na maturze z matematyki są stare jak świat. Pal diabli, gdy abiturient ma wybitne zdolności humanistyczne, będzie pisarzem lub dziennikarzem, a honoraria sobie jakoś policzy.
Teraz drugi problem, typowy w szkolnictwie i nauce – do tytułu profesora włącznie – powszechność sądów kapturowych, gdzie nieodpowiedzialni ludzie bezkarnie mogą gnoić np. kandydatów na stopień doktora habilitowanego (CKK). Całe tomy mógłbym napisać na ten temat. Odnosząc się do skargi Kingi, to absolutnym świństwem są praktyki CKE, nawet wtedy, gdy jakiś idiota to ustalił ustawowo, a oni tylko przestrzegają złego prawa. A może to nie tyle ustawa a zarządzenia MEN? Skoro skargi były już w 2005 roku to chyba można było pochylić się nad tą sprawą. Nie wiem, jak wygląda dostęp do dokumentów w przypadku matur francuskich, ale bardzo dobrze wiem, jak wygląda ocena naukowca – nie ma sądu kapturowego, oceniany naukowiec zna recenzenta, dostarcza mu nawet materiałów na swój temat i zna opinię. Nikt nie ma szansy szkodzić anonimowo, co w Polsce jest normalne. Dlaczego tego osiągnięcia procedur francuskich nikt ważny nie wprowadza u nas?
Z Wikipedii:
Krakowice – kolonia w sołectwie Kukań gmina Gryfice powiat Gryficki województwo Zachodniopomorskie. 😉
Więc trzeba chyba będzie wymyślić nową nazwę, tylko taką żeby Zagłębiacy znowu nie narzekali że się o nich zapomina i pomija 🙂
Na sąsiednim blogu udało mi się umieścić moje zdanie na temat organizującej się – na razie – mniejszości tureckiej w Niemczech, zdecydowanie liczniejszej od Polonii w Niemczech i Ślązaków różnej maści na Śląsku. Temat blogu – multikulti!
Turcy w zasadzie czują się źle w nowej ojczyźnie. Jednak nie chcą wracać do piasków i skał Anatolii, aby tam hodować kozy, ale zamierzają przemienić odpowiednio Niemcy na miarę swoich potrzeb i możliwości. Podaję kilka aktualnych żądań imigrantów tureckich, wyrażonych w różnych mediach.
Jakie są niektóre życzenia miłych gości?
Chcemy autonomii dla Turków w Niemczech z celem niezależnej administracji.
Chcemy tureckich nazw miejscowości w Niemczech.
W supermarketach informacje muszą być napisane po turecku…
Chcemy jako pierwsze uczynić kraj związkowy Nadrenię Westfalię autonomiczną turecką republiką.
Jako dalszy krok Berlin ma być autonomiczny i turecki, a rząd RFN niech wróci do Bonn…
Następny kanclerz RFN i jego ministrowie muszą być Turkami!!!
Mam kilka wniosków:
1) Dla prezesa Polonii w Niemczech:
Skopiować, zamienić wyraz „turecki” na „polski” w odpowiedniej formie gramatycznej i na ryk śmiechu opinii publicznej wsadzić korki do uszu ( z hucpy Turków nikt się nie śmieje, bo za nimi stoi największa i najbardziej nowoczesna armia Europy).
2) Niech Gorzelik pomyśli nad swoimi żądaniami i dopasuje je z lekka do żądań niedawno przybyłych do kraju sąsiedniego gości – mając na uwadze fakt, że Ślązacy nie są gośćmi na Śląsku, tylko autochtonami od setek lat, a gości na pewno potraktujemy tak, jak na to zasługują (np. prezesa, speca od zakamuflowanych opcji). Gorzelik pozbędzie się trochę kompleksów.
3) Wrogowie autonomii proponowanej przez RAŚ niech popatrzą, jak radzą sobie Turcy i porównają to z umiarkowanym programem RAŚ. Nie sądzę, aby Gorzelik chciał wygryźć Tuska, albo Komorowskiego z Krakowskiego Przedmieścia – pewnie polubi Katowice i budynek Sejmu Śląskiego.
@Antoniusie blog dla belfrów „Belferblog” prowadzi Dariusz Chętkowski, wystarczy przewinąć stronę z blogami trochę w dół. Życzę owocnych sporów.
Pozdrawiam
PS
Zaliczam Turcję do Europy na tej samej zasadzie, co politycy i dziennikarze zaliczają Izrael i Gruzję, nie dbam o geografię.
I tu się mylisz @Antoniusie, twierdząc, że tureccy emigranci nie myślą o powrocie do swojej ojczyzny. Wyczytałem gdzieś, że więcej Turków wyjeżdża z Niemiec, niż przyjeżdża. Piszesz dość lekceważąco o Anatolii, a toć to prawie kolebka naszej cywilizacji. Turcja jest krajem o dość niejednorodnym stopniu rozwoju i rzeczywiście jej wschodnie rubieże są słabo rozwinięte i to pod każdym względem. Są też miejsca, dość liczne, o których Polsce tylko marzyć i jeszcze długo będzie się musiała biedzić, ażeby mogła się porównać. Stambuł to nie wieś Warszawa, tylko europejska kosmopolityczna kilkunastomilionowa metropolia.
W tym tekście, który zamieściłem @Antoniusie, zobaczyłem zgubne skutki obcowania z propagandą „my lepsi”.
Pozdrawiam
Kamraty, co poniektorzy na tle RAŚ-u już mają ipi. Przeczytejcie
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,10046422,Rota_wedlug_PiS___Nie_beda_RASie_pluc_nam_w_twarz_.html
Pozdrawiam
Andrzeju 52 ;
Przeczytałem , trudno takie wypociny traktowac poważnie .Oni, tj. Pisowcy infekują chorobliwymi pomysłami Polaków, nawet tych którym Europa dała chleb po 2004 roku .Natomiast co do Germanizacji to chętnie „czysci” Polacy ,teraz tam w BRD licznie mieszkajacy i zarabiajacy na życie zabiegaja o to by naturalizować się .Adam Krzeminski na łamach POLITYKI pisał o tym przy okazji kiedy przedstawiane były sprawy organizacji Polonijnych w Niemczech, a na blogach Polityki komentował te problemy nieoceniony @Antonius . Brawo Antoniusie !!!
Podam jeden przyklad .
w 1994 roku kiedy otwieraliśmy sie z kolegą biznesowo na Niemcy ( organizacja sp.z o.oo ,pomoc prawna w Polsce, wspólne geschefty ,pojawił się w Szczecinie Krzysztof Zieliński, absolwent Akademi Rolnicznej w Szczecinie urodzony w Gryfinie ( ze 30 km od Szczecina ) On , w Dolnej Saksoni pozostał przypadkiem w 1981 roku i po 13 latach ten Krzysiu przedstawiał się jako (fonetycznie ) Kristofer Cylinski aus Niemcy ,a jeździł do Graifhagen (Gryfino ) via Gollnow ( Goleniów ) .
Prosił, by pisząc w dokumentach jego nazwisko Zieliński -unikać kreseczki nad literką -n. (sic)
Kristofer pozostanie dla mnie takim okazem głupka.
ps.
A Co?? niema przeciekow z GUS-u w sprawie spisu ???
Nasz gospodarz coś tu obiecał .Jeśli do wyborow parlamentarnych GUS będzie milczał to coś to bedzie oznaczać . System informatyczny jesli dział sprawnie to powinien taka liczbe NAS interesująca znac i …PODAĆ Ciekawe ,podadza do dnia wyborow czy nie podadzą .
Na czas wyborow bedę w Katowicach ,obiecałem Kaźmierzowi Kutzowi oddać ten jeden głos , tak napisałem pod jego felietonem w GW ,kiedy smykałem się po parterowej US.
Z Pozdrowieniem
Waldemar
Waldemarze!
Jak piszesz o „Zielinskim (fonetycznie „tsilinski”), wtedy śmiech mnie ogarnia, bo pewne klapki w mózgu się otwierają. Moja córka, prawdziwa patriotka polska – tak mniemam, bo coś po matce musi mieć, jeśli jest do mnie podobna z wyglądu – po mężu nazywa się „Żołna”, jak taki ptaszek, a w Niemczech musiała się przestawić na „Zolna”.
Drugi przypadek z początku lat 50-tych był raczej dla mnie smutny, taki policzek dla Ślązaka. Po oblewaniu mojego egzaminu magisterskiego zaprosiłem moich profesorów do „Europy” na przyjęcie. Popijalismy nieźle i to dało skutki, znaleźliśmy się w toalecie (siusianie), ale nie przerwaliśmy dyskusji. Oni opowiadali o swoim koledze o nazwisku Cygan. To był Ślązak, ale hołubiony przez swojego profesora ze Lwowa, który wysłał go na staż do Niemiec, co było niesamowitym wyróżnieniem wśród „prawdziwych” Polaków, którzy mu zazdrościli. On wyjechał i z Monachium napisał im kartkę, że zostaje. Kartkę podpisał „Zigan”. To przekraczało granice przyzwoitości i gdy w tej toalecie opowiadał jeden z profesorów tę historię, zwrócił się o kolegi: „Pamiętasz Cygana”? Odpowiedź była krótka; „To ch.j”! Też tak uważałem. Jego profesor tak się zraził do Ślązaków, że nawet wiele lat później, gdy mu zaproponowano opiekę nade mną jego pierwsze pytanie było: „Ten G. to Polak czy Niemiec”? Pytanie, na które nawet wtedy nie umiałem sam odpowiedzieć zgodnie z własnym sumieniem – nie odpowiedziałem wcale. Opiekował się mną wspaniały, inny profesor ze Lwowa i nigdy nie postawił mi takiego pytania tylko pomagał według swych sił i możliwości i jemu zawdzięczam, ze pierwszy raz mogłem pojechać na staż zagraniczny do Francji, choć Niemcy i tak były dla mnie „rajem zakazanym” w tamtych czasach. Później bywałem tam, ale nie poszedłem w ślady Cygana.
@Waldemar, co do wyników spisu, podobno wszystko było przekazywane od rachmistrzów on-line, czyli wszystkie dane były natychmiast w głównym komputerze. Wyniki powinny być znane w kilka sekund po zamknięciu spisu. Chyba że wyniki będą ustalone przez polityków, szczególnie te dotyczące narodowości. Co do terminu publikacji wyników, to nie mam złudzeń, dowiemy sie po wyborach, jest to za bardzo niebezpieczne politycznie. zresztą już na wiosne gdzieś czytałem, że pierwsze wyniki mają być koło grudnia. Nic sie nie martw, w razie gdyby wybory wygrała partia (Nie)Prawych i (Nie)Sprawiedliwych, to okaże się że do narodowości śląskiej i języka śląskiego nikt się nie przyznał. A nasze prsonalia są znane w GUS, tak że można sie spodziewać wtedy wizyty „smutnych panów” o szóstej rano.
Co do niemieckij pisowni polskich nazwisk, to spotkałem sie u „polskich Niemców” z tym, że uprzedzali mnie,że w miejscu publicznym nie będą ze mną rozmawiać w naszy języku, tylko w niemieckim.
@Antonius, pisząc „Polski Niemiec” nie mam na myśli Ślązaków-Niemców, tylko osoby które wygrzebały papiery, że ich Opa był w Wehrmachcie i na tej podstawie poprzez Friedland otrzymały obywatelswo niemieckie.
Kamraty, mam taki pomysł, wyślijmy maile do redakcji z prośbą o przywrócenie stanu bloga z przed sławetnej modernizacji. Wcześniej można bylo prawie na żywo dyskutować ze sobą, a teraz już tu prawie nikt nie pisze, bo i po co , jak komentarze muszą czekać po 20 godzin. Moze w redakcji ktoś raczy pomyśleć, czy blog jest dla czytelników, czy czytelnicy dla bloga (Redakcji)
Pozdrawiam
Niesamowite, mój komentarz ukazał sie po godzinie z minutami.
Ech, kamraty co tu dużo gadać, toż to czysta grafomania, w ten sposób można przerobić każdy tekst w dowolnym celu. Dziecinada.
Mnie martwi całkowite fiasko podniesienia rangi naszego języka, wszytko utonęło w sejmowych deliberacjach i w nowej kadencji wszytko będzie trzeba rozpoczynać od nowa. Zanim wrzucicie do urn kartę wyborczą, dokładnie zapoznajcie się z działalnością waszego kandydata na posła lub senatora i nie namawiam tu nikogo na oddanie głosu na konkretną partię. Prawdę powiedziawszy, wszystkie partie ubiegające się o nasze głosy zlekceważyły nasze dążenia w prawnym umocowaniu języka śląskiego. Skoro tak, możemy tylko wybrać tych kandydatów (obojętnie z jakiej partii), którym sprawa naszego języka leży na sercu.
Chciałbym jeszcze wrócić do niedawnego marszy autonomistów RAŚ w Katowicach i stwierdzić za Michałem Smolorzem, że prezydent Katowic i wojewoda to kmioty czystej wody, bez odwagi cywilnej i odrobiny kindersztuby. Oni się bali (!!!!!!) wyjść do ludzi i powiedzieć kilka słów.
Podśmiewacie się kamraty z ludzi, którzy podrasowali sobie nazwiska polskie na bardziej z niemiecka brzmiące. Kiedyś (za młodu) mnie to i śmieszyło, i denerwowało, ale z czasem zrozumiałem ich intencje, bo nie zawsze były takie jak sobie wyobrażamy. Czy mój kolega Konik z Chorzowa miał dalej pozostawać w Niemczech ” pod siodło”, czy też wrócić do „berła i korony”. A taki dajmy na to Reszka powrócił do „e” w miejsce „a”, bo tak kiedyś się nazywał jego ojciec. Można by tak w nieskończoność, sami zresztą musicie to wiedzieć.
Jeśli chodzi o strach polskich emigrantów przed tym, że mówiąc po polsku w Niemczech, będą źle postrzegani przez Niemców, też mi wiadomo o takich przypadkach. Tak się składa, że ci zwolennicy mimikry wszyscy urodzili się przed wojną, młodsi na mają takich zahamowań. Dobry temat na badanie socjologiczne i tutaj też nie piętnuję tych ludzi a’priori, bo niby skąd mam wiedzieć, że tak robią?
Pozdrowiena
W ostatnim zdaniu powinno być: ….,bo niby skąd mam wiedzieć, dlaczego tak robią?
[i]Wyniki powinny być znane w kilka sekund po zamknięciu spisu[/i]
A są już znane w innych państwach unijnych, czy tam też wyniki ustalają politycy?
Antoniusie !
Nawiazujac do Tsilinskiego ,przypominam postac ktorą wtedy poznałem Klausa Pumpa urodzonego właśnie w Gollnow a dziś Goleniow .
Klaus był wtedy szefem departamentu Raiffessen Ha Ge w Kiel (tam wielokrotne wizyty) zajmował się importem nawozów m.in z Polski .Rocznie sprowadzał dla firmy ze swiata – 1 milion 200 tys ton. Miał znakomite kontakty w Kedzierzynie -Koźlu i innych dużych fabrykach nawozów w Polsce (Puławy- dyr. Malinowski). Dla Klusa SALMAG (saletrzak ) z Kedzierzyna to ekstra towar /
Klaus Pump zawsze jeździł do Goleniowa -takiej nazwy używał – sympatyczny facet .
Pozdrawiam
ps
Andrzeju 52 ;
Trzeci miesiac nasz gospodarz milczy ,może cos się Jemu nie daj Boże złego stało ?
Obsługa tego bloga zanikła ?! pytam moderatorów
@Śleper pisze:
2011-07-28 o godz. 22:34
Coś dla śmiechu – i z nudów.
*** Piszesz dość lekceważąco o Anatolii, a toć to prawie kolebka naszej cywilizacji.***
Nie wydawało mi się, że zlekceważyłem Anatolię. Nigdy tam nie bylem, ale wdziałem obrazki w TV (owe skały i piaski). Te kozy to realia, poza tym od dziecka miałem tez kontakt z kozami. Nasza koza zeżarła nam w czasie wojny 3 kg masła!!! tzn. „rodziła” w kuchni i zeżarła kartki na masło.
Odnośnie Anatolii druzgocący komentarz o ludziach stamtąd napisał integrowany Turek z Ankary, już urodzony i kształcony w Niemczech. Jest w tej chwili w komentarzach w „Junge Freiheit”.
@Antoniusie, co tam kozy, w Anatolii mógłbyś zobaczyć wielbłądy, muły i osły. Widziałbyś też ludzi o niewiarygodnej wręcz pracowitości i sumienności w wykonywaniu swoich obowiązków w pracy, czego w Polsce nie było, nie ma i nie będzie. W Ankarze nie radziłbym wsiadać za kierownicę samochodu, bo można by to przypłacić rozstrojem nerwowym – piesi potrafią wędrować po wymalowanym pasie dzielącym drogę na pasy ruchu. Bardziej na południe leży uniwersytecka Konya i wierzaj mi, takiego kampusu żadna z polskich uczelni długo mieć nie będzie.
Do naszej rodziny (szeroko rozumianej) wszedł (też akurat w Niemczech) turecki Kurd (jeszcze bardziej na wschód), bardzo sympatyczny młody konstruktor maszyn latających (bynajmniej nie drzwi od stodół). Prawdę powiedziawszy, to ja wiem więcej o ojczyźnie jego przodków niż on, jego to nie interesuje.
Przypominam też sobie o głupkowatych komentarzach i uśmieszkach niektórych moich rozmówców, gdy 20 lat temu twierdziłem, że Chiny staną się potęgą gospodarczą (już są) i technologiczną (będą).
Z nudów możesz się nie fatygować, a rozśmieszyć kogoś nie jest łatwo.
Pozdrawiam
@Śleper pisze:
2011-08-04 o godz. 23:02
Niestety nie zobaczę już ani Anatolii ani Ankary. Prawdopodobnie już zostanę w miejscu, bo mam bardzo blisko do cmentarza i jestem oraz bardziej „ślepy”.
Nawet do Reichu już nie polecę, choć mam tam rodzinę. Nie wiem nawet, jak długo będę w stanie bawić się w blogowicza. Na razie kupię sobie większy monitor nie wiem czy to coś da. Przy powiększeniu 200% na razie widzę, ale muszę przesuwa teksty, aby ogarnąć całość. Niektórych reklam na blogach nie da się usunąć, bo są poza ekranem.
Powiem sobie zawsze: „Immer lustig und vergnügt, bis der Arsch im Sarge liegt”.
Pozdrawiam!
@Antonius,
nie robcie żodnych gupot, ino klupcie w te PC-knefle ila wlezie!
A jak,
kommt der Sensemann, dann sagt ihm munter;
rutsch` mir mal den Buckel runter!!!
Drogi Antoniusi,jo ,bardzo skromny ,od urodzenio Slazok,prosza Wos bardzo,byscie nos(Slazokow) na tym blogu nie opuszczali.Wasze wypowiedzi sa zawsze zgodne z naszymi odczuciami ,choc czasami kontrowersyjne.Mocie za sobom wiedza, odwaga i „obowiazek” przekazania nom,moze trocha mlodszym,prowdy o downych czasach.
Zycza Wom duzo zdrowio i w miara mozliwosci dalszego pisania na tym blogu.
Klopfer mo racja „nie robcie żodnych gupot, ino klupcie w te PC-knefle ila wlezie!”.Czytom Wos z wielkim podziwem i uszanowaniem!Piszcie dali,prosza!
Drodzy kamraci @Iwo i @Klopfer, nie upupiajcie @Antoniusa, on mi da radę bez waszego wsparcia. @Antonius trochę się skarży na swoją sytuację fizyczną, ale sami widzicie, że doskonale sobie radzi z takimi piratami jak ja. Tak się składa, że z małżonką opiekujemy się osobą nam bliską, w tym samym wieku co @Antonius, ale gdzie jej tam do jego sprawności intelektualnej. Jestem przekonany, że nasz kamrat o tym wie i ostatnią rzeczą której pragnie, to skopanie mi dupy przez postronnych ( sam to potrafi).
Pozdrawiam
@Śleper pisze:
2011-08-07 o godz. 22:05
Długo „wróżyłem” na temat tego „…skopania mi…”, bo chyba nigdy tego nie robiłem. Lubię przekomarzania nawet z Śleprami z „ś” zamiast „sch” i nie wydaje mi się, abyśmy kiedykolwiek przekroczyli granicy przyzwoitości przxy wyminie poglądów. Na ostatnie zdanie z poprzedniego wpisu o Anatolii nawet nie zwracałem uwagi. Dziś przeczytałem jeszcze raz (z nudów) i zrozumiałem, że można to było uznać za przytyk do mojej wcześniejszej wypowiedzi (a była „wężykiem”).
***Z nudów możesz się nie fatygować, a rozśmieszyć kogoś nie jest łatwo.**
Wiem, że niełatwo kogoś rozśmieszyć, o tym wiedzą też profesjonaliści – satyrycy. Ja się czasem staram, ale braw nie oczekuję.
Pyrsk!
[i]Wyniki powinny być znane w kilka sekund po zamknięciu spisu[/i]
A są już znane w innych państwach unijnych, czy tam też wyniki ustalają politycy?
drogi Wielki Wikipedysto,
a jest w świecie cywilizowanym drugoj takoj Priwislinski Kraj ze stolycom w warsiawie? gdzie takie kanty na tle narodowościowym są dokonywane? (pominąwszy taki drobiazg, że oprawca i okupant, który odwiedził te ziemie po 1945 nadal się uważa za ofiarę?)
Numer z narodowością okazuje się prosty jak konstrukcja cepa:
Jak poinformował obłudnie skruszony GUS, w trybie samospisu tudzież rachmistrza lub podobnym ma być spisane tylko ok. 20% (tzn. 80% NIE)
Dane reszty zostaną zebrane w „trybie administracyjnym”. Oczywiście tym administracyjnym zostanie z urzędu przypisana narodowość polska… (jak mawiał pewien znany kabareciarz: „Jeżeli Pan Hrabia w tym momencie zwymiotował, to bardzo Pana Hrabiego przepraszam”).
W ten oto prosty sposób drwal z Bieszczad, który nie wie co to Internet, mieszkaniec kanałów i węzłów ciepłowniczych, nie znający słowa w polszczyźnie piłkarz są czystej narodowości polskiej oraz całe wsie pod Supraślem automatycznie są zamieszkane przez czystych Lachów.
W ten sposób oszacowano narodowość ok. 65% populacji.
….i tak oto stał się cud, w całej polszy jeno polski lud…..
Jak wytłumaczy GUS – ” to oczywiste, skoro spis dotyczy obywateli polskich to wszyscy mają być polskiej nacji… ….i będą….
jak widać metodologia badawcza Naszego Drogiego Wikipedysty przeniosła się z IPN do GUS i w ten sposób zawsze osiągniemy jedynie słuszne rezultaty…